new 6.txt

(18 KB) Pobierz

. Fiben
- Statek wywiadowczy TAASF Bonobo wzywa statek wywiad czy Proconsul... Fiben, znowu masz złe ustawienie. Jazda, sl szymie, spróbuj wyprostować lot, dobra?
Fiben szarpał się ze sterownicš swego starożytnego pojazdu l micznego obcej konstrukcji. Jedynie włšczony mikrofon powst mywał go przed pofolgowaniem swej frustracji w bogatym pot przekleństw. Wreszcie zdesperowany kopnšł prowizoryczny pi kontrolny, który technicy zainstalowali jeszcze na Garthu. To skutkowało! Zapaliło się czerwone wiatełko. Korekcyjne anty witatory odblokowały się nagle.
Fiben westchnšł. - Nareszcie!
Od całego tego wysiłku szyba jego skafandra zaparowała.
- Można by pomyleć, że po tak długim czasie zbudujš wr cię porzšdny skafander dla małp - mruknšł, włšczajšc odm wiacz. Upłynęła ponad minuta, zanim ponownie pojawiły gwiazdy.
- Co to było, Fiben? Co powiedziałe?
- Powiedziałem, że wyprostuję to stare pudło na czas! - \ knšł. - Nieziemniacy nie będš rozczarowani.
Popularne slangowe okrelenie obcych Galaktów było znieks;
centem słowa "nieziemiec", sprawiło też jednak, że Fiben pom^ o jedzeniu. Od kilku dni żywił się wyłšcznie kosmicznš pastš. ( góż by w tej chwili nie oddał za wieżego kurczaka i kanapkę z ciem palmowym!
Dietetycy wcišż czepiali się szymów, starajšc się zmniejszyć apetyt na mięso. Mówili, że jego nadmiar le wpływa na cinie Fiben prychnšł z pogardš.
Kurde, zadowoliłbym się słoikiem musztardy i ostatnim nu rem "Fort Helenia Times" - pomylał.
- Posłuchaj, Fiben, ty zawsze znasz najnowsze plotki. Czy się już pokapował, kto ma na nas napać?
- No więc, znam jednš szymkę w biurze koordynatora i ona wiedziała mi, że ma przyjaciela w sztabie wywiadu, który myli te sukinsyny to Soranie albo może Tandu.
- Tandu! Mam nadzieję, że się zgrywasz!
W głosie Simona zabrzmiała nuta przerażenia. Fiben musiai
godzić. Niektórych rzeczy po prostu nie sposób było sobie ;ić.
h, cóż, ja mylę, że po prostu odwiedzi nas zgraja linteń-{rodników, którzy wpadnš, by się upewnić, czy dobrze trak-rolinki.
n rozemiał się. To ucieszyło Fibena. Posiadanie wesołego sza było warte więcej niż pobory otrzymywane przez ofice-wy.
wadził swój maleńki kosmiczny wehikuł z powrotem na żonš orbitę. Łód wywiadowcza - nabyta zaledwie kilka y temu od wędrownego xatińskiego handlarza szmelcem - istocie rzeczy cokolwiek starsza niż jego własny rozumny L Gdy jego przodkowie nękali jeszcze pawiany pod drzewami, ten myliwiec brał już udział w potyczkach pod odległy-icami - kierowany przez dłonie, pazury czy macki innych ęsnych stworzeń, podobnie jak on skazanych na walkę S w bezsensownych międzygwiezdnych wojnach. łowi dano tylko dwa tygodnie na przestudiowanie schema-mowanie galaktycznego pisma na tyle, by mógł odczyty-zania instrumentów. Na szczęcie, w liczšcej sobie eony lej kulturze, rozwišzania konstrukcyjne zmieniały się po-stawowe rozwišzania były wspólne dla większoci stat-nicznych.
było pewne. Technika Galaktów robiła wrażenie. Ludz-ż kupowała swe najlepsze statki, zamiast produkować je I choć ta stara balia była skrzypišca i zdefektowana za-abecnej sytuacji pożyje dłużej niż on. ue wokół Fibena lniły jasne pola gwiazd, z wyjštkiem izie atramentowa czerń Mgławicy Łyżki ukrywała przed grubš wstęgę galaktycznego dysku. Był to kierunek, leżała Ziemia, ojczysty wiat, którego Fiben nigdy nie yaz zapewne nigdy już nie zobaczy. leżšcy po przeciwnej stronie, był jasnš, zielonš iskrš | się jedynie trzy miliony kilometrów za nim. Jego ma-k była zbyt mała, by zabezpieczyć odległe hiperprzes-|nkty transferowe czy nawet układ wewnętrzny. Nie-|i łodzi wywiadowczych, meteorytowych statków górni-pbudowanych frachtowców - plus trzy nowoczesne kor-iwie wystarczały do obrony samej planety. cie Fiben nie był dowódcš, nie musiał więc skupiać ladziejnoci ich położenia, a jedynie wypełniać swe sekać. Nie zamierzał spędzać tego czasu na medyta-Ichodzšcym unicestwieniem.
Próbował zajšć swš uwagę mylami o rodzinie Throopów, łym klanie-wspólnocie z wyspy Quintana, którego członkowie dawno zaprosili go, by przyłšczył się do ich grupowego mał stwa. Dla współczesnego szyma była to poważna decyzja, tak s jak w przypadku gdy dwoje lub troje ludzi decydowało się na i założenie rodziny. Już od tygodni rozważał tę propozycję.
Klan Throopów miał sympatyczny, chaotycznie zbudow dom. Jego członkowie potrafili dobrze iskać i mieli szanowane! wody. Doroli byli atrakcyjnymi i interesujšcymi szymami. Wsi cy mieli zielone karty genetyczne. Pod względem towarzyskim łoby to bardzo dobre posunięcie.
Istniały też jednak złe strony. Po pierwsze, musiałby się p nieć z Port Helenia z powrotem na wyspy, gdzie nadal mieszl większoć ludzkich i szymskich osadników. Fiben nie był pew czy jest na to gotowy. Lubił otwarte przestrzenie kontynentu ( swobodny dostęp do gór i dzikich okolic Garthu.
Wchodził też w grę inny ważny czynnik. Fiben nie mógł się zastanawiać, czy Throopowie pragnęli go dlatego, że go naprš lubili, czy też dlatego, że Urzšd Wspomagania Neoszympan przyznał mu niebieskš kartę - swobodne prawo rozrodu.
Wyżej była już tylko biała karta. Status niebieskiego ozna( że mógł się dołšczyć do każdej grupy małżeńskiej i płodzić d;
przy minimalnej jedynie konsultacji genetycznej. Nie mogło to wpłynšć na decyzję klanu Throopów.
- Och, przestań się oszukiwać - mruknšł wreszcie. Był zresztš czcze rozważania. W tej chwili nie postawiłby zbyt v na to, że w ogóle wróci do domu żywy.
- Fiben? Jeste tam jeszcze, chłopcze?
- Aha, Simon. Co jest grane? Nastšpiła przerwa.
- Przed chwilš odezwał się do mnie major Forthness. Po dział, że ma złe przeczucia odnonie do tej luki w czwartym c nastokšcie.
Fiben ziewnšł. - Ludzie cišgle majš złe przeczucia. Nic inc przejmujš. Te ważne opiekuny już takie som.
Jego partner rozemiał się. Na Garthu nawet wród dobrze kształconych szymów panowała moda na to, by od czasu do c;
mówić "po fizolsku". Większoć z bardziej wartociowych l przyjmowała docinki z humorem, a ci, którzy tego nie robili, n się ugryć.
- Wiesz co ci powiem - cišgnšł Fiben. - Polecę sobie na cały czwarty dwunastokšt i przyjrzę mu się, żeby się major martwił.
; powinnimy się rozdzielać - zaprotestował słabo głos słuchawkach. Obaj jednak wiedzieli, że posiadanie partnera ydle raczej im nie pomoże w walce takiej jak ta, którš mieli ' stoczyć.
ócę za momencik - zapewnił przyjaciela Fiben. - Zostaw e trochę bananów.
liowo włšczył pole zeroczasowe oraz grawitacyjne, traktu-ożytnš maszynę jak dziewiczš szymkę, która pierwszy raz i robiła się różowa. Łód wywiadowcza płynnie zwiększała eszenie.
?lan obronny przygotowano starannie, z uwzględnieniem yatywnej z reguły psychologii Galaktów. Siły Ziemian roz-zono na kształt sieci, z większymi statkami w odwodzie. Pode planu zależało od tego, czy zwiadowcy - tacy jak on - ujš o zbliżaniu się nieprzyjaciela na tyle wczenie, by pozo-eli czas na skoordynowanš reakcję.
em tkwił w tym, że mieli zbyt mało zwiadowców, by choć liżeniu pokryć nimi cały obszar.
poczuł przez swój fotel potężne dudnienie silników. gnał już przez pole gwiezdne.
oddać Galaktom sprawiedliwoć - pomylał. Ich kultura wa i nietolerancyjna - czasami niemal faszystowska - ale .obrze budować.
wędzenie pod skafandrem. Nie po raz pierwszy żałował, łlazło się choć trochę ludzkich pilotów o wystarczajšco idowie, by zakwalifikowano ich do służby na tych maleń-.skich statkach wywiadowczych. Dobrze by im zrobiło, przekonali, jak się cuchnie po trzech dniach spędzonych ie.
gdy był w bardziej melancholijnym nastroju, Fiben zada-pytanie, czy to naprawdę był taki wietny pomysł, by lu-)mocš swych manipulacji zrobili inżynierów, poetów tatowych kosmicznych żołnierzy z małp, które mogłyby ' szczęliwe pozostajšc w lesie. Gdzie by w tej chwili się gdyby się od tego powstrzymali? Byłby, być może, ^wykształcony, ale przynajmniej mógłby się podrapać, Imiałby na to cholernš ochotę!
| było jego lokalnego klubu iskaniowego. Och, cóż to za 'ć czesanym i szczotkowanym przez naprawdę wrażli-czy szymkę, leżeć sobie w cieniu i plotkować o czym
Na monitorze detektora pojawiło się różowe wiatło. Wycišł rękę do przodu i trzepnšł w monitor, lecz odczyt nie chciał z nać. W miarę zbliżania się do miejsca przeznaczenia, wie( punkt stawał się coraz większy, a potem podzielił się na i i znowu podzielił. Fiben poczuł chłód.
- Na nieumiarkowanie Ifni... - zaklšł i sięgnšł po przelšc uruchamiajšcy nadajnik kodowy. - Statek wywiadowczy Proco do wszystkich jednostek. Sš za nami! Trzy... nie, cztery szwadl kršżowników wyłaniajš się z hiperprzestrzeni poziomu B w cz tym dwunastokšcie!
Mrugnšł, gdy pozornie znikšd pojawiła się pišta flotylla, l zalniły, gdy statki gwiezdne przechodziły do czasu rzeczyvi go i nadmiarowe hiperprawdopodobieństwo ulatniało się z w próżnię przestrzeni rzeczywistej. Nawet z tej odległoci F dostrzegał, że kršżowniki sš wielkie.
W jego słuchawkach rozległ się szum konsternacji.
- Na podwójnie zgiętš męskoć wujka Włochacza! Skšd dzieli, że tam była luka w naszych liniach?
- ...Fiben, czy jeste pewien? Dlaczego wybrali akurat ten...
- ...Kim, u diabła, sš? Czy możesz... Jazgot umilkł natychmiast, gdy na kanale dowodzenia wł^ się major Forthness.
- Meldunek odebrano, Proconsul. Jestemy w drodze. Wl proszę, swój przekanik, Fiben.
Fiben trzepnšł dłoniš w hełm. Minęły lata, odkšd przes przeszkolenie w milicji. Z czasem zapomina się o takich rzecz Przełšczył się na telemetrię, by inni mogli odbierać wszystko wykryjš jego instrumenty.
Rzecz jasna, fakt, że przekazywał wszystkie te dane, czyni łatwym celem, nie miało to jednak większego znaczenia. Na raniej wróg wiedział, gdzie znajdujš się obrońcy, być może ci ostatniego statku. Już w tej chwili Fiben wykrywał samonapn dzajšce się pociski sunšce w jego stronę.
Tyle im przyszło z broni słabych - ukrycia i zaskoczę Pędzšc w stronę nieprzyjac...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin