Nowy6.txt

(28 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ PIĽTY: Nowy Jork 
* 
Pochodzenie zjawiska okrelanego nazwš duszy" nadal czeka 
na wyjanienie. Homo sapiens bez wštpienia różni się od 
pozostałych gatunków zwierzšt i choć jego cechy biologiczne 
zostały szczegółowo opisane, pojęcia moralnoci", duszy" 
i niemiertelnoci" wcišż wymykajš się próbom jednoznacznej 
interpretacji (...) Człowiecza niemiertelnoć" (całkiem odmienna 
niż niemiertelnoć zalšżków plazmy) zawarta jest 
w ponadczasowym systemie wartoci, języka oraz kultury  
i w niczym innym. 
WESTON LA BARRE 
Paige w ponurym nastroju kończył niadanie. Nie 
potrzebował zbyt wiele czasu, by zrozumieć, że powinien 
czym prędzej opucić stołówkę kosmodromu i udać się 
do zakładów Pfitznera z przeprosinami. Nadal nie miał 
pojęcia, dlaczego spotkanie z pannš Abbott zakończyło 
się totalnš katastrofš. Obwiniał się za brak odpowiednich 
manier i obcesowoć. 
Z westchnieniem spojrzał na całkiem zimnš jajecznicę. 
Nagle zdał sobie sprawę, że minionego wieczoru natręt 

nymi pytaniami skruszył delikatnš skorupkę nastroju 
i rozsypał odłamki po całym obrusie. Zachował się jak 
głupek. Niepotrzebnie porzucił bezpieczny obszar i wdał 
się w rozważania na temat etyki zawodowej. Najpierw 
wygłosił mowę w obronie krzywdzonych noworodków, 
a póniej zaczšł dociekać prawdziwych zwišzków łšczšcych 
Annę z firmš, w której pracowała. 
Na zramolałym globie zwanym Ziemiš, pełnym zwštpienia, 
dręczonym upadkiem ideałów, unikano rozmów 
o moralnoci. Postępowanie w myl okrelonych zasad 
kosztowało zbyt wiele bólu i wyrzeczeń. Wiara, która 
niegdy budziła wzniosłe uczucia, dzi była aktem desperacji. 
Ci, co jš zachowali  lub usiłowali odtworzyć 
z zachowanych gdzie w głębi duszy fragmentów  
pragnęli tylko jednego: spokoju. 
Paige zaczšł się zastanawiać, dlaczego tak bardzo 
zależało mu na poprawieniu stosunków z pannš Abbott. 
Urlop mijał, a on tracił czas na wizyty w jakim 
zakichanym laboratorium. Nie było to zbyt szczęliwe 
posunięcie, zwłaszcza jeli wzišć pod uwagę fakt, że 
dwa poprzednie urlopy już po rozwodzie  także nie 
należały do udanych i nadal był sam. A po powrocie do 
macierzystej jednostki czekał go prawdopodobnie lot na 
Prozerpinę, gdzie włanie zakończono budowę bazy, 
która miało mogła konkurować do tytułu największego 
zadupia w Układzie Słonecznym  oczywicie do 
czasu, póki kto nie ulegnie pokusie odkrycia jedenastej 
planety. 
Tak czy inaczej, był gotów ponownie zawitać u Pfitznera, 
zerknšć na malowniczy Bronx i otrzeć się o kilku 
znanych naukowców, biznesmenów, polityków i parę 
nadętych dziewczšt o figurze przypominajšcej deskę do 
prasowania. Prawda, był jeszcze fotel w sekretariacie, 
dobrze już dopasowany do jego ciała, i tabliczka z ciekawym 
napisem; chyba po dionizyjsku. Cudownie. Po 
prostu wspaniale. Jeli dobrze rozegra tę partię, będzie 
miał co wspominać na Prozerpinie... A może wiceprezes 
do spraw eksportu przystanie na małš poufałoć i pozwoli 
mówić do siebie Hal" lub nawet Bubbles"? 
Może zresztš mimo wszystko chodziło o religię. Jak 
chyba wszyscy na wiecie, Paige poszukiwał czego, co 
byłoby większe niż on sam, niż rodzina, wojsko, małżeństwo, 
ojcostwo, cały kosmos i nocne włóczęgi po barach 
lub beznadziejna pogoń za seksem w czasie przepustki. 
Dowiadczenia prowadzone w laboratorium Pfitznera 
przycišgały go aurš tajemniczoci i samospełnienia. 
Z niekłamanym podziwem słuchał wypowiedzi Annę 
Abbott. W jej słowach dwięczała prawdziwa pasja, 
która mogła stanowić klucz... nie, to niewłaciwe słowo. 
Nie potrafił zdefiniować własnych uczuć. Wiedział tylko, 
że zapał dziewczyny wypełnił poszarpanš dziurę w jego 
duszy niczym... niczym... o, włanie. Niczym dobrze 
dopasowany kawałek układanki. 
A poza tym, chciał jeszcze raz zobaczyć ten promienny 
umiech. 
Dostrzegł Annę tuż po przekroczeniu progu sekretariatu. 
Zdziwił się, gdy na jego widok wykonała kilka 
ukradkowych ruchów, jakby końcami palców strzepywała 
niewidoczny kurz z powierzchni biurka. Coraz 
wolniejszym krokiem dotarł na rodek pomieszczenia 
i stanšł. Nie bardzo wiedział, od czego zaczšć. 

Kto podniósł się z fotela stojšcego obok wejcia. 
Ciężkie kroki zaszurały po dywanie. Paige kštem oka 
dostrzegł niewielkš, nieco skulonš postać. Odwrócił się, 
niewiadomie zaciskajšc pięci. 
 Panno Abbott, wydaje mi się, że już widziałem tu 
tego oficera. Czy co go łšczy z waszym koncernem? 
Przygarbionym mężczyznš okazał się nie kto inny, jak 
Francis X. MacHinery. Gdy nie przybierał oskarżycielskiej 
postawy, wiadczšcej o tym, że włanie się namylał, 
mógł w pełni uchodzić za tego, kim był w istocie  
dumnego potomka bostońskiej arystokracji. Niezbyt 
wysoki, lecz szczupły i posiwiały w dwudziestym szóstym 
roku życia, roztaczał wokół siebie atmosferę chłodnej 
mšdroci. Orli nos i wystajšce koci policzkowe potęgowały 
to wrażenie. Godnoć zwierzchnika FBI otrzymał 
po swoim dziadku, który zdołał przekonać ówczesnego 
prezydenta  obdarzonego dużš charyzmš, lecz nie 
posiadajšcego rozsšdku nawet za pół miedziaka  że 
tak ważny urzšd powinien być dziedziczony, co pomoże 
uniknšć przedwyborczych sporów i kłótni o kompetencje. 
Dowiadczenie uczyło, że godnoci piastowane z ojca 
na syna" z biegiem lat traciły swe pierwotne znaczenie, 
gdyż wystarczył jeden słaby pęd, by zniszczyć budowanš 
przez kilka pokoleń reputację. Rodzina MacHinery'ego 
jak dotšd uniknęła podobnych kłopotów, a Francis 
mógłby niejednej rzeczy nauczyć swego dziadka. Drapieżny 
niczym rosomak, zawsze lšdował na cztery łapy, nie 
baczšc na afery i kolejne kryzysy polityczne. Gdy 
podniósł wzrok, Paige odkrył prawdziwe znaczenie 
powiedzenia o widrujšcym spojrzeniu". 
 Panno Abbott? 
 Pułkownik Russell odwiedził nas wczoraj  powiedziała 
Annę.  Przypuszczam, że widział go pan 
tutaj, w sekretariacie. 
W drzwiach pojawili się Gunn i Horsefield. MacHinery 
nie zwrócił na nich uwagi. 
 Jak się nazywasz, żołnierzu?  spytał. 
 Jestem astronautš  odparł sztywno Paige.  
Pułkownik Paige Russell, Korpus Sił Kosmicznych. 
 Co tu robisz? 
 Korzystam z urlopu. 
 Chciałbym otrzymać odpowied na zadane pytanie 
 powiedział MacHinery. Przez cały czas patrzył 
ponad ramieniem Paige'a, jakby nie przywišzywał większej 
wagi do prowadzonej rozmowy.  Co robisz 
w zakładach Pfitznera? 
- Jestem po uszy zakochany w pannie Abbott  
stwierdził Paige ku swemu najwyższemu zdziwieniu.  
Przyszedłem z niš porozmawiać. Wczorajszego wieczoru 
mielimy małš sprzeczkę i chciałem przeprosić. To 
wszystko. 
Annę gwałtownie wyprostowała się za biurkiem i z niewyranš 
minš wlepiła w mówišcego oszołomione spojrzenie. 
Nawet Gunn z trudem powstrzymywał się od 
umiechu. Wodził wzrokiem od dziewczyny do Paige'a, 
jakby zobaczył ich pierwszy raz w życiu. 
MacHinery przez krótkš chwilę patrzył na Annę, po 
czym znów przybrał obojętny wyraz twarzy. 
 Nie jestem zainteresowany twoim prywatnym życiem, 
żołnierzu  powiedział tonem sugerujšcym naj 

wyższe znudzenie.  Postawię pytanie w inny sposób, 
by nie mógł udzielić kolejnej wykrętnej odpowiedzi. 
Z jakiego powodu po raz pierwszy przyszedłe do 
laboratorium? Co cię ł š c z y z koncernem Pfitznera? 
Paige postanowił staranniej dobierać słowa. Co prawda, 
jeli naprawdę wzbudził zainteresowanie MacHinery'ego, 
nie na wiele mogło się to zdać. Oskarżenie ze 
strony FBI działało z mocš prawa. Jak większoć astronautów, 
Paige nie dowiadczył dotšd  na szczęcie  
przyjemnoci" rozmowy z przedstawicielami Biura. 
 Na zlecenie koncernu przywiozłem kilka próbek 
gruntu pochodzšcego z okolic Jowisza  owiadczył.  
Miały być poddane jakim badaniom. 
 Przed chwilš wspomniałe, że dostarczyłe je już 
wczoraj. 
 Nic takiego nie powiedziałem, ale rzeczywicie 
dostarczyłem je już wczoraj. 
 Domylam się, że dzisiaj przyniosłe je ponownie. 
 MacHinery zerknšł przez ramię na Horsefielda, 
który zbladł jak kreda z chwilš, gdy domylił się 
właciwego sensu rozmowy. 
 Jak tam, Horsefield? Czy to jeden z twoich żołnierzy, 
o którym zapomniałe mi powiedzieć? 
 Nie  odparł generał, choć w jego głosie dwięczała 
nuta wštpliwoci, jakby chciał zapewnić sobie 
drogę bezpiecznej ucieczki w razie nieoczekiwanego 
oskarżenia.  Jeli mogę ufać swej pamięci, wczoraj 
widziałem go pierwszy raz w życiu. 
 Rozumiem. Czy chce pan przez to powiedzieć, że 
ten człowiek nie należy do oddziałów, którym powierzono 
ochronę programu badań? 
 Wolałbym w tej chwili powstrzymać się od tak 
kategorycznych stwierdzeń.  Tym razem Horsefield 
zachował więcej pewnoci siebie, gdyż zdołał oddalić 
bezporednie niebezpieczeństwo.  Musiałbym porozumieć 
się z dowództwem. Może to kto nowy z grupy 
Alsosa... Nie słyszałem, by twierdził, że pozostaje pod 
mojš komendš. 
 Gunn, co wiesz o tym człowieku? Przyjęlicie go 
do pracy bez porozumienia ze mnš? Został sprawdzony? 
 W pewnym sensie tak, choć nie potrzebowalimy 
trudzić FBI  odparł zapytany.  Jest zwykłym 
zbieraczem próbek i nie uczestniczy bezporednio w dowiadczeniach. 
Nie ma żadnych cisłych powišzań z naszym 
laboratorium. Jak panu wiadomo, zbieracze zgłaszajš 
się na ochotnika. 
MacHinery z wolna marszczył brwi. Paige czerpał 
wiedzę o działalnoci FBI jedynie z gazet, jakie od czasu 
do czasu docierały na pokład statku kosmicznego, lecz 
był przekonany, że wystarczš jeszcze dwa, trzy pytania 
i już niedługo inni czytelnicy dowiedzš się o sensacyjnym 
aresztowaniu astronauty, zamknięciu koncernu Pfitznera, 
wdrożeniu ledztwa przeciwko osobom współpracujšcym 
z wyżej wymienionym koncernem, kilku procesach przed 
sšdem wojskowym oraz dymisji polityków powišzanych 
z programem bada...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin