Łupieżcy w sutannach
W ciężkich latach okupacji chciwy mamony kler
nie zaprzestawał zdzierstwa i wyzysku parafian.
Polska podziemna wydała zdecydowaną walkę tym praktykom
Od chwili zwawarcia w 1925 r, konkordatu między Polską a Watykanem – niezwykle kosztownego haraczu społeczeństwa polskiego na rzecz Watykanu – kler Krk miał w Polsce jak w raju. Konkordat ten obciążał Skarb
Państwa, a więc całe społeczeństwo, niezmiernie wysokimi kosztami utrzymania wszystkich duchownych Krk.
Zgodnie z art. 24 pkt 3 konkordatu, państwo polskie zobowiązało się do wypłacania duchowieństwu dotacji,
która wynosiła około 20 mln zł rocznie. Wraz z wybuchem II wojny światowej ten strumień pieniędzy został
przerwany. Hitlerowski okupant nie przyjął na siebie zobowiązań wynikających z konkordatu.
W diecezjach wcielonych do Rzeszy wszystkie kapitały będące własnością kurii biskupich, a złożone w bankach,
zostały obłożone aresztem, ziemię zaś na mocy osobnego rozporządzenia oddano w zarząd państwowy.
Duchowieństwo pozbawione zostało dotychczas zasadniczego źródła utrzymania, jakim były dochody z ziemi. Zakazano kolekt (zbiórek) kościelnych. Z kościołów polecono usunąć skarbony, a zarazem wydano księżom zakaz chodzenia z kolędą. Na terenie Generalnej Guberni Krk – jako osoba prawa polskiego – utracił, w opinii władz okupacyjnych, wszelkie uprawnienia wraz z dniem 1 IX 1939 r. Wydane przez generalnego gubernatora Hansa Franka rozporządzenie głosiło, że „cały majątek ruchomy i nieruchomy byłego państwa polskiego wraz z przynależnościami, udziałami, prawami i innymi interesami (...) podlega konfiskacie celem zabezpieczenia
wszelkiego rodzaju wartości użyteczności publicznej”. W ramach szeroko zakrojonej akcji grabieży i dewastacji majątku narodowego Polski grabiono również mienie kościelne, a także wywłaszczano duchownych z ich stanu posiadania. Największe straty materialne na terenie Generalnej Guberni poniosła archidiecezja warszawska i diecezja lubelska. Do najbogatszych w przedwojennej Polsce należała archidiecezja poznańska, która znalazła się w obrębie tzw. Kraju Warty. Majątek ziemski Krk był tutaj bardzo pokaźny, zaś beneficja proboszczowskie i majątki klasztorów obejmowały po kilkaset hektarów. Cała ta własność Krk została przejęta przez okupanta. Zarekwirowano też inne nieruchomości Krk, m.in. fabrykę w Barciszewie, własność seminarium arcybiskupiego archidiecezji gnieźnieńskiej. Uzasadnienie dla tych działań było takie, że „majątek diecezji podlega biskupowi
polskiemu albo polskiemu przełożonemu zakonu, jest przeto polski, a więc jest majątkiem wrogiego państwa”.
Oczywiście, było to założenie tyleż dla Niemców wygodne, co błędne. Wszystkie te działania sprawiły, że
duchowieństwo ograniczyć się musiało w nowej sytuacji do dochodów z tzw. iura stolae (dochody z tytułu pełnionych posług religijnych). Z kolei kurie biskupie ciężar swojego utrzymania przeniosły na duchowieństwo
parafialne. Znamienne, że ani Watykan, ani kurie biskupie nie protestowały przeciw sankcjom. Gdyby podobne
kroki powziął rząd polski przed wojną, z pewnością księża wzywaliby wiernych do zbrojnego powstania przeciw ciemiężycielowi.
Już przed wojną ofiary składane księżom z tytułu tzw. Sakramentaliów – ślubów, chrztów, pogrzebów itp. – należały do najuciążliwszych haraczy nakładanych na wiernych. Z tego powodu niejednokrotnie całe wsie przechodziły na prawosławie lub do Kościoła Narodowego.
Praktykę zdzierstwa i wyzysku parafian kler po wybuchu wojny jeszcze zaostrzył. Jak wynika z licznych raportów podziemia, księża domagali się za śluby, chrzty i pogrzeby wynagrodzeń znacznie przewyższających umowne opłaty. Częste były też przypadki przywłaszczania sobie przez duchownych żywności przydzielonej ludności w ramach akcji opiekuńczej (PCK) oraz odmowy pomocy biednym, szczególnie wysiedlonym.
Jeden z raportów z terenu Brzezin i Bełchatowa meldował, że „duchowieństwo nie stoi na wysokości zadania.
Jest to prawdopodobnie w dużej mierze skutek tego, że bardziej aktywne czynniki spośród duchowieństwa, o większym instynkcie społecznym, mocniej zaawansowane w życiu narodu, zostały przez okupanta zniszczone,
a pozostały w przeważającej mierze elementy obojętne na dolę narodu i państwa, tkwiące w wygodzie i nieczułe na materialne położenie bliźniego”. Szczególnie drastyczne przykłady zdzierstwa podawali informatorzy z terenu
diecezji podlaskiej. Tamtejsi księża w sposób bezwzględny żądali za pogrzeby osób zamordowanych przez
hitlerowców opłat w wysokości znacznie przekraczającej możliwości finansowe rodzin.
Zdecydowaną walkę wydało im podziemie, samo ustalając wysokość opłat za posługi religijne. W rozlepianych
przed kościołami odezwach podawano obowiązujący cennik, grożąc proboszczom karą za jego nieprzestrzeganie. Egzemplarze odezwy z cennikiem otrzymywali lokalni komendanci AK. Niektórym księżom
dawano też do podpisania zobowiązanie, że będą stosowali się
do obowiązującego cennika. Tekst takiego zobowiązania z listopada 1943 r. brzmiał: „Świadomie i dobrowolnie
zobowiązuję się do przestrzegania znanego mi zarządzenia z dn. 25 listopada 1943 r. w sprawie cen za usługi religijne. W razie niezastosowania się do powyższego, gotów jestem ponieść wszelkie wynikłe z tego konsekwencje i kary”.
Zdzierstwo i wyzysk parafian przez księży były tak nagminne, że Delegatura Rządu Londyńskiego uznała za konieczne wydanie w grudniu 1943 r. specjalnej odezwy do duchowieństwa. Apelowano w niej do sumień księży, aby, znając sytuację materialną parafian, ograniczali pobieranie taks do minimum, a jeśli to możliwe – zrezygnowali zupełnie z opłat.
„W nadzwyczajnych wypadkach, wzorem św. Wawrzyńca, należy wymieniać martwe skarby Kościoła, jak wszelkiego rodzaju złote naczynia kościelne, na żywe, wdzięczne serca wiernych (...)”. Apel ten pozostał bez echa. Znamienne, że żaden z biskupów bądź administratorów diecezji nie potrafił (a może nie chciał) przeciwdziałać temu negatywnemu zjawisku.
ARTUR CECUŁA
Seewald