Robert Jordan OKO �WIATA Tom 2 ROZDZIA� 27 SCHRONIENIE PRZED BURZ� Perrin nie umia� zachowa� spokoju podczas dni sp�dzonych z Tuatha'anami, kiedy w�drowali leniwie na po�udnie i wsch�d. W�drowcy nie znali powod�w, kt�re mog�yby sk�oni� ich do po�piechu, taki mieli styl �ycia. Kolorowe wozy wytacza�y si� na drog� dopiero wtedy, gdy s�o�ce sta�o wysoko nad horyzontem, a zatrzymywa�y si� po po�udniu, po znalezieniu odpowiedniego miejsca na rozbicie obozu. Psy, a czasami r�wnie� dzieci, biega�y swobodnie obok karawany, nie maj�c �adnych trudno�ci z ewentualnym dogonieniem jej. Na wszelkie sugestie, �e mogliby porusza� si� szybciej albo pokonywa� wi�ksze dystanse, odpowiedzi� by� �miech i ironiczne uwagi, w rodzaju: "Tak, ale czy rzeczywi�cie nale�y zmusza� te biedne konie do ci�kiej pracy?" Perrin by� zdziwiony, �e Elyas nie podziela jego odczu�. �owca nie korzysta� z wozu, wola� maszerowa�, w��cz�c si� swobodnie wzd�u� czo�a kolumny, nigdy jednak nie dawa� do zrozumienia, i� chcia�by opu�ci� j�, lub porusza� si� szybciej. Dziwny, brodaty m�czyzna, w niezwyk�ym ubraniu ze sk�ry, r�ni� si� zdecydowanie od �agodnych Tuatha'an�w. Kiedy przechadza� si� pomi�dzy wozami, nie mo�na go by�o pomyli� z nikim innym. Nawet w obozowisku Elyas nie wygl�da� na kogo� z ludu, i to nie tylko z powodu ubrania. Porusza� si� z leniw� wilcz� gracj�, uwydatnion� dodatkowo przez sk�ry i futrzan� czap�, jednak kontrast pomi�dzy nim a W�drowcami by� wyra�ny, poniewa� jego posta� tchn�a gro�b�, tak jak ogie� promieniuje ciep�em. W�drowcy, zar�wno m�odzi, jak i starzy, �yli rado�ci�. W ich pe�nych wdzi�ku ruchach nie dostrzega�o si� niebezpiecze�stwa, lecz jedynie zadowolenie. Dzieci bezustannie biega�y, rozpierane czystym pragnieniem ruchu, za� doro�li Tuatha'anowie, nawet siwobrodzi staruszkowie i babcie, st�pali lekko, lecz nie przesadnie, rytmem statecznym, pe�nym godno�ci. Zawsze mia�o si� wra�enie, �e W�drowcy zaraz zaczn� ta�czy�, nawet je�li stali nieruchomo, nawet podczas tych rzadkich chwil, gdy ob�z nie rozbrzmiewa� muzyk�. Skrzypce, flety, cymba�y, cytry i b�bny nieomal nieustannie rozsiewa�y w�r�d woz�w harmoni� i kontrapunkty, niezale�nie od tego czy obozowali, czy jechali. Pie�ni by�y pe�ne rado�ci i szcz�cia, �miechu i smutku; wystarcza�o, aby kto� w obozie nie spa�, aby zaraz zagra�a muzyka. Z ka�dego mijanego wozu wita�y Elyasa przyjazne uk�ony i u�miechy, przy ka�dym ognisku, przy kt�rym si� zatrzyma�, czeka�y na niego serdeczne s�owa. Zapewne takie w�a�nie oblicza W�drowcy ukazywali ludziom z zewn�trz - otwarte i u�miechni�te. Niemniej jednak, Perrin rozumia�, �e skrywaj� czujno�� cz�ciowo tylko poskromionego jelenia. W u�miechach przeznaczonych dla go�ci z Pola Emonda tkwi�o zawsze pytanie o zagro�enie, jakie mog� stanowi�, ale te� niepewno��, kt�ra nieznacznie tylko zaciera�a si� wraz z up�ywem dni. Wobec Elyasa czujno�� przybiera�a na sile, niczym wystyg�y �ar, rozdmuchiwany lada powiewem wiatru, iskrz�cy si� i nigdy do ko�ca nie wygas�y. Gdy patrzy� w inn� stron�, obserwowali go otwarcie, jakby niepewni jego zamiar�w. Kiedy szed� przez ob�z, ch�tne do ta�ca stopy zdawa�y si� jednocze�nie gotowa� do ucieczki. Filozofia Drogi Li�cia sprawia�a, �e Elyas nie czu� si� przy nich bardziej swobodnie ni� oni przy nim. W obecno�ci Tuatha'an�w jego usta pozostawa�y zawsze lekko skrzywione. Nie dlatego aby czu� si� lepszy od nich, z pewno�ci� nie odczuwa� r�wnie� wobec nich pogardy, mia�o si� jednak wra�enie, �e pragnie by� zupe�nie gdzie indziej, �e ka�de inne miejsce lepsze by�oby od tego. Jednak�e gdy Perrin napomyka� o opuszczeniu obozu, Elyas lekcewa��co macha� r�k� i przekonywa�, �e powinni odpoczywa�, przynajmniej przez kilka dni. - Prze�yli�cie ci�kie chwile, zanim mnie spotkali�cie - powiedzia� za trzecim czy czwartym razem - a czekaj� was jeszcze gorsze, skoro �cigaj� was trolloki i P�ludzie, a jedynej pomocy spodziewa� mo�ecie si� od Aes Sedai. U�miechn�� si�. Usta pe�ne mia� placka z suszonymi jab�kami, upieczonego przez Il�. W Perrinie spojrzenie ��tych oczu nadal wzbudza�o niepok�j, nawet wtedy, gdy towarzyszy� mu u�miech. By� mo�e zw�aszcza wtedy, poniewa� u�miech niezwykle rzadko go�ci� na twarzy �owcy. Elyas p�le�a� teraz obok ogniska Raena, jak zwykle wzgardziwszy k�od�, z kt�rej tworzono zaimprowizowane siedzenie. - Nie �piesz si� tak, �eby wpa�� w r�ce Aes Sedai. - A je�li znajdzie nas jaki� Pomor? Kiedy tak siedzimy tu i bezczynnie czekamy? Trzy wilki nas przed nim nie ochroni�, a na W�drowc�w raczej nie mo�na liczy�. Oni nie b�d� broni� nawet siebie. Trolloki ich wymorduj� i to b�dzie nasza wina. Zreszt�, tak czy owak b�dziemy musieli ich opu�ci�, wcze�niej czy p�niej. Ale lepiej zrobi� to wcze�niej. - Co� ka�e mi czeka�. Tylko kilka dni. - Co�? - Uspok�j si�, ch�opcze. Bierz �ycie takie, jakim jest. Uciekaj, kiedy musisz, walcz, kiedy trzeba, odpoczywaj, kiedy mo�esz. - Co to jest to "co�", o czym m�wisz? - Skosztuj placka. Ila mnie nie lubi, ale bez w�tpienia, zawsze jak ich odwiedzam, daje mi dobrze zje��. W obozach W�drowc�w dobrze si� jada. - Jakie "co�"? - nie ust�powa� Perrin. - Wiesz o czym�, a nie chcesz nam powiedzie�... Elyas spojrza� krzywo na kawa�ek ciasta w swoim r�ku, od�o�y� go i otrzepa� r�ce. - Co�... - powiedzia� w ko�cu, wzruszaj�c ramionami, jakby sam do ko�ca nie rozumia� - co� mi m�wi, �e trzeba poczeka�. Jeszcze kilka dni. Niecz�sto miewam przeczucia, ale nauczy�em si� im ufa�. Nieraz ratowa�y mi �ycie. Tym razem czuj� inaczej, ale z jakiego� powodu jest to wa�ne. Nie ma w�tpliwo�ci. Chcecie ucieka�, to uciekajcie. Beze mnie. Cho� Perrin pyta� wiele razy, niczego wi�cej si� nie dowiedzia�. Elyas odpoczywa�, rozmawia� z Raenem, objada� si�, drzema� w swojej czapie nasuni�tej na oczy i odmawia� wszelkich rozm�w o wyje�dzie. Co� kaza�o mu czeka�. Co� mu m�wi�o, �e tak trzeba. B�dzie wiedzia�, kiedy nale�y odej��. Skosztuj placka, ch�opcze. Nie z�o�� si�. Spr�buj troch� gulaszu. Uspok�j si�. To by�y jego rady. Perrin nie potrafi� zachowa� spokoju. Nocami b��ka� si� w�r�d t�czowych woz�w, zamartwiaj�c si� cho�by tym, �e najwyra�niej nikt tutaj nie widzia� �adnych powod�w do zmartwie�. Tuatha'anowie �piewali i ta�czyli, gotowali i jedli przy swoich ogniskach owoce, orzechy, jagody i warzywa - mi�sa nie jedli, i stale podejmowali ch�ralne �piewy, jakby nic na �wiecie ich nie obchodzi�o. Dzieci biega�y i bawi�y si� wsz�dzie, chowa�y si� w�r�d woz�w, wspina�y na drzewa rosn�ce wok� obozowiska, �mia�y si� i razem z psami toczy�y po ziemi. Nie dba�y o nic i o nikogo na �wiecie. Patrzy� na nich i a� pali� si�, by odej��. "Odej��, zanim �ci�gniemy na nich po�cig. Wzi�li nas do siebie, zaopiekowali si� nami, a my przecie� stanowimy zagro�enie. Oni maj� powody do beztroski. Nikt na nich nie poluje. My natomiast..." Z Egwene trudno by�o zamieni� cho�by dwa s�owa. Albo rozmawia�a z Il�, nachylaj�c blisko ku niej g�ow�, co by�o znakiem, �e obecno�� m�czyzn nie jest mile widziana, albo ta�czy�a z Aramem, wiruj�c przy d�wi�kach flet�w, skrzypiec i b�bn�w. Tuatha'anowie zbierali melodie po ca�ym �wiecie, ich w�asne pie�ni za�, niezale�nie od tego czy by�y szybkie, czy wolne, przeszywa�y g��boko dusz�, wibruj�c w sercu. Znali niezliczon� mnogo�� pie�ni, niekt�re rozpoznawa�, cho� cz�sto nosi�y inne tytu�y ni� w Dwu Rzekach. Trzy dziewczyny na ��ce, na przyk�ad, Druciarze nazywali Pi�knymi pannami w ta�cu, m�wili te�, �e Wiatr z p�nocy to w jednych krajach Ulewny deszcz, a w innych Ucieczka Berina. Kiedy niezbyt rozwa�nie zapyta� o Druciarza, kt�ry ukrad� moje garnki, wybuchn�li �miechem. Znali to, ale jako Nastrosz pi�ra. Potrafi� zrozumie�, dlaczego przy melodiach W�drowc�w mia�o si� ochot� ta�czy�. W Polu Emonda nikt nie uwa�a� go za bodaj zno�nego tancerza, tutaj natomiast te pie�ni same porywa�y stopy i nigdy w �yciu nie ta�czy� tak cz�sto, z tak� pasj�; ani tak dobrze. Niczym zahipnotyzowany. Krew t�tni�a w �y�ach rytmem b�bn�w. Drugiego wieczora Perrin po raz pierwszy zobaczy� kobiety ta�cz�ce wolne melodie. Ogniska ledwie si� tli�y, noc zawis�a tu� nad wozami, palce na b�bnach wolno wybija�y takt. Najpierw pierwszy b�ben, potem drugi, a� w ko�cu wszystkie razem rozbrzmia�y g�uchym, natarczywym rytmem. Dooko�a panowa�a cisza zak��cana jedynie d�wi�kami b�bn�w. Jaka� dziewczyna w czerwonej sukni zako�ysa�a si� w �wietle ogniska i rozlu�ni�a sw�j szal. Z w�os�w zwisa�y jej paciorki, by�a bosa. Jaki� flet zakwili� cicho i dziewczyna zacz�a ta�czy�. Roz�o�ywszy r�ce, rozpostar�a szal za plecami. Zafalowa�y biodra, bose stopy zaszura�y w takt melodii wybijanej na b�bnach. Dziewczyna wbi�a spojrzenie swych ciemnych oczu w Perrina, u�miech na jej twarzy rozkwita� powoli, jakby z g��bi serca dobywa� go nie�pieszny rytm ta�ca. Zatacza�a niewielkie kr�gi, u�miechaj�c si� do niego przez rami�. Z trudem prze�kn�� �lin�. Twarz mu p�on�a, i to bynajmniej nie gor�cem ognia. Druga dziewczyna przy��czy�a si� do pierwszej, fr�dzle ich szal�w rozko�ysa�y si� w takt muzyki i powolnego ko�ysania bioder. U�miecha�y si� do niego. Kilka razy ochryple kaszln��. Ba� si� rozejrze�, twarz mia� czerwon� jak burak, z pewno�ci� ka�dy, kto akurat nie patrzy� na tancerki, �mia� si� z niego. By� tego pewien. Najbardziej niedbale jak tylko potrafi�, zsun�� si� z k�ody, jakby chcia� zaj�� wygodniejsz� pozycj�. Odwr�ci� twarz od ognia, od tancerek. W Polu Emonda nie zdarza�y si� takie rzeczy. Nawet �wi�teczne ta�ce z dziewcz�tami na ��ce by�y zupe�nie inne. Zapragn��, aby zerwa� si� wiatr i och�odzi� jego rozpalon� g�ow�. Dziewcz�ta znowu pojawi�y si� w polu jego widzenia, teraz ta�czy�y ju� trzy. Jedna z nich mrugn�a do niego ukradkiem. Natychmiast odwr�ci� wzrok. "�wiat�o�ci - pomy�la�. - Co mam teraz zrobi�? Co by zrobi� Rand? On si� zna na dziewczynach." Ta�cz�ce dzi...
ZuzkaPOGRZEBACZ