Collins Jackie - Śmiertelne zauroczenie.pdf

(1476 KB) Pobierz
662879959 UNPDF
Jackie Collins – Śmiertelne zauroczenie
Księga pierwsza
MANHATTAN
Rozdział 1
- Pamiętasz najlepszy seks w swoim życiu?
Pytanie to Jamie Nova zadała swojej najlepszej przyjaciółce, Madison Castelli. Jamie miała
dwadzieścia dziewięć lat i była olśniewająco piękną, chłodną, smukłą blondynką w klasycznym stylu,
bardzo rasową, o cechach fizycznych młodej Grace Kelly i nowoczesnej Gwyneth Paltrow.
- Co? - rzuciła Madison, pospiesznie zerkając na sąsiedni stolik w zatłoczonej restauracji na
Manhattanie. Siedząca obok para była na szczęście całkowicie pochłonięta rozmową i nawet nie
usłyszała prowokacyjnego pytania Jamie.
- Wiesz, o co mi chodzi - powiedziała Jamie, odgarniając z czoła pukiel pięknych jasnych włosów. -
Taki seks, że mózg ci się gotuje, a ziemia drży w posadach. Kiedy jest już po wszystkim, zwykle nie
chcesz więcej widzieć tego faceta, ale dopóki to robicie, wszystko jest możliwe. - Z piersi Jamie
wyrwało się długie westchnienie. - Naprawdę wszystko...
- No, cóż... - zaczęła Madison, niepewna, do czego zmierza jej była współlokatorka z pokoju w
college'u.
- No, szybciej. -Jamie się zniecierpliwiła. - Odpowiedz mi.
- Hmmm... - Madison zastanowiła się, widząc, że Jamie pyta jak najbardziej poważnie. - To było w
Miami – powiedziała wreszcie. - W czasie wakacji, które spędziłam z ojcem. Miałam szesnaście lat, a
ten facet był czterdziestopięcioletnim playboyem ze wszystkimi zabaweczkami. Mieszkał w
apartamencie, jeździł porsche, miał kasety z filmami porno...
- Kasety z filmami porno, rzeczywiście! - Jamie przewróciła oczami o barwie nieskazitelnej
akwamaryny. - I uważasz, że to było seksowne przeżycie?
- Zapewniam cię, że tak - odparła Madison. - Kiedy weszłam do jego apartamentu, zobaczyłam łóżko
wodne przysypane płatkami kwiatów, a na stoliku obok stał dzban z szampanem i kawałkami
brzoskiwiń oraz olejek do ciała o zupełnie niezwykłym zapachu. W dodatku mój playboy miał
niesamowicie ruchliwy i do wszystkiego zdolny język...
- Ach, ten stary trik z ruchliwym językiem! - Jamie westchnęła z wyraźnym rozgoryczeniem. -
Wszystkie się na to nabierają.
Madison uniosła brwi.
- Co się z tobą dzisiaj dzieje? Skąd nagle ta cała rozmowa o seksie? Jesteś kobietą zamężną, a z
tego, co słyszałam, wynika, że po ślubie seks staje się zaledwie odległym wspomnieniem.
- Bardzo śmieszne - powiedziała ponuro Jamie.
- Żartowałam. - Madison wyczuła, że w raju Jamie pojawiły się jakieś problemy. Faktem było, że
wszyscy znajomi Jamie oraz jej męża Petera, genialnego inwestora giełdowego z Wall Street, uważali
ich za złotą parę. Wydawało się, że Jamie i Peter mają wszystko, o czym tylko można zamarzyć, lecz
dziś zanosiło się chyba na burzę. - O co chodzi? - zapytała, pochylając się nad blatem stołu. -
Opowiadaj.
Jamie przygryzła dolną wargę.
- Widzisz, wczoraj wieczorem byliśmy na przyjęciu i ktoś rzucił to pytanie.
- Jakie pytanie?
- Czy pamiętasz najlepszy seks, jaki miałaś w życiu. I chodzi o to, że wszyscy sypali jak z rękawa
naprawdę ciekawymi odpowiedziami.
- No i co? - Madison się zaciekawiła.
- Oczywiście, kiedy przyszła moja kolej, zaczęłam opowiadać o swoim pierwszym razie z Peterem.
Była to śliczna historyjka
1 ludzie byli zachwyceni. Potem padło na Petera, który nagle zamilkł, a po chwili wymamrotał, że nie
pamięta i szybko zmienił temat.
- Może czuł się zażenowany.
- Peter? Każdy, ale nie on.
- Dużo wypił?
- Prawie nic.
- Więc co mu się stało? - zapytała Madison.
- Myślę, że... -Jamie się zająknęła. - Myślę, że on ma romans.
- Daj spokój! - wykrzyknęła Madison. - Jesteście małżeństwem ledwie od trzech lat! Daj mu chociaż
662879959.002.png
szansę, żeby się tobą znudził!
- Serdeczne dzięki -wymamrotała Jamie. - Dlaczego myślisz, że w ogóle mógłby się mną znudzić?
Słusznie, pomyślała Madison. Czy jakikolwiek mężczyzna mógłby poczuć się znudzony u boku Jamie?
Jamie była ideałem i wszyscy o tym doskonale wiedzieli. Poza tym w normalnym świecie żaden
mężczyzna nigdy nie zdobyłby się na to, by ją oszukiwać i zdradzać.
Ale świat nie jest normalny, a mężczyźni to psy, więc może Jamie ma rację, może Peter rzeczywiście
sprawdza swoją cenną męskość na innym terenie...
- Dlaczego podejrzewasz, że Peter sypia z inną? - zapytała.
- Intuicja mi to podpowiada - odparła Jamie. - Intuicja oraz fakt, że nie kochaliśmy się od dwóch
tygodni.
- Od dwóch tygodni! - zakpiła Madison. - Jezu i wszyscy święci! Przyślijcie piechotę morską!
- Nic nie rozumiesz - mruknęła Jamie, obracając wysadzaną diamentami obrączkę ślubną wokół
ozdobionego francuskim manicurem palca. - Peter uwielbia seks. Lubi kochać się codziennie... -
Znacząco zawiesiła głos. - A czasami nawet kilka razy dziennie.
- Hmmm... - Madison natychmiast przypomniała sobie, że sama nie kochała się prawie od roku. Jej
wybór, bo kto chciałby sypiać z głupkami... A niestety w ciągu ostatniego roku trafiała jedynie na
głupków, idiotów do kwadratu. Prawdą było, że odkąd rok temu zostawił ją ten szczur David,
producent telewizyjny i człowiek, z którym przeżyła piękne dwa lata, straciła ochotę na pozazawodowe
kontakty z mężczyznami. Wprawdzie kilka miesięcy temu w Los Angeles, dokąd pojechała na zlecenie
„Manhattan Style", magazynu, dla którego pracowała, poznała bardzo atrakcyjnego fotografa, ale nic z
tego nie wyszło. Nazywał się Ja-ke Sica i od pierwszej chwili coś niewątpliwie zaiskrzyło między nimi,
lecz niestety miał już kogoś.
Szkoda.
Potem był jeszcze ten facet na jedną noc w Miami, gdzie przeprowadzała wywiad z Donaldem. Męski
model, na którego trafiła w jednym z klubów happeningowych w South Beach, niezbyt bystry, ale po
prostu śliczny - wspaniałe, muskularne ciało i grzywa rozjaśnionych słońcem włosów... Jedna długa,
namiętna noc, wypełniona seksem bez zahamowań, oczywiście z prezerwatywą, po której obudziła się
z uczuciem „po co mi to było, do diabła?".
Nie, nie chciała więcej facetów na jedną noc.
- Jak myślisz, co powinnam zrobić? - Jamie jęknęła. – Nie mogę znieść tej niepewności, doprowadza
mnie do szaleństwa!
- Hmmm, no cóż... Chyba trzeba dowiedzieć się, jak sprawy stoją - powiedziała Madison.
- Bardzo mi pomogłaś - warknęła Jamie. - Przecież podobno to ty jesteś tą inteligentną kobietą, która
zna odpowiedź na wszystkie pytania...
Madison westchnęła ciężko. To mi dopiero etykietka... Ale taką jej właśnie przyklejono i nic już nie
można było na to poradzić. W college'u nazywane je obie „Piękną" (Jamie) i „Mózgiem" (Madison). Ich
trzecia przyjaciółka, Natalie De Barge, śliczna czarnoskóra dziewczyna, otrzymała przydomek
„Seksik". Ich trójka była nierozłączna.
Skończyły college siedem lat temu i od tego czasu wszystkie odnotowały na swoim kącie konkretne
osiągnięcia. Jamie nie tylko wyszła za Petera i zaczęła prowadzić intensywne życie towarzyskie, ale
założyła własną firmę projektowania wnętrz na Manhattanie. Oczywiście w dużym stopniu pomógł jej
w tym ojciec, który wyłożył pieniądze i zachęcił do współpracy z córką Antona Coucha, geja i
genialnego projektanta z układami wśród najbogatszych nowojorczyków.
Natalie, której nie miał kto pomóc, o własnych siłach zrobiła karierę w telewizji. Mieszkała teraz w Los
Angeles i prowadziła bardzo popularny rozrywkowy program „Celebrity News".
Madison zdobyła ciekawą, będącą prawdziwym wyzwaniem pracę i wyrobiła sobie niezłą opinię.
Opracowywane przez nią sylwetki bogatych, wpływowych i sławnych ludzi przyczyniły się do
niezwykłego sukcesu „Manhattan Style", najmodniejszego obecnie magazynu, który już od pewnego
czasu sprzedawał się w nakładzie większym niż „Vanity Fair" czy „Esquire". Parę miesięcy temu
Madison napisała artykuł o hollywoodzkich dziewczynach na telefon, który wywołał spore poruszenie
wśród czytelników; sprzedała nawet prawo do sfilmowania tej historii jednej z dużych wytwórni,
chociaż miała poważne wątpliwości, czy film kiedykolwiek powstanie.
- No, dobrze, oto plan działania - powiedziała, widząc, że Jamie naprawdę potrzebuje pomocy.
- Tak? - Jamie oparła łokcie na stole, wpatrując się w twarz przyjaciółki szeroko otwartymi oczami
koloru morskiej wody.
- Wynajmiesz detektywa.
- Detektywa?! - wykrzyknęła, ściągając w końcu na siebie uwagę siedzącej przy sąsiednim stoliku
pary. - Nie mogę tego zrobić, to byłoby takie... Takie w złym guście...
- Ale skuteczne.
- Tak myślisz?
662879959.003.png
- Oczywiście. Osiągniesz spokój ducha -jeżeli Peter cię oszukuje, dowiesz się tego. A jeżeli nie...
Cóż, trochę będzie cię to kosztowało, ale zaczniesz żyć normalnym życiem.
- Może rzeczywiście... - Jamie się zawahała. - No, dobrze, zrobię to!
- Pozwól, że ja wybiorę firmę - rzekła Madison. – Dowiem się, kto jest najlepszy.
- I najbardziej dyskretny - szybko dodała Jamie. - Nikt nie może się o tym dowiedzieć, absolutnie nikt!
- Jasne.
Madison była przekonana, że jej wydawca, Victor Simons, poda jej nazwiska kilku detektywów,
spośród których wybierze tego najlepszego. Yictor znał się na wszystkim i znał wszystkich.
Niewykluczone, że wiedział nawet, czy Peter ugania się za jakąś seksowną nimfetką, tego jednak nie
mogła być do końca pewna. Yictor i Peter nie obracali się w tych samych kręgach towarzyskich.
- Dam głowę, że się mylisz - powiedziała z pocieszającym uśmiechem. - Ale w ten sposób zyskasz
pewność.
- Chciałabym, żeby było tak, jak mówisz. -Jamie zrobiło się niedobrze na myśl o tym, że mogłaby
przyłapać Petera z inną kobietą.
* * *
Kiedy pożegnały się pod restauracją, Madison poszła pieszo wzdłuż Park Avenue, zmierzając w
stronę redakcji „Manhattan Style". Mężczyźni oglądali się za nią, ale ona nawet tego nie zauważała,
pochłonięta myślami o Jamie i jej podejrzeniach.
Madison była bardzo atrakcyjną młodą kobietą, wysoką i smukłą, o pełnych, krągłych piersiach,
nogach tancerki i długich, czarnych, skręconych w loki włosach, które zwykle nosiła rozpuszczone lub
związane z tyłu. Starała się przyćmić swoją urodę, lecz nie mogła ukryć zielonych oczu w kształcie
migdałów, wyraźnie zarysowanych, pięknych kości policzkowych i wyrazistych, zmysłowych warg.
Była prawdziwą pięknością, chociaż wcale się za nią nie uważała - ucieleśnieniem ideału urody była
dla niej jej matka, Stełla, posągowa blondynka, której drżące wargi i rozmarzone oczy kojarzyły się
wszystkim z Marilyn Monroe.
Madison była podobna do ojca, Michaela. Ciemnowłosy i przystojny Michael Castelli miał pięćdziesiąt
osiem lat i był najatrakcyjniejszym mężczyzną swego pokolenia w całym Con-necticut.
Charakteryzował się także ogromnym urokiem i żelazną determinacją - dwiema cechami, które
Madison również odziedziczyła właśnie po nim i które niewątpliwie ułatwiły jej drogę do sukcesu.
Uwielbiała swoją pracę - z przyjemnością wyszukiwała materiały do świeżych, inteligentnie napisanych
profili znanych ludzi. Jej zdecydowanymi ulubieńcami byli politycy oraz astronomicznie bogaci giganci
biznesu, natomiast dość niskie notowania miały u niej gwiazdy filmu, sportu i producenci filmowi. Nie
uważała się za dziennikarkę-zabójczynię, chociaż pisak w szczery, uczciwy sposób, czasami
wprawiając w konsternację swoich rozmówców, których zwykle osłaniał przed światem ochronny ko-
kon, utkany przez sprawnych i bystrych rzeczników prasowych. Madison nie przejmowała się jednak
zbytnio, jeśli jej pytania komuś się nie podobały. Chciała pisać prawdę, to wszystko.
Od pięciu lat pracowała pod czujnym okiem Victora Simonsa. Łączył ich znakomity układ, mimo że
Victor bywał prawdziwym wrzodem na tyłku, zwłaszcza kiedy się domagał, aby zrobiła wywiad z kimś,
kto ją w ogóle nie interesował. Najczęściej osiągali kompromis i Madison niechętnie zgadzała się
porozmawiać z jakimś durnym ekranowym symbolem seksu w zamian za możliwość postawienia
ciekawych pytań geniuszowi komputerowemu lub specjaliście od problemów nuklearnych.
Victor odkrył Madison wkrótce po tym, jak ukończyła college. Napisała wtedy prowokacyjny tekst o
nadal istniejącej podwójnej moralności w sprawach damsko-męskich, który zdecydował się
opublikować „Esąuire". Victor zaprosił początkującą dziennikarkę na lunch, poradził jej, aby pisała jak
najwięcej, a dwa lata później zaproponował jej przygotowanie krótkiego kwestionariusza na ogólny
temat dla swojego czasopisma. Po roku Madison przeprowadzała już krótkie wywiady, niedługo potem
zaś zapoczątkowała własną, sygnowaną swoim nazwiskiem serię, zatytułowaną „Sylwetki władzy".
Jej pierwszym rozmówcą był Henry Kissinger. Uchwyciła esencję osobowości starzejącego się
polityka, operując ostrym suchym dowcipem. Później wszystko było już łatwe. Robiła jeden wywiad na
miesiąc, co dawało jej mnóstwo czasu, który mogła wykorzystać na pracę nad swoją powieścią -
książką o zależnościach między ludźmi. Ostatnio, to znaczy od rozstania z Davidem, zmagała się z
wściekłością na swego byłego partnera i nie poświęcała powieści zbyt dużo uwagi. Niełatwo jest pisać
o układach między ludźmi, kiedy cierpi się z powodu zniszczenia takiego właśnie układu.
Nadal nie miała pojęcia, dlaczego David odszedł. Czy zrobiła coś, co go do niej zniechęciło?
Nie. Wgłębi duszy doskonale wiedziała, co się stało. David nie był w stanie zaakceptować faktu, że
Madison zarabiała tyle co on. Proste, prawda? Szukał kobiety, która siedziałaby w domu i robiła to, na
co on miał ochotę, a nie niezależnego ducha z ambicjami. Dwa lata wspaniałego seksu nie
wystarczyły, by zbudować trwały związek, bo kiedy napięcie namiętności opadało, nieodmiennie
okazywało się, że nie mają ze sobą wiele wspólnego.
662879959.004.png
Kilka tygodni po niespodziewanym odejściu Davida Madison dowiedziała się, że poślubił swoją
ukochaną z okresu wczesnej młodości, nierozgarniętą blondynkę ze sztucznym biustem i rzucającym
się w oczy sztucznym zgryzem. To tyle, jeśli chodzi o dobry gust jej byłego partnera.
* * *
Victor siedział w kucki na podłodze wielkiego gabinetu i bawił się swoją ulubioną kolejką, której długie
tory sięgały aż do drzwi. Pracodawca Madison był potężnym, misiowatym mężczyzną przed
pięćdziesiątką, z szopą kręconych brązowych włosów, które zawsze sprawiały wrażenie
nieuczesanych, z gęstymi brwiami, kilkoma podbródkami i z oczyma o wyrazie skrzywdzonego przez
życie szczeniaka.
- Maddy! - wykrzyknął grzmiącym głosem. - Nie spodziewałem się ciebie dzisiaj. Siadaj, dziewczyno.
- Cześć, Victorze. - Madison ostrożnie wyminęła energicznie sapiącą czerwoną lokomotywę. - Widzę,
że jak zwykle ciężko pracujesz.
- Oczywiście - odparł ze śmiechem. - Dzięki temu moje stare serducho jeszcze działa. A poza tym
Evelyn nie pozwala mi robić tego w domu.
- Ciekawe dlaczego - wymamrotała Madison, myśląc o jego chudej jak wieszak i równie sztywnej
żonie ze stale tym samym, chłodnym wyrazem twarzy i garderobą od najlepszych projektantów mody.
- Nie byłaby zadowolona, gdybym zrobił taki bałagan w jej salonie - wyjaśnił Victor, podnosząc się z
podłogi.
Madison przysiadła na brzegu biurka.
- Zrobisz coś dla mnie? - zapytała, podnosząc ciężki, szklany przycisk do papieru i uważnie go
oglądając.
- Oczywiście! - Ucieszył się, siadając w swoim ulubionym skórzanym fotelu. - Uwielbiam, kiedy ludzie
są mi wdzięczni i czują, że powinni mi się za coś zrewanżować.
- Nie jestem „ludźmi" - zirytowała się Madison. - I nie chodzi mi o żadną uprzejmość, ale o zwykłą
informację.
- Jaką informację? - zapytał podejrzliwie.
- Nic takiego. - Odłożyła przycisk. - Potrzebne mi są namiary na najlepszego prywatnego detektywa w
Nowym Jorku.
Victor postukał palcem o blat biurka.
- Skąd przyszło ci do głowy, że mogę mieć takie namiary?
- Bo ty wiesz wszystko - powiedziała. - A poza tym przypominam sobie, że chyba wynająłeś kogoś,
kto śledził twoją pierwszą żonę, zanim się rozwiedliście...
- Kto ci o tym powiedział? - Uniósł wysoko krzaczaste brwi.
- Ktoś z redakcji, nie pamiętam, kto.
- Nienawidzę plotek - warknął.
- Ty żyjesz plotkami, Victorze - odparowała szybko.
- Po co ci to?
- Dla przyjaciółki.
- Jakiej przyjaciółki?
- Nie twoja sprawa.
- Suka!
- Poganiacz niewolników!
Wymienili serdeczne uśmiechy.
Bardzo lubiła Victora, chociaż czasami złościł ją jego donośny głos i władczy sposób bycia, a Victor ją
uwielbiał i uważał za swoje osobiste odkrycie.
Odłożył na biurko pilota do kolejki i przez intercom wezwał Lyndę, asystentkę, która pracowała dla
niego od dwunastu lat i jako żywo przypominała zezowatego basseta.
Lynda zjawiła się po sekundzie, roztaczając wokół atmosferę nieodwzajemnionej miłości do szefa.
- Tak, panie S.? - zapytała gorliwie.
- Podaj mi nazwisko i telefon tej... No, tej osoby, która śledziła Rebeccę. Szybko.
Lynda wyprostowała się w postawie na baczność.
- Tak jest, panie S.
I już jej nie było.
- Więc to tak... - powiedział Victor, odwracając się do Madison. - Nie chcesz powiedzieć mi, o co
chodzi?
- Powinno ci wystarczyć, że nie chodzi o mnie - odparła, celowo nie podając mu żadnych szczegółów.
- Ale nie wystarcza - rzekł gderliwie.
- Daj spokój, Victor. I tak by cię to nie zainteresowało.
- Potrzebujesz faceta - oświadczył, powtarzając swój ulubiony komentarz na sytuacje, kiedy Madison
662879959.005.png
go denerwowała. – Ile to czasu minęło od odejścia Davida?
- Nie wtrącaj się do mojego życia osobistego — rzuciła ostrzegawczym tonem.
- Masz dwadzieścia dziewięć lat i zero życia osobistego. Boże, naprawdę nie znosiła Victora, kiedy
próbował wtykać nos w jej sprawy.
- Pieprzę cię! - wybuchnęła.
- Do tej pory nie miałem jeszcze tej przyjemności, ale w każdej chwili jestem gotowy...
Parsknęła śmiechem. Nie umiała długo złościć się na Victora. Miał dobre intencje, chociaż ciągle
usiłował ją swatać. Nie przejmował się przy tym wiekiem lub wyglądem ewentualnych kandydatów -
jeśli któryś z nich dysponował odpowiednio dużym kontem bankowym i nie był impotentem, upierai
się, żeby Madison przynajmniej go wypróbowała.
Madison już od dawna nie przyjmowała zaproszeń na kolacje, którymi zasypywali ją Victor i Evelyn.
Ostatnim razem posadzili ją między podstarzałym astronautą i dwudziestojednoletnim genialnym
informatykiem. Obaj okazali się bardzo interesującymi ludźmi, lecz z pewnością nie nadawali się na
kochanków.
Nie przeszkadza mi, że jestem sama, powtarzała sobie Madi-son. Wręcz przeciwnie, bardzo ci to
przeszkadza, odpowiadał jakiś wewnętrzny głos. NIE, wcale mi to nie przeszkadza, wściekała się.
Dziesięć minut później, uzbrojona w kartkę z zapisanym nazwiskiem „K. Florian" i numerem telefonu,
opuściła redakcję i Sześćdziesiątą Siódmą ulicą ruszyła w kierunku swego mieszkania na Lexington.
Teraz, kiedy zdobyła już potrzebną informację, postanowiła porozmawiać jeszcze z Jamie, zanim
zadzwoni do poleconego przez Victora detektywa. Tego wieczoru miały się spotkać na przyjęciu u
Antona Coucha, oczekiwała więc, że uda jej się dokładnie dowiedzieć, czy Jamie rzeczywiście jest
zdecydowana na takie posunięcie.
A poza tym będzie miała okazję poobserwować Petera i zorientować się, co się z nim dzieje.
Miała świetną intuicję i wyczucie do ludzi, jeśli więc Peter faktycznie zdradza Jamie, to ona na pewno
to odkryje.
Rozdział 2
- Chciałabym, żeby zdechł! - wrzasnęła Rosarita Vincent Falcon, czerwieniejąc na twarzy. - Żeby
zdechł! Żeby zdechł!
- Ciszej! - burknął jej ojciec, patrząc na nią z nieukrywaną dezaprobatą. - Chcesz, żeby usłyszała cię
cała pieprzona okolica?
- A co mnie to obchodzi?! - ryknęła Rosarita. - Cała pieprzona okolica należy do ciebie!
- Ładnie się wyrażasz, nie ma co gadać - prychnął Chas Vincent, potężny mężczyzna o ogorzałych
policzkach i twardym, nieco zachrypniętym głosie. - Czy po to posłałem cię na naukę do college'u?
- Pieprzę college! Pieprzę twoich sąsiadów! Chcę, żeby Dex Falcon kopnął w kalendarz!
- Jeszcze trochę głośniej - mruknął Chas, ocierając pot z czoła. - Pokojówka w domu obok mogła cię
nie usłyszeć.
Rosarita tupnęła nogą w gruby, puszysty dywan. Czyjej ojciec kompletnie zidiociał? Dlaczego nie
rozumie, o co jej chodzi?
Rosarita mierzyła metr sześćdziesiąt i była bardzo szczupła. Miała tendencje anorektyczne, chociaż
czasami zdarzały się napady bulimii i wtedy jadła bez opamiętania, po to tylko, by zaraz po jedzeniu
sprowokować wymioty. Była rudowłosą dwu-dziestosześciolatką o drobnej twarzy, ostrych rysach, zbyt
pełnych wargach (które zawdzięczała swemu chirurgowi plastycznemu, podobnie jak nowy nos oraz
implanty kości policzkowych i podbródka) i bezgranicznej pewności siebie. Dokładnie wiedziała, czego
chce, teraz zaś jej zdecydowany stosunek do życia dotyczył głównie Dextera Falcona, za którego
wyszła osiemnaście miesięcy temu. Zrobiła to, ponieważ Dexter był nieprawdopodobnie przystojny,
uśmiechał się do całego Nowego Jorku z olbrzymiej reklamy bielizny męskiej, umieszczonej na
billboardzie nad Times Sąuare i całkowicie oszalał na jej punkcie.
Rosarita myślała, że Dex zrobi błyskawiczną karierę filmową, tymczasem nie, zaproponowano mu
jedynie rolę w wyświetlanym w ciągu dnia serialu telewizyjnym, który wkrótce miał się skończyć,
którego nikt nie oglądał i za który aktorzy dostawali grosze! Do cholery z Deksem!
Teraz chciała pozbyć się męża, ponieważ spotkała kogoś innego, kogoś, kto był równie pewny siebie
jak ona, miał pieniądze i kutasa jeszcze większego niż Dex, któremu z pewnością nic nie brakowało,
jeśli chodzi o rozmiar. Kogoś, z kim Rosarita zamierzała zajść wysoko.
Ale jak mogła zajść dokądkolwiek z przegranym życiowo mężem, wlokącym się za nią jak przyciężki
ogon?
Kiedy wspomniała o rozwodzie, Dex wpadł we wściekłość.
- Po moim trupie - powiedział. Cóż, skoro tak postawił sprawę...
- Myślałem, że jesteś strasznie zakochana - odezwał się Chas, pociągając szkocką z dużej szklanki. -
662879959.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin