Misja 3 - Szybszy od śmierci.docx

(21 KB) Pobierz

„Książę Ciemności”

Misja 3 – Szybszy od śmierci

 

Czułem się dziwnie odkąd moim ciałem rządził Dante. Oczywiście nie zawsze mu na to pozwalałem, przez co w moim ciele trwała wieczna wojna.

 

Moje ciało leżało bezwiednie na łóżku w pokoju. Ale odpoczynek należał się tylko jemu, bo w mojej głowie dwa duchy ponownie rozpoczęły zarówno słowną jak i fizyczną walkę, Dantemu jak zawsze nie podobało się to, że przerwałem mu jakże ważne męczenie mojego ciała na treningu. Co, jak co ale póki jeszcze mój duch żyje mam swoje zdanie, co do mojego ciała.

- Jeśli nadal będziesz tak przeszkadzał to nigdy nie pokonam mojego ojca – zachrypnięty głos wyprzedził lecący w moją stronę cios. Cóż walczyliśmy ze sobą dobre kilka godzin i żaden z nas nie dawał za wygraną. Widać duchy potrafił znieść naprawdę wiele i gdyby nie to, że moje ciało przechodzi katuszę chciałbym zostać duchem nawet zawsze.

- Gdy tak wymęczysz moje ciało to nawet siły nie będziesz miał na walkę z nim – tym razem to moja pięść szybciej od słów powędrowała na policzek Dantego. Wcześniej nasze rozmowy mi nie przeszkadzały. Do czasu aż podczas ostatniej walki Dante nie chciał mnie „wpuścić” do mojego ciała na panowanie. Od tamtego momentu między naszą dwójką dochodzi do sprzeczek i bójek. Nigdy nie wiadomo, kto wygrywa, bo duchy się nie męczą ani krew im nie leci. Nikt do pewnego czasu nawet nie widział, że moje ciało „odpływało” na kilka chwil by stać się swoistym ringiem. Wszyscy zaaferowani byli tym, że ich Dante powrócił. Nikt nie interesował się, co stało się z prawowitym właścicielem tego ciacha jak uważała Kath. Zauważyłem, że odkąd powrócił Dante ona chodziła smutna a Alice za to skakała z radości. I pewnie gdyby nie Sean wszyscy do tej pory żyliby w niewiedzy.

Nasza walka dobiegała końca. Udało się nam dojść do porozumienia, że mamy godzinę przerwy. Gdy odzyskałem swoje ciało postanowiłem przypomnieć sobie całą sytuację.

***

Właśnie odbywała się kolejna narada, którą zorganizował Dante. Mnie, a raczej mojego ducha, ponownie na nią nie zaproszono. Oczywiście nie miałem zamiaru przyglądać się temu z boku. Mój atak był szybki i niespodziewany. Czułem się jakbym oblegał jakąś fortecę za murami, której znajdował się wielki skarb. Miałem szczęście, bo Dante zastanawiał się nad czymś, gdy tylko skończył swą wypowiedź i pewnie nawet nie sądził, że mu nie odpuszczę.

- Więc teraz uderzymy na prawą rękę Twego ojca? – głos należał do Sean’a. Jednak nie interesowało mnie to, o czym rozmawiają a to jak wykopać Dante z mojego ciała. Plan wydawał się dość prosty i tak zrealizowany by nikt z obecnych nawet nie zauważył, że nie rozmawiają z Dante. Mój plan nie zakładał jednego faktu. Faktu, że mój wróg może się bronić więc gdy tylko przystąpiłem do ataku z jego strony nastąpiła natychmiastowa reakcja i rozpoczęła się bójka dwóch duchów.

- Dante co o tym sądzisz? – te słowa docierały do nas z trudnością gdyż zaaferowani walką o władzę nie interesował nas cały świat. Pięści, nogi i wszystko, co mogło uderzyć przeciwnika

śmigało po wyimaginowanym świecie – jak się później dowiedziałem – w moich myślach.

- Dante słyszysz mnie? – Sean próbował jakoś dotrzeć do stojącej kukły mojego ciała a w tym samym czasie wzywany leżał pode mną okładany pięściami.

- Dante! – kolejny krzyk i szybka zamiana ról. Tym razem ja obrywałem dostając kopniaki od wyższego o głowę ode mnie ducha. Chyba przenosili moje ciało gdyż obaj równocześnie straciliśmy równowagę. Na moje szczęście spowodowało to moje zwycięstwo, więc zawładnąłem swoim ciałem powracając do świata „żywych”.

- Dante nic Ci nie jest? – wystraszony głos Alice brzmiał w mych uszach, gdy powoli moja świadomość powracała. Nienawidziłem tej chwili. Robiło mi się nie dobrze i miałem ochotę się wyrzygać.

- Żyję póki, co – mój głos był tak słaby, że nawet sam go nie rozpoznałem. O dziwo moje ciało było w jak najlepszym stanie.

- Nie jesteś Dante prawda? Jesteś Andre – głos Sean’a ocucił mnie na tyle, że spojrzałem już pełnią sił na każdego a oni patrzyli wielce zdziwieni na staruszka. Ten jedynie się uśmiechał pod nosem jakby wiedział, co tak naprawdę się wydarzyło.

- To jest Dante nie żaden Andre! – rozpaczliwy krzyk Alice obudziłby nawet i umarlaka cud, że w ogóle po tym byłem wstanie cokolwiek usłyszeć. Sean jednak pokiwał przecząco głową, po czym rozsiadł się wygodnie w fotelu

- Nie wiem, czemu ale duch Andre jest pierwszym, który albo sprzeciwia się Dantemu albo, którego Dante nie chce się pozbyć. Tyle, że Andre jest na tyle silny by nie pozwolić się zamknąć w klatce Dantego i to, czego byliśmy świadkiem to była walka dwóch duchów. Dlatego teraz jego głos jest słaby pomimo tego, że ciało nie zostało nawet tknięte.

Wszyscy, łącznie ze mną, patrzyliśmy na staruszka jak na wariata. Jednak ja wiedziałem, jaka była prawda….

***

Ryk silnika oraz przeraźliwy krzyk zbudziły mnie z drzemki, którą najwyraźniej sobie zrobiłem tymi wspomnieniami. Ledwie włócząc nogami zszedłem na dół. Po drodze spotkałem Diego, Kath i Alice, którzy tak jak ja chyba spali. Ich rozziewane twarze mówiły same za siebie. Alice nawet fajnie wyglądała gdyż zdążyła umalować połowę twarzy. Wyglądała jak ten koleś z Batmana, dwie twarze czy jak mu było.

- Myślałem, że to Ty tak hałasujesz – spojrzałem na Diego z lekkim wyrzutem.

- Jak mogłem hałasować skoro mój biedny ścigacz został pod …. - Nie zdążyłem nawet dokończyć swej wypowiedzi, gdy na podwórzu zobaczyłem znajomy mi jednoślad. Moje rozanielenie musiało być ogromne skoro nawet Sean śmiał się widząc moją minę. Podszedłem do swej maszyny nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę ona.

- Przyda Ci się do kolejnego zadania – spojrzałem lekko zdziwiony na drugiego motocyklistę, od którego wypłynęły owe słowa. Nim zdążyłem przenieść wzrok na Sean’a ten już zaczął tłumaczyć.

- Ponoć pod motelem, w którym się kiedyś zatrzymałeś trwają nielegalne wyścigi motocyklowe, na których ponoć giną ludzie w dziwnych okolicznościach

Nadal nie miałem zielonego pojęcia jak udawało mu się rozpoznać, który duch zawładnął ciałem, ale nigdy się nie pomylił. Dłońmi delikatnie pogładziłem lakier, skórę nawet lusterka mojej perełki.

- Kath jedzie z Tobą – już miałem zaoponować, gdy z garażu wyłoniła się czarna Honda CRV. Ten widok przesądził jednak na korzyść dziewczyny. Wsiadłem na swoją „bestię” i aż dostałem orgazmu słysząc znajomy warkot. Kocham motocykle a swój wręcz ubóstwiam. Poprawiłem swój

czarny płaszcz by nie zahaczył o koła. Pomimo tego, że Dante lubi czerwień zostałem przy czarnym płaszczu. Może pocieszy go fakt, że ścigacz był krwiście czerwony zarówno jak i kask.

- Ruszajcie już. Demony nie będą za Wami czekać – śmiech Sean’a odprowadził naszą trójkę do bramy wyjazdowej. Czasem przerażał mnie ten staruszek. Gdy tylko znaleźliśmy się na szosie usłyszałem męski głos nieznanego mi towarzysza.

- To jest 150 km dojedziemy tam za półtorej godziny – prychnąłem na jego słowa, co nie uszło uwadze Katherine, która wiedziała, co się szykuje. Do kolejnego wyścigu została nie cała godzina. Nie miałem zamiaru przepuścić takiej okazji. Spojrzałem to na Kath to na nowego, zakryłem twarz osłonką i gaz do dechy. Sam nie wiem, kiedy znalazłem się na tylnim kole i pędziłem po opustoszałej szosie. Za mną usłyszałem dwa goniące mnie pojazdy. Jeśli mężczyzna naprawdę lubił wyścigi powinien przyjąć rękawicę. I tym razem się nie zawiodłem na swojej intuicji gdyż obok mnie pędził jego fioletowy Kawasaki ZRR 600. Wiedziałem, że moja Yamaha R1 może mieć z nim nikłe szanse, ale zawsze warto spróbować. Kath została za nami z tyłu. Wyścig odbywał się między naszą dwójką. Był sporo przede mną, ale wszystko mogło się zmienić gdyż wyjeżdżaliśmy na autostradę. Tam miałem szansę. Mój motocykl był lżejszy i zwinniejszy od niego. Dziwiło mnie tylko to, że policja jak do tej pory nie ruszyła za nami w pościg. Mogłem się domyślać, że sprawcą tego jest Sean, ale skąd by miał tam takie znajomości?

Na autostradzie nasze szanse się wyrównały. Jechaliśmy łeb w łeb do samego zjazdu do motelu. Kath pojawiła się kilka minut za nami. Była obrażona albo po prostu taką udawała. Uśmiechnąłem się do niej przepraszająco.

- Mamy jeszcze 10 minut do wyścigu – nie musiał mi nawet mówić. Zbliżał się wieczór a z naprzeciwka pojawiały się mrowia jednośladów. Niektóre były po tuningu inne lekko podrasowane, jednak każdy był swoistym demonem na drodze. Gdy tylko cała zgraja pojawiła się tuż obok nas „nowy”, który do tej pory nie zdradził swego imienia, podał jakąś kopertę wielkiemu drabowi. Zapewne organizatorowi tych wyścigów. Pozwolono tylko jednej osobie z naszej trójki startować. Oczywiste było, że to ja wystartuje.

Na linii startu oprócz mnie pojawiły się 4 pojazdy. Ogień wydobywający się z ich rur mógł oznaczać tylko jedno. Mieli nitro założone. Nie za bardzo się to mi podobało, ale nie miałem przecież nic do powiedzenia. Miałem jedynie rozprawić się z kolejnym demonem, którego przysłał ojciec Dantego. A pro po Księcia to gdzie się podział? Czyżby obraził się za ostatnią walkę? Jednak nie było mi dane dłużej o tym polemizować gdyż dano sygnał do startu. Trochę za późno ruszyłem, co zaowocowało ostatnim miejscem. Jednak nie martwiłem się tym, bardziej zastanawiało mnie czy ten demon jest którymś z tych motocyklistów… Goniłem każdego z osobna przypatrując się im i ich reakcjom. Jednak nie zobaczyłem ani nie wyczułem nic podejrzanego aż nagle z przodu uderzyło mnie oślepiające czerwone światło. Widać, że nie tylko mnie, bo pozostali hamowali już. Wszyscy oprócz jednej osoby. Ten zawodnik przyspieszał jakby to światło go przyciągało i wtedy to się stało….

Poczułem jakby ktoś próbował wyrwać mnie z mojego ciała. Wiedziałem, że to Dante. Najwyraźniej wyczuł obecność demona i chciał przejąć inicjatywę. Wiedziałem, że walka może być w takim momencie wielkim błędem. Sam pewnie nie dam radę demonowi a gdy my będziemy walczyć to, kto będzie prowadził ścigacza? Zrezygnowany oddałem władzę w ręce a raczej ducha Dantego i zaraz tego pożałowałem. Ten idiota nie potrafił prowadzić. Ledwo trzymaliśmy się w linii prostej a co dopiero gdybyśmy mieli przyspieszyć? Próbowałem odzyskać ciało już nie walką a zdrowym rozsądkiem

- Dante zabijesz nas! Oddawaj mi stery! – ten jednak udawał głuchego i nie pozwalał nawet do siebie podejść. Ostatnie, co pamiętam to to jak razem z motocyklem lądowaliśmy na ziemi. Dalej mózg przestał rejestrować, więc nic nie wiem. Wiedziałem, że mieliśmy wypadek. Razem z Dante

staliśmy po środku pustych myśli. Bo, o czym myśli człowiek nie przytomny? Stałem naprzeciwko tego idioty a ręce trzymałem ściśnięte w pięści. Miałem ochotę mu przypieprzyć tak jak jeszcze nigdy. Jednak powstrzymywałem się

- Coś Ty najlepszego kurwa narobił!! – mój krzyk rozniósł się w około wielkim echem. Dante stał niewzruszony i nawet nie miał nic do powiedzenia

- Mogłeś nas kurwa obu zabić. Zdajesz sobie z tego sprawę idioto? No w sumie jesteś Dante. Tobie nic by Ci się nie stało! Znalazł byś sobie nowe ciało, ale czy Ty kurwa kiedykolwiek pomyślałeś osobach, nad którymi przejmujesz kontrolę?! – W tej chwili ulatywały ze mnie wszelkie emocje wobec mojego rozmówcy. Nie obchodziło mnie to, że może nawet mnie nie słuchał i prowadziłem jakiś głupi monolog. Jakież było moje zdziwienie, gdy Dante po prostu się odwrócił i odszedł. Zamiast stanąć twarzą w twarz ze mną stchórzył, jednak nie miałem zamiaru bezczynnie stać. Ciało bez duszy długo nie wytrzyma i zacznie po jakimś czasie obumierać a tam na górze pewnie już mnie ratują. Gdy tylko zawładnąłem własnym ciałem obudziłem się. Byłem w swoim pokoju w willi. Oczywiście nie miałem pojęcia jak się tu dostałem, ale byłem pewny, że to zasługa Kath i tego kolesia. Tuż obok mnie na fotelu siedziała Kath a obok niej stał Sean. Zawsze pojawiał się, obok gdy działo się coś złego. Westchnąłem cicho, co zwróciło uwagę obojga na mnie

- O już wstałeś… co się tam stało? – głos Sean’a był lekko zdenerwowany. Zapewne nasz pracodawca nie był zadowolony z efektów naszej pracy i nas zwolnił. Jednak nie oznaczało to końca polowania a jedynie brak zapłaty. A z tych pieniędzy utrzymujemy się tu

- Słyszałem, że zawaliłeś misję – śmiech Diego rozniósł się po pokoju jak złowrogi omen. Miałem ochotę wstać i mu przypieprzyć, ale Sean mnie wyprzedził. Zdzielił go w twarz i wygnał z mojego pokoju. Opadłem z powrotu bezsilnie na poduszki. Czułem się okropnie. Na duchu i ciele.

- Dante próbował przejąć kontrolę a jak mu ją oddałem rozbił nas – opowiedziałem im jak to wyglądało. Widać było, że obecnej tu dwójce to się nie podoba

- Dante zaczyna przeginać. Kolejnego zabiłby w połowie drogi – spojrzałem na oboje ze zdziwieniem. Więc Dante tracił nad sobą panowanie. Mogło to oznaczać tylko kłopoty.

Gdy próbowałem wstać z łóżka ta dwójka o mało, co mnie nie zabiła. Na siłę próbowali mnie wbić z powrotem pod pierzynę.

- Zbyt długo czasu minęło. Muszę wypełnić zadanie – wiedzieli, że lepiej teraz mi nie stawać na drodze. Byłem zawzięty w tej chwili. Jedyne, co mnie trzymało na nogach to myśl by nie pozwolić nikomu więcej zginąć. A jedynym sposobem było wzięcie udziału w kolejnym wyścigu. Na moje nieszczęście motor wyglądał jak siedem nieszczęść. Cud, że trzymał się jako całość. Westchnąłem cicho i zamknąłem się w garażu na cztery spusty.

Ile czasu minęło nie wiem. Straciłem rachubę czasu a okien tu nie było. Jednak byłem zadowolony. Udało mi się przywrócić mojej perełce dawną świetność no i dołożyłem podtlenek azotu. Nie było innego sposobu na dogonienie śmierci jak zwiększyć prędkość. Gdy tylko wyjechałem z garażu rzuciło się na mnie mnóstwo ludzi

- Dante, co Ty robiłeś przez ten tydzień? Wszyscy się o Ciebie martwili! – A więc to był tydzień. Tydzień wyjęty z życiorysu nie tylko mojego, ale i siedmiu osób, które przez ten czas zginęły.

- Odsuńcie się mam coś do załatwienia – zanim zdążyłem założyć kask na głowę obok mnie zatrzymał się czarny motocykl. Kierowca miał zasłoniętą twarz, ale taką Hondę posiadała tylko Kath.

- Jadę z Tobą. Ktoś musi Cię ściągnąć drogi, gdy znów się przewrócisz – jej śmiech i głos upewniły mnie tylko w moim przekonaniu

- Tym razem to ktoś inny będzie gryzł asfalt – byłem pewny siebie. Może niektórzy uważali, że za bardzo, ale mi to nie przeszkadzało. Spojrzałem na zegarek. Wyścig za godzinę jak ostatnio. I jak ostatnio ścigaliśmy się. Zauważyłem, że nie tylko ja pracowałem nad swoją maszyną gdyż tym

razem Kath trzymała się tuż obok mnie. Byłem pod wrażeniem jej umiejętności. Podróż minęła nam w miłej atmosferze, która jednak uleciała, gdy dojechaliśmy na wyścig. Okazało się że go przesunęli i właśnie się odbywał. Nie było czasu do stracenia. Ominąłem wszystkich i ruszyłem za czołówką. Tym razem nie pozwolę sobie na błąd i na śmierć kogokolwiek. Wyprzedzenie pierwszej trójki było banałem gdyż zdążyli się już zatrzymać oślepieni tym czerwonym światłem. Teraz należało wyprzedzić pierwszego, co nie było wcale proste gdyż zapach nitro roznosił się w powietrzu. Nie było wyjścia, wstrzymałem oddech i wcisnąłem przycisk uwalniając magiczny gaz. Nie wiem jak i kiedy ale prędkościomierz doszedł do końca a ja czułem, że ciągle przyspieszam. Gdy tylko zacząłem gonić zahipnotyzowanego zawodnika wyciągnąłem pistolet. Jeden strzał, tylko jeden sprawił, że przebite opony uniemożliwiły dalszą jazdę. Na torze zostałem tylko ja i ten tajemniczy demon. Wyścig wciąż trwał. Zjechaliśmy z jego trasy i ruszyliśmy na autostradę. Tutaj nie mogłem pozwolić sobie ani na przyspieszenie ani na żaden błąd. Jednak demon nie ułatwiał mi sprawy. Jakimś cudem wywracał przejeżdżające obok niego samochody albo zajeżdżał im drogę. Cóż widać nie każdy lubi grać fair. W takim razie ja też nie miałem zamiaru być uczciwym. Zjechałem na pas dla jadących w drugim kierunku i ścigałem swą ofiarę. Jechaliśmy praktycznie łeb w łeb. Postanowiłem zakończyć szaleńczy wyścig. Jeden strzał nic, drugi, trzeci i kilka następnych. Żadnej reakcji. No to ładnie wdepnąłem. Miecz został w willi. W takiej chwili przydałby się Dante, ale jednak nic się nie działo. Nie czułem by próbował przejąć nade mną władzę, co mnie zaczynało irytować. W myślach go już przeklinałem. Trąbienie z naprzeciwka oznaczało tylko jedno. Wyścig ze śmiercią miał się nie długo zakończyć. Dwa tiry pędziły wprost na mnie i na demona wtedy stał się chyba cud

- Dante łap! – to Kath jechała wiaduktem ponad nami. Rzuciła w moją stronę mój miecz. A więc po to chciała jechać. Z uśmiechem na twarzy już jej dziękowałem w myślach. Jednak był jeden problem. Leciał za wysoko bym mógł go złapać. Jedynym wyjściem była kaskaderka, ale niestety bałem się za mocno. Nie chciałem zginąć i wtedy kolejny cud. Usłyszałem w swej głowie znajomy głos

- Może mi się udać. Pozwól mi – Te słowa omal nie sprawiły, że nie zemdlałem. Właśnie usłyszałem pierwszy raz w życiu by Dante prosił o pozwolenie. Tiry nie bezpiecznie się zbliżały, co sygnalizowały swymi klaksonami. Uciec nie było, jak bo po obu stronach zamontowane były wygłuszacze. Nie było wyjścia

- dobra rób swoje – i znów poczułem się dziwnie jednak tym razem jakby wszystko przebiegło spokojniej i szybciej. Dante bez próby kierowania i bez zastanowienia stanął na pędzącym motocyklu i złapał miecz. Podziwiałem go za odwagę. Jednak za to, co zrobił dalej uważałem go za świra. Skoczył wprost na demona wbijając w niego swój miecz i wtedy zobaczyłem, czemu kule nic mu nie robiły. Nikt tak naprawdę nie prowadził tego motoru, bo to on był demonem. Muszę przyznać, że ojciec Dantego miał niezłe pomysły. Demon zaczął już umierać, ale my również mogliśmy zginąć jednak widać Dante miał jakiś pomysł gdyż znów poczułem jakby zamianę i ponownie to ja panowałem. No to pięknie kurwa. Po prostu pięknie znów stchórzył

- Wskakuj na motocykl i w nogi – Nie musiał mi tego dwa razy powtarzać. Ale nie było szans bym dopadł swój motor, który miał zamiar skończyć zaraz swój żywot pod kołami jednego z potworów pędzących tuż na mnie, wtedy to obok pojawiła się Kath

- Wskakuj! Gazem! – gdy tylko znalazłem się na miejscu dla pasażera ruszyliśmy stamtąd z piskiem opon. Gdy ona jechała ja musiałem pogadać z pewnym demonem

- Świetna robota – jego słowa zabrzmiały, gdy tylko mój duch pojawił się obok niego

- Nie zrobiłbym tego bez Ciebie – uśmiech pojawił się na mojej twarzy

- Przepraszam za to, co stało się wcześniej – kolejny szok w moim wydaniu rozśmieszył Dantego. Jednak wyciągnąłem do niego prawą rękę

- Musimy pracować razem – te słowa wydobyły się z naszych ust jednocześnie. Od tej chwili ciało nie należało już tylko do mnie. I nie narzekam. Gdy chodzi o walkę z demonami to dzielimy się po połowie. Uczę się od niego wiele a on ode mnie. Staliśmy się przyjaciółmi.

 

Dante_Night

Zgłoś jeśli naruszono regulamin