Nowy13.txt

(27 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 12
Krucy posuwali się szybko wzdłuż rozpadliny, w której wczeniej rozbili obóz. Piecyk Willa, zgaszony ziemiš i zapakowany w skórzany pokrowiec, znajdował się z powrotem na plecach Thrauna. Zmiennokształtny prowadził grupę, a tuż za nim szedł Bezimienny. Hirad objšł tylnš straż, w ten sposób Denser, Ilkar, Erienne i Will byli otoczeni przez wojowników.
Omówili różne sposoby zdobycia łodzi, jednak najprostszy, czyli posłanie magów pod Płaszczami-Ukrycia, aby ukradli jš i poprowadzili w górę strumienia, został odrzucony z równie prostego powodu  żaden z nich nie odróżniał dziobu od rufy. Co więcej, ku rozbawieniu wszystkich, Ilkar przyznał, że nie tylko nigdy nie uczył się pływać, ale na dodatek panicznie obawiał się wody. Poza tym Krucy chcieli też jako zaszkodzić Wesmenom.
W końcu Denser niechętnie przystał na pierwszy plan Ilkara, ale Hirad miał swoje obawy. Xeteskianin nie mylał jasno, a to mogło stanowić zagrożenie dla Ilkara podczas zdobywania strażnicy.
Jakikolwiek sabotaż mógł nastšpić dopiero po zdobyciu odpowiedniej łodzi. Fajerwerki, o których mówił Ilkar, bez wštpienia musiały spowodować ich odkrycie i wymusić szybkš ucieczkę, a mimo to wszyscy się zgodzili. Zdawali sobie sprawę z ważnoci i pilnoci swej misji, ale Ilkar w szczególnoci pragnšł zakłócić zaopatrzenie dla armii atakujšcych kolegia.
Z wierzchołka północnego krańca rozpadliny prowadziła na dół cieżka kamienista, ale solidna i wiodła do krawędzi ostrego klifu, u jego podstawy z wody wynurzały się zwały kamienia. Trzymali się tej podstawy, kryjšc się w cieniu skał wycišgajšcych się w stronę obozu wroga, dopóki Thraun nie zatrzymał ich, przypuszczalnie na granicy widzenia wesmeńskich strażników. Noc była ciemna, a od pierwszego namiotu obozowiska dzieliło ich niewiele ponad sto metrów. Na razie znajdowali się poza zasięgiem strażnic. Byli bezpieczni. Parę metrów dalej zaczynał się odkryty teren, gdzie staliby się doskonale widoczni.
 Ruszymy za wami po policzeniu do trzystu, chyba że usłyszymy, że macie kłopoty  powiedział Thraun.  Znacie miejsce spotkania. Gotowi?
Ilkar skinšł głowš. Denser wzruszył ramionami.
 Miejmy to już za sobš  zgodził się.
Hirad popatrzył na niego ponuro.
 Skup się na swoim położeniu, Denser. Każdy błšd może was obu kosztować życie, a to byłoby niewybaczalne.
 Nie olepłem ani nie zwariowałem  mruknšł Denser.
 Tylko straciłe motywację  wtršcił Ilkar.
 Ale nie szacunek dla przyjaciół  odparł mag, wpatrujšc się twardo w Ilkara.
 Cieszę się. W porzšdku. Ruszajmy.
Ilkar i Denser zaintonowali cicho zaklęcie, poruszajšc rękami wzdłuż ciała. Następnie Xeteskianin skinšł szybko głowš, dał krok do przodu i zniknšł. Elf poszedł w jego lady. Hirad słyszał ich ciche, oddalajšce się głosy.
 O bogowie, niech lepiej mnie nie zawiedzie  wyszeptał barbarzyńca.
 Nie zrobi tego  pokręciła głowš Erienne.  Przede wszystkim nie jest głupi.
 Za to uparty, trudny i cholernie nieszczęliwy  podsumował Hirad.
 Nikt nie jest doskonały  Erienne zmusiła się do słabego umiechu.
 Prawda  Hirad spojrzał w stronę obozu Wesmenów.
Jak uzgodnili, Ilkar prowadził, a Denser szedł tuż za nim, z dłoniš za pasem. Płaszcze-Ukrycia okrywały ich ciała niewidocznociš, lecz nie blokowały dwięków, toteż elf trzymał się gołej ziemi, starannie omijajšc wysokš do pasa trawę, porastajšcš brzegi klifów, a także teren w górę stoku, w stronę miejsca, skšd pierwszy raz dostrzegli obóz.
 Nie zatrzymuj się, kiedy dotrzemy do drabiny  ostrzegł Denser.
 Nie zamierzam  odparł Ilkar dosyć ostro.  Znam zasady działania tego zaklęcia. A ty mów ciszej.
 Z przyjemnociš  syknšł Denser.
 Co do diabła się z tobš stało?  wyszeptał Ilkar, czujšc, jak odpływa z niego cały gniew.
 Nie zrozumiesz  westchnšł Ciemny Mag cichym i miękkim głosem.
 Spróbuj.
 Póniej. Na wieży pójdziesz w lewo czy w prawo?
 W lewo, jak uzgodnilimy.
 Upewniam się  usprawiedliwił się Denser.
Kiedy mijali pierwsze namioty, skupione wokół proporców, w obozie panowała całkowita cisza. Zwolnili. Przez płótno najbliższego namiotu dobiegały ich odgłosy chrapania. Gdzie w obozie zarżał koń, a wiatr szarpišcy płótnem namiotów i nacišgajšcy liny niósł przykry zapach wińskich odchodów i strzępki rozmowy ze strażnicy albo od strony głównego ogniska.
Ilkar spokojnie analizował czekajšce ich zadanie. Z bezpiecznego schronienia w rozpadlinie to wszystko wyglšdało dużo prociej, ale z bliska strażnica wydawała się bardzo wysoka i obsadzona potężnymi Wesmenami. Elf przyglšdał jej się i w miarę jak się zbliżali, w kompletnej ciszy słyszeli jedynie swoje kroki.
Strażnica wyrastała na jakie siedem metrów i zbudowano jš z czterech solidnych pni wkopanych w ziemię i obłożonych kamieniami dla większej stabilnoci. Krzyżowa konstrukcja z desek wzmacniajšca budowlę cišgnęła się aż do przykrytej dachem platformy, gdzie stało dwóch strażników. W lewym rogu strażnicy, do jednego ze słupów podtrzymujšcych dach przymocowano dzwon, którego serce unieruchomiono linš, by opierało się powiewom wiatru.
 Pamiętaj, w gardło albo w oko i do mózgu. Nie mogš wydać żadnego dwięku  szepnšł Denser.
 Wiem  odpowiedział elf, ale w rodku czuł, że nerwy splatajš mu się w jeden napięty węzeł. Nie przywykł do takich zadań. Zabijał, ale przy pomocy miecza albo zaklęcia. To... było co innego.  Idę na górę.
Drabina biegła pomiędzy dwoma słupami od strony obozu i kończyła się przy przerwie w wysokiej do pasa balustradzie otaczajšcej platformę. Dwójka znudzonych strażników opierała się o niš po stronie skierowanej na zewnštrz obozu i od czasu do czasu wymieniała ciche uwagi.
Ilkar chwycił ostrożnie boki drabiny, starajšc się nie wytracić pędu. Drewno skrzypnęło alarmujšco i elf wstrzymał oddech, obserwujšc platformę w poszukiwaniu oznak poruszenia. Wydawało się jednak, iż Wesmeni niczego nie usłyszeli. Jak na razie wiatr okazał się zbawienny.
Zdenerwowanie Ilkara na chwilę ustšpiło miejsca lękowi. To było zadanie dla wojownika, tylko że żaden z nich nie byłby w stanie utrzymać zaklęcia. Nawet Bezimienny, korzystajšcy ze Skrzydeł Cienia wkrótce po oswobodzeniu spod jarzma Powołania Protektorów, nie potrafiłby utrzymać Płaszcza-Ukrycia. W tym zaklęciu była subtelnoć, jakiej należało się nauczyć. Umiejętnoci utrzymywania ogniska many i wykonywania prostych działań w ruchu i bez utraty koncentracji na zaklęciu stanowiły niuanse niełatwe do opanowania. Prostych działań, takich jak morderstwo, pomylał ponuro Ilkar.
Pięć stopni od szczytu drabiny wszystko zaczęło ić le. Z każdym krokiem wieże drewno protestowało kolejnymi skrzypnięciami. Ilkar zwolnił, ale nieuniknione było pojawienie się strażnika przy balustradzie. Wesmen ze zmarszczonym czołem wpatrywał się w ciemnoć pod sobš, nie widzšc nic.
Ilkar poczuł dłoń Densera na belce, którš włanie opuszczała jego stopa. Nie powinni się znaleć tak blisko  Denser nie zwolnił i nie mógł zdawać sobie sprawy z niebezpieczeństwa.
 Cofnij się  wyszeptał Ilkar, jakby chciał popędzić strażnika i dalej wspinał się na górę, zwalniajšc jeszcze trochę. Ić jeszcze wolniej, oznaczało stać się widocznym, a stać się widocznym  oznaczało umrzeć.  Cofnij się.  Wykonał kolejny krok, trzymajšc stopy na brzegach belek, ale kolejne skrzypnięcie przerwało nocnš ciszę, brzmišc w uszach elfa niczym grzmot. Wesmen pochylił się bardziej do przodu, w skupieniu wpatrujšc się w mrok, zdajšc sobie sprawę, co słyszy, a jednoczenie zdezorientowany tym, czego nie widział.
Ilkar przez chwilę rozważał możliwoć zawrócenia, ale zmiana kierunku uczyniłaby go widocznym, a ponadto kompletnie zaskoczyłaby Densera. Zdał sobie sprawę z absurdalnoci całej sytuacji.
Strażnik wyprostował się, ale nie opucił brzegu platformy. Utrzymujšc wzrok na drabinie, Ilkar położył dłoń na belce tuż pod stopami Wesmena, a drugš rękš wydobył sztylet. Naprawdę nie miał wyboru.
 Bogowie  wyszeptał i wyskoczył do przodu, zatapiajšc ostrze w kroczu strażnika. Mężczyzna zacharczał z bólu i szoku, zrobił krok do tyłu i upadł, wyrywajšc sztylet z dłoni Ilkara, z rękami zaciniętymi na ranie. Krew splamiła mu spodnie.
Ilkar ruszył w lewo, wiedzšc, że Denser wemie prawš stronę. Kiedy strażnik uderzył głucho o platformę, jego towarzysz odwrócił się i otworzył usta kompletnie zaskoczony tym, co zobaczył. Chciał krzyknšć, ale sztylet rzucony przez Densera trafił go prosto w gardło, zamieniajšc krzyk w gulgoczšcy dwięk, któremu towarzyszył strumień krwi.
Ilkar spojrzał w dół, na swojš ofiarę. Strażnik otworzył usta i wydał z siebie cichy, pełen bólu przedmiertny jęk. Elf kucnšł, wydobył drugi sztylet i przebił nim otwarte oko Wesmena tak, że ostrze dotarło do mózgu. Strażnik umarł natychmiast. Drugi Wesmen chwycił za sztylet tkwišcy mu w gardle i dał krok do tyłu, poruszajšc bezgłonie ustami i szeroko otwartymi oczyma wpatrujšc się w Ilkara.
Elf za póno dostrzegł niebezpieczeństwo. Denser chwycił mężczyznę w niewidocznym ucisku i pocišgnšł za futro. Wesmen stracił równowagę, zatoczył się, a ramieniem uderzył w dzwon, wybijajšc go zupełnie z umocowania. Po chwili padł martwy, a Denser wylšdował na nim, ale dzwon głucho uderzył o balustradę, zakołysał się i spadł w ciemnoć poza wieżš.
 Jeli mamy szczęcie...  zaczšł Ilkar.
 Nie ma szans  odparł Denser.
Dzwon z głonym brzęknięciem uderzył o skały u podstawy wieży. Uwolnione serce uderzyło raz. Donony dwięk rozszedł się po całym obozie.
 Przynajmniej reszta wie, że nam się udało  stwierdził Denser.
 Mamy kłopoty  powiedział Ilkar.  Znasz Wes?  Denser pokręcił głowš.  No to duże kłopoty.
Z drugiej wieży dobiegły ich chrapliwe okrzyki i usłyszeli odgłosy rozchodzšcego się alarmu.
 Na ziemię  rzucił Denser.
 Dzięki za radę  odpalił Ilkar.  Jeszcze jakie wietne pomysły?
 Tak, ukradnijmy łód, nauczmy się sterować i zostawmy w s...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin