1 Steven Erikson Wspomnienie lodu: Jasnowidz Opowieć z Malazańskiej księgi poległych Przełożył: Michał Jakuszewski Wydanie polskie: 2002 2 KSIĘGA TRZECIA CAPUSTAN 3 Ostatnim miertelnym Mieczem Reve Fenera był Fanald z Cawn Vor, który poległ podczas Przykucia. Ostatnim noszšcym dziczy płaszcz Bożym Jedcem był Ipshank z Korelri, który zaginšł podczas Ostatniej Ucieczki Manasków na Polach Lodowych Stratem. Był też inny, który pragnšł zdobyć ów tytuł, lecz wyrzucono go ze wištyni, nim zdołał tego dokonać, a jego imię wymazano ze wszystkich zapisków. Wiadomo jednak, że pochodził z Unty, zaczšł karierę jako złodziejaszek na jej plugawych ulicach, a jego wygnaniu ze wištyni towarzyszyła wyjštkowa kara, wymierzona przez Reve Fenera... wištynne życie Birrin Thund 4 Rozdział czternasty Przyjaciele, jeli tylko to możliwe, starajcie się nie przeżywać oblężenia. Ubilast (Beznogi) W gospodzie stojšcej na południowo-wschodnim rogu Starej Ulicy Daru przebywało zaledwie siedmiu klientów. Większoć z nich stanowili przybysze spoza miasta, którzy podobnie jak Zrzęda zostali w nim uwięzieni. Otaczajšce Capustan panniońskie armie już od pięciu dni nie wykonywały żadnych ruchów. Kapitan słyszał, że za wzgórzami na północy zauważono obłoki pyłu, które oznaczały... z pewnociš co oznaczały. To jednak było kilka dni temu i nic z tego nie wynikło. Nikt nie wiedział, na co czeka septarcha Kulpath, choć kršżyło mnóstwo domysłów. Rzekę pokonywało coraz więcej przewożšcych Tenescowri barek. Wydawało się, że do chłopskiej armii przyłšczyła się połowa ludnoci imperium. Przy takiej liczebnoci każdy dostanie jedynie po kšsku Capańczyka zauważył kto przed dzwonem. Zrzęda był chyba jedynym, któremu żart się spodobał. Siedział za stołem obok wejcia, odwrócony plecami do otynkowanej, złożonej z podwójnych belek futryny. Drzwi miał po prawej, a przed sobš głównš izbę o niskim sklepieniu. Po klepisku, pod stołami, biegała mysz, od jednego cienia do drugiego, przemykajšc między butami klientów. Kapitan obserwował jš spod opadniętych powiek. W kuchni można było znaleć mnóstwo pokarmu. Tak przynajmniej mówił zwierzštku węch. Zrzęda zdawał sobie sprawę, że jeli oblężenie się przecišgnie, ta obfitoć wkrótce się skończy. Podniósł wzrok na pokryty plamami sadzy główny dwigar, który biegł wzdłuż pomieszczenia. Drzemał na nim miejscowy kot, z łapami zwisajšcymi z belki. W tej chwili polował tylko we nie. Mysz dotarła do podstawy szynkwasu i ruszyła wzdłuż niego do wejcia na zaplecze. Zrzęda pocišgnšł kolejny łyk rozcieńczonego wina. Po blisko tygodniu panniońskiego oblężenia była w nim więcej niż połowa wody. Szeciu pozostałych klientów siedziało samotnie za stolikami albo opierało się o szynkwas. Od czasu do czasu który z nich rzucał kilka niezobowišzujšcych słów, na które z reguły odpowiadano jedynie chrzšknięciem. Zrzęda zaobserwował, że dniem i nocš gospodę odwiedzajš dwa typy ludzi. Ci, których 5 widział teraz, praktycznie w niej mieszkali, ani na chwilę nie rozstajšc się z winem bšd ale. Byli obcy w Capustanie i wydawało się, że nie majš tu przyjaciół, lecz mimo to udało się im osišgnšć co w rodzaju wspólnoty, która charakteryzowała się wielkš umiejętnociš nierobienia zupełnie niczego przez bardzo długi czas. Gdy nadchodziła noc, zjawiał się drugi typ klientów. Byli głoni i swarliwi, wabili kurwy z ulicy pieniędzmi, które ciskali na szynkwas, nie mylšc o jutrze. Była to energia płynšca z desperacji, rubaszny hołd dla Kaptura. Zdawali się mówić: Jestemy twoi, ty skurczybyku z kosš. Ale dopiero po wicie!. Przypominali wzburzone morze omywajšce nieruchome, obojętne skały, jakimi byli milczšcy klienci pierwszego rodzaju. Morze i skały. Morze więtuje, gdy spojrzy w oblicze Kaptura. Skały patrzyły skurwysynowi prosto w oczy tak długo, że nie zamierzajš się nawet ruszyć, nie mówišc już o więtowaniu. Morze mieje się głono z własnych dowcipów. Skały wyrzucajš z siebie kilka zwięzłych słów, które uciszajš całš salę. Capańskie powiedzenie... Następnym razem będę trzymał język za zębami. Kot przecišgnšł się na belce. Jego ciemnobršzowe futro zdobiły czarne pręgi. Zwierzę spojrzało w dół, stawiajšc uszy. Mysz, która dotarła już do wejcia do kuchni, zamarła w bezruchu. Zrzęda syknšł pod nosem. Kot zerknšł na niego. Mysz czmychnęła na zaplecze. Drzwi gospody otworzyły się z głonym skrzypnięciem. Do rodka wszedł Buke, który opadł na krzesło obok Zrzędy. Łatwo cię znaleć mruknšł starszy strażnik. Zerknšł na oberżystę i zamówił gestem dwa razy to samo. Ehe przyznał Zrzęda. Jestem skałš. Skałš? Chyba raczej tłustš iguanš, która na niej siedzi. A kiedy nadejdzie wielka fala... Będzie, co ma być. Znalazłe mnie, Buke. I co teraz? Chciałem ci podziękować za pomoc, Zrzęda. Czy to miała być subtelna ironia, kolego? Powiniene trochę popracować... Mówiłem prawie serio. Ta błotnista woda, którš kazałe mi wypić, mikstura Kerulego, zdziałała cuda. Na jego wšskiej twarzy pojawił się lekko tajemniczy umieszek. Cuda... Cieszę się, że czujesz się lepiej. Masz jeszcze jakie inne wstrzšsajšce wieci? Jeli nie... Buke odchylił się, by zrobić miejsce oberżycie, który przyniósł im dwa kufle. Rozmawiałem ze starszymi obozów oznajmił, gdy mężczyzna już się oddalił. Z poczštku chcieli ić prosto do księcia... Ale dali sobie przemówić do rozsšdku. To nie było łatwe. 6 Czyli, że będziesz miał pomoc potrzebnš, by przeszkodzić temu szalonemu eunuchowi w zabawie w odwiernego bramy Kaptura. To dobrze. Nie możemy dopucić do paniki na ulicach, kiedy miasto oblega ćwierć miliona Panniończyków. Buke przymrużył powieki, spoglšdajšc na Zrzędę. Sšdziłem, że będziesz zadowolony ze spokoju. Tak jest znacznie lepiej. Nadal potrzebuję twojej pomocy. Nie wiem, w czym ci mogę pomóc, Buke. Chyba że chcesz, żebym poszedł na całoć i oddzielił głowę Korbala Broacha od tułowia. W takim razie będziesz musiał odwrócić uwagę Bauchelaina. Podpal go albo co. Potrzebna mi tylko chwila. Oczywicie, trzeba będzie wybrać właciwy moment. Na przykład wtedy, gdy w murach powstanie wyłom i na ulice wtargnš Tenescowri. W ten sposób będziemy mogli ić ręka w rękę z Kapturem, piewajšc wesołš piosenkę. Buke umiechnšł się, zasłaniajšc twarz kuflem. Może być stwierdził i pocišgnšł łyk. Zrzęda wysuszył swój kufel i sięgnšł po następny. Wiesz, gdzie mnie znaleć stwierdził po chwili. Dopóki nie nadejdzie fala. Kot zeskoczył z belki, przebiegł kawałek, capnšł karalucha i zaczšł się nim bawić. No dobra warknšł po chwili kapitan co jeszcze masz mi do powiedzenia? Buke wzruszył ramionami. Słyszałem, że Stonny zgłosiła się na ochotnika. Ostatnie pogłoski mówiš, że Panniończycy sš już gotowi do przypuszczenia pierwszego szturmu. Pierwszego? Wštpię, by potrzebowali ich więcej. A jeli chodzi o gotowoć, byli gotowi już od wielu dni, Buke. Jeli Stonny chce stracić życie, bronišc tego, czego się nie da obronić, to już jej interes. A jaka jest alternatywa? Panniończycy nie będš brali jeńców, Zrzęda. Prędzej czy póniej będziemy musieli walczyć. Tak ci się zdaje. Chyba że dodał po chwili Buke, unoszšc kufel zamierzasz przejć na drugš stronę. Nawrócenie bywa niekiedy opłacalne... A czy jest jakie inne wyjcie? W oczach starego strażnika pojawił się ostry błysk. Wypełniłby brzuch ludzkim mięsem, Zrzęda? Tylko po to, by przeżyć? Zrobiłby to, prawda? Mięso to mięso odparł kapitan, nie spuszczajšc wzroku z kota. Cichy trzask oznajmił, że zwierzę skończyło zabawę. Mylałem, że już niczym mnie nie zaskoczysz obruszył się Buke, wstajšc z krzesła. 7 Sšdziłem, że cię znam... Sšdziłe. I to jest człowiek, za którego Harllo oddał życie. Zrzęda uniósł powoli głowę. Buke cofnšł się na widok tego, co dostrzegł w jego oczach. Z którym obozem obecnie współpracujesz? zapytał spokojnie kapitan. Uldan wyszeptał stary strażnik. Znajdę cię. A tymczasem, zejd mi z oczu, Buke. Cienie wycofały się już z większej częci placu i na Hetan oraz jej brata, Cafala, padały promienie słońca. Dwoje Barghastów przykucnęło na wytartym, wyblakłym dywaniku, pochylajšc głowy. Ociekali czarnym od popiołu potem. Między nimi stał płytki, szeroki piecyk, umocowany na trzech żelaznych, wysokich na pięd nogach i wypełniony tlšcymi się węgielkami. Wokół rodzeństwa kršżyli bezustannie żołnierze oraz dworscy posłańcy. Tarcza Kowadło Itkovian przyglšdał się Barghastom, stojšc przy bramie koszar. Nigdy nie słyszał, by ów lud zbytnio kochał medytację, wydawało się jednak, że od chwili przybycia do Niewolnika Hetan i Cafal nie robiš niemal nic innego. Głodowali, nie chcieli z nikim rozmawiać i zajęli miejsce porodku koszarowego placu, gdzie wszystkim przeszkadzali. Przypominali niedostępnš wyspę. To nie jest spokój mierci. Wędrujš poród duchów. Brukhalian żšda, bym za wszelkš cenę do nich dotarł. Czy Hetan ukrywa jeszcze jakš tajemnicę? Drogę ucieczki dla siebie, swego brata i koci Duchów Założycieli? Nieznany słaby punkt w naszych murach? Lukę w panniońskim oblężeniu? Itkovian westchnšł. Próbował przedtem, lecz bez powodzenia. Teraz spróbuje raz jeszcze. Był już gotów ruszyć w ich stronę, gdy nagle wyczuł obok siebie czyjš obecnoć. Odwrócił się i zobaczył księcia Jelarkana. Twarz młodego mężczyzny pokrywały głębokie bruzdy spowodowane znużeniem. Jego szczupłe dłonie o długich palcach drżały, mimo że splótł je kurczowo tuż nad pasem szaty. Obserwował intensywny ruch panujšcy na dziedzińcu. Tarczo Kowadło, muszę wiedzieć, co zamierza Brukhalian. Jest oczywiste, że ma to,...
marlon791