inglot Sanktus kobylarius magister.txt

(29 KB) Pobierz
Jacek Inglot

Sanktus Kobylarius, magister

Wszyscy nazywali go Kobylarzem. O takim przezwisku zdecydowa�a
fizjonomia - poci�g�a twarz, szerokie czo�o, cofni�ta i niedogolona
szcz�ka, wypuk�e oczy skryte za silnymi szk�ami. Wizerunku dope�nia�a
zapadni�ta klatka piersiowa, patykowate r�ce i zacz�tki garbu. S�owem,
typowy jajog�owiec - koby�a Raskolnikowa na moment przed ko�cem.
Pierwszy raz zetkn��em si� z nim w okresie pisania prac
magisterskich. W holu Instytutu zwykli�my zamienia� par� s��w,
najcz�ciej o post�pach w pisaniu pracy. Ju� wtedy Kobylarz zdradza�
symptomy filo�ogicznego nawiedzenia - za temat obra� sobie analiz�
opis�w w opas�ej powie�ci jednego z wieszcz�w modernizmu. Po pobie�nym
przejrzeniu tej pozycji mo�na zauwa�y�, �e opisy stanowi� blisko po�ow�
zasadniczego tekstu. Za ka�dym razem Kobylarz oznajmia� mi triumfalnie,
do kt�rej strony w�a�nie dotar�. Patrzy�em wtedy na jego blad� od
niewyspania i z�ego od�ywiania twarz i my�la�em o wieszczu, kt�ry z
pewno�ci� nie przypuszcza�, �e w sze��dziesi�t lat po �mierci b�dzie
jeszcze komu� sp�dza� sen z powiek.
Dlaczego Kobylarz wybra� tak ambitny temat, zamiastwzorem koleg�w -
si�gn�� po pierwszy lepszy problem i odb�bnia� swoje mi�dzy jedn� a
drug� balang�? Kobylarz by� inny, wierzy� w naukow� donios�o�� tego, co
robi�. Na nic zda�y si� moje argumenty, �e na dobr� spraw� nasze
ewentualne odkrycia maj� zerowe znaczenie dla narodu (i niewa�ne, jak tu
zdefiniujemy poj�cie "nar�d"), co najwy�ej zyskaj� przelotn� aprobat�
tego czy owego profesora. Jako prawy czciciel czystej nauki z pogard�
odrzuca� moje sugestie.
P�niej si� dowiedzia�em, �e jego robota by�a rzeczywi�cie
rewelacyjna, rzuci�a na kolana komisj� egzaminacyjn� i zyska�a opini�
najlepszej pracy roku. W rezultacie Kobylarz wyl�dowa� w szkole
podstawowej w niewielkiej wiosce, po�o�onej par� kilometr�w za miastem,
gdzie wbija� p�debilnym dzieciom (z mizernym skutkiem, jak mi potem
wyzna�) zasady gramatyki i ortografii. Z czciciela nauki czystej zosta�
jej ofiar�, przed czym go zreszt� przestrzega�em.
W tym momencie historia mog�aby zosta� zako�czona, bo i c� mo�e by�
intryguj�cego w zmaganiach m�odego, hm, "si�acza" (to wieszcz),
systematycznie wyka�czanego przez indolencj� systemu o�wiatowego. Proza
�ycia, brutalna nauczycielka absolwent�w wy�szych uczelni, od razu
dzieli swoje stadko na g�upc�w i s�abeuszy usi�uj�cych pracowa� w
zawodzie oraz na spryciarzy i kombinator�w, kt�rzy zawczasu oddali si� w
pacht "byznesowi". Kobylarz uczestnicz�cy w jakimkolwiek sensownym
interesie by� postaci� nie do przyj�cia. Jego kobyla g�ba a priori
skre�la�a naszego delikwenta z listy os�b mog�cych kiedykolwiek zrobi�
karier�.
A jednak Kobylarz zawsze mnie troch� intrygowa�, tak jak intryguje i
zaciekawia ka�dy przedstawiciel gin�cego gatunku. Na sw�j spos�b by�
kim� ostatnim i wyj�tkowym. Wyra�nie odbija� od reszty. I to chyba
spowodowa�o, �e zosta� obiektem mego zainteresowania, nie tylko z czysto
osobistych wzgl�d�w.
Przez d�u�szy czas wie�ci o nim dochodzi�y urywane i niepe�ne. Jak
wielu z tych pechowc�w, kt�rzy z powodu braku oparcia w zamo�nej i
wp�ywowej rodzinie wyl�dowali w szk�kach na prowincji, w pokorze
oczekiwa� na sw�j koniec. Dopiero w jaki� czas p�niej spotka�em go na
ulicy, no, niezupe�nie przypadkowo.
O dziwo, pozna� mnie od razu. Ja go zreszt� te� - wygl�da� jeszcze
marniej ni� przedtem, by� nawet w tym samym, jeszcze studenckim,
wytartym d�insowym wdzianku. Kobyla g�ba wygl�da�a na bledsz� i bardziej
zrezygnowan�. Zapyta�em o prac�. Machn�� niedbale r�k�.
- Wiesz, s�dzi�em, �e g�upota ludzka ma jakie� granice, ale szybko
mnie z tego wyleczono - powiedzia�. - Mam do czynienia z takimi lud�mi,
�e...
- Wiem, struktura grona pedagogicznego nie jest mi obca. Id� teraz
co� zje��, chod� ze mn�.
W barze mlecznym szerokim gestem zaordynowa�em dwie porcje
nale�nik�w. Za szk�ami Kobylarza b�ysn�o co� �akomie. Musia� by� g�odny.
- Co w�a�ciwie robisz poza wojowaniem z belframi i dyrekcj�?
- Pisz� - prze�kn�� i popi� - artyku� krytyczny. Dla "Pami�tnika
Literackiego". Jeden ju� wys�a�em, a mam w robocie drugi.
- Zap�acili ci? - Jeszcze nie...
Przechyli� talerz i pi� �y�eczk� �mietan�. Rzeczywi�cie by� g�odny.
Zrobi�o mi si� go �al, mog�em si� szarpn�� na podw�jne nale�niki. Je�li
naprawd� jedynym jego �r�d�em dochodu by�a nauczycielska pensja, to
musia� cz�sto g�odowa�.
- A poza tym? - sondowa�em dalej.
- No, jeszcze takie... - pochyli� si� konspiracyjnie. - Pisz�
ksi��k�. Powie��.
Tu ci� mam, pomy�la�em. Prawd� m�wi�c, oczekiwa�em podobnego
wyznania. By�oby wr�cz dziwne, gdyby Kobylarz tego nie robi�. Co drugi z
nas opuszcza� mury tutejszej Alma Mater z przekonaniem, �e jest drugim
H�ask�, albo chocia� Burs�. Kobylarz nie stanowi� wyj�tku. Zapewne
zadzia�a� te� wp�yw wieszcza.
Wyszli�my z baru, kieruj�c si� na przystanek. Kobylarz powoli w��czy�
nogami, patrz�c gdzie� przed siebie. Wygl�da� jak personifikacja siedmiu
plag egipskich - przypomina� teraz zgonionego wielb��da.
- Ale nie wiem, czy sko�cz� - ci�gn��. - Dlaczego?
- Choruj� - wyja�ni�. - Zaawansowana dyskopatia po��czona z zanikiem
mi�ni grzbietowych. Trudno powiedzie�, czy potrwa to rok, czy cztery...
- Nie starasz si� leczy�?
- Po co? Ja nie mam po co �y�...
Nic nie odpowiedzia�em, zatka�o mnie. �elazna logika Kobylarza by�a
nie do odparcia. Rzeczywi�cie, istnienie b�d� nieistnienie Kobylarza
by�o �wiatu najzupe�niej oboj�tne. Jemu samemu zapewne te�.
Stali�my milcz�c na przystanku. Kobylarz pokiwa� z melancholi� g�ow�
- w tej chwili by� najbardziej godnym po�a�owania cz�owiekiem w ca�ym
mie�cie. Patrzy�em na niego spod oka zastanawiaj�c si�, czy ju� dojrza�,
czy mo�e jeszcze troch� poczeka�. Kobylarz nie mia� podobnych rozterek.
Przyjecha� tramwaj i po�egna�em go, obiecuj�c sobie ponowne spotkanie.
Wr�ci�em do klubu "Simplex", gdzie trawi�em czas i spo�eczne
pieni�dze jako specjalista od przelewania pustego w pr�ne. Siedz�c nad
stosem biurowej makulatury zastanawia�em si� nad umieszczeniem
dotychczasowych wniosk�w w kwartalnym raporcie, ale w ko�cu odrzuci�em
pomys� jako przedwczesny. Cz�owiek wymaga� jeszcze dopracowania, cho�
reprezentowa� interesuj�ce pocz�tki. Zw�aszcza jego egzystencjalny
nihilizm, pozostaj�cy w sprzeczno�ci z g�oszonymi przedtem artystycznymi
planami, wydawa� mi si� szczeg�lnie obiecuj�cy. Kobylarz dojrzewa� - i w
tym sensie nasze spotkanie by�o szcz�liwym "trafem". Dla niego i dla mnie.
Przed zanurzeniem si� w kwity pewnej sponsoruj�cej "Simplexowi"
M�odzie�owej Organizacji pomy�la�em, �e je�li cokolwiek wiem o tego typu
osobowo�ciach, to wkr�tce powinien przydra�owa� tutaj z r�kopisem
powie�ci pod pach�. Nie myli�em si�.
Kilka dni p�niej, kiedy znudzony przek�adaniem papierk�w szed�em
od�wie�y� si� w klubowej kawiarni, zobaczy�em go czekaj�cego przed
wej�ciem. Kr�ci� si� nerwowo, trzymaj�c w d�oniach opas�y brulion. W
duchu zatar�em r�ce - rozszyfrowa�em go bezb��dnie. Jak ka�da zagubiona
w czasie i przestrzeni, niepewna siebie osobowo�� tw�rcza, potrzebowa�
wsparcia czytelnika. W tym mog�em mu pom�c.
- Cze�� - powita�em go uprzejmie. - P�jdziemy si� czego� napi�?
Wygl�da� na skr�powanego. Spojrza� ukosem na witryn� kawiarni, gdzie
za szyb� k��bi� si� t�um m�odzie�owych dzia�aczy, Arab�w i panienek do
wszystkiego.
- W�a�ciwie... - mia� to by� wst�p do szeregu obiekcji, ale nie da�em
mu czasu.
- Bez gadania! Ze mn� ci� nie zjedz�.
Wej�cie Kobylarza wywo�a�o niejakie zdziwienie w�r�d personelu
kawiarni - rzeczywi�cie, nie wygl�da� na sta�ego bywalca "Simplexu". Sam
te� nie sprawia� wra�enia zachwyconego towarzystwem w �rodku.
Poci�gn��em go w k�t do wolnego stolika.
- Co u ciebie nowego? - spyta�em.
Nie odpowiada�, ci�gle z lekka oszo�omiony atmosfer� kawiarni.
Zastanawia�em si�, kiedy ostatni raz by� w lokalu; nawet na studiach nie
chodzi� na �adne prywatki. Jego filozoficznie nastrojon� dusz� musia�a
zastanawia� programowa beztroska czy wr�cz bezmy�lno�� charakteryzuj�ca
bywalc�w klubu. Mimo to pierwsza impresja Kobylarza by�a dla mnie
zaskakuj�ca.
- Zombi - wyszepta�. - To jacy� zombi!
- Masz troch� racji - przyzna�em. - Ale chyba nie spodziewa�e� si�
zasta� tu mogo��w intelektu? Zreszt�, wska� mi w tym mie�cie miejsce,
gdzie takowi przebywaj�.
- Tak, oczywi�cie...
Wydawa� si� zak�opotany. Przysz�a kelnerka i postawi�a na stoliku
wino i pepsi. Kobylarz wina nie tkn��, co uzna�em za bardzo pomy�ln�
oznak� - s�dz�c po jego stanie psychicznym, nale�a�o si� raczej
spodziewa� zaawansowanego alkoholizmu, a to bardzo by skomplikowa�o moje
plany. Potrzebowa�em Kobylarza takim, jakim by� teraz - inteligentem o
krystalicznych idea�ach, w pocz�tkowym stadium rozstroju nerwowego.
Par� stolik�w dalej usadowi�a si� z ha�asem grupa aktywist�w
m�odzie�owych. Uzna�em to za �wietn� okazj�, aby , Kobylarza pozytywnie
umotywowa�. Ten, niczego nie podejrzewaj�c, powoli s�czy� pepsi i
udawa�, �e s�ucha p�yn�cej z podziemi klubu �omotaniny kapeli
"Nawiedzony Kombajn". Poci�gn��em �yk wina i zacz��em ostro�nie
wprowadza� go w temat.
- Widzisz tych tam pod oknem? - dyskretnie wskaza�em grup�
aktywist�w. - To jest kierownictwo tutejszego oddzia�u M�odzie�owej
Organizacji, kwiat jej aktywu, wielokrotnie chwalony i odznaczany za
pozytywn� dzia�alno��, wynoszony pod niebiosa przez w�adze nadrz�dne.
Innymi s�owy, awangarda naszej m�odzie�y.
Kobylarz popatrzy� w tamtym kierunku i na jego twarzy odbi� si� niesmak.
- I co z tego? - spyta� ca�kiem rozumnie.
- W�a�ciwie nic, gdyby nie to, �e obecny tu prezes - to ten o
wygl�dzie wypuszczonego na przepustk� wzorowego skauta, zreszt� g�b� te�
ma pe�n� komuna��w rodem ze skautingu - swym �wiat�ym kierownictwem
doprowadzi� do zupe�nego rozk�adu ongi� rzeczywi�cie jako� tam
dzia�aj�cej organizacji, eliminuj�c tych, kt�rym chcia�o si� cokolwiek
robi�. Cz�� nawet demonstracyjnie rzuci�a legitymacje na zebraniu, ale
prezesa utw...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin