MORRIS DESMOND LUDZKIE ZOO WST�P Udr�czony mieszkaniec wielkiego miasta -gdy presje wsp�czesnego �ycia zbytnio daj� mu si� we znaki -okre�la cz�sto swoje przeludnione �rodowisko mianem betonowej d�ungli. To barwne okre�lenie bardzo nieprecyzyjnie opisuje model �ycia w g�stym skupisku miejskim, co mo�e potwierdzi� ka�dy, kto zna prawdziw� d�ungl�. �yj�ce w �rodowisku naturalnym dzikie zwierz�ta zazwyczaj nie okaleczaj� si� nawzajem, nie onanizuj� si�, nie atakuj� swojego potomstwa, nie cierpi� na wrzody �o��dka ani na oty�o��, nie praktykuj� fetyszyzmu, nie �yj� w zwi�zkach homoseksualnych i nie pope�niaj� morderstw. Natomiast u ludzi mieszkaj�cych w miastach wszystkie te zjawiska maj� oczywi�cie miejsce. Czy wi�c w ten spos�b ujawnia si� podstawowa r�nica mi�dzy rodzajem ludzkim a innymi zwierz�tami? Na pierwszy rzut oka wydaje si�, �e tak. Jest to jednak jedynie poz�r. W pewnych okoliczno�ciach, a mianowicie w nienaturalnych warunkach niewoli, inne zwierz�ta tak�e zachowuj� si� w ten spos�b. Zwierz� przebywaj�ce w klatce ogrodu zoologicznego demonstruje te same anomalie, jakie znamy doskonale z zachowa� naszych ludzkich pobratymc�w. Tak wi�c najwyra�niej miasto nie jest betonow� d�ungl�, lecz raczej ludzkim zoo. Mieszka�ca miasta nie nale�y por�wnywa� z dzikim zwierz�ciem �yj�cym na wolno�ci, lecz ze zwierz�ciem w niewoli. Wsp�czesne zwierz� ludzkie nie �yje ju� warunkach naturalnych dla swojego rodzaju. Cz�owiek, schwytany w pu�apk� nie przez �owc� z ogrodu zoologicznego, lecz przez �wietno�� w�asnego umys�u, umie�ci� sam siebie w ogromnej niespokojnej mena�erii, gdzie nieustannie grozi mu za�amanie si� pod wp�ywem zbyt wielkich napi��. Obok tych presji istniej� te� jednak rozliczne korzy�ci. �wiat zoo, niczym pot�ny rodzic, roztacza opiek� nad swoimi wychowankami, zapewniaj�c jedzenie, picie, schronienie, higien� i opiek� medyczn�. Podstawowe problemy zwi�zane z prze�yciem s� ograniczone do minimum. Pozostaje jeszcze sporo czasu wolnego. Zwierz�ta w ogrodach zoologicznych wykorzystuj� ten czas w rozmaity spos�b, w�a�ciwy r�nym gatunkom. Jedne odpoczywaj� spokojnie, wyleguj�c si� w s�o�cu, podczas gdy inne nie potrafi� wytrzyma� przed�u�aj�cej si� bezczynno�ci. Mieszka�cy ludzkiego zoo niew�tpliwie nale�� do tej drugiej kategorii. Ludzki m�zg, z istoty swej poszukuj�cy i wynalazczy, nie znosi d�ugich okres�w bezczynno�ci. Dlatego cz�owiek odczuwa nieustann� konieczno�� podejmowania coraz bardziej skomplikowanych zada�. Bada, organizuje i tworzy, coraz g��biej pogr��aj�c si� w coraz bardziej zniewalaj�ce zoo, jakim jest �wiat. Ka�da nowa komplikacja o kolejny krok oddala go od naturalnego stanu plemiennego, w jakim jego przodkowie bytowali milion lat. Historia wsp�czesnego cz�owieka to dzieje zmaga� ze skutkami tego trudnego marszu do przodu. Obraz ten jest zagmatwany i trudno si� w nim rozezna�, po cz�ci dlatego, �e odgrywamy tu podw�jn� rol� -zarazem widz�w i uczestnik�w. Mo�e stanie si� on wyra�niejszy, gdy przyjrzymy mu si� okiem zoologa, i to w�a�nie chc� uczyni� na kartach tej ksi��ki. Celowo wybra�em wi�kszo�� przyk�ad�w bliskich czytelnikom wychowanym w kulturze Zachodu. Nie znaczy to wcale, �e zamierzam odnosi� swoje wnioski jedynie do kultur zachodnich. Wprost przeciwnie -wszystko wskazuje na to, �e podstawowe zasady s� wsp�lne dla wszystkich mieszka�c�w miast na ca�ym �wiecie. Ka�dego, komu wyda si�, �e sens tego, co powiem, zawiera si� w s�owach: "Zawracajcie, bo zmierzacie do zguby", zapewniam, �e nie taka by�a moja intencja. W tym nieust�pliwym d��eniu do post�pu spo�ecznego chwalebnie ujawniamy nasze pot�ne pop�dy tw�rcze i badawcze. S� one najwarto�ciowsz� cz�ci� naszego dziedzictwa biologicznego. Nie ma w nich nic sztucznego ani nienaturalnego. Stanowi� zar�wno �r�d�o naszej wielkiej si�y, jak i naszych wielkich s�abo�ci. Pragn� wszak�e wykaza�, �e za uleganie im musimy p�aci� coraz wy�sz� cen�, a tak�e ukaza� wyszukane sposoby, do jakich si� uciekamy, aby sprosta� tym wci�� rosn�cym kosztom. Stawki id� w g�r�, gra staje si� coraz bardziej ryzykowna, poch�ania coraz wi�ksz� liczb� ofiar i nabiera coraz bardziej ob��dnego tempa. Jednak�e mimo niebezpiecze�stw, kt�re ze sob� niesie, jest to najbardziej emocjonuj�ca gra, jak� zna �wiat. G�upot� by�oby s�dzi�, �e kto� powinien odgwizda� jej koniec. Mo�na jednak w ni� gra� na wiele r�nych sposob�w; lepsze poznanie prawdziwej natury graczy powinno pomno�y� po�ytki p�yn�ce z gry, nie zwi�kszaj�c jej ryzyka i nie nara�aj�c ca�ego gatunku na zgub�. 1. PLEMI� I SUPERPLEMI� Wyobra�my sobie obszar l�dowy o wymiarach 35 kilometr�w szeroko�ci i 35 kilometr�w d�ugo�ci. Powiedzmy, �e jest to kraina dzika, zamieszkana przez r�ne mniejsze i wi�ksze zwierz�ta. P�niej wyobra�my sobie zwart� sze��dziesi�cioosobow� grup� ludzi obozuj�cych w �rodku tego terytorium. Siedzisz tam, czytelniku, jako cz�onek tego malutkiego plemienia, w�r�d znajomego ci krajobrazu, kt�ry rozci�ga si� wok�, poza zasi�g twego wzroku. Nikt pr�cz twoich wsp�plemie�c�w nie korzysta z tego ogromnego obszaru. Jest to wy��cznie wasze miejsce zamieszkania i wasz teren �owiecki. M�czy�ni nale��cy do waszej grupy nader cz�sto wyprawiaj� si� na poszukiwanie zdobyczy. Kobiety zbieraj� owoce i jagody. Dzieci sp�dzaj� czas na ha�a�liwych zabawach w pobli�u obozowiska, na�laduj�c techniki �owieckie ojc�w. Je�eli plemi� ma si� dobrze i powi�ksza si�, od czasu do czasu jaka� grupa od��cza si�, by skolonizowa� nowe tereny. I tak, z czasem, rozprzestrzenia si� ca�y gatunek. Wyobra�my sobie teraz obszar l�dowy o wymiarach 35 kilometr�w szeroko�ci i 35 kilometr�w d�ugo�ci. Powiedzmy, �e jest to kraina ucywilizowana, zape�niona budynkami i maszynami. Potem wyobra�my sobie zwart� sze�ciomilionow� grup� ludzi obozuj�cych w �rodku tego terytorium. Siedzisz tam, czytelniku, wewn�trz olbrzymiego kompleksu miejskiego, kt�ry rozci�ga si� wok�, poza zasi�g twego wzroku. Por�wnajmy te dwa obrazy. Na ka�d� osob� z pierwszego przypadaj� setki tysi�cy os�b z drugiego. Obszar jest ten sam. W skali czasu ewolucji ta radykalna zmiana dokona�a si� niemal w jednej chwili. Wystarczy�o zaledwie kilka tysi�cy lat, aby obraz pierwszy ust�pi� miejsca drugiemu. Wydaje si�, i� ludzkie zwierz� znakomicie przystosowa�o si� do swojego niezwyk�ego, nowego stanu, nie mia�o jednak do�� czasu, by zmieni� sw�j kszta�t biologiczny, by w drodze ewolucji przekszta�ci� si� w nowy gatunek, ucywilizowany r�wnie� pod wzgl�dem genetycznym. Proces cywilizacyjny dokonywa� si� wy��cznie w trybie uczenia si� i przystosowywania. Biologicznie cz�owiek pozostaje wci�� prostym stadno- plemiennym zwierz�ciem przedstawionym w obrazie pierwszym. W tej postaci �y� on nie kilkaset lat, lecz ca�y milion lat trudnego bytowania. W tym okresie podlega� te� oczywi�cie zmianom biologicznym. Ewoluowa� w spos�b nie budz�cy w�tpliwo�ci. Presje zwi�zane z prze�yciem by�y ogromne i one w�a�nie go kszta�towa�y. W ci�gu minionych kilku tysi�cy lat urbanizacji i bogatych w wydarzenia lat cz�owieka cywilizowanego dokona�o si� tak wiele, �e z trudem u�wiadamiamy sobie, i� jest to jedynie malutki fragment historii gatunku ludzkiego. Jest on nam tak dobrze znany, �e w jaki� nie sprecyzowany bli�ej spos�b wyobra�amy sobie, i� wrastaj�c w rzeczywisto�� stopniowo, pod wzgl�dem biologicznym jeste�my w pe�ni przygotowani do radzenia sobie ze wszystkimi nowymi zagro�eniami spo�ecznymi. Tymczasem spojrzawszy ch�odnym okiem, b�dziemy zmuszeni przyzna�, �e wcale tak nie jest. To jedynie nasza zdumiewaj�ca elastyczno��, nasza nies�ychana zdolno�� przystosowania si� sprawia, �e tak my�limy. Prosty my�liwy plemienny ze wszystkich si� stara si� swobodnie i z dum� nosi� sw�j nowy str�j. Ale jest to ubi�r skomplikowany i niepor�czny, w kt�rym co chwila si� potyka. Jednak�e, nim dok�adniej zbadamy, jak dochodzi do tych potkni�� i utraty r�wnowagi przez wsp�czesnego my�liwego, musimy si� przyjrze�, w jaki spos�b uda�o mu si� zszy� w jedn� ca�o�� t� wspania�� szat� cywilizacji. Wypada zacz�� od powrotu w u�ciski epoki lodowej, a wi�c od obni�enia temperatury jakie� dwadzie�cia tysi�cy lat temu. Naszym wczesnym przodkom jako my�liwym uda�o si� ju� rozprzestrzeni� po wi�kszej cz�ci obszar�w Starego �wiata i byli oni w�a�nie w przededniu w�dr�wek przez kontynent Azji a� do Nowego �wiata. Ta imponuj�ca ekspansja musia�a oznacza�, �e nawet ich niewyszukany my�liwski styl �ycia przewy�sza� �owieckie mo�liwo�ci ich mi�so�ernych rywali. Nie ma w tym nic dziwnego, je�li zwa�y�, �e m�zgi naszych przodk�w z epoki lodowej by�y ju� r�wne naszym, tak pod wzgl�dem rozmiaru, jak i stopnia rozwoju. Ich szkielety tak�e niewiele r�ni�y si� od naszych. Bior�c pod uwag� rozw�j fizyczny, mo�na powiedzie�, �e na scen� ju� w�wczas wkroczy� cz�owiek wsp�czesny. W istocie, gdyby mo�na by�o, u�ywaj�c wehiku�u czasu, przenie�� jakiego� noworodka z epoki lodowej do czas�w nam wsp�czesnych i wychowa� go tak jak nasze dziecko, prawdopodobnie nikt nie domy�li�by si� oszustwa. W Europie klimat nie by� przyjazny, ale nasi przodkowie �wietnie sobie z nim radzili. Z pomoc� najprostszych �rodk�w technicznych potrafili zabija� pot�ne zwierz�ta �owne. Na szcz�cie pozostawili nam �wiadectwo swych umiej�tno�ci my�liwskich nie tylko w postaci przypadkowych resztek wykopywanych z osad�w jaskiniowych, lecz tak�e w postaci zdumiewaj�cych malowide� pokrywaj�cych �ciany jaski�. Wyobra�one tam kud�ate mamuty, w�ochate nosoro�ce, bizony i renifery nie pozostawiaj� w�tpliwo�ci co do �wczesnego klimatu. Gdy obecnie opuszcza si� te ciemne jaskinie, wchodz�c w spalony s�o�cem krajobraz, trudno sobie wyobrazi�, �e kiedy� �y�y tu zwierz�ta pokryte grubym futrem. W�wczas wyra�nie wida� r�nic� mi�dzy temperatur�, jaka panowa�a wtedy, a temperatur� w naszych czasach. ...
ZuzkaPOGRZEBACZ