Nowy28.txt

(42 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 27
Bitwa na murach Julatsy rozgorzała na dobre. Zaklęcia przelatywały nad brukowanym piercieniem wokół kolegium, a jego fundamenty trzęsły się od wybuchów. Łoskot metalu, krzyki mężczyzn i kobiet, głuche jęknięcia katapult, szum many przepływajšcej z kolejnymi falami zaklęć... wszystko to dobiegało do Serca, gdzie siedział Ilkar.
Przeglšdał tekst po tekcie w poszukiwaniu notatek, odniesień i ustępów odnoszšcych się do dzieł Septerna. Jednoczenie jednym uchem nieustannie ledził odgłosy z zewnštrz, gotów w każdej chwili zareagować na zmianę w naturze i nastroju dwięków.
Nieopodal, w bibliotece, Denser i Erienne pracowali z tymi bibliotekarzami i archiwistami, bez których Barras mógł się obejć, liczšc na przełom, który wraz z upływem dnia i poczštkiem dusznego popołudnia wydawał się coraz mniej prawdopodobny.
A w izbie tak oddalonej od odgłosów mierci i ulotnej chwały, jak to tylko było możliwe, spali Hirad i Bezimienny. Nie, żeby koniecznie potrzebowali ciszy. Prawdziwy wojownik musiał umieć zasnšć nawet tuż za liniš frontu. Szczególnie Hirad doskonale opanował tę sztukę. Potrafił zasnšć, nawet kiedy krew bryzgała mu na twarz, a wrodzone wyczucie niebezpieczeństwa budziło go zawsze, zanim cokolwiek zagroziło jego życiu. Nie, ciszy nie potrzebowali, ale Ilkarowi zależało na tym, żeby spali głęboko. Nadchodził ciężki czas.
Ilkar przetarł oczy i smętnie spojrzał na górę ksišżek, zwojów i foliałów, jakie jeszcze musiał przejrzeć, wznoszšcš się obok raczej niewielkiej kupki tego, co już przeczytał. Od poczštku wiedział, że zadanie nie będzie łatwe. Rzadko udawało się znaleć jakie dzieło Septerna w całoci, ale pięć oprawnych tomów leżało przy jego prawym łokciu. Te włanie księgi Barras przyniósł do Serca jako jedne z pierwszych, kiedy groba ataku Wesmenów stała się poważna. Ale wszyscy trzej magowie Kruków wiedzieli, że olbrzymia częć mšdroci Septerna zaginęła, została ukryta lub przepisana, nabazgrana na odwrotnej stronie zwojów i w formie przypisów do innych tekstów. Dysponowali jedynie siatkš odnoników i niepełnš wiedzš archiwistów. Zmarszczył brwi, westchnšł i wrócił do lektury, podšżajšc za niejasnš wskazówkš odkrytš w poprzednim zwoju.

* * *
W bibliotece godziny dłużyły się niemiłosiernie, chociaż nad pracujšcymi tam magami cišżył termin, o czym żadne nie mogło zapomnieć. Pomimo zapewnień o zaufaniu i obietnic pomocy, jakich udzielił im Barras, Denser i Erienne zostali powitani przez archiwistów  trzech starców i jednego młodego ucznia, którzy spoglšdali na nich, podnoszšc w górę identycznie długie nosy i kwitowali każdš probę pogardliwym prychnięciem  z olbrzymiš podejrzliwociš.
 Za organizację bibliotek zabiera się zawsze specyficzny typ człowieka, prawda?  zauważył Denser w chwilę po ich przybyciu.
 Może sš braćmi tych z Dordover  przytaknęła Erienne.
 Jedna magia, jeden mag.  Denser wzišł za rękę Erienne, która umiechnęła się i dotknęła dłoniš swego brzucha, wyobrażajšc sobie, jak wewnštrz porusza się jej dziecko, choć w rzeczywistoci nic nie czuła.
 Mam nadzieję  odpowiedziała.
Lodowata postawa archiwistów zmieniła się po paru godzinach, kiedy stało się oczywiste, że magowie Kruków nie zamierzajš plšdrować julatsańskich tajemnic. Urywane odpowiedzi, ksišżki z trzaskiem kładzione na stół i rzucane ze złociš zwoje ustšpiły miejsca niemiałym umiechom, słowom zachęty i koniec końców bezporedniej pomocy w poszukiwaniach.
Uczeń z archiwum siedział z nimi przy biurku, pogršżony w lekturze jednego z kanonicznych tekstów mędrców z Julatsy, podnoszšc co chwila głowę, by nerwowo przysłuchiwać się odgłosom bitwy dobiegajšcym z zewnštrz.
 Na razie nic nam nie zagraża  uspokoił go Denser.
 Skšd wiesz?  zapytał uczeń o imieniu Therus, na którego piegowatej twarzy malował się wyraz szczerego podziwu dla siedzšcego obok maga Złodzieja witu
 Bo Hirad Coldheart jeszcze nie zawołał nas, bymy bronili murów  odparł Denser.  Bšd spokojny. Macie odważnych żołnierzy. Niełatwo ich będzie złamać.
Uspokojony, Therus powrócił do swojej ksišżki. Erienne umiechnęła się, a Denser odchylił się do tyłu i przecišgnšł, by ulżyć bolšcym plecom, jednoczenie ogarniajšc wzrokiem półki magicznych tekstów, opracowań teoretycznych, analiz procesu rzucania i formuł. Tych ostatnich zresztš nie potrafił zrozumieć, i jeli tylko wydawały się obiecujšce, przekazywał je Ilkarowi.
Siedzieli przy biurku nieopodal drzwi do biblioteki, przodem do szerokiego przejcia pełnego podobnych biurek, cišgnšcego się niemal dwiecie stóp w głšb między regałami, z których każdy miał pięć półek. Pięć podobnych przejć mieciło się na niższym poziomie, a przy cianach stało jeszcze więcej regałów, a do ich najwyższych półek można się było dostać jedynie za pomocš drabiny. Dwie galerie zawierały resztę wiedzy zgromadzonej przez Julatsę i jej sprzymierzeńców, a w ich wypolerowanych poręczach odbijał się delikatny blask statycznych Kul-wiatła. Chociaż nigdy ich nie widział, wiedział, że pod ziemiš, w pomieszczeniach o cile kontrolowanej atmosferze, gdzie wiatło wieciło rzadko, przechowywano starsze i bardziej delikatne teksty.
Biblioteka Julatsy, podobnie do biblioteki Xetesku, była miejscem starym i zabytkowym, a wszechobecny zapach stęchlizny mile łechtał nozdrza moli ksišżkowych. Ale pomimo ogromu mšdroci i mocy, jakie skrywała, nie emanowała ładunkiem many. Nie czuło się na szyi podobnego do jarzma ciężaru. Denser, który jednš rękš masował napięte mięnie karku, a drugš oddawał podobnš przysługę Erienne, bardzo się z tego cieszył.
 Do czego doszlimy?  rzucił pytanie, liczšc, że kto udzieli mu odpowiedzi.
 Do niczego specjalnie przydatnego  odpowiedziała Erienne, kiwajšc głowš na znak podziękowania, kiedy kolejny transport opatrzonych wstšżeczkami zwojów wylšdował na biurku po jej prawej stronie.  Ustalilimy, że możliwy jest zwišzek między kontrolowanym tworzeniem szczelin Septerna a Portalem-Wymiarów, którego użyto w Kamiennych Wrotach, ale nie znalelimy nic na temat formuł pozwalajšcych połšczyć je w zamknięty wzorzec. Poza tym Therus jak przez mgłę przypomina sobie, że na marginesie jednego z julatsańskich tekstów widział notatkę, dotyczšcš przepływu many i międzywymiarowych zakłóceń spowodowanych tworzeniem szczeliny, ale nie może go nigdzie znaleć. Ty natomiast odkryłe sposób, by główkę swojej fajki utrzymywać w temperaturze pozwalajšcej na efektywniejsze spalanie ziela.
 Niezmiernie ważne odkrycie  odparł Denser z błyskiem w oku.
Erienne zacisnęła usta.
 To obrzydliwy nałóg.
 To moja jedyna wada.
 Czyżby?
Therus odchrzšknšł.
 Przepraszam, że przerywam, ale chyba co znalazłem.
 Co dobrego?  spytał Denser.
 Niezupełnie.
 Cóż. Słuchamy.

* * *
W umyle Thrauna sny następowały po sobie z jasnociš, której miał nie zapomnieć po przebudzeniu. Wszystkie myli, uczucia, zapachy i żšdze jego wilczej połowy zagociły w jego ludzkim umyle. I po raz pierwszy miał wszystko zapamiętać.
Jego wiadomoć walczyła, by wydostać się na powierzchnię poprzez bagnisko wyczerpania i żalu. Przepać otworzyła się w jego sercu, a symfonia protestów zmęczonych mięni i nacišgniętych cięgien tworzyła tło dla wszechogarniajšcego bólu.
Ocknšł się w rzeczywistoci do tej pory oglšdanej tylko poprzez inne oczy. Pamiętał biel, kolor cian, przecieradeł i bandaży. Pamiętał też ludzi, tych leżšcych bez ruchu i innych, przemieszczajšcych się między nimi. Ten widok niósł ze sobš spokój  spokój i mierć.
Thraun wymamrotał pierwsze z tysišca przeprosin do przyjaciela, którego zawiódł, którego na zawsze zamknięte oczy nie widziały już wiata. Jego głos przeszedł z cichego szeptu w warkot i prawie natychmiast czyja ręka spoczęła na jego czole, a po chwili poczuł na skroniach dotyk wilgotnego materiału. Skupił wzrok na twarzy starszej kobiety, jej poorana zmarszczkami skóra otaczała zaskakujšco jasne, błękitne oczy. Umiechnęła się do niego.
 Tutaj nie musisz obawiać się przeladowania z powodu tego, czym jeste  odezwała się spokojnym głosem.  Możesz tu bezpiecznie odpoczšć.
To, że znali jego drugi kształt, nie uderzyło go zanadto, ale zapewnienia nieznajomej uspokoiły go. Nie miał doć energii, by wydobyć z siebie słowa podziękowania, ale kobieta zdawała się rozumieć.
 Nie kryj swojego żalu  powiedziała.  Płacz jest rzeczš ludzkš. Twoi przyjaciele oddali mu należnš czeć, a teraz spoczywa w pokoju. I ty odpocznij. Przy łóżku jest woda. Nazywam się Salthea, zawołaj mnie, gdyby czego potrzebował. Teraz odpocznij.
Thraun skinšł głowš i odwrócił twarz, nie chcšc, by zobaczyła jego pierwsze łzy.

* * *
W oczekiwaniu na Ilkara Denser nieustannie wpatrywał się we fragment znaleziony przez Therusa. Erienne również stale do niego wracała. Jego znaczenie było doć jasne. Istniały inne, niezmiernie ważne pisma. Pisma opisujšce żywš strukturę międzywymiarowych szczelin i to, jak wytrzymywały drżenia próżni, przez którš się przemieszczały, mówišce o tym, jak zmieniały przestrzeń wokół siebie, o konsekwencjach połšczenia dwóch wymiarów i implikacjach zerwania takiej więzi. Dokładnie te pisma, których potrzebowali Krucy, by znaleć rozwišzanie problemu wiszšcego na niebie nad Parvš.
Septern, jak głosił ów fragment raportu złożonego Radzie Julatsy ponad trzysta pięćdziesišt lat temu, wygłosił cykl wykładów dla zgromadzenia najwyższych magów nad jeziorem Triverne i zawarł w nim lwiš częć swoich teorii na temat magii wymiarów. Konspekty wykładów ofiarował kolegium sponsorujšcym sympozjum. Zresztš takie zachowanie było dla Septerna typowe, pomimo swej dordovańskiej krwi nigdy nie czuł się bliżej zwišzany z żadnym konkretnym kolegium.
Szkoda tylko, że w tym wypadku kolegium sponsorujšcym był Xetesk.
 Dałby wiarę?  spytała Erienne.
 Bioršc pod uwagę to, jak bardzo Styliann chciał dostać się do Xetesku sam, bez niczyjej pomocy...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin