Nowy4.txt

(15 KB) Pobierz
Rozdział 04
   
   
   Kaldaq czekał na załadunek i zastanawiał się, czyby jeszcze nie zrezygnować. Wahadłowiec miał zawieć go na statek orbitujšcy na wysokoci równej pięciu promieniom planety. Rezygnacja w ostatniej chwili byłaby próżnym gestem. Dramatycznym wprawdzie, wiadczšcym o niezależnoci i wysokiej samoocenie oficera, jednakże daremnym. Kaldaq był pewien, że nikt by jej nie przyjšł, na dodatek stosowna notatka trafiłaby szybko do jego akt osobowych. Starszyzna rodu też nie byłaby zachwycona.
   Zapewne zostałby odesłany do jednostki bojowej, ale... Koniec z awansami na wiele lat, koniec z szacunkiem współbraci. Massudzi cenili miałoć, ale pogardzali bezmylnym trwonieniem autorytetu.
   Jednak witajšc się w luzie ze swoim drugim oficerem wcišż jeszcze żywił sporo wštpliwoci. Był też zdumiony. To była... ona.
   Starsza, ale piękna. O wielkim wdzięku. Zawsze musiała być taka i lata walki tylko dodatkowo jš zahartowały. Wyranie dowiadczona. Mimo różnicy wieku nie powinno się traktować jej inaczej, jak kogo bliskiego.
   Ich mundury były prawie identyczne, drobne różnice wynikały z oczywistych różnic anatomicznych. Byli równi wzrostem, ale między dorosłymi Massudami różnice w wyglšdzie fizycznym i tak nie miały znaczenia.
   Nazywała się Soliwik i okazała się niewyczerpanym ródłem dobrych rad. Podniesiony mocno na duchu Kaldaq słuchał jej z radociš. Nie okazywała wcale zazdroci czy zawici, co byłoby przecież normalne u kogo, komu każe się wykonywać rozkazy oficera młodszego stażem. Bez oporów podejmowała każdy temat.
    Słyszałam, że masz doć niezwykły temperament.
   Kaldaq zastrzygł nerwowo pozbawionym pędzelka uchem.
    Chodzi o mojš zdolnoć do samokontroli. Podobno wyjštkowš. I o tryb podejmowania decyzji.  Poskrobał pazurami o kły, co było nie tylko zwykłym zabiegiem higienicznym, ale też znaczšcym gestem. Innym rasom zdawało się, że Massudzi nigdy nie wiedzš, co zrobić podczas rozmowy z długimi rękami. Czycili wtedy paszczękę, sprawdzali co nowego tkwi miedzy zębami. Był to cały, usankcjonowany społecznie rytuał, szczególnie popularny między najlepszymi żołnierzami Massudów.  Tak to przynajmniej okrelili. Chwilowo nie czuję się jednak zbyt pewnie.
    To minie. Dostałe zadanie, które niezbyt ci odpowiada, na dodatek boisz się zawieć. Czytałam twoje akta. Dasz sobie radę.
   Ignorujšc wypełniajšce korytarz obce głosy i zapachy obrócił się raptownie i spojrzał na paniš oficer. Sama gwałtownoć ruchów była normalna, Massudzi po prostu zawsze tak się poruszali.
    Dopiero co się spotkalimy, a ty już mówisz takie rzeczy. Czemu?  W społeczeństwie Massudów jednoznaczne ocenianie innej osoby uznawane było za oznakę złego wychowania.
   Soliwik nawet się nie speszyła.
    Widziałam doć, żeby oceniać. Znam mechanizmy reakcji w analogicznych sytuacjach. Będziesz zbyt zajęty wyciszaniem sporów między członkami załogi, by martwić się jeszcze czy robisz dobrze to, co robisz i czy robisz to co robić powiniene, i tak dalej.  Uniosła trochę krawęd górnej wargi.  Na odprawie dostałam te same instrukcje, co ty. Mamy spenetrować całkiem spory, odległy i nigdy jeszcze nie odwiedzany kawał nieba. Kto wie, czy nie będziemy musieli tam walczyć? Nie jestemy tu za karę. Ten przydział nie jest wyrazem braku zaufania. Może wręcz odwrotnie. Na takich rubieżach trzeba mieć dobrze naostrzone kły.
    Sšdzisz, że spotkamy się z wrogim przyjęciem?
    Wszystko możliwe. Nie przewidzisz, co czai się miedzy gwiazdami.
    Trudno zaprzeczyć  mruknšł Kaldaq.
   Czuł, jak poczštkowe rozczarowanie ustępuje miejsca zaciekawieniu.
    Już sam nasz powrót będzie sukcesem. Jeli jeszcze przyprowadzimy statek nietknięty i załogę w komplecie, na pewno na tym zyskamy. Wiem, że oboje bylimy szkoleni do walki, ale ta okazja to co więcej, niż prosta szansa na odznaczenie się w boju.
    A to jakim cudem, jeli misja jest czysto pokojowa?
    Po pierwsze dlatego, że podczas walki szansę na popełnienie błędu sš większe. Po drugie, podczas wielkiej bitwy dokonania pojedynczego statku ginš na tle innych wydarzeń. Tutaj będziemy sami. Porażki mniej bolš bez wiadków. Sukcesu nie trzeba z nikim dzielić. Oboje szukamy dla siebie okazji. To normalne wród Massudów. Oto włanie jest okazja, jaka nie trafiła się jeszcze nigdy i nikomu. Bez potrzeby rozlewu krwi.  Syknęła z cicha.  Podejrzewam, że wcišż rozważasz możliwoć złożenia rezygnacji.
    Kto ci to powiedział?
    Nie czas na dochodzenia. Starczy, że wiem. To prawda?
    Owszem, mylałem o tym.
    Niepotrzebnie. Wstrzymaj się. Massudzi nie poddajš się bez istotnego powodu. Osobiste rozczarowanie otrzymanym przydziałem to żaden powód.
    Nie pouczaj mnie  warknšł Kaldaq z lekkš irytacjš.
    Pomyl o naszym podstawowym zadaniu  powiedziała, ignorujšc pretensje.  W Gromadzie jest ledwie parę ras zdolnych do walki. My, ponurzy Czirinaldo i niektórzy sporód Hivistahmów i Svanów. Jest nas zbyt mało, by z powodzeniem stawić wszędzie czoło Ampliturom. Wyszkoleni wojownicy sš zbyt cenni, by pozwolić im odchodzić ze służby.
    Moja partnerka jest za tš podróżš  mruknšł.  Pragnie mieć dzieci.
    Obowišzuje zakaz rodzenia na jednostkach wojennych  odparła chłodno Soliwik.  Od tego sš planety.
    To wie, ale ma nadzieję, że po powrocie dostaniemy długi urlop.
   Drugi oficer przytaknęła ze zrozumieniem.
    Jeli nam się uda, to więcej niż pewne. Co robi poza tym, że walczy?
    Jest inżynierem. Specjalistkš od modernizacji systemów. Będzie miała co robić.
    Chętnie przywitam jš na pokładzie. Też chciałabym mieć jeszcze dzieci  dodała, zaskakujšc mocno Kaldaqa. Nie lubił poruszać takich tematów, jednak tym razem zabrzmiało to dziwnie ciepło.  Urodziłam już dwanacie lat temu, troje, teraz sš duże. Był jeszcze czwarty, ale nie przeżył. Jeden skacze i ma godne uwagi wyniki, chociaż to nie jest dobry czas na uprawianie prawdziwej sztuki.  Wskazała na nogi Kaldaqa.  Ty też wyglšdasz mi na niezgorszego skoczka.
    Ja jestem biegaczem  poprawił jš.  Chociaż na statku lepiej być skoczkiem. Biegaczowi brak warunków do treningu.
    Współczuję. Ja skaczę, ale w dal, nie wzwyż.
    To tak jak Jaruselka. Może będziecie mogły skakać razem.
   Zazdroć o partnera była zjawiskiem rzadkim wród Massudów, skoro za Soliwik już rodziła, to zapewne łatwiej będzie jej zaprzyjanić się z młodszš dziewczynš. Więzy sympatii między Massudami tworzyły się niezależnie od ich płci i było to uwarunkowane nie tyle obecnym poziomem ich kultury, co znacznie wczeniejszymi procesami ewolucyjnymi. Silne zwišzki stadne były warunkiem prawidłowego rozwoju jednostek. Tak jak kiedy prymitywni Massudzi wycišgali sobie nawzajem ciernie z łap, tak teraz usuwali neurozy z zakamarków osobowoci.
   Szkoda, że nie możemy mieć młodych, pomylał Kaldaq podziwiajšc długie nogi sadowišcej się obok pani oficer. Sam zwykle miał sporo kłopotu ze swoimi dolnymi kończynami. Jeli nie liczyć Czirinaldo, Massudzi byli najwyższymi członkami Gromady. Odczuwali to szczególnie wtedy, gdy przychodziło im korzystać z uniwersalnych foteli na statkach Splotu.
   Po powrocie z wyprawy trzeba będzie pomyleć poważnie o potomstwie. Massudzi nie miewali wielu okazji, by nacieszyć się ciepłem gniazda domowego. Byli potrzebni do walki. Ponieważ obie płcie były pod względem psychicznym doć podobne, służba dotyczyła wszystkich.
   Jaruselka przywitała ich w luzie, szczególnie ciepłe słowa zachowujšc dla Soliwik. Kobiety momentalnie nawišzały głonš konwersację. Kaldaq uznał to za dobry znak.
   Następnego dnia drugi oficer pokazała im statek. Był bardzo przestronny i wyposażony lepiej niż mogli marzyć. Oczekiwali czego niezwykłego, unikalnych modyfikacji koniecznych przy tak długim rejsie i nie zawiedli się. Co więcej, zgodnie z obietnicš Bruna otrzymali wszystkie nowinki techniczne i to w najlepszym gatunku.
   Soliwik zajęła się wydawaniem instrukcji, Kaldaq za skupił uwagę na zapamiętaniu imion i przezwisk jak największej częci załogi.
   Najłatwiej poszło mu z członkami grupy bojowej Massudów. Przydomki rodowe niektórych brzmiały dlań znajomo, o pozostałych nie wiedział nic. Najchętniej usiadłby z całš gromadkš i pogršżył się w beztroskiej konwersacji.
   W drugiej kolejnoci poznał zespół Czirinaldo. Było ich dwoje i tworzyli parę tak na służbie, jak i w życiu prywatnym. Jak wszyscy Czirinaldo, mówili wysokimi, piskliwymi głosami. Zawiadywali na statku defensywnymi systemami uzbrojenia, co zwykle było specjalnociš tego gatunku. Za pomocš translatorów wyrazili radonie gotowoć do natychmiastowej obrony dowolnego obiektu.
   Z racji swych rozmiarów mogli poruszać się tylko po niektórych sektorach statku. Rozmowa z nimi była zawsze fascynujšca, tak osobliwymi cieżkami potrafiły błšdzić ich myli. Szczególnie ciekawie przedstawiały się ich poglšdy na kwestie życia i mierci. W przypadku walki w próżni, co zdarzało się bardzo rzadko, byli niezastšpieni. Potrafili obsługiwać jednoczenie kilka systemów broni.
   U Ampliturów ich odpowiednikami byli Molitarowie, więksi nawet i silniejsi, ale nieporównanie mniej rozgarnięci.
   Obok przemykali drobni i smukli Ooyanowie. Pracowali równie szybko jak Massudzi, jednak mieli znacznie delikatniejsze palce. Sprawdzali stan systemów statku, nieustannie domagajšc się jakich odczytów. Ogólnie przyjanie nastawieni, powszechnie lubiani i niegroni, pozostawali jednak trochę na uboczu. Niektóre ich rozmowy, szczególnie te toczone w slangu, były trudne do zrozumienia nawet dla Waisów. Najchętniej trzymali się blisko nieco większych i lepiej rozwiniętych Hivistahmów, których zresztš przypominali wyglšdem.
   Napotkani Waisowie pozdrowili uprzejmie kapitana. Poród nieustannego przedrejsowego rozgardiaszu ptakowaci trwali niczym samotna wysepka...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin