ROZDZIAŁ 5 SAM NA SAM Z GLAGOLEM Luty 2622 r. Dolina rzeki Styks Cosinus Planeta Glagol, system nieznany Dwudziestego trzeciego lutego, w Dzień Armii i Floty, stał się najprawdziwszy cud. Nie, Złoczew nie zmartwychwstał i nie zstšpili z nieba aniołowie, żeby ognistymi mieczami zwyciężyć plugastwo w postaci majora wychowawcy Kirdera czy komendanta obozu Szapura. I nawet w stołówce serwowali to co zwykle - kebab i kisiel. A jednak... Wisiała na cianie naszego baraku, naprzeciw drzwi. Przycišgała wzrok, jak każda pięknoć. Była prosta, jak wszystko, co naprawdę cenne; była nieskomplikowana jak prawda. Nic dziwnego, że wszyscy się na niš gapilimy - na naszš gazetkę ciennš. Nie od razu odważylimy się do niej podejć, a gdy już podeszlimy, czytalimy w nabożnym skupieniu dziesištki razy. I jestem pewien, że każdy z nas zastanawiał się, jak by tu odwdzięczyć się porucznikom Pokrasowi i Muchariewowi za... no włanie, za co? Za poprawienie nastroju? Za spotkaniem z pięknem? Tak naprawdę zrozumiałem to dopiero kilka godzin póniej - za podwyższenie wojskowego morale. Gazetka miała metr na półtora. Na samej górze czerwienił się napis 23 lutego", a niżej, mniejszymi literami widniało Ku chwale Rosji!". Obok napisu łopotała na ołówkowym wietrze nasza flaga, pod niš znajdowały się materiały autorstwa Muchariewa. W prawym dolnym rogu ujrzałem co, co zaparło mi dech w piersiach - opowieć o przygodach porucznika Puszkina na pokładzie statku Jauza - i to z rysunkami! Na pierwszym rysunku ja, półobrócony do widza, wyjaniam sytuację dwóm balerinom (ich piersi zostały narysowane ze szczególnš starannociš), a z tyłu majaczy dwóch klonów z automatami, kwadratowymi szczękami i zwierzęcymi mordami. Na drugim rysunku celuję do wrogiego oficera płci żeńskiej -jak należało się domylać, była to Rishi. Rysunkowa Rishi była do siebie zupełnie niepodobna - niska, mocno zbudowana, ponura, z czarnš krechš zroniętych brwi. Można powiedzieć, że skupiała wszystkie odpychajšce cechy de-mów. No bo skšd Pokras mógł wiedzieć, że konkordiańskie kobiety oficerowie mogš być ładne, szczupłe i wrażliwe? Zresztš po co mu teraz ta wiedza, może jeszcze przyjdzie mu je zabijać... Materiał Muchariewa o bohaterze Puszkinie powstał na podstawie moich wieczornych opowieci. Styl kulał nieco (Płomień opadał, gdy w drzwiach pojawiły się dwa kombinezony szturmowe, to byli oficerowie klonów, Dasz i Marabchen"), ale czy to miało jakie znaczenie? Hodemann, Rewenko i Gładki słyszeli już tę historię, ale reszta nie; i muszę przyznać, że poczułem się całkiem niele -przyjemnie jest być bohaterem literackim! W naszej gazetce były też wiersze, umieszczone w komiksowym dymku wysuwajšcym się z ust chłopaka w pilotce na bakier. W prawej ręce kole trzymał papierosa bez filtra, wyraz twarzy miał zawadiacki i głupkowaty. Patrzšc twardo na czytelnika, mówił: Pewien jest generał chosrowski Że aszwantemja tutaj zostanę, Ale jestem nauki moskiewskiej, I nie wierzę w bajki ni wuja. I do mnie jak do żyrafy dochodzš mšdroci słowa. Może lepiej zostanę psem, niech się do mnie modli, hau, hau!. Lewa ręka chłopaka (który przypominał Pokrasa, może porucznik rysował z natury, przeglšdajšc się w lustrze przed wejciem do baraku?) pokazywała figę - pewnie wspomnianym chosrowskim generałom. Ze niby to jest nasza odpowied na ich program moralnego owiecenia. Chłopak w pilotce okupował rodek gazetki - widocznie twórcy uznali wiersz za główny numer. Nie zawiedli się - czytelnicy powitali ten wiersz huraganowym miechem. - Od dzi nazywajcie mnie psem Hau-Hau... - wyjęczał Rewenko, ze miechu zgięty wpół. - Gut, gut! DerAbsatz! - Nawet Hodemann ze swojš znajomociš rosyjskiego zrozumiał tę nieskomplikowanš poezję. - Mocno powiedziane, jego mać! - rechotał Merkułow. - Jak mnie jutro Kirder zapyta, jak należy rozumieć jakie tam brednie z Jasny - wołał Lowa - to mu powiem: Do mnie, jak do żyrafy, dochodzš mšdroci słowa!". Proszę się nie gniewać, aszwant Kirder, to słowa klasyka! - Wielkiego poety rosyjskiego Muchariewa! - Cha, cha, cha! - huczało w baraku. Najoryginalniej skomentował to porucznik służby medycznej Isaac Higgins, jedyny Murzyn w naszym kręgu. W armii rosyjskiej służył na kontrakcie w charakterze eksperta od konkordiańskich trucizn spowolnionego działania. Higgins trafił do niewoli w pierwszej walce i również miał niejakie problemy z rosyjskim. - Ja fszystko zrozumić - powiedział poważnie. - Nie zrozumie tylko jeden wyraszenje. - No? - Co to za Bajkin wuja? Co to wuja moja wiedzieć, ale kto to towarzysz Bajkin? Nie tylko żarciki ozdabiały naszš gazetkę. Autorzy nie zapomnieli również o Kostadinie Złoczewie. Umiecili nekrolog i nawet portret Kosti w czarnej ramce. Pokras rysował go z pamięci, a ponieważ nie za bardzo Zloczewa pamiętał, to fryzura, rysunek brwi i kształt twarzy nie do końca mu wyszły. Za to wiernie oddał to co najważniejsze: zacinięte uparcie wargi i baczne, ironiczne spojrzenie. Pamięć Kostadina Złoczewa uczcilimy minutš ciszy. Gdy już nasycilimy się gazetkš, Pokras i Muchariew opowiadali nam o swoich problem z wcielaniem idei gazety ciennej w życie. Opowiadał głównie gadatliwy Muchariew, a Pokras, cichy i niemiały absolwent Odeskiej Akademii Artyleryjskiej (którš ukończył wbrew sobie, na życzenie ojca admirała), głównie przytakiwał. Przedtem prawie nie zwracałem uwagi na Pokrasa. Wydawał mi się nieciekawym nudziarzem, zainteresowanym głównie jedzeniem i snem. Na zajęciach dukał co niewyranie, w stołówce zawsze brał podwójne porcje. Kawałów nie opowiadał, na temat sytuacji politycznej nie dyskutował, a w czasie wolnym rysował ołówkiem różne głupstwa: miejscowe ważki", pejzaże, siatkarzy... (Żeby chociaż kobietę narysował!" - złocił się Rewenko). Generalnie taki sobie zwykły towarzysz niedoli. A gdy Lowa wskazywał pochylone plecy kutykajšcego do łazienki Beniamina Pokrasa, szepczšc złoliwie: I przez takie ciamajdy przesramy wojnę", nie protestowałem, choć wiedziałem, że jeli nawet przesramy, to nie przez ciamajdy, lecz z powodu strategicznego zaskoczenia konkordiańskiego ataku. Jednak po obejrzeniu gazetki ciennej zmieniłem zdanie o poruczniku Okrasie - w jego rysunkach przejawił się prawdziwy talent rysownika. Teraz już wiedziałem, że Beniamin nie jest ciamajdš, nudziarzem czy tchórzem, lecz po prostu artystš... Człowiekiem z innego wiata, tak obcego naszemu jak wielki kosmos baletu czy mozaikowe labirynty uczonych bizantynologów. Czy można wymagać od okonia, żeby skakał jak zajšc? Można, ale to głupota. I głupotš było wymaganie od Pokrasa, żeby znał pieprzne kawały i bił się jak szatan. Wyglšdało na to, że życie Benia Pokrasa (o którym on sam sporo mi póniej opowiadał) było pasmem smutnych nieporozumień. Akademia, specjalizacja, a nawet niewola - wszystko było nieporozumieniem... Ale może po skończeniu wojny Pokras będzie miał szansę naprawić te pomyłki i zostać malarzem albo grafikiem? Natomiast za porucznikiem Muchariewem nie stały żadne życiowe dramaty ani pomyłki. Gawędziarz, patriota i wierszokleta Muchariew każdego wieczoru przeklinał klony za to, że w obozie nie ma gitary. Ale bym wam zagrał! I cyganeczkę, i czastuszki, i swoje kawałki... A tak... ech!". Cały barak grzecznie przytakiwał, że faktycznie brakuje nam tej gitary jak powietrza, lecz bylimy wdzięczni klonom za to niedopatrzenie. A nuż by się okazało, że Muchariew jest kiepskim gitarzystš? W odróżnieniu od Pokrasa, który hołubił swój talent w ciszy barakowych wieczorów, Muchariew był najprawdziwszym grafomanem żyjšcym zgodnie z zasadš: ani jednego dnia bez linijki, ani jednej linijki bez deklamacji. Niezmordowanie tworzył kuplety i kalambury, niektóre prymitywne i pieprzne, a niektóre nawet mieszne. Na przykład, gdy porucznik Skoczek (po ojcu -Pietrowicz), nasz ulubieniec, opowiadał kolejny dowcip (a był prawdziwy wirtuozem opowiadania dowcipów), Muchariew wołał: Kocham cię, Grodzie mój Piotrowy". I potem już nikt nie nazywał Skoczka inaczej jak Grodziepiotrowy... Swój literacki talent Muchariew rozwinšł w gazetce ciennej. We wszystkich materiałach czuło się, że skoczył wyżej głowy, ustawił sobie poprzeczkę na rekordowej wysokoci. Nawet ja, cyniczny syn cynicznego ojca, miałem łzy w oczach, gdy czytałem: Bóg zawsze chronił Rosję, a teraz Rosjš stała się cała Ziemia!". I w żadnym artykule ani jednego wiństwa - Muchariew przeszedł samego siebie. Może Muzy naprawdę istniejš i która z nich zaopiekowała się Mucheriewem, wiadoma wagi projektu? A jednoczenie mylałem o tym, że gdyby Złoczew wzišł się za :e gazetkę, zrobiłby jš znacznie lepiej. Jak wynika z historii, GAB - owcy często majš talent literacki; widać jest jaki mistyczny zwišzek między słowem a wywiadem. Muchariew ze swadš opowiadał nam, jak on i Pokrasow w tajemnicy wycinali całe kartki z osiemnastotomowego dzieła Wojny XXI wieku" i wynosili je pod koszulš z kultbloku, a potem skleili razem i otrzymali arkusz odpowiedniej wielkoci. Wyszło to symbolicznie: na awersie nasza gazetka, a na rewersie mapy charkowsko-krym-skiej ofensywy. Gdy Muchariew doszedł do słów zamiast kleju użylimy...", drzwi naszego baraku skrzypnęły. Bylimy tak pochłonięci opowieciš Muchariewa i własnymi pa-triotyczno- nostalgicznymi mylami, że na wchodzšcego zwrócilimy uwagę dopiero wtedy, gdy się odezwał: - Co się tu dzieje? - rozległ się tenor majora Kirdera; spokojny i obojętny jak zwykle. Żaden z nas nie potrafił udzielić Kirderowi krótkiej i jasnej odpowiedzi. Jest takie uczucie jak fr...
sunzi