Landon Juliet - Ukochana zdobywcy.pdf

(1142 KB) Pobierz
Juliet Landon - Ukochana zdobywcy.doc
Juliet Landon
Ukochana
zdobywcy
545727588.004.png 545727588.005.png 545727588.006.png
Prolog
Osada Boar Hill, Brytania A.D. 202
Ogniska rozpalone na święto Beltaine płonęły dniem i nocą, oświetlając
tańczących i dając im nadzieję, że nadchodzący rok nie będzie w niczym
przypominał poprzedniego. Pomiędzy ogniskami przegnano bydło, celem
oczyszczenia, a druidzi złożyli ofiary, lecz płomienie już zgasły. Chmury
białego popiołu unosiły się w porannym wietrze, który rozdmuchiwał żarzące
się głownie. Za stożkowatymi strzechami i glinianymi ścianami, w miejscu, w
którym o tej porze roku z ziemi powinny wychynąć zielone pędy, lśniła ciemna
tafla nowego jeziora. Liście na drzewach były blade, a owce, które umknęły
zarazie, wydały na świat mniej jagniąt niż kiedykolwiek za ludzkiej pamięci. Od
ubiegłorocznej zarazy i fatalnych zbiorów w osadzie panowała cisza przerywana
beczeniem głodnych zwierząt i kwileniem dzieci, a ofiary dla Brigit i bogów
dębiny nie zdołały powstrzymać ciągłych opadów ani powodzi zamieniających
doliny w rzeki. Druidzi byli zdesperowani. Ich wiarygodność wisiała na włosku.
Potrzebowali czegoś wielkiej wagi na zakończenie obchodów Beltaine.
Pewna młoda kobieta zrezygnowała z udziału w obchodach. Czuła ulgę,
nie będąc ciągana, z wolą czy bez niej, do pobliskiego lasu przez jurnych
młodych mężczyzn, których wrodzony popęd do prokreacji tak doskonale
pasował do majowych zwyczajów. Bo tak właśnie czczono Beltaine: prokreacją.
Zobaczyła, że Con Silvertongue, jej niezdarny mąż, chwyta za rękę najnowszą
konkubinę i ciągnie ją, rozchichotaną i piszczącą, w mrok, po czym odwróciła
się i udała do chaty na noc wolną od jego obmacujących dłoni, hałaśliwego
spółkowania i irytujących prób wywołania jej zazdrości. To, że po roku
małżeństwa pozostała bezdzietna, świadczyło źle o niej, bo niewielu
uwierzyłoby, że Con nie wywiązał się ze swojej roli. Przecież spłodził wielu
rudowłosych pędraków biegających po osadzie.
- 1 -
545727588.007.png
Od ślubu Dany z Conem nic nie szło jak trzeba, ale przecież ostrzegała, że
tak będzie. Jej ojcu, wodzowi plemienia z Boar Hill, nie spodobały się pełne
emocji przepowiednie piętnastoletniej dziewczyny, tak samo jak głównemu
druidowi, ojcu Cona.
Dana stanęła w drzwiach przytulnej drewnianej chaty. Z lasu właśnie
wynurzył się podrygujący korowód świętujących. Ciągnęli za sobą pień
pozbawiony gałęzi. Rycząc jak młode byczki, postawili go w dole po słupie z
ubiegłego roku, owinęli wstążkami i powojem i zaczęli hasać wokół w ostatniej
gorączkowej próbie odwrócenia złego losu.
Podczas gdy wiatr splątywał im włosy i czerwienił policzki, które teraz
przypominały zaróżowione jabłka, starsi o surowych obliczach podążali
niespiesznie w kierunku dużego budynku pośrodku osady w odpowiedzi na
pilne wezwanie Brigga, ich wodza, ojca Dany.
Wtedy uświadomiła sobie, że przyszedł czas sądu nad nią, że będzie
potrzebowała całej swojej odwagi, zaradności i natchnienia, by uniknąć tego, co
miało stać się jej udziałem. Inaczej po raz ostatni widzi ognie Beltaine,
obserwuje podrostków robiących łuki i strzały przed chatą sąsiada, słyszy
gawrony kraczące wśród sosen i czuje, jak wiatr szarpie jej gęste czarne włosy.
Obetną je i tydzień nie minie, jak ktoś będzie nosił z nich perukę. Dygocąc,
sięgnęła po wiszący na kołku wełniany płaszcz, kiedy podbiegł do niej
wyrostek.
- Pani - oznajmił - mój pan a twój ojciec posyła po ciebie i zaleca
pośpiech.
Trzymał włócznię jak wojownik, chociaż był młodszy od Dany. Był
jednym z jej licznych przyrodnich braci. Ojciec w zapale płodzenia nie
ograniczał się do święta Beltaine ani nawet do własnej żony. Przywilej wodza,
mawiał.
Rysy twarzy chłopca skurczyły się, kiedy wyszeptał:
- Przykro mi, Dano.
- 2 -
545727588.001.png
- Niech ci nie będzie przykro, Bran - odszepnęła w odpowiedzi. - Gdzie
twój kucyk?
W jego oczach mignął niepokój.
- Nie... nie ośmieliłbym się.
Zupełnie jakby wiedzieli, że może potrzebować pomocy, posłali czterech
mężczyzn, dorosłych, którzy mieli go wesprzeć. Pojawili się nie wiadomo skąd.
Dana nie zamierzała przynieść chłopcu wstydu.
- Pójdę z tobą - oznajmiła, patrząc na zwinięty sznur w dłoni najbliżej
stojącego mężczyzny. - Prowadź mnie, Branie, synu Brigga. - Boso przestąpiła
próg, zapinając płaszcz na ramieniu kosztowną złotą szpilą wysadzaną
granatami w kolorze krwistej czerwieni.
Na widok grupki brnącej w błocie w kierunku domu wodza świętujący
zwolnili i zatrzymali się u podstawy słupa. Zwalisty mężczyzna oderwał się od
reszty.
- Dokąd ją zabieracie?! - ryknął. - To moja...
Pełen oburzenia okrzyk gwałtownie się urwał. Con Silvertongue padł pod
ciosem pięści jednego z eskortujących, reszta przestąpiła przez niego, a zanim
się podniósł na nogi, cała grupa stała już w dużej sali domu Brigga.
Nie była to nędzna rudera; podłoga była grubo zasłana słomą, a duże
palenisko pośrodku zdobiło mnóstwo naczyń z brązu i widoczne przez błękitny
dym łańcuchy, zawieszone na solidnych dębowych belkach. Pęki ziół, wiadra
okute brązowymi obręczami i lśniące końskie uzdy zwisały obok tarcz wielkiej
wartości, żelaznych mieczy w nabijanych ćwiekami pochwach i włóczni
dłuższych niż człowiek. Kotary ze skóry i wełny zasłaniały pomieszczenia
wzdłuż podcieni, teraz i tak ukryte za dziesiątkami mężczyzn i kobiet, którzy
tego ranka odpowiedzieli na wezwanie.
Brigg, wódz Boar Hill, był jedynym, który siedział. Za jego rzeźbionym
drewnianym krzesłem stał Somer i matka Dany, Rhiannon, której pełne łez oczy
pieściły śliczną młodą kobietę. Wyciągnęła rękę gotowa pocieszyć córkę, ale
- 3 -
545727588.002.png
mocne palce Brigga zacisnęły się na jej przedramieniu, wstrzymując gest, który
najwyraźniej przewidział. Jego niewidzące smutne oczy błądziły, dopóki nie
spoczęły na sylwetce córki.
- Dano?
- Tak ojcze.
- Wysłuchaj, co ma do powiedzenia Mog.
Wiedziała, co powie główny druid. Jej małżeństwo z Conem nie okazało
się sukcesem, na jaki liczył, a do objęcia przywództwa po ojcu szykowano
Somera. Ona, Dana, musi zostać ofiarowana bogom, rzekomo po to, by ich
ułagodzić, a tak naprawdę chodzi o to, żeby ją usunąć, bo nie wypełniła
wyznaczonego zadania, a mianowicie nie połączyła dwóch najmocniejszych
ogniw społeczności. Podczas ostatniej pełni księżyca oświadczyła, że zamierza
zakończyć swoje małżeństwo.
- Bogowie żądają ofiary - zaintonował Mog. - Czegoś o wielkiej wartości
dla nas wszystkich. - Długa biała broda opadła mu na piersi, kiedy drżącą dłonią
poprawił złotą koronę na przyprószonych siwizną skroniach. Z szyi zwisały mu
grube poskręcane naszyjniki z czystego złota, bogato zdobione spiralnymi
wzorami i drobinami kolorowej emalii. - Od twego małżeństwa - ciągnął -
spotykają nas nieszczęścia. Wskutek powodzi nie mamy plonów, brakuje miodu,
mleka i jaj. Każdą z pór roku spowiła ciemność, a nasze kobiety porzucają
dzieci z braku pokarmu. Ty jednak nie poczęłaś dziecka.
Kobietom, które tej zimy urodziły dzieci, kazano porzucić je na pastwę
losu, by nie zwiększać problemu braku żywności. Gdyby Dana pozwoliła sobie
na zajście w ciążę, musiałaby uczynić to samo. Na szczęście wiedziała, jak
zapobiegać poczęciu. Rzeczywiście brakowało jedzenia, ale nie głodowaliby,
gdyby wykorzystali część znacznych zapasów srebra na kupno jedzenia na targu
w Corii, jakieś osiem mil stąd, tak jak czyniły inne plemiona. Chodziło o coś
innego. Szukano kozła ofiarnego, a kto nadawałby się lepiej niż niechętna do
współpracy córka niedomagającego wodza?
- 4 -
545727588.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin