Nowy42.txt

(12 KB) Pobierz
Jerycho
Cała jedna ciana była oknem. Za szybš rozcišgało się miasto, podobne do ramienia galaktyki. Patricia Rowan zamknęła za sobš drzwi i osunęła się na nie, zdjęta nagłym zmęczeniem.
   Jeszcze nie. Jeszcze nie. Wkrótce.
   Przeszła przez całe biuro, wyłšczajšc wszystkie wiatła. Przez okno sšczył się do rodka blask miasta, nie pozwalajšc jej odnaleć schronienia w ciemnoci.
   Patricia Rowan wyjrzała na zewnštrz. Poplštana sieć aglomeracyjnych nerwów rozcišgała się aż po horyzont, a każda synapsa płonęła. Kobieta skierowała wzrok na południowy zachód i zatrzymała go w okrelonym miejscu. Wpatrywała się w nie, aż oczy zaczęły jej łzawić, jakby bała się choćby mrugnšć, żeby niczego nie przegapić.
   To przyjdzie stamtšd.
   O Boże. Gdyby tylko było jakie inne wyjcie.
   To mogło się udać. Specjalici od symulacji twierdzili, że równie dobrze wszystko mogło zakończyć się bez choćby pękniętej szyby. Wszystkie znajdujšce się po drodze uskoki i szczeliny zadziałajš na korzyć, stanowišc falochrony, dzięki którym wstrzšsy nie dotrš aż tak daleko. Wystarczy poczekać na właciwy moment: tydzień, miesišc. Odpowiedni moment. To wszystko, czego było im trzeba.
   Odpowiedni moment i wyrachowany kawał mięsa, który kieruje się ludzkimi zasadami, zamiast stworzyć sobie własne.
   Ale nie mogła winić żelu. Ludzie od systemów przekonywali, że on niczego nie wiedział; po prostu robił to, co jego zdaniem powinien. A nim wszyscy zorientowali się, co właciwie jest grane - kiedy Rowan po raz setny obróciła w głowie enigmatycznš rozmowę Scanlona z tš pieprzonš rzeczš, kiedy zaniosła nagranie do Departamentu wiadomoci Chemicznej, kiedy twarze ekspertów przybrały wyraz zdziwienia i konsternacji, a potem nagle pobladły i odmalowała się na nich panika - było już za póno. Okno zostało zamknięte. Machina została wprawiona w ruch. A samotny prom GA, oficjalnie stacjonujšcy bezpiecznie w Astorii, jakim cudem pokazywał się na kamerach satelitarnych unoszšcych się ponad Grzbietem Juan de Fuca.
   Nie mogła winić żelu, więc próbowała zrzucić odpowiedzialnoć na Departament C.
   - Jak to możliwe, że po całym tym programowaniu to co działa na korzyć ßehemota? Dlaczego tego nie zauważylicie? Nawet Scanlon się zorientował, na litoć boskš! Lecz oni byli zbyt przerażeni, by dać się zastraszyć. To ty zleciła nam to zadanie, mówili. To ty nie poinformowała nas, o jakš stawkę toczy się cała gra. Tak naprawdę nawet nie powiedziała nam, co właciwie robimy. Scanlon podszedł do tego od zupełnie innej strony; kto mógł wiedzieć, że mózgoser ma słaboć do prostych systemów? My nigdy go tego nie nauczylimy... Jej zegarek zapiszczał cicho.
   - Kazała pani informować się o wszystkim, pani Rowan. Pani rodzina jest już bezpieczna.
   - Dziękuję - odpowiedziała kobieta i rozłšczyła się.
   Jaka częć jej zadręczała się poczuciem winy za decyzję o ich uratowaniu. Nie wydawało się zbyt sprawiedliwym, że jedyne osoby, majšce uniknšć holokaustu to bliscy jednej z jego twórczyń. Lecz robiła jedynie to, co zrobiłaby każda matka. Może nawet więcej: w końcu ona sama zostawała tu, na miejscu.
   Nie było to zbyt wiele. Prawdopodobnie nawet jej to nie zabije. Gmachy GA wznoszono z mylš o trzęsieniach ziemi o dużej sile. Przeważajšca częć budynków w tej dzielnicy jutro o tej samej porze prawdopodobnie wcišż będzie stała. Rzecz jasna, tego samego nie można powiedzieć o większoci Hongcouver, SeaTac czy Victorii.
   Jutro Rowan miała pomagać w zbieraniu resztek najlepiej, jak tylko to potrafi.
   Może będziemy mieli szczęcie. Może wstrzšsy nie będš aż tak mocne. Kto wie, może ten żel na dnie też wybrałby akurat dzisiejszy wieczór...
   Proszę...
   Patricia Rowan miała już w przeszłoci okazję oglšdać trzęsienia ziemi. Uskok przesuwaczy niedaleko Peru uległ wypiętrzeniu akurat wtedy, gdy przebywała w Limie, bioršc udział w projekcie Upwella; magnituda tych wstrzšsów wynosiła prawie dziewięć stopni. Pękła każda szyba okienna w miecie.
   Właciwie Rowan nie miała wtedy okazji zobaczyć zbyt wielu zniszczeń. Została uwięziona w hotelu, gdy na ulicę posypało się szkło z czterdziestu szeciu pięter. To był dobry hotel, pełne pięć gwiazdek; przynajmniej okna na parterze wytrzymały. Kobieta pamięta, jak wyglšdajšc z holu widziała na zewnštrz ciemny, zielonkawy lodowiec potłuczonych szyb, wysoki na siedem metrów i poprzetykany gęsto krwiš, gruzami i zmasakrowanymi fragmentami ciał, wbitymi pomiędzy potrzaskane tafle. Jedna bršzowa ręka tkwiła tuż przy oknie lobby, trzy metry nad ziemiš. Brakowało jej trzech palców oraz reszty ciała. Rowan zauważyła palce metr dalej - zmiażdżone, unoszšce się na wodzie serdelki, ale nie potrafiła okrelić które z ciał, o ile którekolwiek w ogóle, pasowałoby do tego ramienia.
   Przypomniała sobie, że zastanawiała się, jakim cudem ta ręka znalazła się tak wysoko nad ziemiš. Przypomniała sobie, że wymiotowała do kosza na mieci.
   Tutaj, rzecz jasna, co podobnego nie mogło mieć miejsca. To w końcu N'AmPac; obowišzujš tu pewne standardy. Okna każdego budynku w Lower Mainland zaprojektowano tak, by w razie trzęsienia ziemi pękały do rodka. Nie było to idealne rozwišzanie - szczególnie dla tych, którzy akurat znajdowali się wewnštrz, ale był to najlepszy z możliwych kompromisów. W pojedynczym pomieszczeniu szkło nie jest w stanie osišgnšć nawet ułamka tej prędkoci, co przy spadku z drapacza chmur.
   Małe pocieszenie.
   Gdyby tylko istniał jakikolwiek inny sposób na przeprowadzenie sterylizacji na takš skalę. Gdyby tylko ßehemot z natury nie zamieszkiwał niestabilnych obszarów. Gdyby tylko korpy z N'AmPac nie były upoważnione do stosowania broni jšdrowej.
   Gdyby tylko głosowanie nie zakończyło się jednomylnym wynikiem.
   Priorytety. Miliardy ludzi. Znane nam życie.
   Mimo tego nie było łatwo. Słusznoć i właciwoć powziętych postanowień nie ulegały wštpliwoci ze strategicznego punktu widzenia, ale trzymanie załogi Beebe pod kwarantannš było trudne. Trudno było też podjšć decyzję o powięceniu ich. A teraz, gdy wyglšdało na to, że mimo wszystko jako udało im się uciec, było...
   Trudno? Trudno sprowadzić trzęsienie ziemi o magnitudzie 9,5 stopnia na głowy dziesięciu milionów ludzi? Jedynie trudno?
   Nie było na to odpowiedniego słowa.
   Lecz i tak jakim cudem zdobyła się na to, by tego dokonać. To był jedyny właciwy moralnie wybór. Mimo wszystko były to zaledwie morderstwa w niewielkich dawkach w porównaniu do tego, co mogłoby stać się konieczne za.
   Nie. Robimy to po to, by już nic więcej nie było konieczne za jaki czas.
   Może włanie dlatego potrafiła się na to zdobyć. A może w jaki sposób rzeczywistoć przesšczyła się z jej mózgu do żołšdka, skłaniajšc jš do podjęcia niezbędnych kroków. Z całš pewnociš co jš tam uderzyło.
   Ciekawa jestem, co powiedziałby Scanlon. Jednak było już za póno, by go spytać. Rzecz jasna, nigdy mu nie powiedziała. Nawet nie kusiło jš, by to zrobić. Powiedzenie mu, że jego tajemnica się wydała, że kolejny raz wcale tak wiele nie znaczył... W pewnym sensie wydawało się to gorsze niż zabicie go. Rowan nie miała najmniejszej ochoty krzywdzić tego biedaka.
   Jej zegarek zapiszczał raz jeszcze.
   - Przełšczenie na sterowanie manualne - powiedział.
   O Boże. O Boże.
   Zaczęło się, tam, poza zasięgiem wiateł, pod trzema czarnymi kilometrami wody morskiej. Szalone żele-kamikadze, oderwane od swych wydajšcych się nie mieć końca gier już wiedziały: Doć tych bzdur. Pora wysadzać.
   A może powtarzały zdezorientowane: Nie teraz, to nieodpowiednia pora, zniszczenia. Lecz nie miało to już żadnego znaczenia. Inny komputer - głupi, nieorganiczny, programowalny i całkowicie godny zaufania - przele wymaganš sekwencję cyfr i żele znajdš się poza obiegiem, bez względu na to, co sobie mylały.
   A może po prostu zasalutowały i odeszły na bok. Może ich to nie obchodziło. Czy kto w ogóle miał jeszcze jakiekolwiek pojęcie, co te potwory sobie mylały?
   - Detonacja - oznajmił zegarek.
   Miasto pogršżyło się w ciemnociach.
   Otchłań runęła na nie, czarna i wygłodniała. Poród nagłej pustki, połyskiwała jedynie jedna, samotna grupka; pewnie szpital, majšcy własne generatory. Kilka prywatnych pojazdów, napędzanych samodzielnie antyków, kręciło się niepewnie jak robaczki więtojańskie po niespodziewanie zaciemnionych ulicach. Słabiej niż zwykle wieciła też sieć Rapitrans.
   Rowan spojrzała na zegarek; minęła zaledwie godzina od momentu zapadnięcia decyzji. Zaledwie godzina, od kiedy zostali zmuszeni do działania. A jednak wydawało się, że upłynęło znacznie więcej czasu.
   - Dane taktyczne z orodka sejsmicznego trzydzieci jeden - powiedziała. - Odszyfruj.
   Jej pole widzenia wypełniły informacje. Przed niš, w powietrzu, zawisła mapa w fałszywej kolorystyce, przedstawiajšca ukazane w pionie, poznaczone bliznami dno oceaniczne. Jedna ze szram dygotała.
   Za wirtualnym wywietlaczem i za oknem kolejny fragment panoramy miasta zamigotał, po czym rozbłysnšł słabym blaskiem. Dalej na północ jeszcze jeden. Sługusi Rowan goršczkowo doprowadzali energię z innych ródeł: Gordy i Mendocino, farm słonecznych na równiku, tysišca małych tam rozsianych po całych Kordylierach. Jednak potrzeba było na to sporo czasu. Więcej, niż mieli.
   Może powinnimy byli ich ostrzec. Nawet godzinne wyprzedzenie to już byłoby co. Za mało na przeprowadzenie ewakuacji, ale może wystarczajšco, by pozdejmować z półek porcelanę. Wystarczajšco, by zorganizować wsparcie, nieważne, ile by to dało. A jednoczenie mnóstwo czasu, by wywołać panikę na całym wybrzeżu, gdyby się wydało. Nawet jej własna rodzina nie miała pojęcia, co stało za nagłš, niespodziewanš wycieczkš na wschodnie wybrzeże.
   Dno morskie rozdarło się na oczach Rowan, jakby było wykonane z gumy. Tuż nad nim unosiła się półprzejrzysta płaszczyzna, odzw...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin