OPRACOWANIE.doc

(247 KB) Pobierz

Nietypowy reportaż - „Zdążyć przed Panem Bogiem” – jako gatunek literacki

Książkę Hanny Krall trudno zaklasyfikować do określonego gatunku. Jest to raczej forma prozy reportażowej, w konstrukcji której dominującą rolę odgrywają dialogi i monologi bohaterów. Recenzenci różnie definiowali ten typ prozy. Niektórzy skłaniali się ku „opowieści dokumentalnej”, inni mówili o „eseju historiograficznym” lub „konfesji” (utwór, w którym autor dokonuje wyznania, w tym przypadku chodzi o Marka

Edelmana), a sama autorka o książce mówi: „ (...) do fikcji literackiej nie nadaję się. Nie mam wyobraźni. Nic nie umiem wymyślić, jestem skazana na prawdomówność”.

Za esejem historiograficznym (szkic naukowy z wyraźnym akcentem subiektywizmu piszącego) przemawiałoby to, że treść dzieła odnosi się do wydarzeń minionych, mających swój odpowiednik w historii, za konfesją – po części właśnie forma wyznania (Marek Edelman jako osoba „wyznająca”). Jednak najlepszym określeniem wydaje się być reportaż.

Reportaż
Utwór publicystyczny będący wiarygodnym sprawozdaniem z autentycznych wydarzeń, cechuje go kunszt literacki i dbałość o warsztat pisarski. Autor odwołuje się do własnych przeżyć i obserwacji – gdy sam był świadkiem lub uczestnikiem zdarzeń, obserwował miejsca i zaznajamiał się z dokumentacją odnoszącą się do nich, bądź też odwołuje się do relacji innych osób: uczestników, świadków, opinii specjalistów.

Reportaż przedstawia fakty w taki sposób, by skłonić odbiorcę do refleksji nad nimi. Jako gatunek ukształtował się w drugiej połowie XIX wieku, wchłonął też doświadczenia prozy narracyjnej. Dlatego czasem może zbliżać się formą do dzieł literatury pięknej. Wówczas wprowadzane są marginesowo elementy fikcji literackiej, przebieg zdarzeń przypomina układ fabularny, a język odznacza się kunsztem. Bliska jest mu gatunkowo powieść reportażowa.



Dzieło Krall wykracza poza sam gatunek reportażu, zaznaczają się w nim jeszcze inne formy np. opis, opowiadanie, raport, fragmenty poezji, a czasami utwór staje się traktatem filozoficznym dotyczącym spraw egzystencjalnych, natury człowieka i istotnych pojęć, takich jak godność, honor, poświęcenie:

„ ...Nastrój obłędnej paniki: od 6.30 zaczyna się akcja, każdy jest przygotowany na to, że mogą go zabrać o każdej porze, z każdego miejsca...” (fragment raportu „Wacława”);

„A za dzień -
już się nie spotkamy
A za tydzień –
już nie pozdrowimy się
A za miesiąc –
już się zapomnimy
A za rok – już się nie poznamy (...)” (fragment poezji z zeszytu Jurka Wilnera)

Za reportażem przemawiają takie czynniki jak: zwięzłość i szczegółowość, dokumentalność faktów, precyzja i dążenie do ich ustalania, ograniczanie komentarza odautorskiego oraz docieranie do osób autentycznych (Marek Edelman, mecenas Woliński, Henryk Grabowski i inni). Uwaga autora skoncentrowana jest na postaci mówiącej. Reporter nie tworzy fabuły i bohaterów. Podstawą w konstrukcji reportażu są wywiad i relacja (komentarz) odautorska.

Relacja odautorska jest w tym wypadku ograniczona. Pisarka reaguje głównie na słowa bohatera, „dostrajając się” do jego emocjonalności. Sama czasem stosuje dopowiedzenia, wyrażające jej stosunek uczuciowy lub intelektualny do prezentowanych treści. Krall używa niejednokrotnie mowy pozornie zależnej, by jak twierdzi, oddać świat bohatera, a jednocześnie zachować wobec niego dystans: „Więc on się od razu nie nadawał do mówienia, bo nie umiał krzyczeć. Nie nadawał się też na bohatera, bo nie było w nim patosu. Cóż to za prawdziwy pech. Ten jedyny, który przeżył, nie nadawał się na bohatera.”

Wywiad z Edelmanem przeprowadzany był przez trzy miesiące i, mimo że autorka „Zdążyć przed Panem Bogiem” sztukę zadawania pytań opanowała dokładnie, pojawiały się czasem „problemy komunikacyjne” z rozmówcą:

 

„ – No?
- Co, no?
- Udało ci się odnaleźć córkę?
- Tak, udało.
- Słuchaj, umówiliśmy się, że będziesz mówił, prawda?”

Znamienną cechą reportażu jest aktualność problematyki. Bolesław Garlicki powołując się właśnie na aktualność dzieła, wyraził tego typu sąd: „Pojęcie aktualności ma dwa znaczenia. Przede wszystkim aktualne jest to, co zdarzyło się względnie niedawno, a więc o czym odbiorca musi dowiedzieć się wówczas, gdy wiedza ta jest mu niezbędna do pewnych czynności lub przyjęcia postaw wobec skutków wydarzenia. Wydarzenie jest więc aktualne nie tylko wtedy, gdy trwa, ale gdy jego skutki pozostawiają trwały ślad w życiu społecznym (...) również wydarzenia przeszłe – zwłaszcza te, których przyczyny lub skutki nie zostały w pełni wyjaśnione.”

Książka Hanny Krall opowiada o wydarzeniach z czasów wojny, ale w sposób nietypowy: z oszczędnością środków artystycznych. Spokojnie, rzeczowo i bez patosu ukazano w nim sprawy ostateczne, wplatając je w losy

pojedynczych osób.

 

 

Czas i miejsce akcji w „Zdążyć przed Panem Bogiem”

W utworze można wyodrębnić dwa plany czasowe. Pierwszy obejmuje wydarzenia związane z wybuchem, przebiegiem i stłumieniem powstania w getcie warszawskim.

Jego początek datuje się na dzień 19 kwietnia 1943 roku:
„ – Dlaczego wyznaczyliście właśnie ten dzień – dziewiętnasty kwietnia?
- Nie my go wyznaczyliśmy. To Niemcy. Tego dnia miała się rozpocząć likwidacja getta.”

Przez kilkanaście dni toczono walki uliczne (19 – 24 kwietnia), a następnie Żydzi bronili się w domach i bunkrach (24 kwietnia – 10 maja). Ocalałe, pojedyncze grupy walczących przetrwały w ruinach getta do połowy lipca.

Edelman informuje również o przebiegu akcji eksterminacyjnej – masowej likwidacji Żydów, trwającej przez sześć tygodni: od 22 lipca do 8 września 1942 roku. Wówczas to pojawia się data samobójczej śmierci – 23 lipca 1942 roku prezesa Gminy Żydowskiej – Adama Czerniakowa.

Druga płaszczyzna czasowa dotyczy lat powojennych. Bohater reportażu odnalazł swoje powołanie i rozpoczął pracę w charakterze asystenta Profesora – Jana Molla – kardiochirurga zajmującego się ratowaniem chorych na serce i przeprowadzającego skomplikowane operacje medyczne z tego zakresu.

Obydwie wymienione płaszczyzny przeplatają się ze sobą, każda w pewnym stopniu tłumaczy i uzupełnia drugą: „Dramat jest wtedy, kiedy możesz podjąć jakąś decyzję, kiedy coś zależy od ciebie, a tam (w getcie) wszystko było z góry przesądzone. Teraz w szpitalu chodzi o życie – i za każdym razem muszę podejmować decyzję. Teraz się denerwuję znacznie bardziej.”

 

 

Powstanie w getcie warszawskim (kwiecień – maj 1943) – poszlaki historyczne

Pierwsze zbrojne wystąpienie Żydów miało miejsce w styczniu 1943 roku w Warszawie, kiedy Niemcy wkroczyli do getta w celu deportacji 8 tys. Żydów do obozu zagłady w Treblince. Na polecenie dowództwa ŻOB kilku jej członków zaopatrzonych w broń wmieszało się w tłum prowadzonych na Umschlagplatz mieszkańców getta. Na umówiony sygnał w okolicach ulicy Niskiej i Zamenhoffa, bojownicy zaatakowali Niemców konwojujących kolumnę.

Tak o tym wydarzeniu, stanowiącym preludium (wstęp) do późniejszych działań powstańczych wypowiada się Cywia Lubetkin – Celina (uczestniczka walk w getcie) wspominana przez Edelmana w lekturze H. Krall:

„W pierwszej chwili Niemcy byli zaskoczeni.(...) Zbici z tropu, stracili panowanie nad sytuacją. Słyszeliśmy ich krzyki;< Żydzi do nas strzelają>. Zaszokowało ich to i zdumiało, nie mogli zrozumieć, co się dzieje. Nasi natychmiast wykorzystali chwilę zamieszania i strzelali dalej. W końcu jednak Niemcy ochłonęli i nasi towarzysze spostrzegli, że ze swymi rewolwerami stoją twarzą w twarz z uzbrojonymi po zęby Niemcami. Niemal wszyscy członkowie tej grupy zginęli.”

Inne grupy bojowe również walczyły tego dnia w getcie. Opór niewielkiej liczby bojowników trwał cztery dni. Akcja styczniowa spotkała się z odzewem po aryjskiej stronie.

Marek

Edelman w 1945 roku pisał: „W całej Warszawie krążą legendy o setkach zabitych Niemców. O wielkiej sile ŻOB. Cała Polska podziemna jest dla nas pełna uznania.”

Niemcy mieli w planach całkowitą likwidację getta. Po zamieszkach styczniowych, w lutym Himmler wysłał rozkaz do wyższego dowódcy SS i policji w Generalnym Gubernatorstwie Franza Krugera, w którym oznajmiał: „Ze względu na bezpieczeństwo zarządzam, aby getto warszawskie (...) zostało zburzone, przy czym należy uprzednio wykorzystać wszystkie posiadające jakąkolwiek wartość części domów i materiały wszelkiego rodzaju (...) należy dopiąć tego, aby dotychczasowa przestrzeń mieszkaniowa dla 500 000 podludzi, absolutnie nienadająca się dla Niemców, zniknęła z horyzontu i aby milionowe miasto Warszawa, będące wciąż niebezpiecznym ogniskiem rozkładu i powstania, zostało zmniejszone.”

W ciągu około trzech miesięcy, od stycznia do kwietnia, kiedy pozostali w Warszawie Żydzi mieli zostać wywiezieni, a getto starte z powierzchni, trwały przygotowania do stawienia oporu i podjęcia ostatecznej walki – powstania.

Niemcy, zamierzając wykonać rozkaz Himmlera i przesiedlić część Żydów do obozów pracy w okolicach Lublina, skoncentrowali w Warszawie znaczne siły. Liczyli się z możliwością zbrojnego oporu, wobec czego oszacowali, że likwidacja zajmie trzy dni.

O świcie 19 kwietnia rozpoczęło się powstanie, które przeszło do historii jako pierwsze miejskie

wystąpienie zbrojne w okupowanej Europie.

W walkach wzięło udział około tysiąca słabo uzbrojonych i nieprzeszkolonych bojowników żydowskich, którym przeciwstawiono ponad 2 tys. żołnierzy Wehrmachtu, SS oraz oddziały pomocnicze wyposażone w broń maszynową, miotacze płomieni, pojazdy opancerzone, artylerię, lotnictwo.

Wynik powstania był z góry przesądzony, a jego charakter odbiegał od celów militarnych. Chodziło głównie o wybór godnej śmierci – z bronią w ręku, próbę odwetu na prześladowcach i pragnienie zwrócenia na siebie uwagi.

23 kwietnia 1943 roku Żydowska Organizacja Bojowa (ŻOB) w Warszawie wystosowała desperacki apel do Polaków. Oto jego fragmenty:
„Polacy, Obywatele, Żołnierze Wolności. (...) Wśród dymów pożarów i kurzu krwi mordowanego getta Warszawy – my, więźniowie getta, ślemy wam bratnie pozdrowienia. Wiemy, że w serdecznym bólu i łzach współczucia, że z podziwem i trwogą o wynik tej walki przyglądacie się wojnie, jaką od wielu dni toczymy z okrutnym okupantem. Lecz wiedzcie, że każdy próg getta, jak dotychczas, tak i nadal będzie twierdzą, że możemy wszyscy zginąć w tej walce, lecz nie poddamy się (...) Toczy się walka o naszą i waszą Wolność. O wasz i nasz – ludzki, społeczny, narodowy – honor i godność. Pomścimy zbrodnie Oświęcimia, Treblinki, Bełżca, Majdanka! (...)”

Prawie przez miesiąc walczyło getto warszawskie. Najcięższe walki toczyły się w rejonie ulic Zamenhoffa i Nalewek, fabryki szczotek i na placu Muranowskim. Powstańcy, częściowo stosując metody walki partyzanckiej, próbowali zaskoczyć przeciwnika, organizując niespodziewane ataki z różnych stron. Po kilku dniach krwawych bojów powstańcom zaczęła kończyć się amunicja. Wówczas zaczęli wycofywać się do schronów, w których stronę skierowano walki.

W końcu oddziały niemieckie zaczęły podpalać dom po domu, a do wykrytych bunkrów wtłaczać trujący gaz. Sytuacja ukrytych w nich ludzi stawała się tragiczna. Jeden z ukrywających się – Leon Najberg pisał: „przez cały dzień ludzie leżeli na swych pryczach albo pokotem na ziemi bez możliwości poruszania się. Nerwy ludzkie były napięte do ostatnich granic, a byle szmer przyprawiał ludzi o ataki histerii. (...) Po kilkunastu godzinach zabrakło powietrza, dzieci strasznie płakały, kobiety zaczęły mdleć (...)”

Próby przyjścia z pomocą powstańcom podjęło (w ograniczonym zakresie) polskie podziemie zbrojne (AK – Armia Krajowa i GL – Gwardia Ludowa). Niestety zakończyły się one fiaskiem, umożliwiły jedynie kilkudziesięciu bojowcom wydostanie się z płonącej dzielnicy.
8 maja w otoczonym przez Niemców bunkrze przy ulicy Miłej 18 naczelny przywódca ŻOB Mordechaj Anielewicz i jego współtowarzysze popełnili zbiorowe samobójstwo. Ocalała reszta powstańców walczyła w rozproszonych grupach jeszcze przez tydzień – do 16 maja, wtedy Niemcy ogłosili koniec akcji pacyfikacyjnej. Tego dnia na znak zwycięstwa dowódca sił niemieckich walczących w getcie – Jurgen Stroop, wydał rozkaz wysadzenia w powietrze miejsca żydowskiego kultu – Wielkiej Synagogi.

Ogółem spośród walczących w powstaniu Żydów przy życiu pozostało tylko kilkunastu, a z członków dowództwa ocaleli Icchak Cukierman i Marek

Edelman.

Niemieckie straty były niewielkie, lecz nie liczby miały tu znaczenie. Historyk i uczestnik powstania – Israel Gutman wyraził to następująco: „podstawowy wpływ (...) polega nie na zadanych stratach, ale na tym, że Niemcy zmuszeni byli zaangażować dużą liczbę ludzi i broni, aby zaledwie utrzymać to, co już mieli w walce, która okazała się bardzo długa (...)”

Wydarzenia w getcie warszawskim z przełomu kwietnia i maja 1943 roku nabrały wymowy symbolicznej i wzbudziły zainteresowanie wśród mieszkańców Warszawy. Pisała o nich podziemna prasa (raczej pozytywnie).

„Biuletyn Informacyjny” z 29 kwietnia 1943 roku zawiera następujące treści: „Tydzień temu rozpoczął się akt drugi bestialskiego niszczenia Żydów w Polsce. (...) Żydowska Organizacja Bojowa rozpoczęła nierówną walkę. Szczupłymi siłami, słabo wyposażonymi w broń i amunicję, pozbawieni wody, oślepieni dymem i ogniem bronili żydowscy bojownicy ulic i pojedynczych domów, ustępując w milczeniu krok za krokiem, nie tyle przed wyposażonym w nowoczesne środki przeciwnikiem, ile wypierani przez pożary ciasno stłoczonych domów. (...) zwycięstwem ich będzie wreszcie śmierć z bronią w ręku. Dotychczasowa bierna śmierć mas żydowskich nie stwarzała nowych wartości – była bezużyteczna; śmierć z bronią w ręku może wnieść nowe wartości w życie narody żydowskiego (...). Tak pojęło obronę getta społeczeństwo Warszawy (...). Walczący obywatele Państwa Polskiego zza murów getta stali się bliżsi, bardziej zrozumiali społeczeństwu stolicy, niż bierne ofiary, bez oporu dające się wlec na śmierć.”



Powstanie było tematem rozmów przechodniów. Niektórzy z nich podziwiali odwagę i determinację młodych bojowników żydowskich, ale zdarzały się i niepochlebne opinie w tonie pogardliwym, a nawet wspierającym działania antysemickie. Przykry jest również fakt, że część mieszkańców stolicy pozostała obojętna wobec tragedii ludzi zza muru.

Znamienny wydaje się być tu motyw karuzeli wspominanej przez Marka

Edelmana, a znajdującej się poza obszarem dzielnicy żydowskiej – po aryjskiej stronie. Karuzela jest tu symbolem obojętności, bierności i braku zaangażowania innych wobec osób bezwzględnie skazanych na śmierć.

Echa powstania dotarły do innych gett, obozów, gdzie na mniejszą skalę poczęto organizować wystąpienia zbrojne (Białystok, Będzin, Częstochowa, Wilno).

 

 

1: 400 000 – życie i śmierć w relacji Marka Edelmana

Marek

Edelman jest jedynym, który przeżył spośród 400 000 Żydów wyprowadzonych na Umschlagplatz i skazanych na śmierć poprzez zagazowanie. Dwa razy ocalał dzięki przypadkowi: za pierwszym mierzył do niego Niemiec cierpiący na astygmatyzm, przez co strzelał niecelnie, a za drugim „ściągnął” go z wozu dostarczającego codzienny „kontyngent” kolega Mietek.

Jako ten, który codziennie ocierał się o śmierć, a jednak pozostawał przy życiu, może mówić o obydwu pojęciach. Każde przedstawia jako swoistą wartość, jednak to śmierć jest dominującym motywem w jego relacji.

Śmierć pojawia się nie tylko we wspomnieniach o getcie, ale również później (w czasie wolności), kiedy Edelman pracował jako lekarz – kardiochirurg.

Według bohatera reportażu ważniejsze są dla niego czasy obecne, bo jako medyk zobligowany jest do ratowania ludzkiego życia. W getcie panowały inne reguły, tam dla nikogo nie rokowano szansy życia, za to zawsze istniało ryzyko śmierci:

„Nic większego niż śmierć, zawsze chodziło przecież o śmierć, nigdy o życie (...) tam wszystko było z góry przesądzone.”

Stojąc jako goniec szpitalny przy bramie Umschlagplatzu, Edelman miał za zadanie wyprowadzać chorych, ale starał się również wychwytywać i „przemycać” działaczy podziemia. Został mimowolnym świadkiem pochodu czterystu tysięcy ludzi na śmierć, uratował tylko niektórych z nich. Później – już jako lekarz pamięta o tamtym obowiązku i przystając pod drzewem – palmą zdobiąca wnętrze kliniki, czuje się jak wtedy – w bramie Umschlagplatzu:

„Moje zadanie polegało na tym, żeby możliwie jak najwięcej spośród nich ocalić – i uprzytomniłem sobie kiedyś pod palmą, że to jest to samo zadanie, co tam. Na Umschlagplatzu.”

Opowiadający szczegółowo przedstawia Hannie Krall metody eliminowania Żydów przez Niemców, którzy, by osiągnąć jak najwyższą cyfrę ofiar, posługiwali się szantażem i kłamstwem. Mamili mieszkańców getta obietnicą chleba, bo wiedzieli, że zaspokojenie głodu jest sprawą nadrzędną:

„Słuchaj, moje dziecko. (mówi Edelman do reporteki – Hanny Krall) Czy ty wiesz, czym był chleb w getcie? Bo jak nie wiesz, to nigdy nie zrozumiesz, dlaczego tysiące ludzi mogło dobrowolnie przyjść i z chlebem jechać do Treblinki.”

Hitlerowcy urządzili akcję likwidacyjną, pod pretekstem zmiany miejsca położenia i celowego przemieszczenia ludności, lecz w gruncie rzeczy chodziło o unicestwienie narodu. Dla zachowania pozorów rozdawali „numerki na życie”, uzurpując sobie całkowitą władzę nad człowiekiem, decydowali o możliwej ilości ocalonych. By zwolnić się z odpowiedzialności, powierzali to zadanie innym, m.in. policji żydowskiej i Gminie. Tak jakby istniała jakaś miara, „według której możemy rozstrzygnąć, kto ma prawo żyć.”

Policja i Gmina Żydowska (na czele Gminy do 23 lipca 1942 roku stał Adam Czerniaków, który potem popełnił samobójstwo) w trakcie akcji likwidacyjnej miały pilnować codziennych dziesięciotysięcznych „dostaw” na Umschlagplatz. Niektórzy, upatrując w powierzonym zadaniu szansę przeżycia, stali się donosicielami i kolaborantami (Lejkin). Natomiast Umschlagplatz, z którego odjeżdżały wagony, stał się symbolicznym miejscem kaźni. Siłą wyciągano ludzi do transportu

, czasem oszczędzano chorych, ale, aby „zasłużyć” na status chorego, niektórzy specjalnie łamali sobie kończyny.

W czasie akcji likwidacyjnej chodziło już tylko o „wybór sposobu umierania”, estetykę śmierci. Jest to także jeden z powodów wybuchu powstania, które ze względów organizacyjnych, skazane było na przegraną:

„Chodziło przecież o to, aby nie dać się zarżnąć, kiedy po nas z kolei przyszli.”(mówi Edelman).


Decyzja o wyborze śmierci dana była nielicznym. Zdarzało się, że to personel medyczny „pomagał” skazanym przyspieszyć śmierć:

„W szpitalu chorzy leżeli na podłodze, czekając na załadowanie do wagonu, a pielęgniarki wyszukiwały w tłumie swoich ojców i matki, i wstrzykiwały im truciznę.”

Jedna z lekarek (Inka) zrezygnowała ze swojej porcji cyjanku i przeznaczyła ją dla dzieci. Uznawano ją za bohaterkę, ponieważ umożliwiła podopiecznym spokojną śmieć: „Przecież ona uratowała je od komory gazowej – tłumaczy rozmówca reporterce – przecież to było nadzwyczajne (...).”

Analogiczny przykładem jest syn Hennocha Rusa, któremu przetoczono krew z żył doktora Edelmana. Po transfuzji dziecko zmarło. Ojciec chłopca nie mówił nic, ale unikał spotkania z dawcą. Gdy zainicjowano akcję likwidacyjną wyraził mu swoją wdzięczność: „Dzięki tobie mój syn zmarł w domu, jak człowiek.” Na ogół śmierć w domu lub w szpitalu była tak nierealna, że budziła śmiech. W ten sposób umierał Mikołaj z Żegoty:

„Mikołaj chorował i umarł. Zwyczajnie, w szpitalu, na łóżku! Pierwszy ze znanych mi ludzi umarł, a nie został zabity. (wyjaśnia bohater reportażu) strasznie, żeśmy się z tej historii śmiali (...) że Mikołaj tak jakoś dziwnie umiera, leżąc w czystej pościeli na łóżku. Dosłownie pękaliśmy ze śmiechu.”

W relacji przywódcy powstania dostrzec można wyraźne rozróżnienie – podział na rodzaje śmierci: estetyczną (efektowną) i nieestetyczną (nieefektowną), godną i niegodną, cichą i dającą rozgłos, sensowną i bezsensowną.

Wizerunkiem estetycznego umierania jest śmierć legendarnej Krystyny Krahelskiej – poetki i modelki pozującej do pomnika Nike, która zginęła w powstaniu warszawskim na tle pola słoneczników: „Cóż to za piękne życie i piękna śmierć.(...) Tylko tak należy umierać. Ale tak żyją i umierają piękni i jaśni ludzie. Czarni i brzydcy umierają nieefektownie. W strachu i ciemności.” – ironizuje Edelman, który tym samym nie zgadza się na mit estetycznej śmierci.

Nieestetyczne umieranie bardziej dotyczyło mieszkańców getta. Za murem zdarzały się przypadki kanibalizmu (Rywka Urman nadgryzła kawałek swojego zmarłego dziecka). Ludzie ginęli z głodu, nad którym prowadzono szczegółowe badania, bo istniała ogromna ilość „materiału badawczego”. Z czasem badania przerwano, bo zabrakło i „materiału” i badaczy. Za to pozostał „naturalistyczny” dowód w postaci zapisu. Śmierć wszędzie zbierała pokłosie. Na ulicach leżeli nieprzytomni z głodu, nędzy i wyczerpania osobnicy, którzy zasypiali i umierali z kawałkiem chleba w ustach. Dzieci otrzymywały niewielkie racje żywieniowe, czasem była to zupa, którą wygłodzeni dorośli brutalnie próbowali im odebrać.

Śmiercią nieestetyczną ginęli ludzie w kanałach i w płomieniach, jak ów chłopiec spalony na Miłej, gdy szedł dowiedzieć się, czy pogłoski o „posiłkach” od AK w północnej części dzielnicy są prawdziwe. Własna śmiercią dopełnił tylko proporcję 1: 400 000 spalonych. On został spalony w getcie, oni w komorach gazowych i krematoriach:

„(...) czy myślisz, że to może zrobić jeszcze wrażenie na kimś – jeden spalony chłopak po czterystu tysiącach spalonych?” – zastanawia się Edelman, który jest jedynym ocalałym spośród tych czterystu tysięcy: 1: 400 000.

Na godne umieranie było kilka sposobów:

„Różne mieliśmy pomysły. Dawid mówił, żeby się rzucić na mury – wszyscy ilu nas zostało w getcie, przedrzeć się na stronę aryjską, usiąść na wałach Cytadeli, rzędami, jeden nad drugim, i czekać, aż gestapowcy obstawią nas karabinami maszynowymi i rozstrzelają rząd za rzędem. Estera chciała podpalić getto, żebyśmy spłonęli razem z nim. , ale wtedy to nie brzmiało patetycznie, tylko rzeczowo.” Godnie umierali Michał Klepfisz i Pola Lifszyc. On został odznaczony za bohaterstwo Orderem Virtuti Militari. A ona niezauważona przedostała się do pochodu, by wraz z matką iść na spotkanie ze śmiercią. O jej poświęceniu nie wie nikt. Jej martwą postać otula milczenie. Ludzie pamiętają głównie o tych wielkich, a Pola Lifszyc nie ma szans na „korczakowską” legendę.

Niegodnie i po cichu umierali wszyscy, którzy nie mieli szans walczyć w powstaniu, czyli ofiary komór gazowych ufnie wsiadające z bochenkami chleba do wagonów. Cicho, nawet nie zdążywszy zakwilić, umierały noworodki. Z konieczności i obawy przed ich przyszłym losem

, „miłosierny” personel medyczny nie pozwalał im ujrzeć karykaturalnego oblicza świata.

W przypadku śmierci niegodnej i cichej toczy się między autorką a jej rozmówcą polemika:
„Śmierć w komorze gazowej nie jest gorsza od śmierci w walce, na odwrót (...) jest trudniejsza, o ileż łatwiej ginie się strzelając, o ileż łatwiej było umierać im niż matce Poli Lifszyc.”

„To jest straszna rzecz, kiedy się idzie tak spokojnie na śmierć. To jest znacznie trudniejsze od strzelania. Przecież o wiele łatwiej się umiera, strzelając – o wiele łatwiej było umierać nam niż człowiekowi, który idzie do wagonu, a potem jedzie wagonem, a potem kopie sobie dół...” - w ten sposób przywódca powstania w getcie broni ofiar holokaustu.

Holokaust – to zaplanowana, instytucjonalnie zorganizowana i systematycznie przeprowadzona eksterminacja 6 milionów europejskich Żydów w czasie drugiej wojny światowej.



Edelman wiedział, „że trzeba umierać publicznie, na oczach świata”. I tak umierali bojownicy o honor, uczestnicy powstańczej akcji zbrojnej – śmiercią dającą rozgłos. Sensownie zginął Michał Klepfisz, który zasłonił swoim ciałem karabin maszynowy, i tym samym umożliwił ucieczkę współtowarzyszom. Bezsensownie zginął Stefan Sawicki, siedemnastoletni młodzieniec, u którego Niemiec zauważył broń. Esesman zastrzelił go. Edelman za bezsensowną poczytuje wspólną samobójczą śmierć swoich przyjaciół, która miała charakter symboliczny.

 

„Nie poświęca się życia dla symboli.” – komentuje to wydarzenie bohater reportażu.

Mówiąc o śmierci współtowarzyszy, wyraża się rzeczowo, unika patosu i zbytniej emocjonalności, co dodatkowo podkreśla Hanna Krall słowami: „Wszystkie historie, które opowiadasz – prawie wszystkie – kończą się śmiercią.”

Wartość życia. Życie w getcie było niewiele warte. Za pieniądze, które płaciło się za ukrywanie Żydów po aryjskiej stronie, można było kupić dwa rewolwery niezbędne dla walczących: „(...) Więc za jeden rewolwer można było ukrywać przez miesiąc jednego człowieka. Albo dwóch. Albo trzech nawet.”

Ocalenie życia było zazwyczaj przypadkowe. Swoje istnienie Edelman uzasadnia w ten sposób. Przypadek dwukrotnie wybawił go od śmierci. Po wojnie decyduje się zostać lekarzem, by podobnie jak na Umschlagplatzu mieć wpływ na życie innych. Żeby „odreagować” zagładę 400 000,bo współcześnie uratować można już nie jedno, lecz wiele istnień człowieczych.

 

 

Główna tematyka i przyjęcie „Zdążyć przed Panem Bogiem”

Tematem utworu jest martyrologia Żydów w czasach drugiej wojny światowej. Opowiada o niej świadek tych wydarzeń – Marek

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin