Deveraux Jude - Oszustka (James River 02).pdf

(1413 KB) Pobierz
Microsoft Word - Deveraux Jude - Oszustka _James River 02_
JUDE DEVERAUX
Oszustka
1
W czerwcu tysi Ģ c siedemset dziewi ħę dziesi Ģ tego czwartego roku ró Ň e zakwitły
wyj Ģ tkowo pi ħ knie, a trawy nabrały odcienia soczystej zieleni znanego tylko w Anglii. W
hrabstwie Sussex stał niewielki, kwadratowy, jednopi ħ trowy dom; skromny, otoczony niskim,
Ň elaznym płotem. Dawniej była to chatka ogrodnika lub gajowego i stanowiła cz ħĻę wi ħ kszej
posiadło Ļ ci, która podzielono i sprzedano, by spłaci ę długi rodziny Malesonów. Wszystko, co
pozostało z niegdysiejszej wspaniało Ļ ci tego rodu, to wła Ļ nie ów mały, zaniedbany domek, w
którym mieszkał Jakub Maleson i jego córka Bianka.
Jakub Maleson siedział przed pustym kominkiem w gabinecie na parterze. Był niskim,
raczej otyłym m ħŇ czyzn Ģ . Nad wydatnym brzuchem rozchylały si ħ poły rozpi ħ tej do połowy
kamizelki. Płaszcz le Ň ał rzucony niedbale na s Ģ siednie krzesło. Szerokie bryczesy zapi ħ te pod
kolanami na br Ģ zowe sprz Ģ czki okrywały grube uda wła Ļ ciciela, bawełniane po ı czochy
opinały łydki, a przydeptane skórzane pantofle zdobiły stopy. Wielki, drzemi Ģ cy obok terier
irlandzki oparł na por ħ czy fotela głow ħ , któr Ģ pie Ļ ciła bezwiednie r ħ ka Jakuba.
Jakub od dzieci ı stwa przywykł do prostego, wiejskiego Ň ycia. Szczerze
powiedziawszy, wolał mie ę nawet skromniejszy dom, nieliczna słu Ň b ħ , a co za tym idzie,
mniej kłopotów na głowie. Wspominał wielka posiadło Ļę z czasów dzieci ı stwa jako pust Ģ ,
niepotrzebn Ģ nikomu przestrze ı , miejsce które pochłaniało zbyt wiele czasu i energii jego
rodziców. Teraz miał psa, którym mógł si ħ cieszy ę , dobr Ģ kuchnie oraz wystarczaj Ģ co
wysokie dochody, by zapewni ę jemu i jego córce stabilne, dostatnie Ň ycie, i był z tego
zadowolony. Ale nie jego córka.
Bianka stała przed lustrem w swoim pokoju na pi ħ trze i wygładzała dług Ģ , mu Ļ linow Ģ
sukni ħ na wysokim, pulchnym ciele. Za ka Ň dym razem, gdy przymierzała nowe francuskie
modele, czuła niesmak. Po drugiej stronie kanału motłoch zbuntował si ħ przeciw arystokracji,
która nie była w stanie nad nim zapanowa ę , a teraz cały Ļ wiat musiał za to płaci ę . Wszystkie
kraje patrzyły na Francje z obawa, Ň e w nich tak Ň e mo Ň e si ħ zdarzy ę co Ļ podobnego. We
Francji za Ļ wszyscy zapragn ħ li upodobni ę si ħ do ludu; praktycznie porzucono satyn ħ i
jedwabie. Nowe suknie szyto z mu Ļ linu, perkalu i pluszu.
Bianka studiowała swoje odbicie. Oczywi Ļ cie nowe suknie pasowały idealnie. ņ al
zrobiło jej si ħ kobiet mniej hojnie wyposa Ň onych przez natur ħ . Gł ħ boko wyci ħ ty dekolt w
niewielkim tylko stopniu przysłaniał pełne, białe piersi. Bladobł ħ kitna, indyjska gaza
zwi Ģ zana była szeroka wst ĢŇ ka tu Ň pod stanikiem, wiec ni Ň ej opadała mi ħ kko do biegn Ģ cego
wzdłu Ň jej brzegu pasa fr ħ dzli. Ciemnoblond włosy Bianka Ļ ci Ģ gn ħ ła do tyłu wst ĢŇ k Ģ . Mocno
skr ħ cone loki spływały na jej nagie ramiona. Twarz miała okr Ģ Ģ , co było w modzie, oczy
ħ kitne jak jej suknia, delikatne brwi i rz ħ sy. Niewielkie, ró Ň owe usteczka układały si ħ w
kształt idealnego paczka ró Ň y. Gdy si ħ u Ļ miechała, w lewym policzku tworzył si ħ male ı ki
dołek.
Bianka przesun ħ ła si ħ od wysokiego lustra do toaletki przybranej, jak prawie ka Ň dy
sprz ħ t w tym pokoju, ró Ň owym tiulem. Bianka lubiła wszystko, co łagodne, delikatne i
romantyczne.
Na toaletce le Ň ało solidnie napocz ħ te pudełko czekoladek. Zerkn ħ ła na nie i
zmarszczyła wdzi ħ cznie nos. Ta okropna wojna we Francji unieruchomiła manufaktur ħ
produkuj Ģ c Ģ najlepsze karmelki, wiec Bianka musiała si ħ teraz zadowoli ę ich n ħ dzn Ģ ,
angielsk Ģ namiastk Ģ . Gdy po zjedzeniu czwartej oblizywała ubrudzone palce, zobaczyła
wchodz Ģ c Ģ do pokoju Nicole Courtalain.
Kiepskie czekoladki, tanie tkaniny i obecno Ļę Nicole. Wszystko to było wynikiem
rewolucji francuskiej. Si ħ gn ħ ła po kolejna czekoladk ħ , obserwuj Ģ c, jak Nicole szybko porusza
si ħ po pokoju, zbieraj Ģ c suknie, które Bianka porozrzucała po pokoju. Dzi ħ ki niej Bianka
mogła w pełni u Ļ wiadomi ę sobie, jak szlachetna jest ona sama oraz wszyscy Anglicy. Gdy
Francuzów wyrzucano z ich własnego kraju, to wła Ļ nie Anglicy ich przygarn ħ li. Prawda, Ň e
wi ħ kszo Ļę uciekinierów była w stanie utrzyma ę si ħ samodzielnie, Francuzi wprowadzili
nawet w Anglii nie znan Ģ dot Ģ d rzecz, jak Ģ jest restauracja. Ale byli te Ň tacy jak Nicole – bez
pieni ħ dzy, bez rodziny, bez zaj ħ cia. Wła Ļ nie w takich przypadkach Anglicy mogli okaza ę
swoja prawdziwa szlachetno Ļę ... Jeden po drugim zacz ħ li przyjmowa ę tych . Ň yciowych
rozbitków do swoich domów.
Blanka pojechała do jednego z portów wschodniego wybrze Ň a na spotkanie statku
wioz Ģ cego uciekinierów. Nie była w dobrym nastroju. Ojciec poinformował ja wła Ļ nie, Ň e nie
sta ę ich na opłacanie pokojówki. Kłócili si ħ zajadle. I wtedy Bianka przypomniała sobie o
imigrantach. Poczuła nagły przypływ poczucia obowi Ģ zku wobec tych biednych, bezdomnych
Francuzek i pospieszyła sprawdzi ę , czy nie b ħ dzie miała okazji okaza ę swej dobroci której Ļ z
nich.
Gdy tylko ujrzała Nicole, była pewna, Ň e znalazła to, czego chciała. Drobna, młoda
osoba o ciemnych włosach ukrytych pod słomkowym kapeluszem; twarz w kształcie serca i
ogromne br Ģ zowe oczy ocienione krótkimi, g ħ stymi, ciemnymi rz ħ sami. Oczy te przepełnione
były gł ħ bokim smutkiem. Wygl Ģ dała tak, jak gdyby Ň ycie przestało dla niej mie ę jakakolwiek
warto Ļę . Bianka wyczuła, Ň e taka kobieta b ħ dzie jej wdzi ħ czna za okazana
wspaniałomy Ļ lno Ļę .
Teraz, po trzech miesi Ģ cach, niemal Ň ałowała swojej decyzji. Nie dlatego, Ň eby
dziewczyna okazała si ħ niezaradna; była a Ň nazbyt zaradna. Czasem patrz Ģ c na jej wdzi ħ czne,
szybkie ruchy, Bianka czuła si ħ niezgrabna i oci ħŇ ała.
Znów spojrzała w lustro. Có Ň . za absurdalna my Ļ l! Jej kształty były majestatyczne,
okazałe – wszyscy to mówili. Rzuciła Nicole nieprzyjemne spojrzenie i poci Ģ gn ħ ła za koniec
wst ĢŇ ki we włosach.
– Nie podoba mi si ħ sposób, w jaki mnie dzi Ļ rano uczesała Ļ – powiedziała,
przechylaj Ģ c si ħ na krze Ļ le, by wzi Ģę dwie nast ħ pne czekoladki.
Nicole podeszła w milczeniu do toaletki i wyj ħ ła z niej grzebie ı . Zacz ħ ła rozczesywa ę
do Ļę cienkie włosy Bianki.
– Nie otworzyła panienka jeszcze listu od pana Armstronga. – Jej głos był spokojny,
bezbarwny, cho ę starannie wypowiadała ka Ň de słowo.
Bianka lekko machn ħ ła r ħ k Ģ .
– Wiem, co ma mi do powiedzenia. Chce wiedzie ę , kiedy pojad ħ do Ameryki, Ň eby
wyj Ļę za niego za m ĢŇ .
Nicole powoli rozczesywała jeden z loków.
– My Ļ lałam, Ň e panienka wyznaczy jaki Ļ termin. Przecie Ň panienka chce wyj Ļę za
m ĢŇ .
Bianka spojrzała na jej odbicie w lustrze.
– Jak ty niewiele wiesz! Ale przecie Ň nie mog ħ oczekiwa ę , Ň eby jaka Ļ Francuzka
mogła poj Ģ c dum ħ i wra Ň liwo Ļę Anglików. Clayton Armstrong jest Amerykaninem! Jak Ň e
mogłabym ja, córka szlachcica, po Ļ lubi ę jakiego Ļ Amerykanina?
Nicole starannie zawi Ģ zywała wst ĢŇ k ħ na włosach Bianki.
– Nie rozumiem. Sadziłam, Ň e zar ħ czyny ju Ň zostały ogłoszone.
Bianka cisn ħ ła na podłog ħ tekturk ħ oddzielaj Ģ c Ģ warstwy czekoladek. Uwielbiała
karmelki.
– M ħŇ czy Ņ ni! Kto ich zrozumie? Musze za niego wyj Ļę , Ň eby stad uciec – zacz ħ ła
wyja Ļ nia ę z pełnymi ustami. Gestem dłoni wskazała otaczaj Ģ cy j Ģ pokój. – Ale m ħŇ czyzna, za
którego wyjd ħ , b ħ dzie zupełnie inny ni Ň Clayton. Słyszałam, Ň e niektórzy tam, w koloniach,
bywaj Ģ całkiem dobrze wychowani, na przykład ten pan Jefferson. Ale Claytonowi daleko do
niego. Czy wiesz, Ň e wszedł do gabinetu w ci ħŇ kich butach? Gdy zasugerowałam mu kupno
kilku par jedwabnych po ı czoch, wy Ļ miał mnie i powiedział, Ň e nie wytrzymałby w
jedwabiach na polu bawełny. – Bianka wzdrygn ħ ła si ħ . – Bawełna! To wie Ļ niak.
Gruboskórny, bezczelny ameryka ı ski wie Ļ niak.
Nicole wyprostowała ostatni lok.
– Ale mimo to zdecydowała si ħ panienka przyj Ģę jego o Ļ wiadczyny.
– Oczywi Ļ cie. Dziewczyna nigdy nie mo Ň e narzeka ę na nadmiar propozycji, one
sprawiaj Ģ , Ň gra staje si ħ bardziej ekscytuj Ģ ca. Gdy jestem na przyj ħ ciu i rozmawiam z
m ħŇ czyzn Ģ , który mi si ħ nie podoba, mówi ħ , Ň e jestem
zar ħ czona. Gdy widz ħ kogo Ļ odpowiedniego dla kobiety z mojej sfery, mówi ħ mu, Ň e wła Ļ nie
zastanawiam si ħ nad zerwaniem zar ħ czyn.
Nicole odwróciła si ħ od niej i podniosła z podłogi pusta bombonierk ħ . Wiedziała, Ň e
nie powinna si ħ odzywa ę , ale nie mogła wytrzyma ę .
– A co z panem Armstrongiem? Czy to lojalne wobec niego?
Bianka przeszła przez pokój i zatrzymała si ħ przed komoda, z której wyci Ģ gn ħ ła na
podłog ħ trzy szale, zanim zdecydowała si ħ na cienki, wełniany, z delikatnym szkockim
deseniem.
– A có Ň Amerykanie mog Ģ wiedzie ę o lojalno Ļ ci? Okazali niewdzi ħ czno Ļę , ogłaszaj Ģ c
niezale Ň no Ļę od nas po tym wszystkim, co dla nich zrobili Ļ my. Ju Ň sama propozycja
po Ļ lubienia kogo Ļ takiego jest dla mnie obraz Ģ . A Ň mnie przestraszył tymi swoimi butami i
swoj Ģ arogancj Ģ . Wolał ogl Ģ da ę dom z konia ni Ň przyj Ļę do salonu. Jak mogłabym wyj Ļę za
kogo Ļ takiego? Poza tym o Ļ wiadczył si ħ po zaledwie dwóch dniach znajomo Ļ ci. Dostał jaki Ļ
list, Ň e jego brat i bratowa zostali zabici, a zaraz potem nagle poprosił mnie o r ħ k ħ . Jest taki
niewra Ň liwy! Chciał, . Ň ebym natychmiast pojechała z nim do Ameryki! Oczywi Ļ cie
odmówiłam.
Nie pozwalaj Ģ c, by Bianka zobaczyła wyraz jej twarzy, Nicole zacz ħ ła składa ę szale.
Wiedziała, Ň e jej oczy cz ħ sto zdradzały uczucia. Gdy przybyła do domu Malesonów, była tak
odr ħ twiała, Ň e nie docierały do niej tyrady Bianki o nieudolno Ļ ci Francuzów czy
niewdzi ħ czno Ļ ci i okrucie ı stwie Amerykanów. Wszystkie jej my Ļ li zdominowała
przera Ň aj Ģ ca wizja rewolucji, schwytani rodzice, dziadek, którego... Nie! Nie była w stanie
wróci ę pami ħ ci Ģ do tamtej burzliwej nocy. Mo Ň liwe, Ň e Bianka mówiła ju Ň jej o
narzeczonym, ale umkn ħ ło to jej uwadze. To wysoce prawdopodobne. Dopiero niedawno
poczuła, ze zaczyna budzi ę si ħ z koszmaru.
Trzy tygodnie temu, gdy czekała przed sklepem, w którym Bianka przymierzała
suknie, spotkała swoja kuzynk ħ . Miała ona za dwa miesi Ģ ce otworzy ę własny mały sklepik i
zaproponowała jej spółk ħ . Po raz pierwszy pojawiła si ħ przed Nicole perspektywa osi Ģ gni ħ cia
niezale Ň no Ļ ci, dzi ħ ki której mogłaby sta ę si ħ czym Ļ wi ħ cej ni Ň tylko obiektem czyjej Ļ
dobroczynno Ļ ci.
Uciekaj Ģ c z Francji, zabrała ze sob Ģ złoty medalion i trzy szmaragdy zaszyte w skraj
sukni. Po spotkaniu z kuzynka sprzedała kamienie. Nie dostała za nie du Ň o, gdy Ň rynek pełen
był francuskiej bi Ň uterii sprzedawanej przez imigrantów, zbyt głodnych, by si ħ targowa ę .
Nicole przesiadywała do pó Ņ na w nocy w swym pokoju na poddaszu, by szy ę i w ten sposób
zarobi ę troch ħ pieni ħ dzy. W skrzyni stoj Ģ cej w jej pokoiku spoczywała, starannie schowana,
prawie taka suma, jakiej Nicole potrzebowała.
– Nie mo Ň esz szybciej? – zapytała niecierpliwie Bianka. – Ci Ģ gle chodzisz z głowa w
chmurach. Skoro wszyscy s Ģ tam tak leniwi jak ty, to nic dziwnego, Ň e w twoim kraju trwa
wojna domowa.
Nicole wyprostowała si ħ i uniosła głow ħ . Jeszcze tylko kilka tygodni. Potem b ħ dzie
wolna.
Mimo odr ħ twienia Nicole odkryła pewna istotna cech ħ charakteru Bianki – jej niech ħę
do fizycznej blisko Ļ ci m ħŇ czyzn.
Bianka za . Ň adne skarby nie pozwoliłaby si ħ . Ň adnemu dotkn Ģę . Uwa Ň ała ich za istoty
nieokrzesane, gło Ļ ne i niewra Ň liwe. Raz tylko u Ļ miechn ħ ła si ħ do m ħŇ czyzny, a był nim
młodzieniec drobnej budowy, którego r ħ ce wyłaniaj Ģ ce si ħ z suto marszczonych,
koronkowych mankietów trzymały misternie zdobiona tabakier ħ . Bianka nie wygl Ģ dała na
przestraszona i nawet pozwoliła ucałowa ę swa dło ı . Nicole podziwiała jej starania czynione
w kierunku przezwyci ħŇ enia niech ħ ci do m ħŇ czyzn, by wyj Ļę za m ĢŇ i, co za tym idzie,
poprawi ę swoja sytuacje materialna. A mo Ň e Bianka nie miała poj ħ cia o tym, co dzieje si ħ
pomi ħ dzy m ħŇ em i Ň on Ģ ?
Zeszły obie wyło Ň onymi dywanem głównymi schodami i wyszły z domu. Na jego
tyłach znajdowała si ħ niedu Ň a stajnia i powozownia. Zabudowania te utrzymywane były przez
pana Jakuba w o wiele lepszym stanie ni Ň sam dom. Codziennie o wpół do drugiej Nicole i
Bianka przeje Ň d Ň ały przez park w eleganckim, dwuosobowym powozie zaprz ħŇ onym w
jednego konia. Dawniej teren ten stanowił cze Ļę posiadło Ļ ci Malesonów, teraz za Ļ nale Ň ał do
ludzi, których Bianka uwa Ň ała za parweniuszy. Nigdy ich nie pytała, czy mo Ň e przemierza ę
park, ale te Ň nikt dot Ģ d si ħ temu nie sprzeciwiał. Podczas przeja Ň d Ň ek wyobra Ň ała sobie, Ň e
jest pani Ģ tych wło Ļ ci jak jej babka. Ojciec nie zgodził si ħ na wynaj ħ cie stangreta, a Bianka
nie zgodziłaby si ħ jecha ę z koniuszym. Jedyne, co mogła w tej sytuacji zrobi ę , to kaza ę
powozi ę Nicole, która nie bała si ħ koni.
Nicole lubiła to zaj ħ cie. Czasem, wcze Ļ nie rano, po wielu godzinach szycia, zanim
Bianka si ħ obudziła, Nicole chodziła do stajni, by przywita ę si ħ z urodziwym kasztanem. We
Francji, zanim rewolucja zniszczyła jej dom i Ň ycie, cz ħ sto wyprawiała si ħ przed Ļ niadaniem
na długie wycieczki konne. Te pogodne poranki w stajni sprawiały, Ň e niemal zapominała o
Ļ mierci i po Ň arze, których przyszło jej by ę Ļ wiadkiem.
Park wygl Ģ dał w czerwcu wyj Ģ tkowo pi ħ knie. Drzewa ocieniały wygrabione alejki.
Promienie sło ı ca kładły na ziemi i sukniach jasne plamy. Bianka trzymała nad głowa
parasolk ħ , by osłonic blada skór ħ . Krzywiła si ħ z niesmakiem patrz Ģ c na Nicole. Ta głupia
dziewczyna odło Ň yła słomkowy czepek na siedzenie, pozwalaj Ģ c, by wiatr bawił si ħ jej
l Ļ ni Ģ cymi, czarnymi włosami. Jej oczy błyszczały w sło ı cu, a mocne, szczupłe r ħ ce pewnie
trzymały wodze. Bianka, zdegustowana, odwróciła wzrok. Jej własne ramiona były białe i
kr Ģ głe, takie, jakie powinny by ę ramiona kobiety.
– Nicole – sapn ħ ła. – Czy cho ę raz mogłaby Ļ zachowywa ę si ħ jak dama? Lub
przynajmniej nie zapomina ę , Ň e ja ni Ģ jestem? Wystarczy, Ň e musze si ħ pokazywa ę publicznie
z na wpół ubrana kobieta, a ty jeszcze p ħ dzisz jak szalona.
Nicole osłoniła ramiona cienkim, bawełnianym szalem, ale nie zało Ň yła czepka.
Posłusznie cmokn ħ ła na konia i Ļ ci Ģ gn ħ ła wodze. Jeszcze troch ħ , a nie b ħ dzie musiała
podporz Ģ dkowywa ę si ħ poleceniom Bianki.
Nagle cisze popołudnia zm Ģ cił t ħ tent ko ı skich kopyt. Na ci ħŇ kich koniach, bardziej
odpowiednich do wozu ni Ň do jazdy wierzchem, jechało czterech obcych m ħŇ czyzn. Rzadko
zdarzało si ħ , by kto Ļ zagl Ģ dał do parku. A na dodatek m ħŇ czy Ņ ni ci nie wygl Ģ dali na
d Ň entelmenów. Ich ubrania były zmi ħ te, sztruksowe spodnie zachlapane błotem. Jeden z
je Ņ d Ņ ców miał na sobie bawełniana koszule w szerokie czerwone i białe pasy.
Ostatni rok we Francji Nicole Ň yła w atmosferze terroru. Gdy wzburzony tłum
szturmował zamek jej rodziców, ukryła si ħ z dziadkiem w skrzyni na siano, by potem uciec
pod osłona g ħ stego czarnego dymu spowijaj Ģ cego płon Ģ cy dom. Teraz zareagowała
błyskawicznie. Wyczuła zagro Ň enie i zaci ħ ła batem konia, zmuszaj Ģ c go do galopu.
Bianka z j ħ kiem opadła ci ħŇ ko na oparcie powozu, by nast ħ pnie zaatakowa ę Nicole:
– Co ty wyprawiasz? Nie pozwol ħ si ħ tak traktowa ę !
Nicole pu Ļ ciła jej okrzyk mimo uszu. Obejrzała si ħ za siebie na czterech m ħŇ czyzn
p ħ dz Ģ cych po alejce, tu Ň za nimi. Zdała sobie spraw ħ , Ň e znacznie oddaliły si ħ od domu i
w Ģ tpiła, by ktokolwiek mógł usłysze ę krzyk.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin