Nowy16.txt

(18 KB) Pobierz
Zamknšłem się u siebie. Olegowi powiedziałem, że przygotuję raport na ogólne zebranie załogi i wyjdę dopiero wtedy, kiedy wszyscy się już zbiorš. Zapukał do mnie Romero, ale się nie odezwałem. Mary poprosiła przez zamknięte drzwi, żebym jš wpucił, ja jednak odkrzyknšłem, że jestem bardzo zajęty, że muszę się skupić, a czyjakol-wiek obecnoć mi w tym przeszkadza. Nie wpuszczałem nikogo. Raz tylko zawahałem się, gdy za drzwiami usłyszałem głony płacz Olgi. Ona miała prawo mnie zobaczyć, bo jej córka zginęła na moich oczach... Otworzyłem drzwi i stanšłem w progu.
 Olgo, możesz uważać mnie za człowieka bez serca, ale w tej chwili nie mogę z tobš rozmawiać o Irenie. Sama wkrótce zrozumiesz dlaczego. Id do Olega, on ci wszystko opowie, a ja naprawdę nie mogę, uwierz mi.
Popatrzyła na mnie nieprzytomnym wzrokiem i odeszła bez słowa. Wyglšdała jak cień i było mi jej naprawdę serdecznie żal. Ta posiwiała, przygarbiona teraz kobieta przeżyła męża i córkę, przeżyła straszliwš mierć obojga i potrzebowała jak nigdy mojej pomocy. Ale ja miałem zmartwienie o wiele cięższe nawet od jej tragedii...
Nie przygotowywałem raportu. Leżałem na tapczanie i gryzłem się, zadręczałem pytaniami bez odpowiedzi. Zastanawiałem się bez końca, dlaczego nigdy nie spotkalimy Ramirów w ich cielesnej postaci, chociaż ich fizyczne
istnienie nie ulegało dla mnie najmniejszej wštpliwoci;
zachodziłem w głowę czym ich tak bardzo rozgniewalimy, że bez pardonu zniszczyli prawie całš eskadrę i dlaczego wreszcie nie rozpylili ostatniego statku, skoro już z nami walczš i zagłada gwiazdolotu leży w ich możliwociach... To była tajemnica, którš za wszelkš cenę musiałem przeniknšć, ale tego nie umiałem. Mylałem też o Lu-sinie i nieszczęsnym Głosie, o Irenie, która tak okrutnie nas porzuciła, mylałem o Ellonie i mšdrym, sympatycznym psie Mizarze, ale przede wszystkim o nowym szpiegu Ramirów. Nienawidziłem go jak nikogo dotšd i w swej nienawici gotów byłem obedrzeć ze skóry ku przestrodze każdego, kto chciałby być agentem naszych wrogów.
Do drzwi w umówiony sposób zapukał Oleg. Wpuciłem go.
 Wszyscy wolni od wacht zebrali się w sali obserwacyjnej  powiedział chmurnie.  Jak się czujesz, Eli?
 Dlaczego o to pytasz?
 Jeste bardzo blady.
 Za to pełen zdecydowania. Chodmy!
 Poczekaj  zatrzymał mnie.  Chciałbym wiedzieć, kogo podejrzewasz o szpiegostwo.
 Dowiesz się na zebraniu. Chodmy... Ale Oleg był uparty:
 Eli, jestem dowódcš eskadry. Mam prawo wiedzieć więcej i wczeniej niż inni.
Zastanowiłem się. Oleg przyparł mnie do muru, ale znalazłem wyjcie. Umiechnšłem się krzywo.
 A jeli podejrzewam ciebie?  zapytałem.
 Mnie?! Oszalałe, Eli?
 Być może. Wszyscy przecież niedawno postradalimy rozum i nie jest wykluczone, że nie całkiem jeszcze
powrócilimy do zdrowia...  Patrzyłem mu prosto w oczy.  Jeli wydasz rozkaz, będę go musiał wykonać, ale bardzo cię proszę, nie rób tego!
 Idziemy!  rzucił krótko i ruszył przodem. Ekrany gwiezdne w sali obserwacyjnej zostały wygaszone. Na podwyższeniu ustawiono stolik, przy którym usiedlimy z Olegiem. Popatrzyłem na salę, w której zgromadzili się wszyscy moi przyjaciele, ludzie i Demiurgowie. Pod cianš niczym majestatyczny posšg wznosił się górujšcy nad wszystkimi Gracjusz w towarzystwie Orlana. W pierwszym rzędzie siedziały Mary z Olgš, a między nimi Romero. Mary patrzyła na mnie z takim niepokojem, że pospiesznie odwróciłem oczy. Oleg poprosił o ciszę.
 Wiecie już o tragedii, jaka rozegrała się niedawno w laboratorium  powiedział.  Teraz jednak zebralimy się nie po to, żeby uczcić naszych poległych przyjaciół. Kierownik naukowy wyprawy jest zdania, że wykrył na statku kolejnego szpiega Ramirów i pragnie przedstawić ogólnemu zebraniu załogi odpowiednie tego dowody.
Wstałem.
 Zanim to uczynię  powiedziałem  chciałbym prosić zebranych o przegłosowanie kary, na jakš ich zdaniem szpieg zasłużył. Moja propozycja brzmi: kara mierci!
 mierć?!  dobiegł mnie oburzony głos Romera.
Jego protest utonšł w głonych krzykach sali. Oburzali się nie tylko ludzie, lecz także Demiurgowie, a majestatyczny Gracjusz zaczšł wciekle wymachiwać rękami. Spokojnie czekałem, aż gwar ucichnie.
 Tak, kara mierci!  powtórzyłem. Nie uwięzienie, nie konserwacja, lecz włanie stracenie. Kara
mierci to przeżytek starożytnoci, relikt barbarzyńskich czasów, ale nalegam na jej orzeczenie, gdyż szpiegostwo jest również reliktem barbarzyństwa. Kara za hańbišcš zbrodnię również powinna być hańbišca.
Romero uniósł laskę, proszšc w ten sposób o głos.
 Zechce pan wymienić nazwisko zbrodniarza, admirale, i dokładnie opisać przestępstwo  powiedział.  Dopiero wówczas zdecydujemy czy zasługuje on na karę głównš.
Wiedziałem, że wszyscy będš przeciwko mnie i byłem na to z góry przygotowany, powiedziałem więc zimno:
 Kara musi być orzeczona zanim wymienię nazwisko zbrodniarza!
 Ale dlaczego, admirale? Może nam pan to wytłumaczyć?
 Wszyscy tu jestemy przyjaciółmi i kiedy podam nazwisko szpiega, nie zdołacie od razu się od niego odcišć, odzwyczaić od myli, że jest waszym przyjacielem i natychmiast zaczniecie podwiadomie szukać okolicznoci łagodzšcych. Ja natomiast chcę, żeby ukarane zostało samo przestępstwo.
 To bardzo pięknie, ale w razie orzeczenia kary mierci zostanie stracony konkretny członek załogi, według pana nader nam bliski, a nie abstrakcyjny przestępca!  upierał się Romero.
 Gdybym mógł osšdzać jedynie przestępstwo, ignorujšc z pogardš samego zbrodniarza, wtedy bym mu wybaczył. Niestety jest to niemożliwe.
 Jak pan uważa, admirale! W każdym razie ja, zanim nie poznam nazwiska szpiega, powstrzymam się od głosowania.
Romero usiadł i z kolei głos zabrał Oleg:
 Kierownik naukowy wyprawy przedstawi} problem, który nazwałbym problemem kodeksu. W starożytnoci istniał przepis, zgodnie z którym karano sprawcę niegodnego czynu za sam czyn, nie bioršc pod uwagę żadnych innych okolicznoci. Eli zatem proponuje przywrócić, moim zdaniem słusznie, stary obyczaj.
 Ale również w starożytnoci zespól ludzi orzekajšcych o winie, a nazywany wówczas sšdem, wiedział o czyjej winie orzeka!  zaoponował goršco Romero.
Postanowiłem za wszelkš cenę zmusić go do milczenia.
 Romero zachowuje się tak  powiedziałem głono  jakby obawiał się, że to on zostanie oskarżony o szpiegostwo!
Paweł opanował się z największym trudem, ale odpowiedział ze zwykłš godnociš:
 Gdyby chodziło o mnie, z pewnociš głosowałbym za karš mierci!
 Może zatem lęka się pan, że domniemany zbrodniarz jest panu droższy od samego siebie?
 Dopuszczam takš możliwoć  odparł ponuro.
 W naszej sytuacjrwszystko jest możliwe...
 To nie jest odpowied!
 Dobrze, niech i tak będzie!  wykrzyknšł z determinacjš Romero.  Głosuję za karš głównš... jeli przestępstwo zostanie dowiedzione.
 A zatem głosujmy wszyscy  powiedział Oleg.
 Kto jest za?
Las ršk uniósł się nad głowami obecnych.
 Dopišł pan swego, Eli  zwrócił się do mnie Oleg.  Proszę więc wymienić nazwisko szpiega i przedstawić dowody jego winy.
Wiedziałem, że sprawię ból przyjaciołom, że ugodzę bolenie Mary, ale nie miałem innego wyjcia. Postarałem się tylko, żeby moje słowa zabrzmiały spokojnie.
 Szpiegiem naszych wrogów jestem ja  powiedziałem.

Odpowiedziš była głucha cisza, w której zabrzmiał jedynie pełen współczucia okrzyk Galakta:
 Biedny Eli! On też...  I znów zrobiło się cicho. Wpatrywałem się w twarze zebranych i z ogromnym zdumieniem odkrywałem wszędzie ten sam wyraz serdecznego współczucia. Tylko Mary nie uwierzyła w moje szaleństwo...
Podbiegł do mnie Osima.
 Admirale!  wykrzyknšł.  Proszę się nie martwić, wszystko będzie w porzšdku! Odprowadzę pana do łóżka...
Odsunšłem jego rękę. Oleg zwrócił się do sali, nadal milczšcej i sparaliżowanej współczuciem:
 Czy nie powinnimy odłożyć narady, przyjaciele? Elektroniczny medyk...
Romero przerwał mu stukajšc laskš w podłogę.
 Protestuję!  powiedział zrywajšc się z miejsca.  Szukacie prostych rozwišzań, ale proste i najłatwiejsze rozwišzania nie istniejš. Admirał Eli cieszy się lepszym zdrowiem niż którykolwiek z nas i ma podstawy mówić to, co powiedział, a my musimy go wysłuchać.
 Pan jeden nie jest zdumiony  zauważyłem.
 Tak, Eli  odparł sucho Romero.  Nie jestem zdumiony, bo spodziewałem się takiego włanie wyznania.
 A zatem kontynuujemy?  zapytał Oleg obecnych na sali i w odpowiedzi usłyszał kilka aprobujšcych okrzyków. Osima, potrzšsajšc z niedowierzaniem głowš wrócił na miejsce, a Oleg zwrócił się do mnie:  Mów!
Zaczšłem od przypomnienia tego, co Oan mówił o zwyczaju Okrutnych Bogów, którzy czasem penetrowali społecznoć Aranów przybierajšc ich postać. Ale kimże sš Aranowie? Do czego jest zdolna, czym może zagrażać ich uwsteczniona, słaba, pełna zabobonów cywilizacja? Czy nie wynika z tego, że Ramirowie napotkawszy przedstawi-cieli nieporównanie wyższej i potężniejszej cywilizacji będš maskować się jeszcze staranniej, że nalš na nich liczniejszych szpiegów niż na bezbronnych w gruncie rzeczy pajškoksztaitnych? Wysłali najpierw Oana, który rozszyfrował nasze plany i przekazał je swoim zleceniodawcom, ci za te plany skutecznie pokrzyżowali.
Ale nie koniec na tym. Bylimy przekonani, że pozbywszy się Oana, pozbylimy się tym samym szpiega Ramirów. Zagłada Strzelca rozwiała te iluzje. Jak Ramirowie mogli się dowiedzieć, co zamierzalimy z nim zrobić? Z naszego zachowania nie mogli nic wywnioskować, a jednak bezbłędnie okrelili nasze cele. Musieli zatem poznać nasze plany niejako od rodka. Kto je im zdradził? Szpieg, który zaczšł wród nas działać po mierci Oana! Napad Ramirów na Strzelca dobitnie wiadczy o tym, że na pokładzie Koziorożca rezyduje ich agent.
Nie ma w tym nic dziwnego, jeli przyjšć, że nasi wrogowie nie sš kompletnymi głupcami. Na pewno nie sš głupsi od nas, a ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin