Arthur Conan Doyle Znikni�cie m�odego lorda "Gloria Scott" pierwsza sprawa Sherlocka Holmesa Pewnego zimowego wieczoru, gdy siedzieli�my przy kominku, Sherlock Holmes zwr�ci� si� do mnie: - Mam tu ciekawe papiery, Watsonie, kt�re z pewno�ci� ci� zainteresuj�. Zreszt� z innego jeszcze wzgl�du powiniene� si� nimi zaj��. S� to dokumenty dotycz�ce wypadku "Gloria Scott". A oto zawiadomienie, kt�rego tre�� tak przerazi�a s�dziego Trevora, i� zaraz po jego przeczytaniu zmar�. Wyj�� z biurka niewielki, po��k�y, kartonowy rulon. Rozwi�za� tasiemk� i poda� mi ma�� kartk�. Skre�lono na niej kilka niezbyt wyra�nych zda�: "Polowanie pod Londynem rozpocz�te. G��wny �owczy Hudson zarz�dzi� chyba wszystko. Wyra�nie ju� powiedzia�: B�dzie wielka ob�awa. Dlatego trzeba ratowa� ba�ancich samic �ycie!" Gdy w trakcie czytania tego zagadkowego zawiadomienia spojrza�em przelotnie na Holmesa, zauwa�y�em, �e �mieje si� z wyrazu mej twarzy. - Wygl�dasz na troch� zdziwionego - powiedzia�. - Nie mog� zrozumie�, dlaczego to zawiadomienie mog�o kogo� przerazi�? Raczej wygl�da mi ono na groteskowe. - Oczywi�cie. Niemniej pozostaje faktem, �e ros�y i krzepki mimo swych lat m�czyzna po przeczytaniu tej kartki zwali� si� na ziemi�, jakby otrzyma� cios kolb� pistoletu. - Zaciekawiasz mnie - odpar�em. - Dlaczego jednak wspomnia�e�, i� z innych powod�w powinienem zainteresowa� si� t� spraw�? - Poniewa� by�a ona pierwsz� w mojej karierze. Nieraz ju� pr�bowa�em dowiedzie� si� od mego przyjaciela, co sk�oni�o go do zajmowania si� kryminalistyk�. Dotychczas nigdy jednak nie uda�o mi si� nak�oni� go do zwierze�. Teraz siedzia� w fotelu lekko pochylony do przodu i rozk�ada� na kolanach papiery. Po chwili zapali� fajk� i pocz�� je przegl�da�. - Czy wspomnia�em ci kiedy o Wiktorze Trevor? - spyta�. - To m�j przyjaciel z czas�w dwuletniego pobytu w Kolegium. Nigdy nie by�em zbyt towarzyski, Watsonie. Wola�em nudzi� si� w swoim pokoju, opracowuj�c w�asne metody my�lenia, ni� przebywa� d�u�ej w gronie koleg�w z mego roku. Opr�cz szermierki i boksu nie uprawia�em intensywniej innych rodzaj�w sportu. Tak samo kierunek moich studi�w ca�kowicie r�ni� si� od zainteresowa� koleg�w. Nie mia�em wi�c z nimi �adnej wsp�lnej p�aszczyzny porozumienia. Trevor by� jedynym cz�owiekiem, kt�rego pozna�em bli�ej, i to tylko dzi�ki przypadkowi. Pewnego ranka, gdy schodzi�em do kaplicy, pies jego ugryz� mnie w nog� w okolicy kostki. Wprawdzie to bardzo prozaiczny spos�b zawarcia przyja�ni, jednak okaza� si� skuteczny. Musia�em przele�e� w ��ku dziesi�� dni. Trevor za� odwiedza� mnie, dowiaduj�c si� o stan mego zdrowia. Te kr�tkie pogaw�dki przekszta�ci�y si� z czasem w coraz d�u�sze wizyty, tak �e w rezultacie pod koniec mojej choroby zostali�my ju� serdecznymi przyjaci�mi. Wiktor by� przystojnym, dobrze zbudowanym m�czyzn�, pe�nym energii i �ycia. Pomimo �e pod wielu wzgl�dami stanowi� on moje przeciwie�stwo, to jednak na wi�kszo�� spraw mieli�my jednakowe pogl�dy. Podobnie jak ja nie mia� on �adnych przyjaci�. I w�a�nie to zadecydowa�o o naszej przyja�ni. Po pewnym czasie Trevor zaprosi� mnie do posiad�o�ci swego ojca, kt�ra le�a�a w hrabstwie Norfolk w s�siedztwie Donnithorpe. Przyj��em zaproszenie, ustalaj�c, �e przyjad� w czasie wielkich wakacji na okres miesi�ca. Starszy Trevor by� zamo�nym i powa�nym ziemianinem. Przys�ugiwa� mu te� tytu�: "I. P." Donnithorpe natomiast jest ma�� wsi� po�o�on� w pobli�u Broads w p�nocnej stronie Langmere. Sta� tam stary obszerny dom, zbudowany z cegie� i drzewa d�bowego. Wiod�a do niego pi�kna, wysadzana lipami aleja. Okoliczne bagna i wrzosowiska stanowi�y wspania�e tereny do polowania na dzikie kaczki. Ponadto mo�na tam by�o �owi� ryby. Wreszcie we dworze Trevor�w znajdowa� si� niewielki, lecz starannie dobrany ksi�gozbi�r, jak przypuszcza�em, pozosta�o�� po poprzednich w�a�cicielach posiad�o�ci. Kuchnia te� okaza�a si� ca�kiem niez�a. Czego� wi�cej potrzeba? Tak. Mo�na tam by�o przyjemnie sp�dzi� miesi�c wakacji. Tylko cz�owiek wyj�tkowo wybredny mia�by mo�e co do tego jakie� zastrze�enia. Stary Trevor by� wdowcem, a m�j przyjaciel jego jedynym synem. Jak s�ysza�em, mia� on jeszcze c�rk�, kt�ra jednak w czasie pobytu w Bromingham zmar�a na dyfteryt. Trevor, cho� nie odznacza� si� wielk� kultur� i oczytaniem, to jednak uchodzi� za cz�owieka m�drego. Umys� posiada� ch�onny, a to, czego si� nauczy�, dobrze pami�ta�. Podr�owa� wiele i zwiedzi� niema�y szmat �wiata. By� kr�pym, t�gim szatynem o cerze br�zowej, spalonej s�o�cem i wiatrem. �ywe, niebieskie oczy spogl�da�y niemal srogo. W ca�ej okolicy s�yn�� z uprzejmo�ci i filantropii. Znano go r�wnie� jako �agodnego s�dziego, wydaj�cego pob�a�liwe wyroki. Kt�rego� wieczoru, kr�tko po moim przybyciu, siedzieli�my przy poobiedniej szklance porto. M�ody Trevor skierowa� rozmow� na temat moich zainteresowa� dotycz�cych obserwacji i wnioskowania. W tym czasie zd��y�em ju� uj�� je w pewien system, chocia� jeszcze nie przeczuwa�em, jak wielk� rol� odegraj� one w moim �yciu. Starszy pan doszukiwa� si� prawdopodobnie przesady w opowiadaniach swego syna o niekt�rych z moich do�wiadcze�. - No, Mr. Holmes, niech pan teraz wypr�buje swoje zdolno�ci - powiedzia� u�miechaj�c si� dobrodusznie. - Mo�e z mojego wygl�du potrafi pan co� wywnioskowa�? Stanowi� podobno doskona�y obiekt do dedukcji. - Obawiam si�, �e raczej nie - odpowiedzia�em. - Mimo to pozwol� sobie zauwa�y�, i� w ci�gu ostatnich dwunastu miesi�cy odczuwa� pan l�k przed jak�� napa�ci� czy atakiem. - U�miech znikn�� z jego twarzy. Skierowa� na mnie wzrok, w kt�rym odmalowa�o si� zdumienie. - W istocie, to odpowiada prawdzie. Wiesz, Wiktorze - zwr�ci� si� do syna - ta banda k�usownik�w, kt�r� rozbili�my, grozi�a, �e nas wymorduje. Sir Edward Hoby zosta� napadni�ty. Od tej pory mam si� na baczno�ci. Ale zupe�nie nie mog� zrozumie�, sk�d pan dowiedzia� si� o tym? - Posiada pan bardzo �adn� lask� - odpar�em. - S�dz�c po napisie, nie mo�e pan mie� jej d�u�ej ni� rok. Mimo to zada� pan sobie tyle trudu, aby r�czk� jej wydr��y� i wype�ni� roztopionym o�owiem. Dzi�ki temu laska ta sta�a si� gro�n� broni�. Z pewno�ci� nie przedsi�bra�by pan takich ostro�no�ci, gdyby pan nie obawia� si� jakiego� niebezpiecze�stwa. - C� wi�cej? - spyta� Trevor z u�miechem. - Za m�odu musia� pan intensywnie uprawia� boks. - Znowu zgad� pan. Z czego pan jednak to wywnioskowa�? Czy z tego, �e mam troch� skrzywiony nos? - Nie! - odpowiedzia�em. - Pa�skie uszy to zdradzaj�. Maj� one charakterystyczne sp�aszczenia i zgrubienia, kt�re znamionuj� boksera. - I co dalej? - Zgrubienia na pa�skich d�oniach wskazuj�, i� d�ugi czas pracowa� pan przy jakich� pracach ziemnych, pos�uguj�c si� �opat�. - Tak. Ca�y sw�j maj�tek zdoby�em na "polach z�otodajnych". - By� pan w Nowej zelandii. - Znowu trafnie pan odgad�. - Odwiedzi� pan r�wnie� Japoni�. - Tak jest. - J. A. to inicja�y osoby, z kt�r� ��czy�y pana bardzo za�y�e stosunki. P�niej stara� si� pan o niej zupe�nie zapomnie�. Mr. Trevor uni�s� si� z wolna. W najwy�szym os�upieniu utkwi� we mnie swe wielkie, niebieskie oczy. Nagle zachwia� si� i upad� zemdlony twarz� na st� mi�dzy �upiny od orzech�w. Mo�esz sobie wyobrazi�, Watsonie, jak to nas obu przerazi�o, jego syna i mnie. Omdlenie jednak nie trwa�o d�ugo. Gdy rozpi�li�my mu ko�nierzyk i skropili twarz wod�, westchn�� raz czy dwa razy, wreszcie oprzytomnia� i usiad�. - Ach, ch�opcy! - powiedzia� sil�c si� na u�miech. - Chyba nie bardzo was przestraszy�em? Pozornie wygl�dam na silnego, jednak mam s�abe serce i niewiele potrzeba, aby mnie zwali� z n�g. Nie mog� zrozumie�, Mr. Holmes, jak pan dochodzi do swoich wniosk�w. Wydaje mi si� jednak, �e wszyscy detektywi jacy obecnie istniej� i jakich mo�na sobie wyobrazi� w przysz�o�ci, s� dzie�mi w por�wnaniu z panem. To jest pa�skim powo�aniem. Niech pan wierzy s�owom cz�owieka, kt�ry nie�le zna �wiat. S�d s�dziego Trevora, chocia� przesadnie oceniaj�cy moje zdolno�ci, sta� si� punktem zwrotnym w moim �yciu. Przekona� mnie on, �e to, co dotychczas stanowi�o jedynie przyjemne zaj�cie amatora, mo�na przekszta�ci� w prac� zawodow�. Wtedy jednak zbyt by�em zaabsorbowany nag�ym zas�abni�ciem mojego gospodarza, by m�c my�le� o czymkolwiek innym. - Mam nadziej� - rzek�em - �e nie powiedzia�em nic takiego, czym m�g�bym pana urazi�? - No, niew�tpliwie odkry� pan moj� tajemnic�. - Ale czy wolno spyta�, sk�d pan o tym wie i co pan wie? Chocia� m�wi� to na wp� �artobliwie, to jednak w oczach jego czai�o si� jeszcze poprzednie przera�enie. - To bardzo proste - powiedzia�em. - Gdy obna�y� pan r�k�, aby wci�gn�� do ��dki ryb�, zauwa�y�em na zgi�ciu �okcia wytatuowane inicja�y J. A. Mo�na je by�o odczyta�. jednak zamazane kszta�ty liter i plamy na sk�rze wok� nich �wiadcz�, i� stara� si� pan je usun��. Nie ulega wi�c w�tpliwo�ci, i� osoba posiadaj�ca te inicja�y by�a panu kiedy� bardzo dobrze znana. P�niej natomiast stara� si� pan o niej zapomnie�. - Pan jest bardzo spostrzegawczy! - zawo�a� z westchnieniem ulgi. - Tak w�a�nie by�o, jak pan m�wi. Ze wszystkich z�ych wspomnie� najgorsze s� wspomnienia dawnych nieszcz�liwych mi�o�ci. No, ale chod�my do pokoju bilardowego na cygaro. Od tego dnia w zachowaniu Mr. Trevora mimo serdeczno�ci w stosunku do mnie wyczuwa�em pewn� doz� podejrzliwo�ci. Zauwa�y� to r�wnie� jego syn. - Wywar�e� na ojcu tak silne wra�enie - m�wi� - �e nie jest teraz pewien, co wiesz, a czego nie mo�esz wiedzie�. Stary Trevor wpradzie stara� si� nie okazywa� mi swej podejrzliwo�ci, jestem tego pewien, jednak nurtowa�a go nieustannie, tak �e nie m�g� jej ukry�. Wreszcie nabra�em pewno�ci: to ja jestem przyczyn� jego niepokoju. Wtedy postanowi�em zako�czy� moj� wizyt�. Jednak w przeddzie� mego wyjazdu zaszed� wypadek, kt�ry poci�gn�� za sob� powa�ne nast�pstwa. Siedzieli�my ...
ZuzkaPOGRZEBACZ