L.J. McDonald - Bitewny sylf.pdf

(6491 KB) Pobierz
Microsoft Word - L.J. McDonald - Bitewny sylf
Okładkę przerobiła Revaya
433842763.001.png
Bitewny
sylf
L.J. McDonald
Tłumaczenie: Mikka
Beta: paola_3
str. 2
WEZWANIE
Drżąc, książę podszedł do ołtarza. Biały na twarzy i trzęsący się, nie spojrzał
na Solie. Jego strach nie miał nic wspólnego z zabiciem niewinnej dziewczyny,
widziała, patrząc na niego z przerażoną pogardą.
Okrąg pojawił się w powietrzu nad nimi, kula czystej energii. Kapłani
inwokowali, ich dźwięczne głosy napełniały pomieszczenie, a kula przeszła z
szarości w zieleń, czerwień i czerń. Dął wiatr, wpadając w okrąg z dziwnie
ryczącym dźwiękiem. Ogniste sylfy się cofnęły, ocieniając okrąg i Solie
zrozumiała, że było tam coś patrzącego przez bramę, oceniając ich wszystkich.
Patrzyło na nią, nagą i bezradną na ołtarzu. Zobaczyło ją i zapragnęło.
- Teraz! – krzyknął król. – Teraz ją zabij!
Książę sapnął, zdumiony, i podniósł nóż. Jego ramiona drżały, gdy poniósł
go nad głowę. W tym samym czasie, Solie zerwała więzy i usiadła, ubijając
maleńkie ostrze głęboko w ramię księcia…
str. 3
Prolog
Przynieśli ofiarę przed świtem, gdy ulice w większości były puste, a drogi
ciągle ciemne. Tylko pałac i jego okolice jaśniały, ogniste sylfy koncentrowały
się na ocieplaniu budynków w mroźnym, zimowym powietrzu. Oświetlanie
ulic na zewnątrz było mniej ważne.
Devon patrzył jak ją nieśli z miejsca, w którym stał na wale obronnym
zamku, wtulając się w płaszcz i czekając na statek, który niedługo miał
przybyć. Przynajmniej zakładał, że to ofiarę wwieziono wozem przez starą
tylną bramę, trzech uzbrojonych mężczyzn siedziało w środku przed czymś
okrytym płótnem. Cokolwiek to było, ruszało się. Krążyły plotki, że kolejny
bitewny sylf ma zostać wezwany. Książę był w odpowiednim wieku i żaden
inny sylf nigdy nie zostałby uznany za dość dobrego.
Devon westchnął, zadowolony, że jego sylf przynajmniej nie potrzebował,
żeby ktoś umarł, żeby go do siebie przywiązać. Czuł ją, bezcielesną w
powietrzu wokół niego, czekającą tak jak on. Gdy chciała, mogła przybrać
solidny kształt, jak wszystkie sylfy, ale wolała być niewidzialna przez
większość czasu, tańcząc w powietrzu, które mogła kontrolować. Najpierw
przywołana przez jego dziadka, została mu przekazana przez ojca przez dar
muzyki, przywiązana do niego na resztę życia. Nie miała nic przeciwko.
Devon czuł jej zadowolenie w tyle umysłu. Mówiło się, że mężczyźni
przywiązani do bitewników nie czuli nic poza nienawiścią ich sylfów. Na
pewno wszyscy w pobliżu to czuli.
Bryza była zimna, wystarczająco by sprawić, że w tę jesienną noc ze
smutkiem myślał, że niedługo to śnieg będzie tańczył wokół niego, gdy
zagłębiał się w osłonie zamku.
- Hej, Airi – zawołał, szczękając zębami. – Jest lodowato. Możesz coś zrobić z
wiatrem?
Jej obecność się zbliżyła, twarz uformowała się w powietrzu.
To wielki statek , przypomniała mu.
str. 4
- Nie sądzę, żeby powstrzymanie mnie przed zamarznięciem na śmierć
zużyło dużo twojej energii – odparł i wiatr zamarł wokół niego, powietrze się
nie ociepliło, ale też nie kąsało już mrozem. – Dziękuję.
Odpowiedział mu dźwięczny śmiech i Devon się otrząsnął, prostując
płaszcz i patrząc w górę. Tam gdzie stali, była szeroko przestrzeń stu stóp,
dogodna dla lądującego statku. Zwykle dokowali za dnia, ale to nie był
standardowy statek kupiecki. Plotkowano, że to przynęta na piratów. Do tej
pory bandyci zaatakowali trzy statki, zabierając ładunki i uwalniając załogę,
ale król nie był znany z tolerowania czegokolwiek i ten ostatni statek wyruszył
uzbrojony w dwóch bitewników.
Cokolwiek znaleźli, teraz wracali, z uszkodzeniami. Pracą Devona było użyć
Airi aby pomóc Tempest, oficjalnemu powietrznemu sylfowi statku,
wylądować. Jego przełożeni nie powiedzieli mu, kiedy statek przybędzie i już
był tu pół nocy, czekając.
Nie skarżył się, przyznał z westchnieniem. Tak samo jak nie pytałby, co
uszkodziło statek, ani o wóz, który widział. Powietrzne sylfy łatwo było
zdobyć, tak jak ziemne, ogniste i wodne. Ktoś taki jak on mógł zostać szybko
zastąpiony, gdyby zaczął zadawać za dużo pytań, a to zdarzało się wcześniej,
szczególnie, gdy bitewnicy byli w to zamieszani. Oni byli rzadcy. Na
szczęście. Devon nie chciał myśleć, jakie szkody mogliby spowodować, gdyby
było inaczej.
Pomimo tego, że wiedział lepiej i tego, że właśnie myślał o tym, jaki był
zbędny, znów spojrzał ponad wałem na wóz znikający w środku. Statek
wysłany po przynętę z dwoma bitewnikami na pokładzie? Ofiara
sprowadzona by wezwać nowego bitewnika dla księcia? To wywracało
normalny świat Devona, w którym nie musiał się martwić o nic poza pracą i
Airi. Devon był szczęśliwy będąc mistrzem powietrznego sylfa. Nie chciał
myśleć o niczym innym. Chociaż żal mu było dziewczyny, która zostanie
zabita.
- Wyczuwasz już Tempest? – zapytał.
Nie.
Devon westchnął, znów opierając się o wał. Przynajmniej już nie było mu
zimno. Zamknął oczy, próbując złapać chwilę odpoczynku. Późna noc czy nie,
str. 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin