Babula Zawód archanioł.txt

(35 KB) Pobierz
Grzegorz Babula
A To Mistyka
Zaw�d archanio�

Pi�tego marca przesta�y wychodzi� gazety.
Straci�y racj� bytu, bo nie by�o ju� o czym pisa�. Zapanowa� ca�kowity spok�j. Znik�y wojny i rewolucje, 
zbrojne przewroty sta�y si� wspomnieniem. Wypadki
drogowe, trz�sienia ziemi, spektakularne katastrofy, morderstwa, sensacyjne afery - wszystko to, co tak 
ubarwia�o monotoni� �ycia i wywo�ywa�o dreszczyk
emocji u po��daj�cych mocniejszych wra�e� szarych obywateli, rozp�yn�o si� we mgle zapomnienia. Nikt ju� 
zreszt� nie pragn�� o tym czyta� ani ogl�da�
tego na ekranach telewizor�w. Ludzie si� zmienili. Prezydenci, ministrowie, dyplomaci wszelkiej ma�ci 
porzucili swe dotychczasowe zaj�cia i zabrali si�
do pracy na roli. Polityka... Nikt ju� nie wiedzia�, co to w�a�ciwie znaczy. Nie mo�na przecie� uprawia� polityki, 
gdy zbrak�o granic. R�wnocze�nie starte
zosta�y z umys��w ludzi wszystkie poj�cia wi���ce si� bezpo�rednio z t� domen� cz�owieczej dzia�alno�ci, tzn., 
"nar�d", "patriotyzm", "interes pa�stwa"
itd. Gdzie� podziali si� z�odzieje, mordercy, rzezimieszki, wydrwigrosze, szalbiercy, kanciarze, naci�gacze, a 
nawet oszu�ci matrymonialni. S�uch o nich
zagin��. Taaak... Wszyscy si� zmienili. Wszyscy opr�cz mnie.
Ja jeden pozosta�em inny, kalaj�c jasny obraz �wiata, niczym ohydny wrz�d na czystej twarzyczce niewinnego 
niemowl�cia. Jedna jedyna skaza. A zarazem
i zbawiciel. W przedziwny spos�b te dwie cechy po��czy�y si� w mojej osobie. Nie, nie pope�ni�em �adnego 
przest�pstwa, a� tak bardzo si� nie wyr�nia�em.
By�em po prostu odmienny. W�a�ciwie nawet nie nale�a�em do tego �wiata. Za moj� to jednak przyczyn� 
wygl�da� tak, jak wygl�da�.
M�wi�c precyzyjnie, owa zmiana, kt�ra dokona�a si� pi�tego marca, zasz�a jedynie z mojego punktu widzenia. 
Tego bowiem dnia uda�em si� w moj� podr�
i tego samego dnia powr�ci�em, by stwierdzi�, �e wszystko wygl�da inaczej. Opowiem pokr�tce, jak do tego 
dosz�o.
Historia przedziwnej metamorfozy �wiata ma dwa pocz�tki. Jeden, to chwila moich urodzin, drugi za� mia� 
miejsce par� tysi�cy lat temu. Z powod�w, kt�re
za chwil� stan� si� jasne, trudno jest mi orzec, kt�ry pocz�tek byk pierwszy. Wydaje si�, �e ten sprzed 
kilkudziesi�ciu wiek�w. Nieprawda! Najpierw musia�em
urodzi� si� ja! W dwudziestym wieku. Czuj�, �e pl�cz� coraz bardziej. Zaczn� wi�c jeszcze raz.
Sedno sprawy tkwi w tym, �e jestem po prostu genialny. Nie, nie przechwalam si�, stwierdzam fakt. Cho� 
pocz�tkowo nic na to nie wskazywa�o. Po�o�na przyjmuj�ca
por�d, s�ysz�c m�j pierwszy niemrawy pisk, powiedzia�a:
- Jaki� ty w�tlutki, jak szczurek. Nic z tego nie b�dzie.
Zabod�o to moj� matk�, ale nie zaprotestowa�a. Mia�a przecie� oczy. M�j ojciec, gdy mnie zobaczy�, zwr�ci� si� 
do niej z pretensj� w g�osie:
- Nie mog�a� si� bardziej postara�, Sara?
- To r�wnie� i twoja zas�uga, Jakubie - j�kn�a matka.
- No, nie wiem, nie wiem - kr�ci� g�ow� ojciec, ogl�daj�c moje niebieskie oczy. Sam mia� br�zowe. Ale 
poniewa� by� cz�owiekiem spokojnym i nie lubi�cym
awantur, nie komentowa� tego faktu d�u�ej. Wyrzuci� tylko natychmiast ze swego sklepu pracuj�cego tam od 
roku sprzedawc�, b��kitnookiego blondyna. Niebywale
przystojnego, acz niewysokiego wzrostu.
Dalszy rozw�j wypadk�w zdawa� si� potwierdza� autorytatywn� ocen� po�o�nej. Cz�sto chorowa�em, kiepsko 
ros�em i uczy�em si� marnie. Nauczyciele twierdzili,
�e podczas lekcji �pi� z otwartymi oczami. Matka za�amywa�a r�ce, ojciec chodzi� z�y. Jego zdenerwowanie 
zwi�ksza�a moja niech�� do edukacji religijnej.
Nie raz i nie dwa spra� mnie ta�esem po �bie, wymy�laj�c od przekl�tych goj�w. A ja kpi�em sobie z Talmudu i z 
Gemary, przy ka�dej okazji jad�em niekoszerne
mi�so i nie obchodzi�em jak nale�y szabasu. A kiedy w �wi�to Jom Kippur o�wiadczy�em, �e Palestyna nale�y 
si� Palesty�czykom, ojciec wyrzuci� mnie z domu.
Nie przej��em si� tym zbytnio i poszed�em do akademika, gdzie przygarn�li mnie koledzy z roku. Studiowa�em 
na odczepnego, aby zby�, �eby tylko rodzice
dali mi spok�j. Wybra�em kierunek, kt�ry dawa� mi najwi�cej swobody i nie absorbowa� zbytnio moich my�li. 
Psychologi�. Jest to dzia� nauki do tego stopnia
niekonkretny, �e wszelkie braki w wykszta�ceniu nadrabia�em podczas egzamin�w wywodami komponowanymi 
ad hoc, co zwykle zadowala�o moich wyk�adowc�w. Sam
zajmowa�em si� czym� innym. Na w�asny u�ytek stworzy�em sobie kanon wiedzy, kt�ry by� mi potrzebny do 
osi�gni�cia g��wnego celu. Postanowi�em mianowicie
zbudowa� "machin� czasu". Ta idea za�wita�a mi jeszcze w dzieci�stwie, i od tej pory wszelkie moje poczynania 
podporz�dkowane by�y tylko jednemu zadaniu.
Aby mu podo�a�, potrzebne mi by�y wiadomo�ci z r�nych dziedzin, zar�wno z biologii, jak i z elektroniki, a 
tak�e z wielu innych dzia��w nauki. Kr��y�em
wi�c po wszystkich bibliotekach uniwersyteckich, zyskuj�c przydomek omnibusa. Zebrane w mojej g�owie 
informacje dla kogo� innego wygl�da�yby jak bezsensowny
bric-a-brac, dla mnie jednak stanowi�y klarown� ca�o��. Eksperyment�w ani do�wiadcze� nie przeprowadza�em. 
Wystarcza� mi m�j m�zg. Czwartego marca po po�udniu
moja praca teoretyczna zosta�a zako�czona.
Nadszed� dzie� empirii. Jeszcze tego samego popo�udnia dokona�em zakup�w niezb�dnych do sfinalizowania 
mego przedsi�wzi�cia. Chodzi�em od sklepu do sklepu,
kupuj�c elementy radiotechniczne, chemikalia, blachy, minera�y, jak r�wnie� substancje czynne biologicznie, 
gdy� i one by�y potrzebne. Koledzy z akademika
dostali ode mnie na kino. Gdy zosta�em ju� sam, przyst�pi�em do konstruowania "chronochodu". Tak go 
nazwa�em. Pracowa�em z w�a�ciw� sobie b�yskotliwo�ci�
i polotem, prosz� si� wi�c nie dziwi�, �e sko�czy�em przed powrotem wsp�lokator�w. Dziwili si� temu, co 
zastali, ale wyt�umaczy�em im, �e jest to rze�ba
na niedawno og�oszony konkurs plastyki nowoczesnej. Nie oby�o si� bez komentarzy, lecz og�lnie rzecz bior�c, 
podoba�a im si�. M�wili, �e mam szanse na
zaj�cie punktowanego miejsca. Po�echta�o to maj� pr�no��, gdy� rzeczywi�cie usi�owa�em mojej maszynie 
nada� kszta�ty pe�ne lekko�ci. Cieszy�o mnie, �e
mi si� to uda�o. O tym, �e zadzia�a - nie w�tpi�em.
Nast�pnego dnia wyczeka�em chwili, gdy moi koledzy udadz� si� na wyk�ady. Nie bi�o mi mocniej serce 
podczas zajmowania miejsca w chronochodzie. Dzia�a�em
z zimn� krwi�, b�d�c pewien skuteczno�ci przyrz�du i maj�c dok�adnie przemy�lany plan podr�y w czasie. 
Mia�em zamiar uda� si� do kolebki cywilizacji,
w dorzecze Tygrysu i Eufratu. Dwadzie�cia tysi�cy lat wstecz. Traktowa�em to jako rekonesans, chcia�em potem 
przejecha� si� po rozmaitych epokach, wybieraj�c
kluczowe momenty rozwoju ludzko�ci. Te, kt�re ja uzna�em za istotne i prze�omowe, nie kierowa�em si� 
bowiem zdaniem historyk�w, uwa�aj�c wi�kszo�� z nich
za g�upc�w. Nie spodziewa�em si�, �e w�a�nie na taki moment natrafi� ju� za kilka sekund.
Ostatnim, po�egnalnym spojrzeniem obrzuci�em pok�j. Nie budzi� we mnie �adnych sentymentalnych 
wspomnie�, tak wi�c nie oci�gaj�c si� d�u�ej, nacisn��em
starter.
�wiat�o, mrok, mr�z, �ar, ha�as, cisza - wszystko to skondensowane w jedn� osza�amiaj�c� ca�o�� przetoczy�o 
si� b�yskawic� po moich zmys�ach. Trwa�o
to niesko�czenie ma�� cz�� sekundy, a jednak wywo�a�o u mnie g��boki wstrz�s i wyczerpa�o moje si�y. Chyba 
kwadrans le�a�em pogr��ony w szoku, nim wreszcie
moje omdla�e powieki unios�y si� do g�ry. Zamruga�em gwa�townie, o�lepiony jaskrawym �wiat�em. 
Odczeka�em chwil�, nim ponownie otworzy�em szeroko oczy.
Potem wzi��em g��boki oddech, zebra�em wszystkie si�y i niemrawo wygrzeba�em si� z pojazdu.
Co tu du�o gada� - by�o pi�knie.
Znajdowa�em si� w �rodku lasu, na niewielkiej palance poro�ni�tej niewysok� traw�. Niebo by�o bezchmurne, o 
intensywnej barwie siarczanu miedzi. Tak
mi si� kojarzy� ten kolor. By�o po�udnie, s�o�ce w zenicie grza�o �agodnie i nienatarczywie. Rze�kie powietrze 
wype�ni�o mi p�uca, usuwaj�c resztki oszo�omienia.
Z niewiadomych i niezrozumia�ych powod�w ogarn�o mnie poczucie rado�ci �ycia i ze zdumieniem 
skonstatowa�em, �e kocham wszystko, co mnie otacza. Niebo,
drzewa, kwiaty i r�nobarwne motyle, kt�rych roje unosi�y si� wko�o. Dziwne. Do tej pory obce mi by�y 
podobne uczucia. Zastanawia�em si�, co robi� dalej.
Nie mog�em bezmy�lnie stercze� w miejscu, rozkoszuj�c si� pi�knem przyrody. Nie po to tu przyby�em. 
Powinienem poszuka� �lad�w dzia�alno�ci cz�owieka.
Po kr�tkim namy�le zdecydowa�em, �e oddal� si� na odleg�o�� najwy�ej kilometra. Je�li nic nie znajd� trudno, 
wr�c� z powrotem. Nie mog�em ryzykowa�. Gdybym
zgubi� drog� do chronochodu, musia�bym pozosta� tu na zawsze. To mi si� nie u�miecha�o. Wy��czy�em 
wszelkie urz�dzenia w moim poje�dzie i z niepokojem
popatrzy�em na las. Za �cian� drzew czeka�o niewiadome. Uwag� moj� przyci�gn�� pot�ny d�b, wyr�niaj�cy 
si� wysoko�ci� spo�r�d innych drzew. Pomy�la�em,
�e on b�dzie moim punktem orientacyjnym i ruszy�em w jego stron�. Po kilkunastu krokach min��em go i 
pogr��y�em si� w g�szczu. W�a�ciwie g�szcz to za du�o
powiedziane. Las nie by� bardziej zaro�ni�ty, ni� przeci�tny europejski b�r. Z wolna jednak zacz��em dostrzega� 
zadziwiaj�ce r�nice. Ta puszcza r�ni�a
si� nie tylko ad las�w europejskich, ale tak�e od wszystkich innych. Sprawia�o to wra�enie raczej jakiego� 
olbrzymiego ogrodu botanicznego. Obok d�b�w
ros�y palmy, obok baobab�w - sosny. Na dodatek oplecione kwitn�cymi orchideami. Potyka�em si� o ukryte 
w�r�d g�stych traw ananasy. Spr�bowa�em - by�y dojrza�e.
Z zaro�li czerwieni� b�yska�y maliny, porzeczki, bieli�y si� krzewy bawe�ny. Nie koniec zaskocze�. Pojawi�y si� 
zwierz�ta. Kiedy niespodziewanie ujrza�em
lwa, dostojnym krokiem przemierzaj�cego puszcz�, w pierwszym odruchu chcia�em uciec. Ale by�o ju� za 
p�no. On te� mnie zauwa�y�. Zdr�twia�em. Ze zmro�onymi
strachem cz�onkami sta�em w miejscu i patrzy�em, jak olbrzymi zwierz zbli�a si� do mnie, ogl�da z uwag� i 
zaczyna macha� ogonem. Moje nozdrza po...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin