Clancy Tom - Suma wszystkich strachów t. 2.txt

(1018 KB) Pobierz
     Tom Clancy
       
       
       
  SUMA WSZYSTKICH STRACH�W
    TOM 2
       
      (Prze�o�y�: Piotr Siemion)
     
21
     ZWI�ZKI
       
       Poszukiwania zaj�y a� dwa tygodnie, lecz da�y pewien rezultat Oficer KGB, kt�ry pracowa� dla CIA, rozejrza� si� w sytuacji i przyni�s� pog�osk� na temat operacji trwaj�cej w Niemczech. Co� z bombami atomowymi. Co�, co prowadzi bezpo�rednio centrala w Moskwie pod osobistym nadzorem Go�owki. Ludzie w plac�wce KGB w Berlinie nie mieli dost�pu do sprawy. Koniec meldunku.
       - I co ty na to? - zapyta� Ryan Goodleya.
       - Wszystko si� pokrywa z meldunkiem �AGLA. Je�eli co� jest w tej historii o brakuj�cych g�owicach, na pewno musi to mie� jaki� zwi�zek z wycofywaniem wysuni�tych si� ze wschodnich Niemiec. Przy przeprowadzkach zawsze co� ginie. Mnie te�, kiedy si� tu przenosi�em, wci�o dwa kartony ksi��ek.
       - Mo�na by s�dzi�, �e bomb j�drowych b�d� pilnowa� uwa�niej - zauwa�y� cierpko Ryan, przekonuj�c si� znowu, �e Goodley musi si� jeszcze cholernie du�o nauczy�. - Tylko tyle?
       - Pr�bowa�em znale�� dane, kt�re by podwa�y�y ten meldunek. Oficjalnie przyczyna, dla kt�rej Rosjanie nie mog� w terminie zdemontowa� swoich SS-18, to niewydolno�� zak�ad�w rozbi�rkowych. Zbudowali je specjalnie w tym celu, ale co� sknocili, tak twierdz�. Nasi inspektorzy na miejscu nie potrafi� potwierdzi� ani zaprzeczy�, chodzi o jakie� sprawy techniczne. W g�owie mi si� nie mie�ci to wszystko, bo przecie� skoro Rosjanie sami buduj� te rakiety, i to od dawna, SS-18 to stary model, powinni umie� te� zaprojektowa� bezpieczny zak�ad rozbi�rkowy. Ich wersja g�osi, �e maj� k�opot z uk�adami paliwowymi rakiet i z niekt�rymi postanowieniami traktatu, bo mianowicie ich osiemnastki s� na paliwo ciek�e i maj� kad�uby pod ci�nieniem. Innymi s�owy, ca�a rakieta jest sztywna tylko wtedy, je�li we wn�trzu panuje wysokie ci�nienie. Rosjanie mog� wi�c spu�ci� z nich w ka�dej chwili paliwo, ale nie mog� wyci�gn�� tych rakiet z silos�w, nie uszkadzaj�c ich. Tymczasem traktat nakazuje odwie�� kompletne, nie uszkodzone rakiety do zak�adu rozbi�rkowego. W porz�dku, tylko �e w zak�adzie nie ma jak spu�ci� z rakiet paliwa, wi�c ko�o si� zamyka. Nie ma jak, bo spuszczenie paliwa poza wyrzutni� nie jest proste i grozi ska�eniem �rodowiska. Ich paliwo rakietowe to podobno jakie� straszne �wi�stwo, �atwo mo�na si� nim otru�, a zak�ady le�� tylko trzy kilometry od sporego miasta, i tak dalej. - Goodley pomy�la� chwil�. - Wyja�nienie ma r�ce i nogi, chocia� mo�na si� d�ugo zastanawia�, kto i dlaczego tak spieprzy� ca�� spraw�.
       - �ycie spieprzy�o - odpowiedzia� Jack. - Rosjanie nie mog�, na przyk�ad, zbudowa� tych zak�ad�w w jakiej� dalekiej Pipid�wce, bo przy tej liczbie prywatnych samochod�w robotnicy nie mieliby jak doje�d�a�, trzeba by im organizowa� transport i co tam jeszcze. W�a�nie przez takie rozmaite drobiazgi ni cholery nie potrafimy zrozumie�, co siedzi w Rosjanach.
       - Dobrze, ale w ten spos�b mog� zwali� na g�upi b��d, co tylko zechc�. - Prawid�owe spostrze�enie, Ben - ucieszy� si� Jack. - Teraz my�li pan jak prawdziwy pies.
       - O, rany, gdzie ja trafi�em.
       - Ciek�e paliwa rakietowe, daj�ce si� sk�adowa�, to rzeczywi�cie syf. �r�ce, koroduj�ce, toksyczne. Pami�ta pan, jakie k�opoty mieli�my z rakietami Titan-II?
       - Nie pami�tam - przyzna� si� Goodley.
       - K�opotu z obs�ug� tyle, �e mo�na by�o dosta� kota. Na ka�dym kroku potrzebne zabezpieczenia, a mimo to co chwila nast�powa� wyciek. Paliwo prze�era�o co tylko spotka�o na drodze, parzy�o ludzi...
       - Mam rozumie�, �e zgadzamy si� z tym, co m�wi� Rosjanie?
       - Tego nie powiedzia�em. - Ryan u�miechn�� si� i przymkn�� oczy.
       - Powinni�my zdoby� konkretne informacje, a nie takie... Przecie� od tego jest CIA, �eby wszystko wiedzie�.
       - Jasne, sam tak kiedy� my�la�em. Ludzie s�dz�, �e mamy u siebie teczk� na temat ka�dej ska�y, ka�u�y czy polityka na �wiecie. - Jack o�ywi� si� nagle. - Nie mamy i nie b�dziemy mieli nigdy. Smutne, co? Wsz�dobylskie CIA. Pr�bujemy odpowiedzie� na wa�ne pytanie, ale mamy w r�ku jedynie rozmaite mo�liwo�ci, �adnych pewnik�w. W jaki spos�b prezydent ma podj�� w�a�ciw� decyzj�, je�li zamiast fakt�w dostaje od nas lepiej czy gorzej uzasadnione opinie? Od dawna powtarzam, nawet o tym pisa�em, �e nasze oficjalnie usankcjonowane informacje to przewa�nie zgadywanki. Wiadomo, nikt nie ma ochoty rozsy�a� takich analiz jak ta.
       Jack wskaza� na ko�cowy raport pionu rozpoznania. Zesp� ekspert�w od Rosji przez tydzie� �l�cza� nad meldunkiem �AGLA i oceni�, �e cho� najprawdopodobniej odpowiada rzeczywisto�ci, mo�e te� by� wynikiem niezrozumienia pewnych fakt�w. Jack zn�w przymkn�� oczy, modl�c si�, by b�l g�owy ust�pi� nareszcie.
       - Na tym polega nieszcz�cie CIA jako instytucji. Rozpatrujemy rozmaite mo�liwo�ci. Je�li podamy p�niej jednoznaczn� opini�, mo�e si� zdarzy�, �e b�dzie ona b��dna. A wtedy? Ludzie znacznie d�u�ej pami�taj� o pomy�kach ni� o trafnych ocenach, i dlatego ka�dy z nas stara si� w��czy� do oceny wszystkie mo�liwe warianty. Intelektualnie to nawet cenna strategia, cz�owiek jest p�niej kryty na wszystkie strony. K�opot w tym, �e ludziom, kt�rzy zamawiaj� u nas te raporty, chodzi o co� zupe�nie innego. Im nie zale�y na tym, �eby si� dowiedzie�, �e mo�e b�dzie tak, a mo�e owak, przeciwnie, chocia�, moim zdaniem, lepiej by zrobili, gdyby poznali wszelkie ewentualno�ci. Tak jak m�wi�, Ben, mo�na ocipie� z tego wszystkiego. Biurokraci z rz�du prosz� o bajk� na dobranoc, a biurokraci z CIA pos�usznie pisz�, bo nie b�d� si� przecie� wychyla�. Taka jest smutna rzeczywisto�� wywiadu.
       - Nigdy bym nie przypuszcza�, �e taki z pana cynik.
       - Nie cynik tylko realista. Wiele rzeczy wiemy, masy innych nie wiemy. Tu pracuj� ludzie, a nie maszyny licz�ce. To ludzie szukaj� odpowiedzi i zamiast nich znajduj� nast�pne pytania. W tym budynku pracuje masa zdolnych ludzi, ale niestety, system kr�puje im ruchy, mimo �e jedna osoba dowiaduje si� r�nych rzeczy szybciej ni� ca�a komisja.
       Kto� zapuka� do drzwi gabinetu.
       - Prosz�!
       - Doktorze Ryan, nie by�o pa�skiej sekretarki, wi�c...
       - Nancy wybieg�a co� zje��.
       - Mam tu co� dla pana. - Goniec wr�czy� Ryanowi kopert�. Ryan podpisa� mu pokwitowanie, odprawi� go, po czym otworzy� kopert�.
       - Nieocenione All Nippon Airlines - zauwa�y�. Mia� przed sob� kolejny meldunek NITAKI. Na widok pierwszych zDan podskoczy� w fotelu. - O, kurwa �esz...!
       - K�opoty? - zapyta� Goodley.
       - Nie powiem, bo nie ma pan upowa�nienia.
       
       - Co si� tam znowu u was dzieje? - zapyta� Narmonow.
       Go�owko mia� trudne zadanie, gdy� musia� zameldowa� o udanej operacji, kt�ra przynios�a bardzo nieprzyjemne skutki.
       - Prezydencie, od d�u�szego czasu pracujemy nad z�amaniem ameryka�skiego systemu szyfr�w. Poniek�d nam si� to uda�o, zw�aszcza je�li chodzi o ��czno�� z ich ambasadami. Tu mam w�a�nie depesz�, kt�r� Waszyngton rozes�a� do kilku plac�wek dyplomatycznych. Uda�o nam si� rozszyfrowa� ca�o��.
       - I co dalej?
       
       - Kto rozes�a� t� depesz�?!
       - Opanuj si�, Jack - mitygowa� Ryana Cabot. - Liz Elliot tak si� przej�a ostatnim meldunkiem �AGLA, �e postanowi�a skonsultowa� spraw� z Departamentem Stanu.
       - Ach tak? Wspaniale. Dowiedzieli�my si� przynajmniej, �e KGB z�ama�o szyfr naszej s�u�by dyplomatycznej. NITAKA czyta� t� sam� depesz�, kt�r� dosta� nasz ambasador w Tokio. Narmonow nareszcie wie, czego si� tak boimy.
       - Bia�y Dom uzna, �e to najlepsze, co si� mog�o sta�. Co w tym z�ego, �e Narmonow pozna nasz punkt widzenia? - zapyta� dyrektor.
       - Nie wdaj�c si� w dyskusj�: bardzo du�o z�ego. Czy pan nie rozumie, �e nie mia�em poj�cia o tej depeszy? Wie pan, sk�d dosta�em jej tekst? Nie z Departamentu Stanu, tylko od agenta KGB z Tokio! Chryste Panie, nie zdziwi� si�, je�li nasza ambasada w Zimbabwe te� j� dosta�a.
       - Rosjanie mieli pe�ny tekst?
       - Chcia�by pan mo�e por�wna� orygina� z przek�adem? - zapyta� Jack jadowitym tonem.
       - Niech pan jedzie do Olsona.
       - W�a�nie p�dz�.
       Czterdzie�ci minut p�niej Ryan i Clark wpadli do kancelarii genera�a broni Ronalda Olsona, dyrektora Narodowej Agencji Bezpiecze�stwa. Centrala agencji mie�ci si� w Fort Meade w stanie Maryland, pomi�dzy Waszyngtonem i Baltimore, a jej budynki najbardziej przypominaj� Alcatraz, cho� bez mi�ej dla oka oprawy w postaci Zatoki San Francisco. G��wny gmach otacza podw�jny p�ot, wzd�u� kt�rego kr��� noc� psy (nawet CIA uzna�a ten �rodek ostro�no�ci za zbyt operetkowy), co dobitnie �wiadczy o panuj�cej tam manii na punkcie tajemnicy pa�stwowej. Narodowa Agencja Bezpiecze�stwa zajmuje si� szyfrowaniem, �amaniem obcych szyfr�w i nagrywaniem wszystkich transmisji radiowych na ca�ej planecie. Jack Ryan zostawi� kierowc�, daj�c mu do czytania �Newsweeka�, a sam wkroczy� do usytuowanego na najwy�szym pi�trze gabinetu Olsona, dyrektora firmy wielokrotnie wi�kszej od CIA.
       - Ron, straszna obsuwa.
       - Dobrze, ale o co chodzi?
       Jack poda� Olsonowi meldunek NITAKI.
       - Pami�tasz, jak was ostrzega�em?
       - Kiedy to od nas wysz�o?
       - Trzy doby temu.
       - Z Departamentu Stanu, zgadza si�?
       - Zgadza si�. Dok�adnie osiem godzin p�niej w Moskwie czytali ju� ten tekst.
       - Czyli, �e albo kto� w Departamencie Stanu pu�ci� to w obieg, a ich ambasada przes�a�a tekst przez satelit� do Moskwy - zastanowi� si� Olson - albo da� im to kt�ry� z szyfrant�w czy pi��dziesi�ciu innych dyplomat�w...
       - Albo te� z�amali nasz ca�y system szyfruj�cy.
       - Nie, Jack, r�cz� za moje maszyny.
       - Wiesz, Ron, szkoda, �e w por� nie rozbudowa�e� KANKANA.
       - Za�atw mi bud�et, to rozbuduj�.
       - Ten nasz agent ostrzega�, �e KGB dobra�o si� do naszych szyfr�w. Grzebi� nam w korespondencji, Ron, masz w r�ku najlepszy do...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin