Małodobry.rtf

(741 KB) Pobierz

 

 

 

 

 

MAŁODOBRY


Antologia

 

 

MAŁODOBRY

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Fabryka Słów

Lublin 2004

 

GTW
Małodobry © Copyright by Wydawnictwo Fabryka Słów Sp. z o.o.

 

Panikat © Copyright by Kamil C. Alster

Łaps © Copyright by Mateusz Bandurski

Dzień Rozliczenia © Copyright by Eugeniusz Dębski

Pocałunek Loisetty © Copyright by Jarosław Grzędowicz

Oprawca © Copyright by Jacek Komuda

Wrócę do ciebie, kacie © Copyright by Tomasz Kołodziejczak

Spokój Szarej Wody © Copyright by Maja Lidia Kossakowska

Kości i zwłoki © Copyright by Jacek Piekara

Grucha © Copyright by Andrzej Pilipiuk

Męska robota © Copyright by Hubert Spandowski

Historia prowincjonalna © Copyright by Szczepan Twardoch

 

 

Wydanie I

 

 

ISBN 83-89011-29-8

 

 

Lublin 2004


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„Zatem pytają mistrza co taki zasłużył,
który biorąc tajemnie, w cudzych dobrach płużył.
odpowie mistrz sądowi swą katowską mową
i wyda sentencyję oną swą surową:
«iż ten człowiek cudze brał, korzyścił umykał.
do czego prawa nie miał, tego się dotykał.
Przeto ja go tak skarżę za jego zasługi - ».
Tak mówi mistrz. A sędzia dekretem nakaże,
«Małodobry skarż go tam, jako prawo każe»."

 

S.F. Klonowic

 


 

 

 

 

 

Maja Lidia Kossakowska

 

(wł. Maja Lidia Korwin Kossakowska - jedna z tytularnych właścicieli Pałacu Kossakowskich). Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego, magister archeologii śródziemnomorskiej. Wcześniej ukończyła Liceum Sztuk Plastycznych. Znak zodiaku Ryby (jak sama określa - akwariowe, spokojne, łagodne), z zawodu jednak „wolny strzelec".

Debiutowała w 1996 roku opowiadaniem Mucha. Otrzymała w 2000 r. Nagrodę Pisarzy SF w kategorii opowiadanie roku za Beznogiego Tancerza. Została wyróżniona czterema nominacjami do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla za opowiadania: Sól na pastwiskach niebieskich, Schizma, Beznogi Tancerz i Żarna niebios. W wielu tekstach porusza niezwykłą tematykę aniołów, bardzo ludzkich w swych namiętnościach i słabościach. Im też poświęciła swą powieść Siewca Wiatru, wydaną przez Fabrykę Słów.


 

 

 

 

Maja Lidia Kossakowska

 

SPOKÓJ SZAREJ WODY


Miecz, uniesiony wysoko w górę, lśnił jak ostry, cienki sopel na tle bezchmurnego nieba. Mistrz Arseniusz trwał w bezruchu, doskonale skoncentrowany. Na suchej, ascetycznej twarzy zastygł wyraz skupienia, zamknięte powieki nie drgały. Wyglądał jak posąg z białego marmuru.

Tłum na dziedzińcu zamarł w oczekiwaniu, nieruchomy i cichy, jakby czas nagle się zatrzymał, zamarznięty na końcu wzniesionego ostrza. Trybuny, szare, kamienne mury dworu, ciemne plamy drzew w ogrodzie wydawały się nienaturalnie płaskie i bezbarwne jak sztych wyryty sprawną ręką na błękitnej tafli nieba. Nawet skazana na ścięcie kobieta klęczała bez ruchu, zupełnie spokojna, jakby bała się niestosownym zachowaniem zakłócić misterium. - Niech powróci spokój. Niech zapanuje prawda. Poważny głos Arseniusza zabrzmiał w ciszy dziedzińca przejmująco i mocno. Srebrny sopel opadł ze świstem na obnażony kark klęczącej. Pomocnik mistrza natychmiast schylił się po głowę, błyskawicznie uniósł ją za włosy i umieścił w srebrnym stojaku, ustawionym naprzeciw pnia, w taki sposób, by twarz była zwrócona w stronę zdekapitowanego ciała. Przez tłum przebiegło westchnienie. Struga czerwonej, gorącej krwi buchała prosto do srebrnej wanny, nie rozpryskując się na deskach szafotu.

Mistrz Arseniusz oparł czubek miecza o podłogę podestu, wsparł na rękojeści lewą dłoń. Pomocnik szybko usunął się za plecy swego chlebodawcy. Arseniusz czekał, skupiony i spokojny.

Krew tryskająca z przeciętej szyi trupa zaczęła ciemnieć. W wannie zakipiały bąble szkarłatnej cieczy, która spieniła się i momentalnie zmieniła barwę na atramentową czerń. Przez tłum przebiegło kolejne westchnienie.

Siedzący pośrodku trybuny Gwalbert, pan Szarej Wody i okolicznych włości, odwrócił wzrok od szafotu. W milczeniu przyglądał się własnym palcom. Twarz miał kamienną, jakby wyciosaną z bryły granitu, na pozór pozbawioną wyrazu, lecz drobne skrzywienie ust i cienie wokół oczu znamionowały skrywany z trudem smutek.

Młoda kobieta, siedząca po jego lewej ręce, ubrana w kosztowną, sztywną suknię, wydawała się pozbawiona życia niczym lalka. Wyprostowane plecy przylegały do oparcia fotela, dłonie, białe i nieruchome jak martwe gołębie, spoczywały na kolanach. Zaplecione w kunsztowny kok złote włosy wyglądały jak osobliwa korona. Piękna, owalna twarz o regularnych rysach odznaczała się chorobliwą bladością za sprawą grubo nałożonego makijażu. Rzęsy i powieki starannie pomalowano na czarno, a maleńkie usta lśniły jaskrawą czerwienią niczym kropla świeżej krwi. Tylko żółte oczy pani Sulpicji, małżonki Gwalberta, płonęły życiem, wpatrzone w scenę na szafocie.

Krew w srebrnej wanience wrzała. Ponad naczyniem unosił się i gęstniał szarawy opar, powoli przybierając kształt ludzkiej postaci. Kobiety o rozwianych włosach i białych, ślepych oczach.

Mistrz Arseniusz wyciągnął przed siebie prawą rękę. Upiór wyszczerzył kły i zawył. Potrząsał ramionami, zaciskając pięści, ale nie ośmielił się rzucić na kata.

- Nelo! - zawołał Arseniusz. - Ukój swój gniew. Stała się sprawiedliwość. Teraz niech zapanuje spokój.

Widmo wydało z siebie przejmujący wizg. Otwarło pysk pełen ostrych zębów, ale wciąż nie miało odwagi zaatakować.

- Krew za krew, a śmierć za śmierć - powiedział kat.

Upiór zadrżał, skulił się w sobie. Czarna krew w wanience zabulgotała, podniosła się i wystąpiła z brzegów. Gęste strugi popłynęły na deski szafotu, stykały się z drewnem z głośnym sykiem. Ponad naczyniem znów zawisł opar szary jak dym. Zawirował i począł przemieniać się w dwa kolejne widma: zwalistego mężczyzny o twarzy znamionującej wściekłość i młodzieńca z ponuro zaciśniętymi ustami.

Zgromadzeni na egzekucji gapie cofnęli się odruchowo. Przez tłum przebiegały strwożone szepty i okrzyki strachu. Pan Gwalbert ucisnął palcami kąciki oczu. Usta wykrzywił mu grymas cierpienia. Nie patrzył na szafot.

Upiór straconej kobiety wydał głuchy jęk, zamachał rozpaczliwie ramionami. Dwie nowe zjawy wyciągnęły ku niemu szpony, rozdziawiły zębate pyski, wydając okropny wrzask pełen gniewu i nienawiści. Czerwone ślepia płonęły żądzą zemsty. Zdawało się, że za moment rzucą się na widmo kobiety, zniszczą je potęgą swego gniewu, a potem spłyną na zgromadzonych wokół ludzi i nikomu nie pozwolą ujść z życiem.

- Spokój i prawda! - krzyknął Arseniusz dobitnie. Upiory zamarły w bezruchu. Kat wyciągnął ku nim wskazujący palec.

- Zapomnienie - rzekł. - Cisza i spokój.

Wokół zjaw zawirowała srebrna mgiełka. Upiorne pyski z wolna zmieniały się w zwykłe, ludzkie twarze. Szpony znikały, kły kurczyły się do rozmiarów normalnych zębów, w oczach pojawiała się głęboka melancholia. Troje srebrzystych teraz, drżących postaci spoglądało na siebie ze zdumieniem i ciekawością. Nie interesowały się zgromadzonymi ludźmi, całą uwagę koncentrując na sobie nawzajem. Ujęły się za ręce, tworząc krąg, zawirowały i rozpłynęły się w niknącej szybko poświacie. Mężczyzna, kobieta i chłopiec zniknęli na zawsze.

Ciecz w wannie przestała bulgotać, zmieniła kolor z czarnego na srebrny, aby po chwili stać się krwią. Misterium dobiegło końca.

Wśród widzów dało się odczuć poruszenie. Odezwały się pierwsze głosy, nieśmiałe śmiechy. Wszyscy czuli się oczyszczeni, spokojni i bezpieczni. W zwykłych okolicznościach zgromadzenie przerodziłoby się szybko w zabawę z tańcami, śpiewem i ogniskami na błoniach, ale z powodu panującej na dworze żałoby uczestnicy wydarzenia niechętnie zaczęli rozchodzić się do domów.

Pan Gwalbert pospiesznie opuścił trybunę, za nim podążyła milcząca, chłodna Sulpicja.

Mistrz Arseniusz stał, wsparty na mieczu. Czuł zmęczenie i pustkę. Perfekcyjnie przeprowadzona egzekucja nie przyniosła ukojenia od trosk.

Pomocnicy sprawnie zajęli się ciałem, opróżnili i zaczęli szorować wannę. Arseniusz miał wielką ochotę oddać któremuś z nich miecz z prośbą o oczyszczenie, ale nigdy jeszcze nie postąpił wbrew zwyczajom bractwa i teraz też nie zamierzał tego uczynić. Nawet w chwili, gdy zawiódł, nie mogąc sprostać zadaniu. A może szczególnie wtedy.

Westchnął i zszedł ze stopni szafotu, dźwigając na ramieniu miecz.

* * *

Przez okna sączyła się do pokoju ciemność, rozpraszana tylko mdłym blaskiem stojącej na stole lampy. Na dźwięk pukania Arseniusz odłożył rysik i odsunął brulion.

- Proszę - zawołał. W jego głosie wyraźnie dawało się słyszeć znużenie.

W szparze drzwi pokazała się twarz pomocnika.

- Mistrzyni Lucylla do ciebie, mistrzu.

Arseniusz zrobił nieokreślony ruch ręką.

- Wprowadź.

Drzwi otwarły się i smukła postać w białej szacie wkroczyła do pokoju.

- Witaj, Arseniuszu. Widziałam dzisiejszą egzekucję. Idealna.

Kat uśmiechnął się gorzko.

- Nie rań mojej dumy, Lucyllo. Nie chwal, proszę, prostych, rutynowych zabiegów, które mógłby wykonać byle czeladnik. - Wydął usta. - Ścięcie wiejskiej trucicielki, która dla zdobycia spadku zamordowała męża i pasierba. Jakiego trzeba kunsztu, żeby uspokoić ich dusze?!

Ciemnowłosa kobieta usiadła za stołem, serdecznym ruchem ujęła dłoń Arseniusza.

- Nie zapominaj, że ja także jestem bezradna. Tak samo jak Rufus.

Mężczyzna spojrzał w czarne, pełne współczucia oczy Lucylli.

- Schodziłaś do lochów? - spytał. Drgnęła.

- Nie. Nie mogę się na to zdobyć. Ogarnia mnie lęk. To dopiero można nazwać brakiem profesjonalizmu, co?

- Nie mów tak - szepnął Arseniusz. - Po prostu zadanie przerasta nas wszystkich. Potrzebny jest ktoś wyjątkowy, ktoś obdarzony wielkim talentem.

Lucylla westchnęła.

- Myślałam o tym - przyznała. - Zwróciłeś dziś uwagę na pana Gwalberta? Z trudem ukrywał cierpienie. Przedłużanie tego musi być dla niego torturą.

Arseniusz przesunął ręką po twarzy.

- Wiem - powiedział z bólem. - Gwalbert jest człowiekiem wielkiej dobroci i szlachetności. Doprawdy nie zasłużył na taki los.

Lucylla podparła dłonią brodę.

- Stracił ukochaną żonę, a gdy ożenił się po raz wtóry, zamordowano mu pierworodnego syna, a potem córkę z drugiego małżeństwa. A zbrodniarz wciąż pozostaje nieukarany.

- Nie zapominaj, że próbował też zabić panią Sulpicję - wtrącił Arseniusz.

Mistrzyni skrzywiła się lekko.

- Ale mu się nie udało.

- Na szczęście - westchnął Arseniusz, który nie zauważył tonu sarkazmu w głosie rozmówczyni.

- Niebawem przyjdzie Rufus - odezwała się po chwili Lucylla. - Jak myślisz, co powinniśmy zrobić?

Arseniusz masował palcami skronie.

- Poprosić bractwo o pomoc. Sama wiesz, że nie poradzimy sobie nawet we trójkę.

Kobieta skinęła głową.

Znów rozległo się stukanie do drzwi. Pojawił się pomocnik z wieścią o przybyciu mistrza Rufusa. Nie minęło wiele czasu i do pokoju wkroczył jak zwykle ponury, postawny, czarnowłosy mężczyzna. Przywitał się z przyjaciółmi i ciężko opadł na krzesło.

- Odwiedziłem lochy - mruknął. - To beznadziejne.

- No coś takiego! - burknął Arseniusz. Rufus, niezrażony, ciągnął dalej.

- Wiem, że chcecie poprosić o pomoc bractwo. To prawdopodobnie jedyne wyjście. Ale nie zapominajcie, że należymy do grona najlepszych. Skoro we trójkę nie jesteśmy w stanie podołać zadaniu, kolejny mistrz przysłany przez bractwo niewiele nam pomoże. Nie wierzę, że czterech czy nawet pięciu da sobie radę tam, gdzie my zawiedliśmy.

Lucylla uniosła głowę.

- Więc co radzisz? Zbrodniarz musi ponieść karę!

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin