Rytuał ostatniej nocy - Wiktoria Płatowa.pdf

(2586 KB) Pobierz
952161602.001.png
WIKTORIA PŁATOWA
RYTUAŁ OSTATNIEJ
NOCY
Tytuł oryginalny:
Ритуал последней брачной ночи
Tłumacz:
Blank Danuta
952161602.002.png
Spis treści
Preludio andante 5
Allegro ma non presto 43
Sarabanda 134
Giga presto 249
Allegro vivace 421
Preludio andante
Teraz już dokładnie wiem, gdzie byłam w czasie, gdy Staruszek Bóg
rozdawał inteligencję: w kolejce obok, po francuski strój kąpielowy. Po
zakupie stroju obłowiłam się zimowymi butami i kożuchem z guzikami z
kości - niestandardowy wyrób, renesans sztuki rzemieślniczej. Jakuccy
rzeźbiarze w kiach morsów mogą się schować w tych swoich jarangach...
Potem zjadłam kanapkę z łososiem i wróciłam do Boga - po ten
nieszczęsny olej do głowy.
Ale, jak się łatwo domyślić, dla mnie już nie wystarczyło. Podobnie jak
i dla kilku innych osób, cierpiących na zespól Gansera * bradyphrenię **
czy też oligofrenię w zaawansowanym stadium debilizmu...
Diagnoza mojego stanu okazała się najcięższa - inaczej bowiem ja,
Warwara Sulejmienowa, nie stałabym tu teraz, w hotelowym pokoju dla
VIP-ów, boso, w samym bikini z koronką w kwiatki kiepsko udające
zwiędłe hiacynty - i... cholera jasna! z zakrwawionym nożem w ręce!
* * *
A wszystko zaczęło się zupełnie zwyczajnie - w naszym (moim i Stasa)
zuchwałym stylu. Najpierw usłyszałam umówiony sygnał telefoniczny
(„zajrzyj do mnie na chwilę, skarbie”), później nastąpiła defilada po
korytarzu z kilkoma cieniutkimi teczkami („dla zmyły”) i obrót klucza w
zamku. Na powitanie Stas pocałował mnie tylko w policzek, a nie, jak
zazwyczaj, bardziej „osobiście” - co najmniej w dekolt. Zrozumiałam od
razu: jest robota.
- Jest robota - mruknął Stas, z trudem odrywając ode mnie lubieżny
wzrok.
- Kto tym razem? - wykorzystując swoją służbową pozycję, usadowiłam
się na stole, bardziej przypominającym teren seksualnych bitew. Stas
nawet teraz, po upływie tylu lat, nie zapominał o swojej burzliwej
[* Zespól Gansera - (Ganser syndrome) stan widywany u osób uwięzionych;
objawia się gwałtownymi atakami histerii.]
[ ** Bradyphrenia - spowolnienie czynności psychicznych.]
alfonsowskiej przeszłości.
- Widziałaś afisze? - bez żadnych wstępów przeszedł do interesów.
-Porozwieszali po całym Newskim Prospiekcie.
Wczoraj, przejeżdżając miejscowym Bulwarem Zachodzącego Słońca,
byłam co prawda w stanie lekkiego upojenia alkoholowego, zdołałam
jednak zauważyć jeden transparent - „Zespół Pieśni i Tańca »Żok«,
Republika Mołdawia”. Na to wspomnienie z miejsca straciłam dobry
humor.
- Wiesz, jakie mam zasady, Stas. Jestem przeciwna braniu udziału w
seksie grupowym - powiedziałam dobitnie i po chwili milczenia
dodałam: A już tym bardziej z mołdawskimi szumowinami.
- Głupolu - Stas protekcjonalnie poklepał mnie po kolanie, odzianym w
piękne kabaretki - nikt nie wymaga od ciebie aż takiego poświęcenia.
Chodzi mi o jednego faceta - Olewa Kiwi.
Olew Kiwi. Nie brzmi ani odrobinę lepiej od jakiegoś tam Hunnara
Kuusika albo Jychu Rebane... Niedające się wyrazić prostymi słowami,
przeciągle, bezsensowne estońskie zestawienie liter.
Skrzywiłam się, jakby mnie rozbolał ząb. Zresztą, tak właśnie się
poczułam. Estonia jest bowiem dla mnie przewlekłą próchnicą,
opryszczką, syfilisem - lista jest długa. Zaś na samym jej końcu znajduje
się wrzód na dupie. Zwyczajne dzieciństwo na ulicy Pae, zwyczajna
młodość na ulicy Vene. Następnie niezwyczajny miniburdel w Iasmyae,
funkcjonujący pod płaszczykiem amatorskiego klubu golfowego. Trzeba
przyznać, że nieźle wbijali piłeczki do dołków wszyscy ci chwilowi
handlarze kolorowego złomu i niszczyciele tajgi z Igarki. Tam właśnie
poznałam Stasa. Tam też, niedaleko Iasmyae, wtallińskim ogrodzie
zoologicznym, mój
młodszy brat Dimas sprzątał małpie odchody. W zeszłym roku powinien
był awansować i zacząć sprzątać odchody po słoniach, jednak
odmówiono mu tej niezwykle prestiżowej i dobrze płatnej fuchy z
powodu oblania kolejnego egzaminu z języka estońskiego.
Precz z przeklętą dyskryminacją! Precz z przeklętym apartheidem! W
Estonii nawet kupy słoni padają na ziemię z wyjątkowym akcentem...
A tutaj nagle, proszę, mam zabawiać jakiegoś Olewa Kiwi.
Tere-tere, vana kere! *
- Nie da rady - zdjęłam rękę Stasa ze swojego kolana. - Wiesz przecież,
jakie mam zasady...
- Wsadź je sobie w tyłek - odparował Stas. - Olew Kiwi to wielka sława.
Będzie w Sankt Petersburgu za tydzień na występach gościnnych. I to
właśnie on jest mi potrzebny.
[ * Tere-tere, vana kere! - (est.) Witam, witam, stary ośle!]
Zgłoś jeśli naruszono regulamin