119 - Kwadratura trójkąta.pdf

(2423 KB) Pobierz
Ewa wzywa 07...nr.119 Kwadratura trójkąta – Aleksander Gabrusiewicz
1
959584619.001.png
Ewa wzywa 07...nr.119 Kwadratura trójkąta – Aleksander Gabrusiewicz
2
959584619.002.png
Ewa wzywa 07...nr.119 Kwadratura trójkąta – Aleksander Gabrusiewicz
Mgła leżała nad miastem, co o tak późnej porze roku — pod koniec października
— nie było zjawiskiem szczególnym. Głos sygnaturki kościelnej z trudem
przebijał się przez tę gęst ą watę; brzmiał głucho i nienaturalnie.
Dochodziła dziewiąta wieczór. Doktor Wiślicki kończył pokolacyjną herbatę i
przeglądał w gazecie program telewizyjny, a jego żona Ewa pilnowała w łazience
ablucji swej parki: sześcioletniego Januszka i czteroletniej Marty. Marcie trzeba
było pomóc przy myciu, a chłopiec, jeśli nad nim nikt nic stal, skutecznie
markował mycie, tłumacząc, że ma „wodowstręt". Próżno tata — lekarz
tłumaczył mu. na czym polega ta choroba, przestrzegając przed kontaktem z
zarażonymi wścieklizną zwierzętami. Dla Januszka „wodo-wstręt" brzmiał
jednoznacznie.
Doktor właśnie wstał, by włączyć telewizor, . kiedy odezwał się dzwonek
telefonu. Wiślicki by! ordynatorem na oddziale położniczym tutejszego szpitala i
późne telefony stanowiły rzecz normalną.
— Ja odbiorę! — krzyknął do żony, która już wychylała się z łazienki.
— Dobrze, bo mam, mokre ręce. Telefon stał w przedpokoju.
— Halo, czy doktor Wiślicki? — spytał kobiecy głos, gdy podniósł słuchawkę.
— Tak, słucham.
— Dzwonię z oddziału, pielęgniarka dyżurna. Panie doktorze, z Ponińską spod
czwórki jest coś niedobrze, zdaje się, że ma zapaść.
— A gdzie jest lekarz dyżurny, doktor Kwacz?
— Wyskoczył do domu na kolację, a przedtem mówił, że zepsuł mu się telefon,
więc nie wiedziałam, co robić i pozwoliłam sobie... -
— No, w porządku. Dobrze pani zrobiła, zaraz tam będę.
Kiedy wkładał w przedpokoju buty, żona prowadziła dzieci w piżamkach do ich
sypialni.
— Co, znowu idziesz na oddział?
— Tak, stan jednej z chorych jest tam niedobry. Muszę zobaczyć, bo Kwacz
wyszedł.
— Kwacz? — zdziwiła się pani Ewa. — Zawsze taki sumienny...
— Nic wielkiego, mieszka nie opodal, za kwadrans wróci.
— Tylko nie siedź długo. W nocnym kinie jest dziś film z Marilyn Monroe.
— Wezmę samochód, będzie szybciej.
Do szpitala nie było daleko, samochód stal na dworze, bo w garażu, obok willi
Wiślickich, remontowano drzwi.
Ciekawe — myślał w samochodzie lekarz —co też Ponińskiej mogło się stać? Dziś
rano czuła się zupełnie nieźle.
W szpitalu, na schodach, pierwszym człowiekiem, na którego natknął się
ordynator, był lekarz dyżurny — Kwacz. Schodził na dół, gdzie mieściła się
stołówka dla personelu.
— O, już wróciłeś?
— Niby skąd?
3
Ewa wzywa 07...nr.119 Kwadratura trójkąta – Aleksander Gabrusiewicz
— Nie byłeś w domu, na kolacji?
— Gdzie ż tam. Zawsze podczas dyżurów jadam w stołówce, właśnie tam idę.
Żona twierdzi, że to zdrowo, bo potem bardziej mi smakują jej posiłki.
— A co z Ponińską?
— A co. ma być?
— No przecie ż miała zapaść!
— Skąd, nic o tym nie wiem.
Ordynator zostawił zdumionego Kwacza na podeście schodów i klnąc pod nosem
pognał na górę. Lekarz dyżurny pokręcił głową i wrócił również na oddział.
W dyżurce pielęgniarek, która mieściła się w specjalnej wnęce pośrodku
korytarza, w głębokim fotelu siedziała siostra Lucyna Czerwińska zagłębiona w
lekturze „Przyjaciółki". Druga pielęgniarka, korpulentna blondyna, układała na
tacce strzykawki i ampułki.
— Dzwoniła pani do mnie?! — ostro zwrócił się ordynator do siostry.
Niebieskie oczęta zaokrągliły się jak spodki.
— Skąd, panie ordynatorze!
— A pani?
— Nawet nie podchodziłam do telefonu — odpowiedziała druga z dyżurnych
sióstr. — Najpierw podawałam leki. potem pomagałam przy kolacji, a teraz
szykuję się do zabiegów.
— To co, do cholery, za kawały! A Ponińska w porządku?
— Oczywiście, nawet brała dolewkę zupy.
— Zobaczę. Nikt z tego aparatu nie dzwonił?
— Owszem, jedna pacjentka. Dzwoniła do męża.
— S łyszała panie rozmowę?
— Ja słyszałam. — Lucyna nie wiadomo czemu uśmiechnęła się, z czym „miss
szpitala" (jak nazywała ją męska część personelu) było bardzo do twarzy. —
Powiedziała mężowi, że od porodu już go nie kocha. Ale przecież one wszystkie
tak mówią.
— No dobra. Zajrzę do tej Ponińskiej. Po chwili był już w sali numer cztery.
— Dobry wieczór, jak się panie czują?
W oczach dłużej leżących pacjentek odmalowało się zdziwienie na widok
ordynatora o tak niezwykłej porze.
— Dziękujemy, panie ordynatorze, nieźle.
— Ja to nijak spać nic mogę — poskarżyła się korpulentna kobieta spod okna.
Wszyscy lekarze ją znali z tej dolegliwości, bo wysypiała się przez cały dzień.
— Dobrze, dostanie pani tabletkę. A pani? — zwrócił się do Ponińskiej.
— A, tak sobie. Ale na ogól nieźle. Tylko jedzenie słabe, a ja apetyt mam, panie
ordynatorze.
— Cóż poradzić, takie stawki żywieniowe. Niech mąż coś poda.
Ponińska zapłoniła się.
— Panienką, niestety, jestem. A mama na nogi słabuje, nie dojedzie do miasta.
4
Ewa wzywa 07...nr.119 Kwadratura trójkąta – Aleksander Gabrusiewicz
—No cóż. dobranoc paniom.
Wiślicki nawet nie zauważył, że asystowali mu Kw-acz i siostra Lucyna.
— Co to za idiotyczne kawały — denerwował się ordynator — tak mnie zrobić w
konia!
Opowiedział im przebieg wypadków.
— Wygląda na to, że ktoś cię chciał z domu wyciągnąć — po chwili namysłu
rzekł Kwacz. — Na twoim miejscu wracałbym jak najprędzej.
— Cholera, może masz rację. Cześć, bywajcie. ' Po chwili był już przy
samochodzie. Gdy otworzył drzwi i usiadł za kierownicą, uderzyło go dziwne
pochylenie do przodu karoserii. Wysiadł i sprawdził przednie koła; obie felgi
dotykały ziemi. Było ciemno, więc po omacku ręką sprawdził jeden wentyl. Ani
nakrętki, ani właściwego wentylka.
Rany boskie, Kwacz miał rację! — pomyślał. W pobliżu jak na złość ani jednej
karetki, nie mówiąc już o taksówkach. Niemal biegiem puścił się w stronę domu,
licząc, że jakiś pojazd spotka po drodze. Przed oczyma miał wizję zgliszcz swojej
willi, ze skrwawionymi zwłokami żony wewnątrz.
Notatka w ,,Echu Południa „Zuchwały napad"
„Wczoraj wieczorem dwóch uzbrojonych osobników wtargnęło do mieszkania
znanego w N. lekarza ginekologa podczas jego nieobecności. Odbyło się to po
uprzednim podstępnym wywabieniu go z domu. Grożąc porwaniem obojga
dzieci, zażądali od przerażonej małżonki lekarza wydania wszystkich pieniędzy i
kosztowności. Ulegając przemocy musiała na to się zgodzić.
Milicja jest już na tropie przestępców, a o dalszym przebiegu wypadków
poinformujemy naszych Czytelników po zakończeniu śledztwa".
Fragmenty zapisu magnetofonowego z przesłuchania Ewy Wiślickiej w
Komendzie Miejskiej:
Pytanie. — Teraz proszę nam dokładnie opowiedzieć przebieg samego wypadku.
Odpowiedź. — Było to zaraz po wyjeździe męża, o którym to fakcie opowiadałam
przed chwilą. Rozległ się dzwonek u drzwi. Myślałam, że czegoś zapomniał, więc
pytam: „To ty? „Tak" — pada odpowiedź. „Czemu sobie nie otworzysz, nie
wziąłeś klucza?" „Nie" — odpowiedział.
P. — Nie zauważyła pani zmiany głosu u swego męża?
O. — Może trochę był inny, ale w końcu mówił tak mało i zza grubych drzwi, że
nie wydawało mi się to podejrzane.
P. — Dobrze, i co dalej?
O.— Jak tylko otworzyłam, to jeden z nich kopnął drzwi tak mocno, że boleśnie
uderzyły mnie w ramię i o mało nie przewróciły.
P. — Mieli broń?
O. — Jeden z nich miał nóż. Ten który wszedł pierwszy. Musiałam z
przerażeniem się w ten nóż wpatrywać. bo powiedział coś takiego: „Nie bój się,
to nie na ciebie". Potem podszedł do telefonu i przeciął kabel. Właściwie nie
tylko przeciął, ale kawałek wyciął i rzucił w kąt. „Żeby nie przyszła pani ochota
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin