Zenon Janusz Michalski Siwy strzelca str�j - rzecz o J�zefie Pi�sudskim Je�eli zdecydowa�em si� na napisanie do tej ksi��ki kr�tkiej przedmowy, uczyni�em to nie dlatego, by jako� szczeg�lnie fascynowa�a mnie posta� jej bohatera. Je�li zdecydowa�em si� na skre�lenie tych paru kartek, zrobi�em to dlatego, �e po�wi�cona tyle wa�nej, co kontrowersyjnej postaci naszych najnowszych dziej�w eseistyczna ksi��ka Zenona J. Michalskiego stwarza znakomit� okazj� po temu, by podzieli� si� z jej Czytelnikami pewnymi przemy�leniami, dotycz�cymi naszego w�asnego stosunku do naszych dziej�w - zw�aszcza najnowszych - w og�le, za� do ich wybitnych autor�w w szczeg�lno�ci. Niedawny by� to czas, kiedy z r�nych stron podnosi�y si� u nas g�osy o potrzebie zerwania z fakt�w naszej przesz�o�ci zas�on milczenia, oczyszczenia obrazu dziej�w z propagandowej ple�ni, zape�nienia zobiektywizowan� tre�ci� bia�ych do niedawna plam. Niemal ka�dy, kto zabiera� g�os w tej sprawie uroczy�cie deklarowa�, �e czyni to z obowi�zku walki o prawd� dziejow�, o t� prawd�, kt�rej przeciwstawi� si� niepodobna. Bo kt� �mia�by by�... przeciw prawdzie? Ka�dy wi�c, kto umia� trzyma� pi�ro w r�ku i poczu� w sobie do tego powo�anie, j�� przyst�powa� do zbo�nego dzie�a "odk�amywania" naszej historii, z puklerzem prawdy w d�oni, jak mu serce i umiej�tno�ci dyktowa�y. Dosz�o do tego, �e nawet organizacje spo�eczne pocz�y podejmowa� uchwa�y, dekretuj�ce, co ow� historyczn� prawd� jest, a co nie jest. I c� si� okaza�o? Ot� to, �e owych prawd podawanych jako jedynie prawdziwe jest tyle, ile ca�kiem wsp�czesnych nam wybor�w politycznych, �e ka�da polityczna opcja niesie ze sob� swoj� w�asn� prawd� historyczn�, kt�ra nie zgadza si� z prawd� zwolennik�w innych opcji i wcale nie musi pozostawa� w jakimkolwiek zwi�zku z t� prawd�, kt�r� stara si� okre�li� powa�na, naukowa historiografia. Nie jest to tylko przypadkiem naszego narodu, �e ka�de w�a�ciwie jego pokolenie, przynajmniej w czasach nowo�ytnych, stawia�o i stawia swojej przesz�o�ci swoje w�asne pytania, d���c do tego, aby przez odwo�anie si� do wiedzy historycznej cho� po cz�ci wyja�ni� swoje w�asne, tera�niejsze problemy, w szczeg�lno�ci te, kt�re tycz� aktualnego po�o�enia kraju i narodu oraz perspektyw na przysz�o��. Nie miejmy jednak z�udze�, �e si�gamy w przesz�o�� z bezinteresownej mi�o�ci do prawdy, z nieprzepartej ch�ci poznania tego, jak to niegdy� by�o naprawd�. Je�eli bowiem historia - pisa�em tak przed paroma laty i powtarzam raz jeszcze - budzi�a i pobudza wci�� tak �ywe zainteresowanie - jak mo�emy to obserwowa� nie tylko w chwilach zaostrzenia napi�� spo�ecznych i politycznych - to dlatego, �e my sami mamy do niej okre�lony stosunek, jak najdalszy od bezinteresownej ciekawo�ci, w�a�nie - je�li wolno nam tu u�y� brzydkiego s�owa - najzupe�niej interesowny. Ka�dy z nas, ludzi �yj�cych w okre�lonym czasie i miejscu, w danym spo�ecze�stwie, ma jaki� pogl�d na sprawy dzisiejsze, na konflikty i problemy, kt�re stawia przed nami wsp�czesno��. Ka�dy te� z nas nosi w sobie jaki� system warto�ci, skoro uwa�a co�, co istnieje, za dobre b�d� z�e, ma jak�� swoj� prawd� o dniu dzisiejszym i jak�� w�asn� wizj� jutra, a to wszystko podbudowane jak�� histori�, jakim� wyobra�eniem o przesz�o�ci, kt�ra uwarunkowa�a to, �e jest dzisiaj tak jak jest, a jutro b�dzie tak samo lub zgo�a inaczej. Ka�dy z nas nosi wi�c w sobie swoj� w�asn� prawd� o �wiecie, kt�ra jest jednocze�nie - bo nie mo�e by� inaczej - jego prawd� historyczn�. Wyznacza j� nie tylko i nie tyle nawet to, jak to niegdy� rzeczywi�cie by�o, ile jego w�asna, ludzka wizja �wiata i wintegrowany w ni� system warto�ci. By�o tak dawniej i tak jest dzisiaj, i dlatego w�a�nie wszelkie walki ideowe tocz�ce si� w ka�dej wsp�czesno�ci - tak samo lat temu dwie�cie, jak i dzisiaj ogarnia�y i obejmuj� r�wnie� obszar historii, s� bojami o ocen� przesz�o�ci. Tak�e nasz system warto�ci okre�la - co sk�onni jeste�my uzna� z przesz�o�ci za wa�ne, a co za nieistotne, co za dobre, a co za z�e, a nieraz nawet, co za... prawdziwe, a co za fa�szywe. Zwracamy si� do przesz�o�ci w oczekiwaniu zweryfikowania, przy pomocy wiedzy historycznej, naszych w�asnych prawd historycznych. Kiedy za� owa wiedza nie mo�e nam dostarczy� ich potwierdzenia, lub im wprost zaprzecza, w�wczas naj�atwiej oskar�amy j� o to, �e nie jest ona niczym innym jak k�amstwem. Tak wi�c z prawd� i fa�szem w historii wcale nie jest tak prosto, jak si� nam nieraz zdaje, bowiem zbyt cz�sto i ch�tnie ��damy od wiedzy historycznej potwierdzenia naszych w�asnych prawd historycznych, o kt�rych s�uszno�ci jeste�my dog��bnie prze�wiadczeni, zamykaj�c si� hermetycznie przed takimi prawdami, kt�re s� dla nas niewygodne: te najch�tniej oceniamy jako po prostu k�amstwa. Nawet wtedy, kiedy... s� one naukowo i mo�liwie wszechstronnie udokumentowanymi prawdami. Zw�aszcza wtedy, kiedy te ostatnie pozostaj� poza naszym zasi�gfiem. Bohater ksi��ki Z. J. Michalskiego w Polsce Ludowej szcz�cia do historyk�w nie mia� - ani oni do niego - a przez d�ugie lata by� on postaci� b�d� przemilczan�, b�d� karykaturowan�. Gdzie� w wysokich politycznych progach �ywiono zapewne nadziej�, �e czas przyniesie zapomnienie i pogr��y t� z wielu wzgl�d�w niewygodn� figur� w historyczny niebyt. Ale tak si� nie sta�o, bo sta� si� nie mog�o. Jako za� wok� tej postaci ju� wcze�niej uros�a legenda, wieloletnie przemilczenia hamuj�c rozw�j zobiektywizowanej, historycznej wiedzy, nie tylko legendy tej nie wygasi�y, a przeciwnie: w�a�nie j� utrwali�y. Od�y�a te� ona w chwilach przesile�: najpierw z ko�cem lat 60_tych, p�niej ze zdwojon� si�� w pocz�tku lat 80_tych. Wielu z nas ma to dobrze utrwalone w pami�ci. Dopiero w ostatniej dekadzie - je�li nie liczy� paru wcze�niejszych wyj�tk�w, kt�re nie czyni�y jednak wiosny - nast�pi� znacz�cy post�p, co si� tyczy powa�nych, naukowych bada� nad bohaterem legendy, zacz�to te� wprowadza� znacz�ce korektury do jego portretu w historycznych syntezach. Napawa to optymizmem, ale tylko tych, kt�rym zale�y na dotarciu do historycznej prawdy niezale�nie od tego, jak dalece b�dzie ona zaprzecza�a legendzie, i tej dla bohatera chwalebnej, i tej - bo jest i taka - legendzie czarnej, dla bohatera niezmiernie krytycznej. Bo opr�cz legendy - bia�ej czy czarnej - powinna istnie� i rozwija� si� rzetelna wiedza, kt�ra mo�e - i nie tylko ona - da� podstaw� do krytycznej weryfikacji legendy. Historia, ta pisana przez historyk�w, jest dialogiem historyka z przesz�o�ci�, ale zarazem tak�e i dialogiem autora z jego spo�ecze�stwem, kt�re o tej przesz�o�ci ma - bo ma do tego pe�ne prawo - sw�j w�asny, ukszta�towany s�d. R�wnie� ksi��ka Z. J. Michalskiego jest zaproszeniem do dialogu: nie tylko z przesz�o�ci�, lecz przede wszystkim ze wsp�czesnymi pogl�dami czytelnik�w. Jest zaproszeniem tym ciekawszym, �e - co by�o za�o�eniem autora ksi��ki - wci�gaj�cym czytelnika w dyskusj� z autorem, kt�ry otwarcie prezentuje swoje argumenty przemawiaj�ce b�d� nie - odpowied� nale�y do czytelnik�w, kt�rzy wezm� udzia� w dialogu - za s�uszno�ci�, b�d� nie, proponowanych s�d�w. To, czy si� na nie zgodzimy, czy te� nie, zale�e� b�dzie zar�wno od si�y perswazyjnej Autora, jak i od nas, jego czytelnik�w, od naszego intelektualnego i - nie kryjmy tego - tak�e emocjonalnego stosunku do tego, co stara si� on nam przekaza�. A wi�c: jest to zaproszenie do dialogu. Tylko tyle. Czy mo�e - a� tyle? Andrzej F. Grabski ��d�, 5 kwietnia 1988 r. Zamiast wst�pu J�zef Pi�sudski, to posta� w naszych dziejach tyle wybitna co kontrowersyjna. Napisano o nim ca�e tomy, w przer�nych przedstawiaj�c tonacjach, od superpostaci historii Polski po austrofila i kolaboranta. By� i jest przedmiotem uwielbienia czy podziwu, ale tak�e dezaprobaty i pot�pienia. Ka�da ksi��ka o nim, ka�dy artyku�, wywo�ywa�y i wywo�uj� spory, w kt�rych cz�sto emocje szkodz� my�lom. "Siwy strzelca str�j" - to kolejna praca o J�zefie Pi�sudskim, zbi�r esej�w, kt�rych celem jest ukazanie postaci Marsza�ka w ca�ej jej z�o�ono�ci. Jeszcze jedna pr�ba ukazania roli i miejsca Pi�sudskiego w naszych dziejach najnowszych. S��w kilka o tytule. Jest to - po pierwsze - fragment �o�nierskiej piosenki z lat legionowej epopei, najlepszego niew�tpliwie okresu w �yciu J�zefa Pi�sudskiego, bo to przecie� dzi�ki niemu pojawi�y si� na bitewnych szlakach wielkiej wojny polskie oddzia�y. I nie o liczby tu przecie� chodzi�o, lecz o polityczny wymiar tego faktu. Ten czas walki - wydawa�oby si� nie do zakwestionowania - tak�e nie spotyka� si� z jednolit� ocen�. Najdalej w negacji legionowego czynu poszed� chyba Roman Dmowski, kt�ry w wydanej w 1925 roku ksi��ce "Polityka polska i odbudowanie pa�stwa" pisa�: "...Nie by�o tragedi� powstanie Naczelnego Komitetu Narodowego w Krakowie, w kt�rego "naczeln�" rol� nikt ani w kraju, ani za granic� nie wierzy�. Nie by�y ni� formacje legionowe w Galicji, a nawet wymaszerowanie z Krakowa do Kielc legionu pod dow�dztwem Pi�sudskiego jako mianowanego rzekomo przez "rz�d narodowy" w Warszawie komendanta polskich si� wojskowych... Tragedia rozpocz�aby si� dopiero, gdyby rz�d narodowy wypowiadaj�cy wojn� Rosji naprawd� w Warszawie istnia�, gdyby w odpowiedzi na zjawienie si� legionu w granicach Kr�lestwa wybuch�o tu powstanie. Gdyby by� taki ruch si� zjawi� i ogarn�� kraj - ca�a nasza polityka znalaz�aby rych�y koniec. D�ugo by�my wtedy pewnie nie czekali ...
Msyogi