Prawda boli Rozdział 2 (FF Dary Anioła) Magnus & Alec FF.doc

(35 KB) Pobierz
Rozdział 2

Rozdział 2

 

              Obudził się czując chłód na całym ciele. Po chwili poczuł coś ciepłego na policzku. Zaczął sobie przypominać wydarzenia wczorajszej nocy. Alec na niego nakrzyczał. Tylko nie wiedział dlaczego. Zasnął na wycieraczce przed domem. Później coś go zaatakowało. Jakiś demon. Ale był tak wykończony, że nie mógł się bronić. Zamrugał, aby zobaczyć kto się nad nim pochyla. Zobaczył twarz swojego ukochanego nad sobą. Piękne niebieskie oczy spoglądały na niego w skupieniu. Delikatne dłonie głaskały go po policzku. Umarł? Po 800 latach znalazł się po drugiej stronie. Tak wygląda piekło? Raczej nie wylądował w niebie. Lista jego grzechów była dłuższa niż cała Biblia. Nie mógł uwierzyć, że w piekle spotka Aleca. Albo jakiegoś anioła podobnego do jego Nocnego Łowcy. Nagle się przestraszył. A co jeśli demon zaatakował także jego ukochanego? Chciał się poruszyć, ale poczuł wielki ból na całym ciele. Powoli dotknął brzucha. Nie miał na sobie żadnego ubrania. Był cały zakrwawiony, krew ciekła mu ciurkiem. Patrzył na to ze zdziwieniem. Automatycznie zaczął się leczyć, ale zauważył, że nie ma mocy. Był wyczerpany.

- Magnus? – spytał go niebieskooki chłopak. - Żyjesz? - dodał przestraszony.

- Czy… - głos uwiązł mu w gardle. Powiedz to, miejmy to już za sobą, podniósł się na duchu po czym kontynuował. - Czy ja jestem martwy? - spytał ledwo słyszalnym szeptem.

- Miejmy nadzieję, że nie. Bo wtedy bylibyśmy martwi obydwaj. A ja wolałbym jeszcze troszkę pożyć. – powiedział lekko Alec.

- Już nie jesteś na mnie zły? - wyszeptał zdziwiony czarownik.

Po twarzy Aleca przebiegł strach. Myślał przez krótką chwilę.

- To zależy. – odpowiedział chłopak po krótkiej wewnętrznej walce.

Magnusowi łzy znowu napłynęły do oczu. Czyli jednak go już nie kochał. Zajął się nim, bo tak należało. Boże, w ciągu ostatniego dnia płakał więcej niż przez ostatnie 300 lat.

- Magnus? – spytał ostrożnie Nefilim - Czy ty… Czy ty płaczesz?

- Nie. – Czarownik szybko otarł łzy. - Czego chcesz? - odpowiedział  ostrzej niż by chciał.

- Niczego. – odpowiedział Alec powoli po czym nagle zaczął wyrzucać wszystkie swoje żale. - Posłuchaj, przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Jak tylko poczujesz się trochę lepiej wszystko ci wyjaśnię. To wszystko moja wina. Gdybym od razu za tobą wyszedł nic by się nie stało. A ja jak jakiś idiota stałem po drugiej stronie by słuchać twojego płaczu. Twojego oddechu. Zasnęliśmy jak w jakimś ckliwym romancidełku, po dwóch stronach drzwi. Gdy pojawił się demon i cię zaatakował, krzyknąłeś moje imię i zemdlałeś. Myślałem, że nie żyjesz. – Magnus gapił się na swojego chłopaka jakby widział go po raz pierwszy w życiu. Na pewno była to najdłuższa wypowiedź Aleca jaka kiedykolwiek padła z jego ust. A mimo to chłopak ciągnął dalej. – Rzuciłem się na niego. Zabiłem go. Ale wtedy zobaczyłem, że leżysz nieprzytomny. Wiem, że to wszystko moja wina! Boże! – zaczął płakać, ale próbował kontynuować. – Ko… cha… m… Cię… - chlipnął i szepnął – Kocham Cię, Magnus. Ale powiedz mi prawdę. Powiedz, a wszystko będzie jak dawniej. – Zaczął głaskać go po policzku, zbliżając swoje usta do twarzy czarownika. Patrząc w zielone oczy Magnusa wiedział, że musiał go niesłusznie oskarżyć. Czarownik nigdy by tego nie zrobił. A jak zrobił? To by mi powiedział, powiedział sobie Alec. Magnus uśmiechnął się lekko. Powie prawdę i wszystko będzie dobrze, uśmiechnął się do siebie, a potem do swojego niebieskookiego chłopaka.

- O co chodzi? – spytał.

- Czy…? Czy…? - zaciął się niebieskooki.

- Cholera jasna, Alec! Wykrztuś to z siebie wreszcie!

- Czy ty miałeś kiedyś rodzinę? – spytał chłopak i spuścił wzrok.

- Masz na myśli rodziców, rodzeństwo? No, jasne. Może i żyję długo, ale chyba wszyscy ludzie w każdych czasach byli tak samo spładniani. No wiesz. Jest sobie mężczyzna i gdy poznaje kobietę i się w sobie zakochują i wogle.. A gdy bardzo się kochają…

- Cholera! Magnus! Nie o to mi chodzi! – krzyknął Alec.

- To o co? – zapytał zdziwiony czarownik.

- Czy ty miałeś żonę? – Magnus znieruchomiał i tępo wpatrywał się w swojego chłopaka, który dokańczał swoją wypowiedź - Czy kiedykolwiek spotkałeś kogoś komu się oświadczyłeś? Czy spotkałeś kogoś z kimś chciałeś spędzić życie? I jeśli tak, to co się z tą osobą stało? – Alec popatrzył na Bane’a w oczekiwaniu na jakieś śmieszne stwierdzenie, że nikt nie był godnym dla niego partnerem i nigdy nie myślał o małżeństwie. Ale mężczyzna milczał.

 

Magnus głęboko westchnął. Patrzył w piękne oczy swojego chłopaka. Czy on mu kiedykolwiek wybaczy? Do niedawna myślał, że przeszłość nie jest ważna. Skoro dwoje ludzi się kocha i pożąda, to powinni sobie wybaczyć błędy przeszłości. Jednak, gdy przypominał sobie kłótnie jaką stoczyli przez Camillie, powoli zmieniał zdanie, Przeszłość zawsze ma znaczenie, powiedział mu niedawno pewien wilkołak. Zaśmiał się gorzko. Tylko dlaczego musi? I tak zamierzał mu powiedzieć. Chyba najwyższy czas.

- Ma na imię Izabela. – szepnął nie odrywając oczu od Aleca. Po twarzy jego ukochanego przewinął się niewyobrażalny ból i zawiedzenie. Poczuł smutek.

- Ma? – powtórzył głucho Alec. – Czyli ona… ona wciąż… żyje?!?!?!

Magnus przytaknął.

Nocnym Łowcą targnęły sprzeczne emocje. Z jednej strony pragnął uciec. Znaleźć się z dala od kociookiego. Z drugiej strony chciał znać tę historię. Skoro przez nią zamieszał zerwać swój związek, powinien chociaż ją poznać.

- Ma na imię Izabela. I jest moją najlepszą przyjaciółką. Znam ją od kiedy pamiętam. Czyli od zawsze. – Widząc zdziwienie na twarzy Aleca, uśmiechnął się ciepło. – Jest nieśmiertelna – wyjaśnił. – Nie, nie jest wampirem, ani czarownicą. Trudno właściwie określić kim jest. Ona sama tego nie wie. Ma potężne moce, ale żyje na innych zasadach niż ja. Ale wracając do małżeństwa. Ona… była moją żoną przez długo czas. Ale nigdy mnie nie kochała tak jak żona powinna kochać męża. Tak jak kobieta powinna kochać mężczyznę. Ona nigdy mnie nie pragnęła. Nigdy nie pożądała. Dla niej byłem jak brat. Ja tego nie zauważałem. Była piękna, dobra i nieśmiertelna. Wtedy myślałem, że jest dla mnie idealną partnerką. Lubiliśmy to samo. Dobrze nam się rozmawiało. Nigdy nie mieliśmy siebie dość. Prawie nigdy się nie kłóciliśmy. – Magnus uśmiechnął się do swoich wspomnień. Prawie, zaśmiał się cicho. Przypomniał sobie ich największą kłótnie. Las Vegas, 1900. Śmiała się wtedy jak opętana widząc przerażenie na twarzy swojego męża, gdy postanowiła się zabić. Taak, to było interesujące. Wrócił do rzeczywistości oczekując złości na twarzy swojego kochanka. Zamiast niego zauważył spokój i opanowanie. Ale znał chłopaka zbyt długo. Wiedział, że Lightwood jest wściekły.

- Możesz być zły. – powiedział czarownik.

- Chcę słuchać dalej – warknął Alec, po czym znowu przybrał obojętną maskę. – Kontynuuj, proszę.

- Powtarzała mi, że wcale jej nie kocham. Że jesteśmy jak rodzeństwo. Że jestem w nią ślepo zapatrzony. Ale ja jej nie wierzyłem. Kochałem ją bardziej niż moje poprzednie kochanki i kochanków. Teraz wiem dlaczego. Wszystko moje poprzednie związki opierały się na zauroczeniu. Ją kochałem mocniej. Nadal Kocham. Ale jak siostrę. Gdy powiedziałem mi, że chcę mieć dzieci, powiedziała mi, że oszalałem. I uciekła. Powiedziała mi, że wróci jak odnajdę prawdziwą miłość. Oczywiście nadal wysyłała mi swoje głupawe prezenciki, kartki na urodziny. Czasami nawet pisaliśmy listy, potem SMS-y. Ale wciąż nie pozwalała mi się zobaczyć. Powtarzała, że zrobi to jak kogoś poznam i się zakocham. Spotkałem ją trzy lata temu. Przyszła na moje przyjęcie na Brooklynie. Wtedy też poznałem Ciebie.

Alec patrzyła na niego w ogromnym skupienie. Zdziwienie była tak wielkie, że chłopak wyglądał jakby doznał szoku. Magnus uśmiechnął się głupawo.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin