Doris Egan Chronoskoczek Za to, co zrobi�am w Bizancjum, Mark ukara� mnie cyklem maniakalno-depresyjnym. By�o w nim wszystko, co mogliby�cie sobie wyobrazi�: upokorzenie, strach, obrzydzenie do siebie; jednak najgorszy okaza� si� upust energii. Wylewa�a si� ze mnie, gdy osi�ga�am szczyt etapu maniakalnego, tryska�a ze mnie strumieniami, kiedy p�nago biega�am po korytarzach obrzucaj�c koleg�w przekle�stwami. Ta�czy�am, wrzeszcza�am, przewiesza�am si� przez por�cze i krzycza�am na przechodz�cych. Nikt, rzecz jasna, nie pr�bowa� mnie powstrzyma�. Tak cztery czy pi�� dni; potem, kiedy cia�o nie by�o ju� w stanie znie�� nic wi�cej, ostry zjazd w d�. Kilka dni odpoczynku, czas, by odetchn��, a nawet odzyska� jasno�� widzenia. P�niej gwa�towny upadek w otch�a� depresji. O tej fazie nie mam zamiaru m�wi�. Jednak w okresie, kt�ry j� poprzedza�, w stanie prawie-r�wnowagi, postanowi�am za�o�y� dziennik, kt�ry od tej pory prowadz�. Pisa�am, dop�ki mog�am, dop�ki nie traci�am na to ochoty wspi�wszy si� na szczyt lub p�ki nie osun�am si� w szar� mg�� kl�ski i nie stwierdzi�am, �e to wszystko jest bez sensu. Zdumiewaj�ce, �e cykl nie spowodowa� utraty pozycji. Pozycja jest dla Skoczka wszystkim. Jednak to, �e zosta�am ukarana przez Marka i wci�� �y�am, by�o swoistym osi�gni�ciem, co� jak kl�twa bog�w. Nawet spogl�dano na mnie z podziwem. Nie ma tego w moim dzienniku, ale pami�tam - wydaje mi si�, �e pami�tam - �e jedna czy dwie osoby z mojego zespo�u przychodzi�y, aby mnie umy�. Takie sprawy jak mycie czy szukanie toalety czasem wydawa�y mi si� ma�o wa�ne, kiedy by�am na szczycie krzywej. Raz stwierdzi�am, �e ko�cz� striptiz na schodach Hali Kontaktu z D'drendtami nie wywo�uj�c rym specjalnego zdziwienia, gdy us�ysza�am za sob� pojedyncze oklaski i gwizd podziwu. Odwr�ci�am si� i uk�oni�am m�odzie�cowi w szarych szortach z naszytymi drogimi kamieniami. Jego towarzyszka, starsza kobieta, odci�gn�a go pospiesznie. - Idioto - powiedzia�a zaambarasowana. - To C.C., Chronoskoczek. Nie gap si� na ni�. Tak wi�c nawet obywatele ignorowali mnie z upiorn� uprzejmo�ci�, kt�ra wykre�la�a ze spisu �yj�cych. Min�y trzy miesi�ce; Mark, szczodry jak zawsze, p�aci� mi pe�ne uposa�enie. A� pewnego dnia, kiedy siedzia�am w G��wnym Korytarzu, przysz�a do mnie Banny. - Mark chce ci� widzie� - oznajmi�a podaj�c mi chusteczk�. By�am przezi�biona, a w trakcie odbywania kary nie mog�am korzysta� z pomocy medyka. Banny to moja Zast�pczyni; dobroduszna, kr�pa, czarnow�osa dziewczyna. Ma zaledwie dziewi�tna�cie lat - najm�odszy Skoczek, o jakim s�ysza�am. Wzi�am j� prosto ze Szko�y i nie wiem, co bym zrobi�a, gdyby nie zdoby�a Tymczasowego Obywatelstwa. - Co s�ycha�? - spyta�am. - My�lisz, �e on mi m�wi? - odpar�a pomagaj�c mi wsta�. By�am w�a�nie w �rodkowej fazie cyklu; Mark dobrze to wyliczy�. - Chcesz, �ebym przywo�a�a fotel? - Wiesz, �e umiem chodzi�. - Przepraszam, C.C. Nie chcia�am ci� urazi�. Pewnie, �e nie. Irytowa�o mnie tkwi�ce gdzie� w pod�wiadomo�ci niewyra�ne wspomnienie, �e krzycza�am na ni�... mo�e nawet j� uderzy�am? Cholera, pewnie mi si� �ni�o. Ostatnio trafia�y mi si� bardzo urozmaicone sny. Zmusi�am si� do u�miechu. - Wiem. Nie martw si� o mnie. Powiem ci, o co chodzi, kiedy sama si� dowiem. Przygl�da�am si� ludziom, kt�rych mija�am po drodze do Marka, i widzia�am, jak taktownie staraj� si� na mnie nie patrze�. Mo�e dzi� zako�cz� cykl. Mo�e za par� godzin wr�c� do pracy. Zdusi�am t� my�l z �atwo�ci� nabyt� w wyniku d�ugotrwa�ej praktyki. Nigdy nawet nie pr�bowa�am przewidzie� posuni�� Marka. W Arizonie, daleko ode mnie, Brian Cornwall mia� swoj� pierwsz� wizj�. By�a gor�ca, czerwcowa noc 1957 roku. Jego pok�j znajdowa� si� na ostatnim pi�trze pensjonatu; ma�e, ciemne pomieszczenie z tapetami w lilie, pop�kanymi szybami w oknie i jedn� czterdziestowatow� �ar�wk� pod sufitem. Okno by�o otwarte. Zn�w przewr�ci� si� na bok, rozmy�laj�c, czy nie powinien zej�� na d�, na werand�. Nikomu by nie przeszkadza�, ale inni lokatorzy wstawali wcze�nie, a on nie cierpia�, gdy obcy przygl�dali mu si�, jak �pi. W ko�cu zapad� w niespokojny sen. �ni� jeden sen po drugim; przed oczami przesuwa� mu si� korow�d niewyra�nych obraz�w i postaci, a� nagle rozb�ys�e w m�zgu �wiat�o, ostre i przenikliwe, zatar�o wszystkie poprzednie widoki. �ni�o mu si�, �e usiad� na ��ku, a blask sta� si� nieco �agodniejszy. Wype�ni� ca�y jego pok�j oblewaj�c ��ko, biurko, kufer i p�ki z ksi��kami po�wiat� przypominaj�c� odblask nocnego �niegu w rodzinnym Vermoncie. Po�r�d tej po�wiaty ujrza� teraz jak�� posta�. By�a to kobieta w d�ugiej bia�ej szacie i bia�ej koronie na g�owie, wyci�gaj�ca do niego ramiona. Jej twarzy wci�� nie widzia� wyra�nie. Jednak patrz�c na ni� wiedzia�, �e musi by� pi�kna. Zanim si� dotrze do Marka, trzeba min�� Narsesa, psa �a�cuchowego. A w�a�ciwie kocura o paskudnym usposobieniu i ostrych pazurach, kt�rych zawsze got�w u�y�. Widok Narsesa nigdy nie sprawia� mi przyjemno�ci, a teraz jeszcze mniej; przypomina� mi o Bizancjum. - B�dziesz musia�a zaczeka�, C.C. Narada. Narses twierdzi, �e �piewa� w ch�rze ch�opi�cym w ko�ciele �wi�tej Zofii; jego g�os to wci�� jeszcze sopran, chocia� moim zdaniem niezbyt czysty. Je�eli zrobili z niego eunucha, to raczej z pobudek politycznych ni� artystycznych. Zanim pozna�am Narsesa, wyobra�a�am sobie wszystkich eunuch�w jako t�ustych, raczej niezbyt lotnych facet�w w �rednim wieku, nosz�cych przesadnie wiele pier�cionk�w na grubych paluchach. Narses by� tylko troch� za bardzo pulchny - mo�e o pi�� czy siedem kilogram�w - do�� wysoki, jak na sw�j okres pochodzenia, przystojny i jasnow�osy. (Koniec innego stereotypu: zawsze my�la�am, �e wszyscy Grecy i Turcy to bruneci.) By� do�� inteligentny, gdy chodzi�o o drobiazgi... na tyle inteligentny, by kto� si� zawsze naci��. I wszystko powtarza� Markowi. Ledwie sko�czy� m�wi�, kiedy drzwi si� rozsun�y. Mark wygl�da� na beztroskiego dwudziestopi�ciolatka o kr�conych kasztanowatych w�osach, czarnych oczach i bez �adnych zmartwie� na g�owie. Tak samo wygl�da�, kiedy go pozna�am dziesi�� lat temu. - Wejd�, prosz�, Carol. Narses, mo�esz opr�ni� rury. Rury �rodowiskowe? Czy�by naprawd� naradza� si� z D'drendrami, jak g�osi�y plotki? Wesz�am za nim i jeszcze zobaczy�am zje�d�aj�ce pod pod�og� rury. Za p�no; ktokolwiek w nich by�, ju� znikn��. - My�l�, Carol, �e masz si� dobrze. Siadaj, to miejsce przy pandidorze jest najlepsze. Tylko on nazywa mnie Carol. Carol Celia Cordray to ja, ale wszyscy nazywaj� mnie C.C. od kiedy sko�czy�am dwa lata, od czasu s�onecznych rank�w w po�udniowej Kaliforni. Jedyn� inn� osob�, kt�ra nazywa�a mnie Carol... mniejsza o to, to by�o dawno temu, w ka�dym znaczeniu tego s�owa. Nie musimy opowiada� o tym, co by�o, zanim nas zwerbowano. Mark u�miechn�� si� mi�o. - Mam nadziej�, �e rozumiesz m�j punkt widzenia co do przestrzegania w�a�ciwej procedury w czasie przej��. Troska o wygod� to rzecz chwalebna i potrzebna, ale nie mo�emy pozwoli�, aby kolidowa�a z zasadami D'drendt�w. Czy mog� uzna�, �e nie musz� ju� wraca� do sprawy Bizancjum? - My�l�, �e mo�esz - odpar�am spokojnie. - To �wietnie. Po naszej rozmowie zg�o� si�, prosz�, do medyka, kt�ry przerwie cykl - rzek� podaj�c mi teczk�. - Przygotowa�em co� raczej niezwyk�ego, co�, z czym, jak s�dz�, powinna� sobie poradzi�. Zachowaj to w tajemnicy; nie chc�, aby wiedzia� o tym ktokolwiek opr�cz ciebie i twojego zespo�u. Przegl�da�am akta. Zawiera�y karty danych i zdj�cie m�odego cz�owieka ubranego w stylu z oko�o 1955 roku. Na tyle blisko mojego punktu startowego, abym mog�a to stwierdzi�. By�y te� inne fotografie, w r�nym wieku, i charakterystyka medyczna, ale na �adnym zdj�ciu nie by� starszy ni� na pierwszym. - Brian Cornwall - powiedzia� Mark. - Dwadzie�cia osiem lat, w�ze� czasowy 1957; urodzony w Montpellier, stan Vermont, w czerwcu 1929 roku. - Nazwisko brzmi znajomo. - By� artyst� ciesz�cym si� s�aw�. G��wnie po �mierci, jak s�dz�, ale mog�a� o nim s�ysze�; to blisko twojej ramki czasowej, prawda? Policzy�am w my�lach i stwierdzi�am, �e w rzeczywisto�ci mia�am w tym w�le oko�o pi�ciu lat; gdyby kto� inny zada� takie pytanie, Mark zrobi�by si� siny z w�ciek�o�ci. Skoczkowie nie pytaj� o takie rzeczy. Jednak mimo wszystko to on mnie zwerbowa�; nie by�o po co udawa�, �e tego nie wie. - Do�� blisko. Wydaje mi si�, �e s�ysza�am o nim na uczelni. S�abo to pami�tam. - To niewa�ne. Tak samo jak Brian Cornwall. Przejrza�a� jego dane? Bardzo inteligentny, introwertyk, niewysokie mniemanie o sobie... typ osobowo�ci, jaka w obrazkowej mowie jego czas�w zosta�aby okre�lona jako potencjalnie schizofreniczna. - Dzi� mogliby�my to wyleczy�. - Mogliby�my. Jednak nie chodzi nam o leczenie, ale raczej o pog��bienie tego stanu. Zauwa�, jak gwa�townie urywa si� jego linia �ycia. Zgin�� w po�arze budynku, w kt�rym pracowa�. - A wi�c werbujemy Briana Cornwalla? Wszystko pasowa�o. Wysoki potencja� i kompleks ni�szo�ci, �yciorys �atwy do zmodyfikowania bez naruszania uk�adu - tak jak w przypadku moim i wielu innych. - Nie interesuje nas Brian Cornwall. Interesuje nas to. Tym razem nie zwyczajna fotografia, ale prawdziwa, tr�jwymiarowa reprodukcja rze�by z jakiego� mi�kkiego, b�yszcz�cego kamienia. Z pocz�tku my�la�am, �e to abstrakcja, lecz wodz�c wzrokiem po p�ynnych liniach stwierdzi�am, �e rze�ba ma szyj�, oczy... - To ptak - powiedzia�am z zachwytem. - Mhm. Mewa, wyrze�biona z chalcedonu. Stworzy� j� nieznany japo�ski artysta gdzie� przed rokiem 1880. W ci�gu ponad stu lat przesz�a przez szereg ma�ych muze�w i wystaw. W ko�cu zacz�to j� dostrzega�. Od tej pory jej warto�� stale ros�a... Ju� od dawna jest bezcenna. - Mamy j� wydosta�? To nie b�dzie chyba trudne. Kim by� ten "nieznany artysta" ? - Rzeczywi�cie nieznany. Pr�bowa�em go wytropi� i ustali� pochodzenie rze�by, ale powsta�a w z�ym okresie. Uk�ad chronostatyczny nad Kioto by� s...
ZuzkaPOGRZEBACZ