Kasprowicz Jan, Portal Katedry.odt

(27 KB) Pobierz

Marta Ciesielska

Jan Kasprowicz

Portal Katedry

 

 

              Katedra jest budynkiem, który konotuje obrazy o określonym, monumentalnym i przytłaczającym charakterze. Zazwyczaj kojarzy się z ciemną, rozległą przestrzenią, w której znajdują się zakurzone rzeźby i spłowiałe obrazy. Jej główną rolą jest przytłoczyć grzesznika swym ogromem, który reprezentować ma wszechmoc i potęgę Boga. Katedry, budynki średniowieczne, mają przerażać, tak samo, jak przerażający był średniowieczny Bóg. Ich celem nie jest obdarzenie syna marnotrawnego, powracającego z łona grzechu, poczuciem bezpieczeństwa, lecz ukazanie jego lichości wobec mocy Zbawiciela. Jest to wiara-strach, nie wiara-miłość.

              W tytule tekstu Jana Kasprowicza pojawia się doprecyzowanie – to, na co spogląda podmiot, to nie wnętrze budynku, tylko wejście do niego – portal. Czytelnik zastaje bohatera tekstu prozy poetyckiej w sytuacji rozdarcia wewnętrznego. Zatrzymując się z wahaniem przed wrotami, rozważa, czy zasługuje na to, co czeka go po drugiej stronie. Osoba mówiąca zaznacza zresztą, że „Bramy jej otwarte dla cichych, a żal mój bywał głośny”. Co to oznacza, kim jest człowiek, który stanął przed wejściem do katedry? 

              O podmiocie lirycznym odbiorca dowiaduje się tyle, że moment, w którym go zastaje, jest momentem przejścia. Stąd też dokładność w określaniu czasu obecnego, ale nie w odniesieniu do ciągłości historycznej, lecz temporalnego charakteru trwania jednostki w chwili obecnej. Wskazują na to rzeczowniki: wczoraj i dziś, oraz czas teraźniejszy wypowiedzi, a szczególnie dookreślenie przestrzeni „stoję na trzecim stopniu”.  Pomimo niesprecyzowanego czasu i miejsca, jest to jakaś katedra, podczas jakiegoś zachodu słońca, czytelnik wyczuwa, jak ważny to moment dla podmiotu lirycznego. Zresztą, osoba mówiąca jest przygotowana do walki, mówi „opancerzyłem już piersi i gardło ściśnięte mam żelaznym kołnierzem”. Takie określenia przywodzą na myśl uzbrojenie rycerskie.

              Pytanie otwierające tekst „Zalim jest godzien przestąpić próg katedry?” zdaje się poddawać w wątpliwość znaczenie przygotowań, jakie poczynił podmiot liryczny. Nadal nie ma pewności, czy jest w stanie pokonać grzech, który w jego wypadku dotyczy przede wszystkim pychy i faktu, że nie był w stanie w pokorze przyjmować wyzwań, jakie stawiało przed nim życie. Przecież jednak udało się mu już „dotrzeć do głębi duszy, wyprowadzić z niej bliźniacze rodzeństwo, podziw i pokorę, i w niewysłowionych modłach kazać im wielbić portal gotyckiej katedry”. Razem z tymi dwoma wartościami powinno przyjść przekonanie, że ma prawo do znalezienia się wewnątrz świętego miejsca. Na razie jednak kontempluje w ciszy jego przedsmak, czyli wrota, zdając sobie sprawę z bezcelowości wcześniejszych krzyków „nie wołam, a tylko niemotą zdumionego wzroku próbuję mówić z głazami”. Katedra onieśmieliła podmiot liryczny, nie tylko wprowadziła go w stan pokory, ale wręcz wymusiła na nim ukorzenie się przed potęgą Stwórcy.

              Warto zwrócić uwagę na rolę milczenia w tekście. „Ściśnięte gardło” oraz „niewysłowione modły” to epitety pozytywnie wartościujące milczenie, jako jedyne dopuszczalne zachowanie wśród, przerastających umiejętności poznawcze człowieka, zjawisk. Również „niemota wzroku” to niezwykle barwna synestezja o podwójnym znaczeniu – niemota jako niezdolność mówienia, oraz jako niemoc, osłabienie i ukorzenie się przed potęgą i majestatem budynku, a przede wszystkim tego, co symbolizuje. Skoro cisza jest zjawiskiem pozytywnym, grzechem są „głośne żale”. Podmiot liryczny pokutuje za nadmiar, przesadność w mówieniu. Jednak nie tylko o akt pokuty za czyn chodzi autorowi, gdy tak często operuje czasownikami związanymi z dźwiękiem lub jego brakiem. Dzięki takiemu zabiegowi czytelnika ogarnia spokój, który potęguje następnie wrażenie wszechmocy otwierających się i błogosławiących ust Chrystusa. Nie zaskakuje odbiorcy już tylko fakt, że kamienne usta wypowiedziały coś, jednak czyni to cały akt mowy. W stworzonej na te potrzeby ciszy, błogosławieństwo rozbrzmiewa ze wzmożoną siłą. W ten sposób wzmaga się sacrum, dzięki czemu funkcja kreacyjna języka wychodzi na plan pierwszy.

              Na wpływ katedry na bohatera wskazują także dynamizujące tekst wyliczenie „potężne ostrołuki, w kwiaty rzeźbione obramienia wnęk, Jakubowe symetryczne drabiny świętych, kolumny, pilastry, półsłupy, kapitele, czterolistne krzyże, galeria, fiale obsypane krabami”. Tak szczegółowy opis ma wpłynąć na czytelnika i sprawić, aby poczuł się podobnie, jak podmiot liryczny. Choć autor zdaje sobie sprawę z tego, że oddanie słowami monumentalności i mnogości zdobnictwa, znajdującego się na portalu, graniczy z niemożliwością, podejmuje tę próbę, wykorzystując przy tym impresjonistyczny charakter uchwycenia chwili, która przemija bezpowrotnie. Takim momentalnym elementem tekstu jest zachód słońca, który przytoczony jest aż dwukrotnie: po raz pierwszy, gdy osoba mówiąca nakreśla sposób, w jaki światło wyciąga życie z płaskorzeźby przedstawiającej władcę. Zdaje się zastygnięty w pół kroku, „włosy i broda w regularnych zesztywniałych kędziorach, a oczy bez źrenic, dwie nieruchome gałki, uwięzły gdzieś w dali”. Czytelnik nie wie, dokąd zmierzał król, ani o czym myśli, choć oczy zapatrzone w niewiadome budzą wiele tajemnic, dają szansę odbiorcy, aby stworzył na podstawie tekstu własną historię katedry. Postać władcy jest jednak przytoczona, aby zachęcić szlachetnych do wstąpienia w progi świątyni. Staje bowiem przed nami nie jako zgnębiony, zmęczony człowiek, lecz zatrzymany w pół kroku mężczyzna, pewnie zmierzający w nieznanym celu.

              Opis jest bardzo szczegółowy, odbiorca widzi więc „zwietrzałe jabłko” i „berło, którego szczyt objadły deszcze”. Jest to, moim zdaniem, jeden z ciekawszych fragmentów „Portalu katedry”, gdyż epitetów tych można używać zamiennie. Berło może być zwietrzałe, czyli wysmagane i wytarte wiatrem, a jabłko objedzone, czyli wydrążone i wygładzone kroplami deszczu, które spadały na nie od wieków. Ten niezwykle plastyczny fragment wskazuje nie tylko na szczegółowe wykonanie zdobień naokoło wrót, ale także na ich stałość i nieprzemijalność, którą poznać można tylko po metamorfozie drobnych detali. Z drugiej jednak strony świadczy także o postępującym niszczeniu, powolnym chyleniu się ku upadkowi. Coś, co kiedyś było nieskazitelne, podlega powolnemu procesowi dezintegracji.

              Przeciwieństwem władcy, prezentującego pewien pozytywny model postawy, są krogulce strzegące wejścia. Katedra jako świątynia i miejsce, którego profanacja jest najcięższym grzechem, jaki może popełnić człowiek, wyrasta przed odbiorcą tekstu niczym drogowskaz, ale jednocześnie nakaz zatrzymania się. Wejścia do miejsca świętego strzegą „paszcze gargul i maszkar”, „lwice lubieżne”, „diabły rogate”. Przy tym wyliczeniu odbiorca zauważyć może nagromadzenie słów związanych z erotyzmem, jak: rozpusta, jądro nieczystości, lubieżnie wyciągnięte karki. Takie elementy językowe, w zestawieniu z imiesłowami czasownikowymi wprowadzają do tekstu element negatywizmu. To, co złe, jest permanentne, nie podlega upływowi czasu. Władca, prezentujący szlachetność i dobro, poddany jest uszczerbkowi czasu. W wypadku gargulców  i maszkar nie ma o tym mowy. Tak samo, jak grzech zawsze czyha gdzieś za rogiem, tak przy portalu czekają na tych, którzy przewinili przeciw Bogu, demony i diabły. Ich obecność w miejscu o którym pisałam, iż stanowi pewien punkt przejścia, będący przestrzenią graniczną, ma niepokoić i budzić strach w tych, którzy pomimo przewinień pragną doświadczyć sacrum.

              Wróćmy jednak do zachodu słońca. Drugi moment, w którym zostaje on wykorzystany, to ożywienie się tympanonu. Chrystus, błogosławiąc „dzieciństwo biednego człowieka”, daje podmiotowi lirycznemu przyzwolenie na wstąpienie do świątyni. Osoba mówiąca w tekście dostrzega zależność między swoją egzystencją, a żywotem Zbawiciela. Takie stwierdzenie jest krokiem odważnym, o ile nie najzwyklejszym pustosłowiem. Niczego bowiem nie wiemy o dzieciństwie Jezusa, trudno więc stwierdzić jednoznacznie, jakim było. Dodatkowo, wszelkie apokryfy mówią raczej o życiu szczęśliwym, niemalże sielskim (np. „Rozmyślania przemyskie”). Karpiński posługuje się w tym miejscu niebezpiecznym uogólnieniem, które prowadzi do zachwiania tekstu. Co innego, gdyby podmiot liryczny mówił o całym życiu bolesnym, naznaczonym cierpieniem i skierował odbiorcę ku analogicznemu napiętnowaniu.  Stygmatyzm, który próbuje przekazać poprzez porównanie dzieciństwa, nie wybrzmiewa dostatecznie dramatycznie. Ponadto akt błogosławienia samego siebie przez posągowego Chrystusa jest niejasny i trudny do pojęcia. Jest pustym symbolem, nie odnoszącym nas, jako czytelników, do żadnych realnych znaczeń.

              Tekst „Portal katedry” wydaje się być pełen pokory, jednak ostatnie zdanie, zanalizowane przeze mnie powyżej, zdaje się zaprzeczać całemu pieczołowicie budowanemu wrażeniu. Jego wymowa kieruje nas w zupełnie przeciwnym kierunku, niż podniosła i uroczysta cisza wcześniejszych akapitów. Czyżby pokora, którą tak ponoć posiadł podmiot liryczny, była tylko ułudą stworzoną w celu wywyższenia siebie, jako jednostki podobnej Jezusowi? Być może jest to z mojej strony pewna nadinterpretacja, jednak wydaje mi się, że należy wziąć ją pod uwagę. Żaden inny cel tego symbolicznego namaszczenia, wyróżnienia spośród szarej masy przez samego Zbawiciela, nie przychodzi na myśl.

              Podsumowując moje rozważania na temat tekstu Kasprowicza, wyróżnić można dwie wyraźnie zarysowane płaszczyzny, portal z jego znaczeniem symbolicznym, jako miejsce przejścia, osiągnięcia wyższego stadium wtajemniczenia w mistyczną sferę życia, oraz podmiot liryczny, rozdarty między dwoma światami, które odgradza od siebie brama. Jego wątpliwości co do miejsca, gdzie przynależy, wydają się jednak być sztucznie rozdmuchane. Porównanie swojego dzieciństwa z Jezusowym prowadzi do przekroczenia progu, jaki stanowią wrota świątyni. Stan zawieszenia zostaje w konsekwencji przełamany, grzech rozszarpują groźne, przerażające gargulce. Akt puryfikacji dokonuje się poprzez „podziw i pokorę” nie tyle miejsca, co wszystkich wartości chrześcijańskich, jakie sobą prezentuje. 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin