Miros�aw P. Jab�o�ski Sierpem i m�otem Klik. Tego dnia Magdzie wszystko lecia�o z r�k. Przygotowuj�c kolacj� dla siebie i Marka st�uk�a dwa talerze, przewr�ci�a �wiecznik na stole i rozbi�a w �azience s�oik z jego ulubion� sol� k�pielow�. Sprz�taj�c skaleczy�a si� w palec. Jej z�o�� skierowa�a si� na Marka. "Pieprzony ja�nie pan podsekretarz stanu!" - pomy�la�a ss�c rank�. - "Jak zwykle przyjdzie wyko�czony, wyk�pie si�, zje kolacj�, przeleci mnie spogl�daj�c na zegarek i pogna do �ony!" Pow�d jej z�o�ci - jak i zdesperowania - by� zupe�nie inny. Cho� oczywi�cie mia� zwi�zek z osob� Marka, jego �on� oraz prac� w Ministerstwie Wsp�pracy z Zagranic�. Przede wszystkim dotyczy� za� Magdy, no i jeszcze czego�, o czym mia�a dopiero zamiar Markowi powiedzie�. Posprz�ta�a �azienk�, przyklei�a plaster na skaleczenie, z�aman� �wiec� wymieni�a na now�. Jak na z�o��, dzisiaj wypada�a trzecia rocznica ich zwi�zku. Odkr�ci�a wod� nad wann�. Dzwonek do drzwi odezwa� si�, kiedy wystrojona sklepowa, ku aplauzowi widowni z playbacku, odgad�a has�o: "Komu w drog�, temu czas". Wy��czy�a telewizor i posz�a otworzy�. Przedpok�j wype�ni� wielki bukiet niesiony przez Marka. "Magda, poca�uj pana" - przykaza�a sobie i nadstawi�a policzek. - Jakie �liczne - powiedzia�a szczerze, w�chaj�c trzydzie�ci trzy r�e. - Cudowne. - Jestem skonany - rzek� Marek i pow�drowa� do �azienki. Nie wygl�da� na zm�czonego - szczup�y, przystojny czterdziestoczterolatek, m�g�by mie� 6-7 lat mniej. Lekko siwia� na skroniach, co tylko dodawa�o mu uroku. Magda skonstatowa�a, �e by� raczej w dobrym nastroju; dolecia� j� zapach koniaku. Przy kolacji prawie si� nie odzywa�a - nie musia�a. Marek gada� jak naj�ty o skomplikowanej transakcji na trasie Amsterdam-Rosja. Jak zwykle by�o to niezbyt jasne, gdy� boj�c si� oddawa� ca�kiem w jej r�ce, starannie unika� szczeg��w. "Bez po� litra nie rozbierosz" - pomy�la�a i przesta�a s�ucha�. Sprawa, o kt�rej Marek opowiada� w bardzo zawoalowanej formie (a musia� si� przed kim� wygada�), wygl�da�a nast�puj�co: Polsko-rosyjska sp�ka, zawi�zana wy��cznie w tym celu, zakupi�a w Kanadzie zbo�e, g��wnie pszenic�, z przeznaczeniem dla Polski. Fracht wype�ni� trzy masowce, kt�re znajdowa�y si� w�a�nie w drodze do najwi�kszego portu �wiata, Rotterdamu. Tam, jako �e tak wielkie jednostki nie mog�y wp�yn�� na Ba�tyk przez cie�niny du�skie, zbo�e mia�o by� prze�adowane na mniejsze statki rosyjskie, jednak od tej chwili listy przewozowe stwierdza�y, i� ich �adownie wype�nione s� holendersk� pasz� dla zwierz�t hodowlanych. Sens operacji by� oczywisty - unikn�� wysokich op�at przy wprowadzaniu �adunku na polski obszar celny. Po przej�ciu c�a pasza zn�w stawa�a si� zbo�em, kt�re wiadoma sp�ka sprzedawa�a Agencji Rynku Rolnego, jako towar skupiony od rodzimych rolnik�w. Agencja, nawet nie ogl�daj�c nabytku, odsprzedawa�a zbo�e, za po�rednictwem Ministerstwa Wsp�pracy z Zagranic� - czyli Marka - wyg�odnia�ej Ukrainie lub Bia�orusi. Korzy�� Rosjan polega�a na tym, �e jeden z ich statk�w znika� na kr�tkiej trasie Rotterdam-Gdynia, by pojawi� si� w jakim� dalekowschodnim porcie; za� zysk Marka stanowi� ca�kiem spory procent od r�nicy pomi�dzy op�atami celnymi za pasz� a pszenic�. Marek sko�czy�, a Magda zastanawia�a si�, czy mo�e ma ju� mu powiedzie�... Rozumia�a, �e na ca�ej niepoj�tej przewalance Marek zarobi dziesi�tki, je�li nie setki tysi�cy dolar�w: duma a� go rozpiera�a. Mo�e wi�c teraz? Najpolityczniej by�oby zrobi� to w ��ku - i to przed, a nie po - ale Magda nie mia�a ochoty na seks. Zdecydowa�a si�. - Ciesz� si� razem z tob� - powiedzia�a. - Ja te� mam dobr� wiadomo�� dla nas. Jestem w ci��y... Przypuszcza�a, jaka mo�e by� jego reakcja, a mimo to odczu�a zaw�d i z�o��. W g�upi spos�b wierzy�a, �e mo�e go jednak ucieszy. Marek zesztywnia� i z kamienn� twarz� dopi� wino. - To nie jest dobra nowina - powiedzia�. - I ty dobrze o tym wiesz. Wiesz, �e nie chc� �adnych bachor�w! - Tylko nie bachor. To twoje dziecko! - Moje dzieci s� w moim domu. - Twoja �ona tak�e - Magda opanowa�a si� z trudem. - Le� do jej zimnego ty�ka! Prosz� bardzo! Niech ona robi ci kolacyjki, k�piele, masa�e oraz niech ci s�u�y za pogotowie seksualne w dzie� i w nocy, kiedy tylko zechce ci si� podnie�� s�uchawk�! - P�ac� za to! Przez chwil� zastanawia�a si�, czy nie strzeli� go w pysk. Wybra�a drwin�, kt�ra bardziej rani�a. - Jej p�acisz jeszcze wi�cej. I co z tego masz? Na chwil� za panowa�a cisza, bo ministerialny negocjator zapomnia� j�zyka w g�bie. - Zawsze gra�am fair - powiedzia�a spokojnie Magda. - To, �e mi nie ufasz, to tw�j problem. Ty zreszt� nikomu nie wierzysz. Um�wili�my si� na pocz�tku, �e nie b�d� w �aden spos�b ingerowa� w twoje �ycie. Nie robi� tego. Nie dzwoni�, nie szanta�uj� ci�, nie urz�dzam awantur ani scen zazdro�ci. Nie ��dam tak�e, aby� si� dla mnie rozwi�d�. A wiesz, �e mog�abym. Boisz si� tego dziecka nie dlatego, �e ja mog�abym si� zmieni� i zapragn�� ci� na tatusia na dodatek; ty si� l�kasz, gdy� sam m�g�by� chcie� z nami zosta�, a wtedy twoja dobra, kochana �ona zrobi�aby wszystko to, czego ja nie czyni�. Zgnoi�aby ci�, z�ama�a twoj� karier� i pu�ci�a z torbami. Jednym s�owem - zamieni�aby twoje �ycie w piek�o. Bez pieni�dzy i stanowiska nic by� nie znaczy�. Tak uwa�asz, bo tobie, jak powietrze do �ycia, potrzebne jest uwielbienie m�odych ministerialnych sekretarek - cipencji gotowych na wszystko, byle zaj�� miejsce takich jak ja. Utrzymanek maj�cych nadziej�, i� zostan� kiedy� �onami. - My�l�, �e dosy� ju� powiedzia�a�. - Marek wsta� od sto�u ocieraj�c usta serwetk�; rzuci� j� pomi�dzy �wiece. - Skoro tak ch�tnie powo�ujesz si� na nasz� umow�, to ci przypomn�, i� by� w niej jeszcze jeden punkt: �adnych dzieci! By�? Magda schyli�a g�ow�, ale zaraz j� podnios�a. - Marek, ja mam dwadzie�cia siedem lat. - W jej g�osie zabrzmia�a pro�ba. - Jestem z tob� od czasu seminarium dyplomowego na SGH. Nied�ugo po moim dyplomie poszed�e� w ministry. Masz �on�, dwoje dzieci, robisz karier�. Ja te� musz� pomy�le� o sobie, zanim b�dzie za p�no - nim zostan� czterdziestoletni� samotn� bab�, truj�c� si� prochami i alkoholem. Zrozum - nie zrezygnuj� z tego dziecka. Nic, poza nim, nie chc� od ciebie. - I nic nie dostaniesz! - krzykn��. - Czy zapominasz czyje to mieszkanie, samoch�d, kto na to wszystko daje fors�? Czy my�lisz, �e pozwol� sobie uwi�za� kamie� na szyi? �e przez nast�pnych dwadzie�cia lat dam ci si� szanta�owa� dzieckiem, kt�rego nie chc�, a kt�re b�d� musia� utrzymywa�? Masz racj� - w ministerstwach, i nie tylko tam, pe�no jest panienek, kt�re mog� osadzi� w tym mieszkaniu. Mam 44 lata; jak my�lisz - ile jeszcze takich trzyletnich miodowych okres�w mog� mie� w �yciu? G�ra pi��. I chc� wykorzysta� je wszystkie. Albo usuniesz t� ci���, albo koniec z nami i mo�esz jutro pakowa� manatki! Magda przez chwil� bawi�a si� widelcem, by zaj�� r�ce i nie rozp�aka� si�. Poza pocz�tkowym okresem znajomo�ci nigdy nie mia�a z�udze� co do uczu� Marka, lecz nie s�dzi�a, �e jest a� takim zimnym draniem. - Nie pozb�d� si� dziecka - powiedzia�a patrz�c w st�, staraj�c si� panowa� nad g�osem. - I nie wyprowadz� si� st�d. Za te trzy lata darmowej radochy co� mi si� od ciebie nale�y, nie s�dzisz? Niczego wi�cej nie chc� - a przede wszystkim nigdy wi�cej nie pokazuj mi si� na oczy. Brzydz� si� szanta�em, ale je�eli spr�bujesz mnie ruszy�, to pami�taj, �e wiem o tobie dosy�, by dociekliwy dziennikarz dogrzeba� si� reszty informacji o twoich machlojkach. A pras� - o co sam walczy�e�, kiedy mia�e� jeszcze jakie� idea�y - mamy woln�, dzi�ki czemu taki Urban przemieli ci� na �rut�. B�dziesz sko�czony raz na zawsze i nawet mo�e posiedzisz par� lat, czego ci serdecznie �ycz�. Amen. Podnios�a wzrok na Marka i przez chwil� by�a przera�ona - nie wiedzia�a, czy zaraz j� zamorduje, czy te� trafi go apopleksja. Nigdy dot�d nie widzia�a go w takim stanie. - Ty... ty... ty... kurwo... ty zdziro... ja ci�... ty... Zacz�� si� nerwowo za czym� rozgl�da� i pomy�la�a w panice, �e za butelk� po winie, by waln�� j� w g�ow�. Uciek�a od sto�u, ale Marek z�apa� sw� dyplomatk�, p�aszcz i trzasn�wszy drzwiami, znikn�� z mieszkania. Magda z p�aczem rzuci�a si� na pos�anie. P�aka�a d�ugo, a� w ko�cu ze zm�czenia, �alu i jakiej� przygniataj�cej rozpaczy - chyba jednak kocha�a tego bydlaka - zasn�a skulona na sarniej sk�rze przykrywaj�cej ��ko. Obudzi� j� dzwonek telefonu. Nieprzytomna, nie wiedz�c, kt�ra godzina, si�gn�a po s�uchawk�. - Halo - powiedzia�a zaspanym, schrypni�tym g�osem. - S�ucham... - To ja, Marek... - Przez chwil� panowa�a cisza, a oci�a�a jeszcze od snu Magda nawet si� nie zdenerwowa�a s�ysz�c jego g�os. - Wiesz, przepraszam ci�... Wczoraj ponios�y nas nerwy i my�l�, �e powinni�my o tym spokojnie porozmawia�. Nie odpowiedzia�a, mia�a pustk� w g�owie. Oczywi�cie zdawa�a sobie spraw�, �e jego wczorajsze wyj�cie niczego nie za�atwia�o do ko�ca, lecz nie s�dzi�a, �e Marek zadzwoni tak szybko. - Magda, jeste� tam? - jego g�os zdradza� zaniepokojenie. - Odezwij si�! - Jestem, jestem... Kt�ra godzina? - Co? W p� do dwunastej. Chcia�bym, �eby�my si� spotkali o drugiej na obiedzie. Porozmawiamy spokojnie. Dobrze? - Tak... - A wi�c o czternastej na Starym Mie�cie, tam gdzie zwykle. B�dziesz? - Tak. Kiedy przysz�a do Fukiera, kierownik sali zaprowadzi� j� do stolika. Marek wsta� na jej widok. "M�czy�ni tak�e powinni robi� sobie makija�!" - pomy�la�a z satysfakcj� na widok jego bladej, wymizerowanej twarzy. W popielniczce przed nim tli� si� papieros. Wygl�da� na ci�ko chorego cz�owieka. Najwyra�niej ta noc nale�a�a do jego najci�szych, nieprzespanych nocy. Magda, kt�ra dwie g...
ZuzkaPOGRZEBACZ