Moody_Raymond_-_Odwiedziny_z_za_wiat_w.pdf

(739 KB) Pobierz
23680510 UNPDF
23680510.001.png
Wprowadzenie
Jednym z największych cierpień,
jakich doznaje natura ludzka,
jest cierpienie wywołane przez nową ideę.
Walter Bagehot
Chęć ponownego połączenia się z ukochaną osobą, którą zabrała nam śmierć, należy do
najsilniejszych i najbardziej uporczywych pragnień człowieka. To właśnie ono wywołuje w
nas poczucie opuszczenia, a zarazem całą litanię pytań "co by było, gdyby", wyrzutów, że
"gdyby tylko", oraz rozpaczliwych błagań o jeszcze pięć minut, które moglibyśmy spędzić
wspólnie z utraconym bliskim.
Czasami pragnienie to zostaje zaspokojone dzięki pojawieniu się zmarłego w postaci wizji
czy też zjawy, przy czym relacjonujący podobne fakty utrzymują, że wyraźnie różnią się one
od snów. Są to chwile przeżyte na jawie, chwile, w czasie których bardzo silnie i, jak się
wydaje, nieomylnie wyczuwa się obecność zmarłej osoby. Epizod taki jest zazwyczaj bardzo
sugestywny, a nawet samopotwierdzający, gdyż pozostaje po nim głębokie przekonanie, że
spotkanie odbyło się naprawdę. W konsekwencji człowiek nabiera przeświadczenia, iż
rzeczywiście istnieje życie po śmierci.
Powszechność występowania zjaw znalazła swoje odbicie w językach i kulturach ludowych
na całym świecie na długo przed początkiem historii spisanej. Także i dziś wizjonerskie
spotkania ze zmarłymi są zjawiskiem niezwykle powszechnym. W licznych artykułach
publikowanych w czasopismach medycznych i innych źródłach naukowych stwierdza się, iż u
znacznej liczby osób pogrążonych w żałobie występują wizje tych, którzy odeszli. Badania
naukowe sugerują na przykład, że aż 66 procent wdów widuje zjawy zmarłych mężów.
Wdowy wybrano jako podmiot powyższych badań z tego prostego powodu, że kobiety
przeważnie żyją dłużej od mężczyzn. Wdów jest zatem więcej i łatwiej prowadzić badania
naukowe w tej właśnie grupie. Doświadczenia kliniczne wykazują, że widywanie zmarłych
jest powszechne także i w innych grupach osób osieroconych – dzieci, rodziców, rodzeństwa
oraz przyjaciół. Na przykład aż 75 procent rodziców, którzy utracili potomka, doświadcza
jakiegoś rodzaju wizji zmarłego dziecka w ciągu pierwszego roku od jego śmierci.
Większości rodziców zjawisko to przynosi ulgę i w znacznym stopniu zmniejsza ból
wywołany stratą.
Widzenie zjaw jest także powszechne wśród ludzi, którzy przeżyli stan bliski śmierci.
Opowiadają, że kiedy wkraczali do królestwa światła, spotykali duchy zmarłych krewnych i
przyjaciół. Podobne przeżycia często powodują głębokie przemiany u tych osób, wywierając
pozytywny wpływ na ich dalsze życie.
Gdyby można było odtworzyć przeżycia ze stanu bliskiego śmierci i wywołać je u ludzi
cieszących się dobrym zdrowiem, wydaje się możliwe, iż te silnie odczuwane skutki można
by wykorzystać w terapii łagodzenia żałoby. O tym, jak bardzo ta idea przemawia do łudzi,
świadczy sukces filmu Linia życia, w którym studenci medycyny wzajemnie wywołują u
siebie zatrzymanie akcji serca po to, by doświadczyć przeżyć ze stanu bliskiego śmierci. Taka
metoda dostarczania informacji z tamtego świata to doskonały materiał na interesujący film,
choć nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien próbować takiego wyczynu.
Mimo to bardzo zaciekawiło mnie odtwarzanie przeżyć ze stanu bliskiego śmierci, zwłaszcza
takich, gdy ktoś widział wtedy swoich utraconych bliskich. Choć widzenie zmarłych
krewnych i przyjaciół stanowiło tylko jeden z elementów większej całości, miałem wrażenie,
że umożliwiając tego typu wizje mógłbym się dowiedzieć o wszelkich przeżyciach ze stanu
bliskiego śmierci. Nie miałem jednak pojęcia, jak to zrobić.
Aż wreszcie wpadłem na rozwiązanie tego problemu – i to "wpadłem" w znaczeniu
dosłownym.
Zdarzyło się to pewnego jesiennego dnia w 1987 roku. Wertowałem książki w antykwariacie
w małym miasteczku w Georgii. Kiedy szedłem w stronę działu literatury, mieszczącego się
w głębi sklepu, z którejś półki spadła książka i wylądowała u moich stóp.
Pochyliłem się, żeby ją podnieść, i spojrzałem na tytuł. Było to Czytanie w szklanej kuli.
Moją pierwszą reakcją była odraza. Wpatrywanie się w zwierciadło (co jest właściwszym
określeniem dla tego typu praktyk) zawsze było kojarzone z naciąganiem i szalbierstwem – z
Cyganką oszukującą klientów albo wróżbitą potrzebującym większej sumy pieniędzy, nim
zacznie wyraźniej dostrzegać swoje wizje w kryształowej kuli. Byłbym natychmiast odłożył
tę książkę z powrotem na półkę, gdyby nie przypomniała mi się rozmowa, jaką
przeprowadziłem z doktorem Williamem Roiłem, pionierem w dziedzinie badań zjawisk
paranormalnych. Doktor Roli stwierdził wówczas, że ludzie wpatrujący się w przejrzystą
głębię lustra faktycznie mają wizje. Z czystej ciekawości przerzuciłem kilka stron, a potem
zacząłem czytać pierwszy rozdział. Autor, Northcote Thomas, był poważnym naukowcem,
zajmującym się swą pracą z powołania. We wspomnianej książce omawiał niektóre metody
wpatrywania się w zwierciadło i pokrótce objaśniał elementy psychologii tego zjawiska.
Zapewne najbardziej interesujące było wprowadzenie, napisane przez wybitnego naukowca
Andrew Langa. Wyraził on przekonanie, że środowisko psychologów i naukowców będzie
oburzone, iż ktoś odważył się przeprowadzić racjonalną analizę zjawiska znanego jako
wpatrywanie się w zwierciadło. I natychmiast oświadczył, że uważa taką reakcję za
niesłuszną, gdyż powstrzymuje ona dociekliwych ludzi przed badaniem tajemnic umysłu.
Starał się też uciszyć obawy, jakie mogłyby powstać w środowisku lekarskim i naukowym.
Stwierdził, co następuje:
"Badając samo zjawisko wpatrywania się w zwierciadło, znajdujemy się na pograniczu
królestwa szarlatanerii, szalbierstwa, ślepej łatwowierności, nieposkromionych nadziei oraz
sztucznych obaw. Nie ulega wątpliwości, że raz przekroczywszy tę granicę, nawet człowiek o
umyśle najbardziej wprawnym w naukach fizycznych często przestaje zachowywać się w
sposób naukowy i traci rozsądek... Tym można wytłumaczyć niechęć ludzi nauki do badania
zjawisk, które w istocie są nie bardziej odpychające niż marzenia na jawie czy we śnie. Są to
zjawiska zachodzące w naturze ludzkiej, przejawy ludzkich zdolności, a jako takie zasługują
na poznanie. Uchylanie się od badania ich jest dowodem braku odwagi".
W miarę czytania tej książki stawałem się coraz bardziej podekscytowany możliwościami,
jakie niesie ze sobą wpatrywanie się w zwierciadło. Uprzednio badałem niektóre sposoby,
jakie stosowano w różnych kulturach, by wywoływać i wykorzystywać odmienne stany
świadomości. W trakcie tych studiów natknąłem się na wiele relacji z przywoływania przez
żywych ludzi duchów osób nieżyjących. Najciekawsze są doświadczenia greckich wyroczni
zmarłych, zwanych psychomantea, do których udawano się w celu zasięgnięcia porady
uduchów. Z relacji zachowanych z tamtych zamierzchłych czasów wyraźnie wynika, że w
trakcie takich spotkań ludzie naprawdę zachowywali się tak, jakby widzieli zmarłych i
nawiązywali z nimi bezpośredni kontakt.
Książka Thomasa oraz dodatkowe badania, które przeprowadziłem, skłoniły mnie do
wniosku, że wizje zmarłych bliskich osób są znacznie łatwiejsze do wywołania, niż sądziłem.
Zacząłem rozważać liczne pytania, na które wpatrywanie się w zwierciadło mogło udzielić
odpowiedzi:
Czy zjawisko to wyjaśnia, dlaczego tak wielu ludzi widzi duchy? Widzenie duchów lub
zjaw zdarza się niezwykle często. Pewne bardzo staranne opracowania wykazały, że
przynajmniej raz w życiu widziała ducha aż jedna czwarta Amerykanów i w przybliżeniu
jedna trzecia osób z niektórych narodowości europejskich.
Ludzie, którzy doświadczają kontaktu ze zjawami, nie tylko widzą osoby zmarłe, ale także
słyszą ich głos, czują dotyk, a czasem nawet i zapach. Wszystkie tego typu spotkania
niezwykle silnie przypominają nam, że ci, których kochamy, tkwią głęboko w naszej
podświadomości. W rzeczywistości tak głęboko, że bez wielkiego wysiłku możemy dojść do
wniosku, iż nie powinniśmy ponawiać prób porozumiewania się z nimi w taki czy inny
sposób.
Carl Sagan, astronom z Cornell University i pisarz, przedstawił niegdyś w czasopiśmie
"Paradę" własne przeżycia:
"Kilkanaście razy od śmierci matki ł ojca słyszałem ich głosy, wypowiadające normalnym
tonem moje imię. Często zwracali się tak do mnie, kiedy jeszcze mieszkaliśmy razem. Wciąż
bardzo za nimi tęsknię i zapewne dlatego wcale nie wydaje mi się dziwne, że mój umysł
czasami wywołuje klarowne przypomnienie brzmienia ich głosów".
Mnie też nie wydaje się to dziwne. Choć zmarła osoba przestaje istnieć w sensie fizycznym,
jej duch nadal zajmuje znaczącą, ważną część naszego umysłu. Być może do nawiązania z nią
kontaktu jest nam potrzebny jedynie sposób dotarcia do naszej podświadomości. Pomyślałem,
że wpatrywanie się w zwierciadło może być właśnie takim sposobem.
Czy wpatrywanie się w zwierciadło pozwala na widzenie duchów w warunkach
laboratoryjnych? Jak już wcześniej wspomniałem, miliony ludzi mówią o tym, że
kontaktowały się ze zmarłymi bliskimi w sposób spontaniczny, bez przygotowań i starań z ich
strony. Te widzenia po prostu następowały same z siebie, a doświadczające ich osoby, nie
musiały wprowadzać się w jakiś szczególny nastrój.
Ze względu na spontaniczną naturę tego zjawiska badanie widzenia zjaw polega przede
wszystkim na analizowaniu opowieści, historii przekazywanych przez ludzi, którzy widzieli
duchy i zgadzają się z własnej woli ujawnić badaczom szczegóły swojego przeżycia.
Dawniej nie istniały możliwości skłonienia zjaw do pojawiania się, a tym bardziej
wywoływania ich w warunkach laboratoryjnych. Jedyną metodą badawczą było więc
zbieranie opowieści o duchach i analizowanie ich podobieństw, co budziło autentyczną
frustrację u psychologów.
Zacząłem się zastanawiać, czy wpatrywanie się w zwierciadło pozwoli na wywoływanie zjaw
w warunkach kontrolowanych, w których uczony mógłby obserwować osobę widzącą ducha?
Z pewnością była to myśl niezwykle pociągająca.
Czy ponowne spotkania ze zmarłymi bliskimi mogą pomóc ludziom przezwyciężyć ból
po ich utracie? Ponieważ żałoba należy do uczuć ludzkich najtrudniejszych do pokonania,
problem ten interesował mnie w sposób szczególny. Może wpatrując się w zwierciadło ludzie
mogliby zobaczyć zjawy swoich ukochanych zmarłych, zjawy, które pomogłyby im wyleczyć
się z bólu po rozłące?
Kiedy tak stałem w zakurzonym antykwariacie, poczułem nagle dreszczyk emocji na myśl o
tym, że kilka najbliższych lat spędzę na badaniach w niezwykle obiecującej dziedzinie.
Czułem, że jeśli włożę w to trochę uczciwej pracy i podejdę do badań bez uprzedzeń, uda mi
się spowodować, aby wpatrywanie się w zwierciadło przestało być traktowane jako zjawisko
z "pogranicza królestwa szarlatanerii", jak to ujął Lang, i stało się dostępnym, w pełni
docenianym obszarem psychologii.
Postanowiłem poświęcić trochę czasu na rzetelne przebadanie tej zapomnianej sztuki.
Przejrzałem półki bibliotek w poszukiwaniu dzieł historycznych i literackich wspominających
o wpatrywaniu się w zwierciadło.
Zdecydowałem się także poprowadzić nieformalne badania, w czasie których przeszedłem z
kilkoma osobami proces wpatrywania się w zwierciadło. Wyniki były tak zaskakujące, że
zacząłem organizować seanse wpatrywania się w zwierciadło tak często, jak tylko mogłem,
aby zebrać jak najwięcej przypadków. Wszystkie te seanse doprowadziły mnie do wniosku,
że wpatrywanie się w zwierciadło może być wykorzystywane jako:
Sposób bezpośredniego dotarcia do naprawdę fascynującego, choć mało znanego
wymiaru naszego życia psychicznego. Wiele procesów w umyśle człowieka zachodzi w
podświadomości. Możliwe, że wpatrywanie się w zwierciadło powoduje, iż królestwo
podświadomości staje się dostępne i w pewnym sensie "widoczne".
Narzędzie, które pozwoli psychologom i psychiatrom zrozumieć świat wewnętrzny
swoich pacjentów. Stwarza ono szczególnie duże możliwości w zakresie diagnostyki
zahamowań psychicznych i emocjonalnych i być może – choć to twierdzenie budzi pewne
wątpliwości – diagnostyki również chorób psychicznych.
Narzędzie szkoleniowe, pozwalające wykładowcom psychologii ilustrować zdumiewające
możliwości umysłu ludzkiego. Nie należy pomijać znaczenia zabawy w procesie kształcenia
ani też w terapii. Zabawa z wpatrywaniem się w zwierciadło może rozbudzić utajone
zainteresowania studentów.
Środek pomagający rozbudzić twórcze możliwości. Pisarze, naukowcy, biznesmeni i inni
ludzie umieli wykorzystać stan transu, wymagany przy wpatrywaniu się w zwierciadło, do
przezwyciężenia blokady swej kreatywności. W dalszej części tej książki podam kilka
przykładów twórczego stosowania technik podobnych do wpatrywania się w zwierciadło
przez Thomasa Edisona, Charlesa Dickensa, Kartezjusza i innych.
Klucz do zrozumienia kilku kłopotliwych incydentów w historii. Badanie wpatrywania się
w zwierciadło rzuca także światło na świat starożytnych, którzy często podejmowali ważne
Zgłoś jeśli naruszono regulamin