na-wzgorzu-smierci.pdf

(171 KB) Pobierz
748869066 UNPDF
Ta lektura , podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na
stronie wolnelektury.pl .
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez
JAN KASPROWICZ
Na Wzgórzu Śmierci
Wzgórze Śmierci Nc ica óie i i ie i zu c
Dusza, Raj, Szatan,
Wygnanie
Świat cały drzemie —
Świat cały śpi…
Olbrzymie cienie kładą się na ziemię,
Nad którą księżyc świeci nieruchomy,
Jakby umarły…
Niebios ogromy
Ciężko się sparły
Na sennych, mrocznych pochyłościach globu.
O jakże smutno mi!
O jak mi tęskno, samotno i smutno!
Lucyferze! Lucyferze!
Drogi kochanku mój!
Z tobą wieczyste zawarłam przymierze —
Czy mnie opuszczasz?Na to sine płótno
Mojego lica rozlej barwy świeże —
Tchów ciepłych zdrój!
Luby wybrańcze mój,
Czemu nie spieszysz do swojej wybranej,
Do swojej duszy?…
Cicho… to nie ty! O kamienne łany
Uderza echo ludzkich stóp…
Kto śmie przychodzić na ten życia grób?
Kto ze śmiertelnych waży się w tej głuszy
Szeleścić włosem, rozwianym u czoła,
Trupiego wzgórza nieskłóconą ciszę
Zakłócać swoim oddechem?
Fałdami płaszcza rozbudzać dokoła
Zamęt w powietrzu, jakiego nie słyszę
Nigdy w tym miejscu?‥ Ja się boję ludzi,
Bo ile razy kto z poddanych śmierci
Zajdzie mi drogę, przeklina wnet chwilę,
W której spełniony był grzech pierworodny
W Raju straconym…
748869066.001.png
Jesteśmy na wzgórzu —
Tu krzyż ten stanie.
Me wnętrze się łudzi,
Że chociaż gotów już haniebny wyrok,
Krwią Niewinnego ludzkość się nie splami.
Los, Obraz świata, Żyd
Ty, przyjacielu, jeśli jeszcze wierzysz,
Wątpiąc o wszystkim, wierzysz, że nad wszystkim
Jest przeznaczenie, któremu podlegał
Nawet twój Jowisz… Dla mnie, żydowina,
Inne pisano prawo, ale to ci mówię,
Że życie Jego upadło już z włoska.
Rano spoglądać będą nasze oczy,
Jeśli przed świtem nie zgasną z boleści,
Jak na to wzgórze motłoch Go przywiedzie —
I ten obdarty i ten co w szkarłatach:
Tak stać się musi… Przyczyna tej śmierci
Grzech, Kondycja
ludzka, Wąż
Nie w dni dzisiejszych strasznym leży łonie…
Wyrokowano o niej przy pogrzebie
Ludzkiego szczęścia, przed wiekami, w Raju,
Gdy za poszeptem węża–kusiciela
Niewinna nagość, z drzewa świadomości
Zerwawszy owoc, zmieniła się w ciało,
Piękne, nęcące marmurami kształtów,
Świeżością barwy i wonią, co zmysły
Nasze tumani, ale w którym mieszka
Grzech…
Lucyferze!
Słyszysz? coś tu woła.
Nie! to złudzenie… Do rana daleko…
Śpi jeszcze wokół cały świat, śpi jeszcze…
W sam czas się zbudzi, aby — spełnić zbrodnię.
Zresztą, zbyt od nas odległy ten motłoch,
Ażeby jego warczenie dotarło
Do tej wyżyny…
Przysiągłbym, drogi, że o moje ucho
Jak gdyby dziwny jakiś szept uderzył,
Który me kości przebiegł dreszczem… Nieraz
Na Wzgórzu Śmierci
Wstrząsa tak nami szelest zeschłych liści,
Opadających w jesieni…
To złuda.
Ogród oliwny daleko za nami…
Gotycyzm
Naokół cisza, jak przed wielką burzą;
Wiatr o konary nie trąca…
Bywa, gad jakiś w trawie się poruszy,
Lub ptak się spłoszy w krzewinie i wówczas
Człek zamyślony gotów się przerazić…
Lecz na tym wzgórzu martwe tylko głazy,
Ni źdźbła zieleni; nawet mech najmniejszy
Skał tych nie upstrzył; żmija nie ma żeru,
A z trupich czaszek, które tu spotykasz,
Uszło już dawno robactwo, wyssawszy
Wszystkie z nich soki.
Może…
Czybyś wątpił
O tym, co widzisz własnymi oczyma?
Tak! tak! szczególni z was ludzie!… Wątpieniem
Wypędziliście już bogów z Olimpu,
A na ich miejscu stawiacie — wątpienie.
Nie!… Do tej chwili czuję oddech głosu…
Jest tu ktoś trzeci między mną a tobą…
Znów…
Lucyferze! dlaczego śród ludzi
Zostawiasz duszę, gdzie jej tak samotno
I tak jej smutno…⁈
Prawdziwie… W powietrzu,
Cichym, miesięczną dyszącym zadumą,
Niby jęk zadrgał… Widać, niezupełnie
Gwar ucichł w mieście… Widać, wrzask motłochu
Na sowich skrzydłach dolatuje nawet
Do szczytów Śmierci… U bram Jeruzalem
Porozkładały się tłumy, przybyłe
Na święto Paschy… Pewnie wielbłądnicy
Strzegą swych zwierząt, by się nie rozbiegły…
A może miasto już przed świtem wstaje,
By się nie spóźnić w drogę na to wzgórze.
Tak… tak! ciekawość chodzi po zaułkach
Na Wzgórzu Śmierci
I niecierpliwość, dwie siostry rodzone,
Dla których noc ta w tysiąc lat się zmienia —
Tak się nie mogą doczekać poranku:
Ofiar grzechu, ciężki na Golgotę
Krzyż dźwigająca, to dla nich igrzysko
Nad igrzyskami…
Nędzny świat! Zaiste!
Dla filozofa, co by go chciał zbawić,
Filozof, Obraz świata,
Samobójstwo
A, mając oko jaśniejsze od innych,
Spoglądać musi, jak się coraz bardziej
Wszystko rozpada pod grzybem podłości,
Najlepiej ciemię przyozdobić w róże,
Wychylić miarę cypryjskiego wina,
Objąć rękami obnażone uda
Ciepłej Laidy i potem w rozkosznym
Zapamiętaniu rozciąć sobie żyły.
Mądrość rozpaczy… Oto jakim jesteś —
Jakimi wszyscy jesteśmy, co w sercu
Bóg, Chrystus, Grzech,
Kondycja ludzka, Obraz
świata, Przemiana
Mamy uczciwość, a nie mamy woli,
By tę uczciwość ubrać w stal i śmiało
Na bój wyruszyć… Ale ja ci mówię,
Że czas nadchodzi wielkich zmian. Nie będzie
Muzyką linii krągła Kallipygos¹
Przygłuszać mocy w szlachetnym człowieku,
Że zamiast walić żelaznym taranem
W przybytek grzechu, którego jest świadom
I który chciałby uprzątnąć ze świata,
Rzuca się w jego objęcia, pijany,
I czołem bijąc swej własnej słabości,
Ginie, choć prawo miał zostać zwycięzcą.
Wiesz, Aletheju: Któryś z waszych mędrców
Uczył, że wszystko jest z ognia… Nie umiem
Tego–ć wyłożyć, ale jedno widzę:
Że z ognistego krzaka znów przemawia
Bóg do nas, ludzi, i że od płomieni
Głosu bożego cały świat się pali,
Ażeby miejsca ustąpić lepszemu…
Stanąłem dzisiaj, zmieszawszy się z tłumem,
Na szarych stopniach, wiodących do kaźni
Synedrjonu… Przed bramą ciemnicy
Usadowili na błazeńskim krześle
Jednego z nędznych i marnych, o którym
Nigdy by ludzki nie przypuścił rozum,
¹ rga aig (gr. a : piękny, ge : pośladki) — jeden z przydomków Aodyty oraz jedno
z kanonicznych przedstawień bogini oglądającej się do tyłu na swoje pośladki; Aodyta Kallipygos
znaczy dosł. Pięknotyła, o pięknych pośladkach.
Na Wzgórzu Śmierci
Że stać się może groźnym królów tronom,
Że może ręką, słabą, bladą ręką,
Tjary strącać z głów arcykapłanów,
Że na puch zetrze metal cielców złotych
I tak na cztery rozwieje go wiatry
Swym tchem, iż wszystek ślad od razu zginie
Kształtu i treści tych bożyszcz‥ Posłuchaj:
Pluli Mu w oczy, żelazną prawicą
Żołdak Mu ciężkie wymierzał policzki,
A na ciemiona stalowymi pręty
Tak z cierni zwity wtłaczali djadem,
Że Mu po twarzy krew strugami ciekła,
Na pierś spadając wklęsłą i na chwiejne,
Żałość budzące kolana i stopy.
Okryty błotem, krwią i plwocinami,
Siedział ten biedny syn cieśli, pokorny,
Prawie bezkształtny dla oka, jak kupa
Gliny, na której zaledwie zostały
Roztarte znaki rzeźbiarskiego palca.
A jednak czułem — może z przywidzenia
Udręczonego niepewnością mózgu,
Co będzie z światem i co będzie z nami,
Jeśli to wszystko, co z śmiechem szyderczym —
Czelnie² istocie człowieczeństwa przeczy,
Bezmiernym pływać będzie lewiatanem
Po niezmierzonym oceanie życia
Na hańbę niebios i ziemi: być może —,
Lecz obojętnym jest to mnie i tobie,
Skąd i dlaczego? — dosyć ci, że czułem,
Iż w tym Człowieku jest nie łotr, lecz zbawca
Iż On tym krzakiem ognistym, iż płomień,
Który Zeń idzie, towarzysząc głosom
Bożej wszechmocy, wypełnia ogromy
I przez stulecia sięga swym językiem…
Czułem, że prawdą były Jego słowa
O rozwalonej świątyni i przezeń
Pobudowanej na nowo… Posłuchaj:
Czułem, że motłoch, który Mu urągał
Nie dziś, to jutro, nie jutro, to kiedyś
Upadnie przed Nim, tak, jak ja o mało
Że nie upadłem w obliczu siepaczy
Kaifaszowych przed uroczną mocą,
Co spod przymkniętej biła mu powieki.
Czułem, iż On to usunie ten przedział
Co w dłoń Kaina wcisnął miecz na Abla,
Że On do Raju otworzy znów drogę
Wypędzonemu Adamowi… Czułem,
Że przepowiednią On jest i pragnieniem,
Nieugaszonym żarem i tęsknotą
² czeie — nadmiernie śmiało, bezczelnie.
Na Wzgórzu Śmierci
Zgłoś jeśli naruszono regulamin