R143. Winters Rebecca - Ich dwoje.pdf
(
431 KB
)
Pobierz
Both of them
REBECCA WINTERS
Ich dwoje
Tytuł oryginału. Both of Them
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tak, on był ojcem dziecka! Ta sama smagła cera, sil-
nie zarysowany podbródek, kruczoczarne włosy. Nie
miała najmniejszych wątpliwości.
Cassie przystanęła w progu luksusowego gabinetu i
głęboko westchnęła. Matczyna intuicja jej siostry okaza-
ła się niezawodna. Przypomniała sobie jej słowa:
- Cassie, od pierwszej chwili wydawało mi się, że z
Jasonem jest... coś nie w porządku. Ted powiedziałby to
samo, gdyby żył. Jason nie jest naszym synem! Jestem
tego pewna!
- Pamiętasz, mówiłam ci, że zaraz po porodzie, zabra-
no go na oddział intensywnej terapii. W szpitalu pano-
wało straszne zamieszanie, bo stale przywożono ofiary
po wypadku w fabryce. Sądzę, że do pomyłki doszło w
chwili, kiedy mi przyniesiono dziecko z intensywnej
terapii.
- Jason należy do swoich prawdziwych rodziców.
Przyrzeknij, że odnajdziesz mojego syna i zaopiekujesz
się nim. Wtedy będę mogła umrzeć w spokoju.
Podobieństwo było tak uderzające, a ojcostwo męż-
czyzny rozpartego za biurkiem tak oczywiste, że poczuła
dreszcz. Dziewięciomiesięczny Jason był doskonałą ko-
pią Trace Ellingswortha Ramseya III, pana i władcy
największego banku w Phoenix.
Na myśl, że ma przed sobą człowieka, który zabrał
syna jej siostry, poczuła dojmujący ból. Dziecko Susan
nosi teraz jego imię, a na jego żonę próbuje mówić
„mama" Zajmuje określone miejsce w potężnej, bogatej
rodzinie.
Czy Ramseyowie kiedykolwiek mieli wątpliwości?
Czy, podobnie jak Susan, czuli, że ich dziecko jest jakieś
inne? Czy zauważyli jakieś charakterystyczne cechy,
których w ich rodzinie nigdy nie było?
-Proszę niech pani wejdzie! - energiczny głos
Ramseya doskonale pasował do jego wyglądu.
Cassie rzuciła okiem w stronę Jasona, śpiącego w no-
sidełku, stojącym obok biurka sekretarki, i weszła do
gabinetu.
Ogrom pomieszczenia przytłoczył ją i onieśmielił.
Nagle poczuła się krucha i bezbronna. Starając się nie
potknąć na wysokich obcasach, ruszyła w stronę męż-
czyzny. Brak rodzinnych fotografii na jego biurku nie-
przyjemnie ją zaskoczył. Prócz kilku obrazów na ścia-
nach i drzewka bonsai w rogu gabinetu, nie dostrzegła w
tej ogromnej przestrzeni nic przyjaznego. Nieskazitelny
garnitur gospodarza i jego odpychające spojrzenie po-
głębiały tylko to odczucie.
Przysiadła na krześle.
-Dziękuję, że zechciał mnie pan przyjąć. Wiem,
jak bardzo jest pan zajęty.
Ciemne brwi uniosły się w wyrazie zniecierpliwienia.
Sekretarka powiedziała mi, że ma pani jakąś niezwy-
kle pilną sprawę natury ściśle osobistej.
Tak. To, z czym przychodzę, dotyczy tylko nas - spoj-
rzała na niego błagalnie - to znaczy, pańskiej
żony oczywiście też - dodała, spuszczając oczy koloru
morskiej wody.
Mocne dłonie na biurku zacisnęły się. Spojrzenie
chłodnych niebieskich oczu stało się jeszcze bardziej
wrogie. Zamigotało w nich światełko. Zupełnie jak u
Jasona... kiedy się gniewał.
-Moja sekretarka zwykle potrafi się dowiedzieć,
kto z jaką przychodzi sprawą, zanim go do mnie
dopuści. Tym razem zrobiła wyjątek. Mam nadzieję,
że nie kłamała pani mówiąc, że tó sprawa życia lub
śmierci. W przeciwnym razie oskarżę panią o samo
wolne wtargnięcie do mojego biura i naruszenie mojej
prywatności. Od tego jest. prawo i odpowiednie kary.
Jego arogancki ton sprawił, że zaniemówiła. Gdyby
sprawa nie była tak niezwykle ważna, wyszłaby bez
słowa, zatrzaskując za sobą drzwi.
-Przyszłam w sprawie pańskiego syna - powiedziała
spokojnie.
Twarz mężczyzny stężała, oczy zabłysły nienawiścią.
Powoli uniósł się z fotela, pochylił, wsparł ręce o biurko.
-Jeśli próbuje pani mnie szantażować albo grozi po-
rwaniem dziecka, to radzę uważać. Pod biurkiem jest
przycisk, wystarczy, że go dotknę i wejdzie uzbrojony
strażnik.
-Pan chyba zwariował - na samą myśl, że mogłaby
zagrażać jakiemukolwiek dziecku, poczuła nie^ przy-
jemny dreszcz.
- Daję pani trzydzieści sekund, proszę mówić - głos
Ramseya nie wróżył nic dobrego. .
- Może pan usiądzie...
-Traci pani cenne sekundy.
Cassie przycisnęła torebkę do piersi obronnym ru-
chem.
-Trudno mi z panem rozmawiać, kiedy stoi pan tak...
jak kogut gotowy do walki.
Ramsey spojrzał na zegarek.
- Zmarnowała pani dziesięć sekund. Wyjaśni pani
wszystko w sądzie.
Wyraz jego twarzy świadczył, że nie żartuje.
Cassie wzięła głęboki oddech. Musi mu powiedzieć,
przecież po to tu przyszła. Niech się dzieje, co chce.
Tylko ten facet i jego żona mogą ją zaprowadzić do
dziecka Susan.
- Wiem, że mają państwo syna, który się urodził
dziewięć miesięcy temu, 24 lutego, w Palms Oasis
Health Center. Moja siostra, Susan Arnold Fisher,
tego samego dnia urodziła tam dziecko. Kiedy umie
rała, powiedziała mi, że jej zdaniem dzieci zostały
zamienione. W szpitalu był bałagan spowodowany
wybuchem w pobliskiej fabryce. Bez przerwy przywo
żono nowych rannych. Dlatego na oddziale intensyw
nej'terapii pomylono nazwiska dzieci. W rezultacie
moja siostra dostała dziecko państwa, a pan i pańska
żona zabrali do domu dziecko mojej siostry.
Przez kilka sekund panowała cisza. Żaden mięsień nie
drgnął w kamiennej twarzy Ramseya.
- Skoro już pani opowiedziała swoją bajkę - odezwał
się wreszcie - czas kończyć. Mam nadzieję, i ma pani
dobrego adwokata. Będzie pani potrzebny.
- Niech pan zaczeka! - krzyknęła, widząc, że dotyka
przycisku. Rozumiała, że jest zaskoczony, ale nie przy-
puszczała, że nie pozwoli jej przedstawić dowodu!
Plik z chomika:
box4u
Inne pliki z tego folderu:
R101. Donald Robyn - Letnia burza.pdf
(772 KB)
R102. Lamb Charlotte - Zmienne losy Leonie.pdf
(732 KB)
R104. Duquette Anne Marie - Ocalony przez miłość.pdf
(838 KB)
R103. Wentworth Sally - Gra o szczęście.pdf
(656 KB)
R107. Mather Anne - Dziewczyna jak ogień.pdf
(695 KB)
Inne foldery tego chomika:
01) 001 - 100
03) 201 - 300
04) 301 - 400
05) 401 - 500
06) 501 - 600
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin