Jan Ludwik Popławski.pdf

(582 KB) Pobierz
1056305 UNPDF
Jan Ludwik Popławski - ideolog, publicysta polityczny i dziennikarz, także
krytyk literecki oraz tłumacz z języka francuskiego dzieł historycznych i socjologicznych
- urodził się 17 I 1854 r. w rodzinnym majątku w Bystrzejowicach pod Lublinem.
Obok Romana Dmowskiego i Zygmunta Balickiego był współtwórcą i przez ponad
dwadzieścia lat współprzywódcą trójzaborowego obozu narodowego. (...) Współpracę
rozpoczęli w Warszawie w końcu lat osiemdziesiątych. Wówczas Popławski był już
znanym redaktorem tygodnika “Głos” i krajowym komisarzem w Królestwie Ligi
Polskiej - niepodległościowej organizacji powstałej w Szwajcarii. Balicki natomiast w
środowisku studenckim założył podporządkowany Lidze Związek Młodzieży Polskiej,
znany jako “Zet”, której członkiem w 1889 r. został Roman Dmowski. Mimo zasług
prekursora myśli narodowej współtwórcy ideologii i organizatora kierunku politycznego
Narodowej Demokracji, postać Popławskiego - jak zauważał w 1922 r. Dmowski “jest
o wiele mniej zananą, niż to się jej należy i niż to jest potrzebne dla wykształcenia
politycznego nowych pokoleń” (R. Dmowski, “Jan Popławski. Jego stanowisko w
dziejach myśli politycznej”, w: “Przegląd Wszechpolski. Miesięcznik poświęcony
polityce narodowej”, 1922, seria druga, nr 1, s.7). Zgadzając się w tej kwestii z
Dmowskim dziś można dodać, że o stosunkowo niewielkiej popularności Popławskiego
w późniejszych latach - wprawdzie nie wyłącznie - (...) zadecydowała jego przedwczesna
śmierć, zmarł bowiem w wieku 54 lat dnia 12 III 1908 r.
Popławski odszedł w momencie narastania konliktu wojennego między zaborcami
i w czasie burzliwych przemian wewnętrznych, jakie na tym tle przeżywał wówczas
trójzaborowy obóz endecki. Właściwie w okresie I wojny światowej postać jego uległa
zapomnieniu, stąd w wolnej Polsce o dokonaniach Popławskiego niewiele mówiono.
Nie wznowiono nawet opublikowanych w 1910 r. jego pism (“Pisma polityczne”, t. I-II,
Kraków-Warszawa 1919, a także: “Szkice literackie i naukowe”, W-wa 1910). Zdaniem
Dmowskiego zapomniano Popławskiego dlatego, że “pokolenie, które go znało bądź
wymarło, bądź zbliża się do grobu, a dla nowych wchodzących dziś w życie nazwisko
to często mało mówi”. Ci nowi nie byli świadomi jego roli w życiu ideowym narodu
na przełomie XIX i XX wieku oraz tego, że - jak podkreślał Dmowski - “w rozwoju
polskiej myśli politycznej, która stanowiła podstawę odbudowy Polski niepodległej,
pierwszoplanowe miejsce należy się Popławskiemu”. Toteż reaktywując w 1922
wydawnictwo “Przeglądu Wszechpolskiego” w pierwszym jego numerze Dmowski
oddał mu hołd i ujawnił znaczenie Popławskiego w procesie odzyskania państwowego
bytu. Czynił to - jak zaznaczał - “nie dla wspomnienia tylko niepospolitego człowieka
i podkreślenia jego zasługi, ale dlatego, że zrozumienie roli Popławskiego w rozwoju
naszej myśli politycznej jest najlepszą drogą do uwydatnienia jej podstaw. Popławski
bowiem był głównym tych podstaw twórcą” (Dmowski, “Jan Popławski...”, s. 6-7).
Teresa Kulak
w: „Jan Ludwik Popławski. Wybór pism”, Wydawnictwo Nortom, Wrocław 1998
Zeszyt Szkoleniowy Młodziezy Wszechpolskiej
Jan Ludwik
POPŁAWSKI
WYBÓR PISM
27
SEKRETARIAT RADY NACZELNEJ MW:
Adres: ul. Hoża 9, 00-528 Warszawa, e-mail: 5x5@wp.pl
tel: (22) 622-36-48, 622-48-68, fax: 622-31-38, tel. kom: 0508-101-026
www.wszechpolacy.pl
Warszawa 2004
1056305.004.png 1056305.005.png 1056305.006.png 1056305.007.png
Zeszyt Szkoleniowy MW - Jan Ludwik Popławski - wybór pism
Redakcja techniczna:
Marlena Pawłowska - skan
Paweł Zanin - wybór tekstów, skład
chwalstwem budzącej się młodości, ale szerokie –jak bezmiar stepów...
Spójrzmy na siebie, jacy my dziś maluczcy, mizerni - „nikczemni”,
powiedzieliby nasi ojcowie. Jak jałowa umysłowość nasza, jak wątła twór-
czość, jak lękliwym uczucie, jak lichymi zamiary, już nie według sił, ale
niżej sił odmierzone! Nawet drobnych obowiązków dlatego właśnie speł-
niać nie umiemy, że nie ożywia nas żadna wielka idea, która by tym ide-
om małym nadała ruch i spójnię, która była by dla nich magazynem zapa-
sowym siły. Mamy za to cały legion „comprachicosów” 7 , którzy wytrwale
usiłują wcisnąć społeczeństwo w umyślnie przygotowaną formę i wyhodo-
wać w ten sposób potwornego karła. Bezwiednie czy świadomie prowadzi
się ta propaganda – jest ona jednakowo szkodliwa. Czyich oczu światło nie
razi, ten niechaj prosto w słońce patrzy, kto blasku jego znieść nie zdoła,
ten niech rozpali swój mały kaganek, niechaj pracuje przy nim, ale powiek
niechaj nie mruży przed promieniem jasnym. Komu drogę do ideału praw-
dy mur przesłania, niech rozpali w sercu swym wiarę, że nie ma takiego
muru, którego by nie można przebić głową, zwłaszcza, gdy wyszczerbiły
go już kości roztrzaskanych czaszek, zwilżyły rozpryskane mózgi!
Nie jedna jest „idea wielka” – ale do każdej mur jakiś drogę prze-
gradza. Nie o każdy mur znowu rozbijają się głowy. Zawsze jednak trze-
ba być przygotowanym na „zepsucie spokojnej pracy na wiele lat i powi-
kłanie wielu obliczeń”.
Na szczęście dla ludzkości są jeszcze tacy, którzy nie liczą, kiedy o
nich chodzi, i mało dbają o cudze rachuby.
Wszystkie teksty pochodzą z:
„Jan Ludwik Popławski. Wybór pism”,
Wydawnictwo Nortom, Wrocław 1998
Przedruk za:
J. L. Popławski, Pisma polityczne, Kraków-Warszawa 1910, t. I,
s. 9-14.
Przypisy:
1) Ochotnicza straż pożarna – złośliwe określenie konserwatystów krakowskich, którzy
zamierzali „gasić” wszelkie programy i działania niepodległościowe.
2) Artur Bartels (1818-1885) – pisarz i dziennikarz. W „Gazecie Krakowskiej” pisywał
satyryczny felieton pt. „Listy z miasta”.
3) Naczelnik policji w Krakowie.
4) Aluzja do jego wynalazku szczepionki przeciw wściekliźnie.
Wydawca:
Wydział Szkoleniowy Młodzieży Wszechpolskiej
www.ws.wszechpolacy.pl
tel.: 0501 674 672, e-mail: pawelzanin@wp.pl
5) Pod Sedanem w 1870 r. skapitulowała armia Napoleona III. Zwycięstwo Prus nad Fran-
cją umożliwiło im proklamowanie 18 I 1871 r. w Wersalu zjednoczonej pod władzą Wil-
helma I Rzeszy Niemieckiej.
6) W twierdzach Spandau i Kufstein władze austriackie osadziły uczestników powstania
listopadowego.
7) Comprachicos – werbownicy.
23
Zeszyt Szkoleniowy MW - Jan Ludwik Popławski - wybór pism
Zeszyt Szkoleniowy MW - Jan Ludwik Popławski - wybór pism
nęli pozornie bez śladu, ale zapładniali grunt ludowy ową masą zapalną,
tkwiącą w ich wnętrzu, którzy znikali w tajemniczych skrytkach Spanda-
wy i Kufsteinu 6 , potem wynurzyli się na ulicach Berlina, Wiednia, Dre-
zna, w nadreńskich dolinach Badenu, później znikli znowu – już bezpow-
rotnie; którzy rozbijali sobie głowy o mur metternichowskiej lub manteu-
flowskiej reakcji. Oni to właśnie utworzyli jedność niemiecką, chociaż ani
pod Sedanem ani pod Wissemburgiem nie byli.
Dzisiaj kiedy „żyjemy w czasach pośrednich między sielanką i bitwą,
kiedy ani żyć nie można z uśmiechem ani ginąć z honorem”, jak zapew-
nia Prus, wielkie idee krzewić się nie mogą w atmosferze „która nie jest
ani mrozem ani upałem, lecz raczej kwaszeniem się i gniciem ziemi, po-
wietrza i dusz ludzkich”.
My dusimy się w tej atmosferze rozkładającego się społeczeństwa, w
stęchliznie pleśniejącej tradycji; my pragniemy oddychać piersią całą – a
wy dajecie nam respiratory higieniczne.
Jeżeli nasze społeczeństwo jest w stanie chorobliwym, jeżeli potrze-
ba mu leczenia, to „zapobieganie ogólnemu rozkładowi” nie może, nie
powinno poprzestać na jakiejś antyseptyce społecznej. Tylko wielka idea
zdoła zelektryzować apatyczną gromadę, która żyje bez myśli, jeżeli zaś
i ona jej nie poruszy... to tym bardziej wypadnie nam rozbijać sobie gło-
wy o mur, już nie z nadzieją, lecz z rozpaczą w sercu.
Zresztą jeżeli to społeczeństwo, jak je Prus przedstawia, jest nic nie
warte; jeżeli składa się tylko z kradnących i okradanych, podejrzanych i
podejrzewających, to cóż nas obchodzić mogą jego potrzeby i rachuby,
które niby to zawiedliśmy, znikając i bijąc o mur głową.
Ale nie sądzę, żeby społeczeństwo było istotnie zbiorowiskiem samych
zbutwiałych i zgniłych żywiołów, lub jakimś przedsiębiorstwem fachowym,
potrzebującym tylko tylu doktorów, tylu inżynierów, prawników itd.
Społeczeństwo potrzebuje przede wszystkim dobrych obywateli, kto
zaś nie śmie powiedzieć, że lepsi są ci, którzy z lekkim pakunkiem „ma-
łych idei” szczęśliwie pływają na powierzchni, aniżeli ci, którzy obarcze-
ni ciężarem „wielkiej idei” zniknęli w głębinach; że więcej warci są ci, co
dbają o dzień dzisiejszy, aniżeli ci, którzy myślą o jutrze.
Nie od dziś już społeczeństwo nasze lęka się jak zarazy wszelkich
„wielkich idei”; nie rodzą się w nim one, a jeżeli je od innych bierze, to
tak okrawa i dopasowuje, aż wreszcie przerobi na ideę drobną, na war-
szawską „idejkę”. Ale i u nas, prawem atawizmu chyba, rodzą się dusze
spragnione widnokręgów szerszych i pragnienie to najżywiej odzywa się
w wieku młodzieńczym. Umysłu ich nie zadowoli zbieranie owadów żył-
koskrzydłych, serca – oddanie oszczędności groszowych, energii – udział
w towarzystwie wioślarskim. Dziwimy się nieraz, że młodzież nasza ule-
ga wpływom obcym, lecz tam właśnie pociągają ją wielkie idee, być może
przeinaczone nie do poznania, nieraz skrzywione dziwacznie, ale śmiałe zu-
Spis treści:
Co to jest naród (1903) ............................................4
Nasz partiotyzm i nasza taktyka (1899) ....................8
Wielkie i małe idee (1887) .....................................19
22
3
1056305.001.png
Zeszyt Szkoleniowy MW - Jan Ludwik Popławski - wybór pism
Zeszyt Szkoleniowy MW - Jan Ludwik Popławski - wybór pism
CO TO JEST NARÓD? (1903)
obiecują zepchnąć na nowe tory, jeżeli odnajdą punkt właściwy, ognisko,
gdzie zestrzelą wszystkie myśli i siły. Bo i Prus życzy sobie (któż nie wie
o tym), żeby świat ten był inny, lepszy, ale kiedy myśl jego rozbuja się w
tym kierunku, zagląda do podręcznika historii i stamtąd przekonuje się,
że jeżeli kiedy, to za 10-15 wieków to nastąpi.
Entuzjaści znowu mówią, że taka doba szczęśliwa nastąpić może za
lat 10-15; rozbijają więc sobie głowy o mur, ażeby wyłamać furtkę, która
do tego Eldorado wstęp otworzy.
Sądzę, że entuzjaści tacy mylą się i że Prus ma poniekąd rację, cho-
ciaż nie na tak odległą metę. Ale zachodzi pytanie, czy to jasne jutro przyj-
dzie kiedy, choćby za 10-15 wieków, jeżeli nie będzie entuzjastów wie-
rzących w rychły świt dni lepszych i w imię tej wiary rozbijających so-
bie głowy. Gdyby wszyscy ze spokojem oczekiwali aż po upływie 10-15
wieków mur runie – nie runąłby on nigdy, zwłaszcza, że od czasu do cza-
su jest przecież poprawiany. Ale że te głowy, które weń tłuką, chociaż w
ciągu lat kilkunastu furtki nie wybijają, przecież szczerbę jakąś zrobią, a
będzie ona początkiem wyłomu.
Otóż są i tacy entuzjaści – a jest ich bodaj najwięcej – którzy nie spo-
dziewają się wcale wyłamania muru w niedalekiej przyszłości, owszem
wiedzą, że na szeregi lat czekać trzeba, ale wiedzą także, iż aby chwilę
tę przybliżyć trzeba tłuc o mur głową, choćby pęknąć miała. Oni to zwy-
kle zawodzą rachuby społeczeństwa, oni to, nabiwszy sobie guza, znikają
na czas jakiś, ale wkrótce wracają, jeżeli mogą, i znowu tłuką o mur gło-
wą z dziwnym uporem; z chłodnym spokojem szaleńców – w oczach „po-
rządnych obywateli”.
Ale Prus zapewnia, że entuzjaści są wyjątkami (chociaż o kilkadzie-
siąt wierszy wyżej twierdził, że opinie te panować będą jutro), że więk-
szość „inteligencji” przy wyrazie „wielka idea” wpada w drzemkę, a mi-
lionowy ogół śpi na oba uszy, chrapiąc na całe gardło.
Ale też Prus dziwnie pojmuje wielkie idee. Według niego było np.
utworzenie się cesarstwa niemieckiego ideą wielką, dla której miliony en-
tuzjastów niemieckich „pracowały o głodzie i chłodzie i składały ofiary z
siebie” na polach wissemburskich i sedańskich 5 .
Utworzenie cesarstwa było tylko formą, dodajmy wcale nie najlepszą,
urzeczywistnienia wielkiej idei – zjednoczenia ludu niemieckiego. Od 1815
r. Niemcy dążyły do tego celu, chociaż, jak Prus powiada, zajmowały się
wówczas „ideami małymi”. I w systemach filozoficznych i w pracach na-
ukowych, i w reformie ubioru i kuchni, i w cudnych poezjach, i w towa-
rzystwach gimnastycznych i śpiewackich tkwiła ta idea wielka; tkwiła zu-
pełnie ś w i a d o m i e. Ówcześni pracownicy małych idei nie myśleli za-
pewne o kapitulacji pod Sedanem lub o proklamacji w Wersalu – ale my-
śleli o jedności niemieckiej. A oprócz nich Niemcy roiły się bezpośredni-
mi pracownikami wielkiej idei, którzy „jak pociski rzucane na szańce” gi-
W październiku 1896 r. ukazał się w Krakowie z inicjatywy Popławskiego
pierwszy numer „Polaka”, pisma o charakterze polityczno-wychowawczym adre-
sowanego do ludu wiejskiego i miejskiego – głównie w Królestwie Polskim, gdzie
było kolportowane tajnie. Formalnie wydawcą był Kasper Wojnar, potem Jan Za-
łuski. Nad wydawnictwem „Polaka” czuwał Popławski do listopada 1907 r., sam
redagował go do 1901 r. Pismo wywodziło się z ideowych założeń „Głosu” i łączy-
ło sprawę oświaty politycznej wśród ludu z ideą odbudowy niepodległej Polski. W
jak przystępnej formie Popławski tłumaczył zasady ideologii narodowej świadczy
poniższy artykuł.
Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek powinniśmy pojąć dokładnie zna-
czenie wyrazów naród i narodowość.
Otóż narodowością nazywamy właśnie siłę – spójnię wielką i nie-
zwalczoną, a ludzi przez nią w jedność związanych nazywamy naro-
dem.
Nie dość jednakże o tym ogólnie wiedzieć, trzeba się bliżej przy-
patrzeć, aby dopiero zrozumieć, dlaczego to spójnia narodowości jest
taka niespożyta.
Więc cóż nas Polaków przede wszystkim pomiędzy sobą łączy? Oczy-
wiście każdy bez wahania odpowie na to, że m o w a. Ta nasza mowa ro-
dzona, którą już dziecko maleńkie woła matki i mówi pacierz do Boga;
ta nasza mowa przepiękna i tak rozmaita, szczodra, że wszystko nią wy-
powiedzieć można, cokolwiek przeleci przez myśl człowieka, albo mu
serce poruszy. My, ludzie, nie jesteśmy do samotności stworzeni, lecz
do wspólnego życia i rozwoju. Stąd uczuwamy i potrzebę konieczną i
chęć porozumiewania się między sobą, aby żądać jedni od drugich pomo-
cy, wskazówki, porady, aby wzajem wyświadczać sobie usługi i wresz-
cie dzielić się myślami, które nam przychodzą i uczuciem, które się w
nas objawia. Ku temu wszystkiemu sposób jedyny podaje nam wspól-
ność mowy. Zżywamy się snadnie z tymi, co nas zrozumieć mogą, a za-
4
21
1056305.002.png
Zeszyt Szkoleniowy MW - Jan Ludwik Popławski - wybór pism
Zeszyt Szkoleniowy MW - Jan Ludwik Popławski - wybór pism
nej dzisiaj nie tylko w medycynie przez Pasteura 4 , ale i w praktyce spo-
łecznej – przez Bolesława Prusa, z jednakowym (co prawda – nieszcze-
gólnym) skutkiem.
Potrzebę wyjaśnienia tej sprawy uznaje sam Prus, mówiąc, że entu-
zjaści „reprezentują najgorętszą cząstkę na dziś, a panujące opinie na ju-
tro”. Otóż ci dzisiejsi entuzjaści jutro potwierdzą nam: potrzebujemy i szu-
kamy wielkiej idei. Starsi już zabierali głos w tej sprawie, niechże wolno
będzie odezwać się i nam entuzjastom. A jeżeli na tej drodze nie dojdzie-
my do prawdziwego porozumienia, to pozostanie choćby wzajemne zro-
zumienie się, co także jest korzystne.
A więc zrozumiejmy się.
Lecz żeby się zrozumieć, bądźmy przede wszystkim szczerzy.
Ja niżej podpisany jestem także entuzjastą, na co w każdej chwili mogę
przedstawić odpowiednie dowody: zawiodłem rachuby społeczeństwa, tłu-
kłem głową o mur (przenośnie i dosłownie), znikałem na czas pewien ze
stanowiska wyznaczonego mi w rozkładzie zajęć społecznych, a w pogo-
ni za „błędnymi ognikami” zbaczałem na manowce, leczyłem się lub ra-
czej leczono mnie z tej choroby rozmaitymi sposobami, wymrażano we
mnie szkodliwy zarazek – ale kuracja nie przyniosła pożądanych rezulta-
tów. Choroba przeszła w stan chroniczny, z czego nie smucę się bynajm-
niej, zwłaszcza wobec przepowiedni, że szaleństwo dzisiejsze będzie ju-
tro opinią panującą.
Geometryczna klasyfikacja idei na wielkie i małe, szerokie i wąskie,
nie ma wielkiej racji. To, co mówi Prus, sprowadza się właściwie do zda-
nia, że dzień dzisiejszy nie jest odpowiedni do wielkich zadań, do śmia-
łych zamiarów, że troską jego winna być praca drobna, codzienna, prak-
tyczna.
Nikt zaprzeczyć nie może znaczenia tej pracy mrówczej, gospodar-
nej, ale nikt zapominać nie powinien, że społecznie przedstawia ona war-
tość o tyle tylko, o ile ją ogrzewa i oświeca płomienne słońce jakiejś wiel-
kiej idei. Weźmy dla przykładu jedną z „małych idei” Prusa – szczepie-
nie oszczędności i dostarczanie kredytu. Jeżeli banki Schultze-Delitzscha
miały wielką doniosłość społeczną (co do mnie wątpię, czy pożądaną), to
dlatego, że inicjator ich miał na celu wielką ideę uszczęśliwienia ludz-
kości, zmiany w ten sposób istniejących stosunków ekonomicznych. Ina-
czej oszczędność będzie sprawą osobistą Pawła lub Piotra, inaczej każda
instytucja kredytowa będzie mniej lub więcej procentującym geszeftem.
Dlatego to u nas wszelkie instytucje zbiorowe, ponieważ nie ożywia ich
żadna idea wielka, grzęzną powoli w błocie interesów osobistych, speku-
lacji i społeczeństwu zgoła pożytku nie przynoszą. Za pomocą tych drob-
nych środeczków Prus posuwać pragnie „bryłę świata”, którą entuzjaści
chowujemy obojętność całkiem naturalną względem innych, co ani nas
pojmą, ani na słowa nasze odpowiedzą. Więc tak mowa wspólna, czyli
rodzinna, narodowa, przez zbliżenie nas z rodakami ułatwia nam zaspo-
kajanie potrzeb życiowych, a następnie pracę nad doskonaleniem tych
potrzeb, oświecaniem umysłu, wyrabianiem charakteru itd.
Ale to jeszcze nie wszystko. Potężny łącznik mowy rodzinnej pole-
ga nie tylko na tym, iż jest nam ona wszystkim niezbicie potrzebna, ale i
na tym, że wszystkim stała się bardzo droga.
Może nie każdy uświadomił to sobie, ale tym nie mniej każdy ją wiel-
ce kocha.
I jakże by inaczej być miało?
Kiedy w radości albo w strapieniu, z podziękowaniem albo modli-
twą błagalną zwracamy się do Boga, czynimy to za pomocą słów mó-
wionych lub pomyślanych tylko, lecz zawsze słów, wyrazów, które są z
mowy naszej.
Kiedy piękności przyrody, zjawiska życiowe, okoliczności rozma-
ite budzą w nas wrażenia, uczucia, myśli, my pragnący to bogactwo za-
chować w sobie, używamy do określenia wyrazów wziętych – z rodzin-
nej mowy.
Słowem wszystko, co człowiek przeżył, przemyślał, wypowiedzia-
ło się różnymi czasy w tej właśnie mowie i nie dziw, że przywiązanie ku
niej sięga aż do dna duszy naszej – głęboko.
Kto był na obczyźnie i szczególniej przez czas dłuższy, ten wie do-
skonale, jakie wrażenie wywołuje zasłyszane gdzieś przypadkowo, po-
śród tłumu i gwaru – słowo polskie. Jakże nam wtedy serce rozgłośnie
bije, jakżebyśmy pragnęli to słowo lotne uchwycić, zatrzymać, z miło-
ścią i czcią powitać.
O mowie rodzinnej narodów podbitych, zostających w niewoli, słusz-
nie i mądrze powiedziano, że jest to klucz do otwarcia kiedyś więzienia.
Byle się klucz ten szacowny w całości dochował, a sposobność wyjścia
prędzej lub później, ale niechybnie się zdarzy.
Poza wspólnością mowy kojarzą nas jeszcze inne i również silne wę-
zły. Wiemy wszyscy, jak wielka jest moc przyzwyczajenia i jak z tego po-
wodu bliskim i drogim staje się nam zwyczaj, obyczaj.
Ten sposób życia, postępowania w pewnych okolicznościach rodzin-
nych, domowych, obchodzenia pewnych świąt i uroczystości, który wśród
nas się przechował jeszcze z dziada pradziada, wydaje się nam przecież
ponad inne dogodniejszy i milszy.
Swojsko i dobrze czujemy się między rodakami, których obyczaje są
do naszych całkiem podobne, a obco i smutno w otoczeniu ludzi, mają-
cych na każdy wypadek życiowy obyczaj zupełnie od naszego inny.
20
5
1056305.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin