Dickson Smok i Jerzy.txt

(428 KB) Pobierz
Gordon R. Dickson

Smok i Jerzy

Prze�o�yli: ZABELU\ i ANDRZEJ SLUZKOWIE
AMBER
Tytu� orygina�u: THE DRAGON AND THE GEORGE
Ilustracja na ok�adce: BORIS YALLEJO
Opracowanie graficzne: DARIUSZ CHOJNACKI
Redaktor: KRYSTYNA GRZESIK
Redaktor techniczny: JANUSZ FESTUR
Copyright (c) 1976 by Gordon R. Dickson
For the Polish edition Copyright (c) 1991 by Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.
ISBN 83-85079-57-2
Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.
Warszawa 1991. Wydanie I
Sk�ad: Zak�ad Fototype w Milan�wku
Druk i oprawa: Bia�ostockie Zak�ady Graficzne
Rozdzia� 1
Punktualnie o 10.30 James Eckert zajecha� przed Stoddard Hali na terenie 
college'u w Riveroak, gdzie mie�ci�a si� pracownia Grottwolda Weinera Hansena. 
Lecz Angie Farrel oczywi�cie nie by�o przed budynkiem... jak�eby inaczej.
By� ciep�y, s�oneczny poranek wrze�niowy. Jim siedzia� w samochodzie i usi�owa� 
zachowa� spok�j. Z pewno�ci� nie ma w tym winy Angie. Grottwold, ten idiota, na 
pewno co� wymy�li�, aby zatrzyma� j� po godzinach. A przecie� wiedzia�, �e 
dzisiejsze przedpo�udnie postanowili po�wi�ci� na szukanie mieszkania. Trudno 
by�o nie z�o�ci� si� na kogo� takiego jak Grottwold. Nie do��, �e nie przynosi� 
�wiatu chluby swoj� osob�, to jeszcze w spos�b bardzo szczeg�lny stara� si� 
odebra� Angie Jimowi i mie� j� tylko dla siebie.
Jedne z dwojga du�ych drzwi prowadz�cych do Stoddard Hali otworzy�y si� i 
ukaza�a si� w nich jaka� sylwetka. Nie by�a to jednak Angie, lecz kr�py m�ody 
m�czyzna. Dostrzeg� Jima siedz�cego w samochodzie i podszed� szybko ku niemu.
- Czekasz na Angie? - zapyta�.
- Zgadza si�, Danny - powiedzia� Jim. - Mia�a tu si� ze mn� spotka�, ale 
oczywi�cie Grottwold nie chce jej pu�ci�.
- To w jego stylu - przytakn�� Danny.
Danny Cerdak by� asystentem na wydziale fizyki i w ca�ym college'u jedynym, poza 
Jimem, zawodnikiem pierwszoligowej dru�yny siatk�wki.
- Jedziecie obejrze� przyczep� Cheryl? - zapyta�.
- Je�li tylko Angie wyrwie si� w por� - powiedzia� Jim.
- Och, pewnie przyjdzie za chwil�. S�uchaj, czy nie chcieliby�cie wpa�� do mnie 
jutro po meczu? Nic szczeg�lnego, po prostu pizza i piwo. B�dzie te� paru 
ch�opak�w z dru�yny, z �onami.
- To brzmi nie�le - rzek� Jim ponuro - chyba �e Shorles wynajdzie jak�� 
dodatkow� robot�. W ka�dym razie, dzi�ki; i na pewno przyjdziemy, je�li nic nam 
nie przeszkodzi.
- Dobrze - Danny wyprostowa� si�. - No to do zobaczenia jutro na meczu.
Odszed�, a Jim powr�ci� do swoich my�li. Nie wolno mu zapomina�, �e frustracja 
to te� cz�� �ycia. Musi przywykn�� do istnienia i egoistycznych kierownik�w 
wydzia��w, i zbyt niskich wynagrodze�, i do polityki oszcz�dno�ciowej n�kaj�cej 
tak dalece Riveroak College, jak i wszystkie inne instytucje o�wiatowe, i �e 
doktorat z historii �redniowiecza mo�e przyda� si� jedynie do przetarcia but�w 
przed podj�ciem pracy przy �opacie.
Dzi�ki Bogu mia� Angie. Najwspanialsze w niej by�o to, �e zawsze uzyskiwa�a od 
ludzi wszystko, czego chcia�a. Nie irytowa�a si� przy tym nawet w takich 
sytuacjach, kiedy Jim przysi�g�by, �e tamci celowo szukaj� zaczepki. Nie by� w 
stanie poj��, jak jej si� to udawa�o. Angie by�a naprawd� wyj�tkowa - zw�aszcza 
jak na kogo� niewiele wi�kszego od okruszka. Ot, cho�by spos�b, w jaki radzi�a 
sobie z Grottwoldem, u kt�rego pracowa�a jako asystentka. Spojrza� na zegarek i 
skrzywi� si�: prawie za kwadrans jedenasta. Tego by�o za wiele. Je�li Grottwold 
nie mia� do�� rozumu, by pu�ci� Angie, to do tej pory ona sama powinna si� 
wyrwa�. Postanowi� p�j�� po ni� w momencie, gdy Angie ju� zbiega�a po schodach.
- No, jeste� nareszcie - mrukn��.
- Przepraszam - Angie zaj�a miejsce w samochodzie
i zatrzasn�a drzwiczki. - Grottwold by� ca�y podekscytowany. S�dzi, �e znajduje 
si� o krok od udowodnienia, �e astralna projekcja jest mo�liwa...
- Jakajekcja? - zaj�kn�� si� Jim.
- Astralna projekcja. Wyj�cie ducha poza cia�o. Inaczej m�wi�c mo�liwo��...
- Ale chyba nie pozwalasz mu eksperymentowa� na sobie? My�la�em, �e ju� raz to 
ustalili�my.
- Niepotrzebnie si� z�o�cisz - powiedzia�a Angie. - Tylko pomagam mu w 
przeprowadzaniu eksperyment�w. Nie martw si�, on nie zamierza mnie 
zahipnotyzowa� ani nic z tych rzeczy.
- Ju� raz pr�bowa� - Jim nie da� za wygran�.
- On tylko pr�bowa�, ale uda�o si� to tobie. Pami�tasz?
- W ka�dym razie nie wolno ci pozwoli� da� si� zn�w zahipnotyzowa� ani mnie, ani 
Hansenowi, ani nikomu innemu.
- Dobrze, kochanie - g�os Angie zabrzmia� mi�kko.
Oto ca�a ona, znowu to zrobi�a - dok�adnie to samo, o czym dopiero co my�la� - 
powiedzia� sobie w duchu Jim. Tym razem poradzi�a sobie z nim samym. 
Nieoczekiwanie sprzeczka ucich�a, a on zastanawia� si�, co w�a�ciwie go tak 
zirytowa�o.
- W ka�dym razie - rzek� jad�c autostrad� w kierunku placu przyczep, o kt�rym 
m�wi� mu Danny Cerdak -je�li ta przyczepa do wynaj�cia oka�e si� tania, b�dziemy 
wreszcie mogli pobra� si�. Mo�e uda nam si� prze�y� na tyle skromnie, �e nie 
b�dziesz ju� musia�a jednocze�nie pracowa� dla Grottwolda i trzyma� si� kurczowo 
tej asystentury na anglistyce.
- Jim - powiedzia�a Angie. - Musimy mie� jaki� dom, ale nie oszukujmy si� co do 
wydatk�w.
- Mogliby�my rozbi� namiot w jakim� nowym miejscu, przynajmniej na kilka 
pierwszych miesi�cy.
- Jak to sobie wyobra�asz? �eby gotowa� i je��, musimy mie� naczynia i st�. I 
drugi st�, �eby ka�de z nas mia�o gdzie poprawia� testy i w og�le pracowa�. No 
i krzes�a. Potrzebny jest nam przynajmniej materac do spania i jaka� szafka na 
ubrania, kt�rych nie da si� powiesi�...
- Wi�c dobrze, znajd� sobie dodatkow� prac�.
- Nic z tego. B�dziesz dalej posy�a� artyku�y do pism naukowych, a� co� ci w 
ko�cu wydrukuj�. I wtedy niech tylko Shorles spr�buje nie zrobi� ci� wyk�adowc�.
Przez chwil� w samochodzie panowa�a zupe�na cisza.
- Jeste�my na miejscu - rzek� Jim, ruchem g�owy wskazuj�c na prawo.
Rozdzia� 2
Rla� przyczep w Bellevue nigdy nie wygl�da� zbyt atrakcyjnie. �aden z jego 
w�a�cicieli w ci�gu ostatnich dwudziestu lat nie uczyni� nic, co poprawi�oby ten 
stan rzeczy. Obecny gospodarz te� sprawia� wra�enie, jakby na niczym mu nie 
zale�a�o.
- No wi�c - powiedzia�, wskazuj�c doko�a - tak to wygl�da. Zostawiam was teraz, 
�eby�cie mogli wszystko dok�adnie obejrze�. Jak sko�czycie, przyjd�cie do biura.
Jim spojrza� na Angie, lecz ona ju� dotyka�a sp�kanej powierzchni drzwiczek przy 
szafce nad zlewem.
- Raczej kiepsko - zauwa�y� Jim.
Najwyra�niej dom na k�kach do�ywa� swych ostatnich dni. Pod�oga ugina�a si�, 
zlew by� poplamiony i chropowaty, zakurzone szyby chwia�y si� we framugach, a 
�ciany by�y zbyt cienkie, by chroni� przed zimnem.
- Zim� b�dzie to przypomina�o biwakowanie na �niegu - stwierdzi� Jim.
Pomy�la� o mro�nym styczniu w stanie Minnesota, o dwudziestu trzech milach 
dziel�cych ich od Riveroak College, o zdartych oponach Gruchota, o jego zu�ytym 
silniku... Pomy�la� o semestrach letnich i o lipcowej spiekocie, gdy tymczasem 
oni b�d� tu przesiadywa� z nie ko�cz�cymi si� testami do sprawdzenia. Ale Angie 
nie odzywa�a si�.
Ponury wygl�d przyczepy wywo�a� w nim przyp�yw
poczucia beznadziejno�ci. Przez chwil� odczuwa� gor�ce pragnienie przeniesienia 
si� w czasy �redniowiecznej Europy, kt�rymi zajmowa� si� w swych studiach 
mediewistycznych. Zat�skni� do epoki, w kt�rej k�opoty przybiera�y posta� 
przeciwnika z krwi i ko�ci; do czas�w, kiedy spotkawszy takiego Shorlesa mo�na 
by�o rozprawi� si� z nim mieczem, zamiast wdawa� si� w dyskusje. Nie wierzy�, �e 
znale�li si� z Angie w takim po�o�eniu jedynie z powodu kryzysu i �e profesor 
Thibault Shorles - kierownik wydzia�u historii - nie chcia� da� mu stanowiska 
wyk�adowcy tylko dlatego, by nie naruszy� istniej�cej r�wnowagi si� wewn�trz 
swego wydzia�u.
- Chod�my st�d, Angie - powiedzia� Jim. - Znajdziemy co� lepszego. Powoli 
odwr�ci�a si�.
- Powiedzia�e�, �e w tym tygodniu zostawisz to mnie.
- Wiem...
- Przez dwa miesi�ce szukali�my w pobli�u college'u, tak jak tego chcia�e�. Od 
jutra zaczynaj� si� zebrania pracownik�w przed semestrem jesiennym. D�u�ej nie 
mo�emy zwleka�.
- Mogliby�my jeszcze szuka� po nocach.
- Ju� nie. I nie zamierzam wi�cej wraca� do akademika. Musimy mie� w�asny dom.
- Ale�... rozejrzyj si� tylko dooko�a, Angie! - wykrzykn�� Jim. - A w dodatku do 
college*u mamy st�d dwadzie�cia trzy mile. Gruchot mo�e ju� jutro nawali�.
- To go naprawimy, tak samo jak wyremontujemy to pomieszczenie. Wiesz, �e 
potrafimy to zrobi�, je�li zechcemy. Skapitulowa�. Skierowali si� do biura placu 
przyczep.
- We�miemy t� przyczep� - powiedzia�a Angie do zarz�dcy.
- Tak my�la�em, �e si� wam spodoba - odpowiedzia� si�gaj�c po papiery. - 
Nawiasem m�wi�c, sk�d si� o tym dowiedzieli�cie? Jeszcze nie dawa�em og�oszenia.
- Poprzednio mieszka�a tu bratowa jednego z moich koleg�w siatkarzy - 
odpowiedzia� Jim. - Kiedy przenios�a si� do Missouri, powiedzia� nam, �e jej 
przyczepa stoi wolna.
Kierownik przytakn��.
- No c�, mo�ecie uwa�a� si� za szcz�ciarzy. - Podsun�� im papiery. - 
M�wili�cie, zdaje si�, �e oboje uczycie w college'u?
- Istotnie - powiedzia�a Angie.
- Wobec tego prosz� wype�ni� te kilka rubryczek i podpisa� si�. Ma��e�stwo?
- Ju� wkr�tce - powiedzia� Jim. - Pobierzemy si�, zanim si� tutaj wprowadzimy.
- No c�, je�li jeszcze nie jeste�cie ma��e�stwem, to albo musicie podpisa� si� 
oboje, albo jedno z was musi figurowa� jako sublokator. �atwiej b�dzie, je�li 
oboje si� podpiszecie. Wp�acacie czynsz za dwa miesi�ce z g�ry. Razem dwie�cie 
osiemdziesi�t dolar�w.
Angie i Jim w tym samym momencie podnie�li wzrok znad papier�w.
- Dwie�cie osiemdziesi�t? - zdziwi�a si� Angie. - Bratowa Danny'ego Cerdaka 
p�aci�a miesi�cznie sto dziesi��.
- Zgadza si�. Musia�em podwy�szy�.
- O trzydzie�ci dolar�w na miesi�c? Za co? - indagowa� Jim.
- Jak wam si� nie podoba - powiedzia� m�czyzna prostuj�c si� - to nie musicie 
wynajmowa�.
- Oczywi�cie - m�wi�a Angie - rozumiemy, �e musia� pan troch� podwy�szy...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin