Z przeglądarką wśród trebuszy, czyli ilustrowany przewodnik po rekonstrukcjach.pdf

(1426 KB) Pobierz
424720879 UNPDF
Artykuł pobrano ze strony eioba.pl
Z przeglądarką wśród trebuszy, czyli ilustrowany przewodnik po rekonstrukcjach
Tytułem wstępu
dkąd się tylko pojawiły ufortyfikowane siedziby ludzkie, istnieli też ci, którzy za wszelką cenę chcieli je zdobyć.
Pomagały im w tym przyrządy mające za zadanie umożliwić dostanie się do wnętrza, ale były też takie, których
obrońcy używali do odpierania ataków. Ich formę udoskonalano przez wieki, w miarę rozwoju umocnień. Twierdzę
można pokonać wiele sposobów. Pierwszy, najprostszy polegał na frontalnym ataku, najlepiej zanim załoga zdąży
przygotować się do obrony. W przypadku sukcesu szybko i bez dużych kosztów można było osiągnąć zakładany
rezultat, ale niestety (na szczęście?) nie zawsze było tak prosto. Zazwyczaj obrońcy byli przygotowani na odparcie
ataku. Wtedy można było zastosować jedną z wielu powszechnie stosowanych taktyk.
Rys. 1.
Dwie balisty.
Rys. 2.
Onager z łyżką i onager z procą.
ieraz próbowano brać miasta głodem przez zablokowanie wszystkich dróg zaopatrzenia, jednakże wymagało to
dużej ilości wojska, aby szczelnie otoczyć miasto. Duża ilość wojska w jednym miejscu wcześniej czy później
oznacza problemy z aprowizacją, szczególnie jeśli mieszkańcy zdążyli zgromadzić plony i trzodę z okolicznych wiosek a
resztę zniszczyć. W ten sposób jeśli wojska nie otrzymywały dostatecznych dostaw z własnych ziem (a nie było to łatwe
przy stanie transportu w średniowieczu) musiano dokonywać zbrojnych wypadów w coraz to dalsze okolice. Podczas
takich wypadów łatwo wpaść w zasadzkę, a okrojone oddziały pod miastem mogły w międzyczasie stać się ofiarą
wypadu zza murów.
odczas długich nieraz miesięcy oblężenia obie strony nie próżnowały. Obrońcy słali apele o pomoc, dokonywali
wypadów i umacniali fortyfikacje. Po drugiej stronie atakujący wszelkimi sposobami starali się zwyciężyć. Nieraz
uciekano się do zdrady. Zdarzało się, że mieszkańcy otwierali wrogom bramy, wskazywali słabe punkty obrony
czy też sabotowali infrastrukturę. Równolegle prowadzono oficjalne rozmowy tyczące poddania miasta. Wiedząc że
upadek twierdzy jest tylko kwestią czasu, obrońcy woleli czasem sami się poddać i zostawić dobytek licząc na to, że
wróg w swojej łaskawości pozwoli im ujść z życiem. Jeśli nie można było liczyć na przychylność mieszkańców, można
było spróbować wydrążyć tunel, który miał zapewnić proste dostanie się na broniony teren. Wdzierała się tamtędy
grupa atakujących, która miała za zadanie otworzyć od wewnątrz bramę lub zaskoczyć w nocy załogę i ją wyciąć w pień.
Podkop można było też wykonać tylko pod fundamentem murów lub wieży, gdzie następnie podpalano duże ilości
drewna. Wysoka temperatura doprowadzała do osłabienia spójności muru, który jeśli się nie zawalił się sam, to tak czy
inaczej był mniej odporny na uderzenia tarana czy machin miotających. Było to jednak właściwie niewykonalne, jeśli
zamek znajdował się na skalistym podłożu.
Rys. 3.
Bricoli.
Rys. 4.
Arkbalista.
424720879.002.png
dy wszystko te sposoby nie przynosiły rezultatów, przeciągające się oblężenie trzeba było przerwać albo zakończyć
szturmem. Do podjęcia takiej decyzji nieraz dochodziło wtedy, gdy istniało zagrożenie odsieczą.
mocnienia można pokonać górą poprzez przystawienie drabin, po których atakujący wspinają się na mury. Ma to
jednak wiele wad - podczas wspinania się atakujący są narażeni na pociski i kamienie spuszczane przez załogę,
nie mówić już o tym, że drabiny takie można było łatwo odepchnąć od muru.
osztowniejsza i wymagająca materiałów i wykwalifikowanych rzemieślników była budowa wieży oblężniczej, zwanej
też beluardą. Musiała być przynajmniej nieznacznie wyższa od murów, tak aby z najwyższego poziomu można
było razić obrońców i obserwować ich poczynania. Najczęściej najtrudniejszym etapem było samo podtoczenie pod
mury, ponieważ wymagało to zasypania fosy i wyrównania terenu. Podczas samego szturmu, o ile obrońcom nie udało
się jej podpalić, atakujący mogli bezpiecznie wspiąć się na górę i pomostem przedostać się na chodnik na koronie muru.
Miasta jednak nie były bezsilne. Często w swoich arsenałach miały machiny miotające, które były niezwykle przydatne w
radzeniu sobie w takich kryzysowych sytuacjach. Zdarzało się że jeden, dwa celnie wystrzelone pociski mogły
zaprzepaścić wielotygodniowe wysiłki dziesiątków ludzi i zdruzgotać wieżę.
achiny miotające częściej chyba jednak służyły do ataku niż obrony. Z przywiezionych elementów składano je w
całość lub budowano na miejscu. W kierunku fortyfikacji i budynków wewnątrz nich wystrzeliwano nie tylko
kamienne kule kruszące mury, ale też wypełnione małymi kamieniami gliniane kule, które rozpryskiwały się
przy uderzeniu, podpalone beczki smoły lub oliwy, pszczele ule, kosze z jadowitymi wężami i skorpionami,
padlinę, czy też wreszcie głowy szpiegów, złapanych wrogów i posłów, którzy zaoferowali nie dość dobre
warunki poddania się...
Rys. 5.
Trebusz.
Rys. 6.
Biffa.
Typologia
achiny miotające to bardzo rozległe zagadnienie, które nadal skrywa wiele tajemnic, ale postaram się przybliżyć
chociaż ogólny jego zarys. Artyleria przedogniowa, służąca zarówno do niszczenia obwarowań z dystansu jak i
do rażenia wroga, ze względu na konstrukcję dzieli się na machiny na dwie główne rodziny: neurobalistyczne i
barobalistyczne.
e pierwsze gromadzą energię potrzebną do wystrzelenia pocisku w naprężonym lub odkształconym materiale
(neuro - struna), na przykład w skręconych i naciągniętych linach (balista, onager) czy odgiętej belce
drewnianej lub metalowej, jak ma to miejsce w bricoli czy arkbaliście.
yć może używano też machiny, w której energia była zgromadzona w zbiorniku ze sprężonym powietrzem, zwana
aerotonem, choć zasady jego działania nie są do końca znane. Ogólnie rzecz biorąc, lata świetność tych machin
przypada na okres starożytnej Grecji i Cesarstwa Rzymskiego (oraz kontynuującego jego tradycje Bizancjum), kiedy to
takie machiny często były używane na polu walki do rażenia wojsk i przy zdobywaniu fortec. Ich wyrafinowana
konstrukcja była jednak często zbyt skomplikowana i mało wydajna dla średniowiecznych następców. W IX wieku na
europejską arenę wkraczają machiny barobalistyczne.
achiny barobalistyczne (baro - ciężar) gromadzą energię w podniesionym na pewną wysokość ciężarze. Był
on montowany do krótszego ramienia dwuramiennej dźwigni, a do dłuższego mocowano łyżkę na pocisk lub też
procę, która znacznie zwiększała efektywność. Po zwolnieniu mechanizmu przeciwwaga opadała, ramię z pociskiem
podnosiło się z dużą prędkością i w odpowiednim momencie dochodziło do wyrzucenia pocisku. W tej kategorii ze
względu na przeciwwagę wyróżnia się trzy podstawowe typy (1) .
424720879.003.png
Rys. 7.
Perrière.
Rys. 8.
Tripantium.
Rys. 9.
Rozbudowane perrière.
trebuszu była ona zamocowana na stałe do ramienia, albo w postaci zakładanych na nie ołowianych pierścieni
albo przywiązywanych worków z gliną lub kamieniami. Takie umocowanie powodowało niską efektywność
(mniejszy zasięg przy takim samym pocisku), którą rekompensowała za to bardzo dobra celność.
biffie przeciwwaga była w postaci skrzyni, również wypełnionej kamieniami lub ziemią. Mocowano ją na ruchomym
trzpieniu, dzięki czemu można uzyskać większą efektywność kosztem zmniejszonej nieznacznie celności.
rzeci rodzaj stanowią machiny, zwane perrière (2) , w których zamiast przeciwwagi stosowano siłę ludzkich rąk. Do
ramienia przeciwwagi mocowane były liny, za które w odpowiednim momencie jednym, mocnym szarpnięciem
ciągnęli ludzie, podobnie jak dzwonnicy rozhuśtujący dzwon. Wadami takiej konstrukcji była mała celność, bowiem za
każdym razem ludzie trochę inaczej ciągną i to, że efektywna długość ciągnięcia liny jest ograniczona, co determinowało
wielość konstrukcji. Zaletami za to były szybszy proces naciągania ramienia do ponownego strzału oraz mniejsza waga
machiny, co miało znaczenie w transporcie.
ripantium miało przeciwwagę złożoną z części stałej i ruchomej, stanowiło więc połączenie trebusza i biffy. W
efekcie powstała konstukcja pośrednia, łącząca najlepsze cechy obu - o celności lepszej niż biffa i większym
zasięgu niż trebusz.
iąty często spotykany typ to perrière, które oprócz lin do ciągnięcia miało też stałą przeciwwagę, która zwiększała
możliwości machiny.
grubsza można przyjąć, że rozkwit machin barobalistycznych przypada na średniowiecze. Pomimo że pochłaniały
duże ilości surowca, były one prostsze w konstrukcji od machin neurobalistycznych, a jak wiadomo duża część
wiedzy świata antycznego została niestety na długie wieki zapomniana...
d około stu lat artyleria przedogniowa wzbudza coraz większe zainteresowanie wśród historyków i innych
zapaleńców, prawdziwy boom nastał w latach 90. ubiegłego wieku po publikacjach w popularnych czasopismach na
ten temat (3) . Na podstawie zachowanych materiałów starają się oni jak najwierniej odtworzyć machiny, albo... po prostu
się dobrze bawić
1.
Muszę tu nadmienić, że ze względu na bardzo płynną terminologię trudno jest dokładnie nazwać
poszczególne typy. Źródła pisane rzadko precyzują co się kryje pod użytą nazwą, a miniatury nieraz
wprowadzają w jeszcze większe zakłopotanie. Dlatego też w tym i innych artykułach przyjmuję bardziej
liberalną nomenklaturę, nazywając wszystko trebuszami, z ewentualnym wyróżnieniem perrière. Pomimo to
wprowadzam tu szczegółowe nazewnictwo proponowane przez Roberta Jurgę, aby oswoić czytelnika z
jego różnorodnością. Dodam tylko, że obecnie każdy używa przyjętej przez siebie terminologii i zazwyczaj
podanie typu machiny nic nie wnosi - dopiero zdjęcie jest w stanie wyjaśnić o czym mówi dana osoba.
2.
Nie znalazłem dobrego polskiego odpowiednika. W publikacjach anglojęzycznych nazywany jest też ten
typ machin "traction trebuchet".
3.
Na przykład Scientific American , lipiec 1995 (tłumaczenie w Świecie Nauki , wrzesień 1995) i American
Woodworker , grudzień 1997.
424720879.004.png
odczas poszukiwań materiałów przydatnych przy budowie trebusza natrafiałem w Internecie na
bardzo interesujące strony, zarówno opisujące "poważne" projekty pełnowymiarowych replik
wykonanych przy użyciu środków dostępnych w średniowieczu, jak i mniejsze modele, które budowane są
przez osoby prywatne w ogródkach i garażach. Na prośbę Redakcji tego serwisu postanowiłem
usystematyzować swoją wiedzę i podzielić się nią z szerokim gronem czytelników. Choć większość
zamieszczonych tu informacji wyszukałem w sieci, to ostatnia część, poświęcona Polsce, w dużej mierze
składa się z materiałów wcześniej nigdzie nie publikowanych oraz rozmów z konstruktorami. Z góry
uprzedzam, że cały ten przegląd jest wybiórczy i subiektywny.
USA
rajem, w którym zainteresowanie machinami miotającymi przekształciło się w swoisty sport, są bez
wątpienia Stany Zjednoczone. Odbywają się tam coroczne zawody w których konstruktorzy
wystawiają swoje machiny w kategoriach ze względu na konstrukcję i wagę, uczniom w szkołach natomiast
proponuje się budowanie małych modeli w ramach lekcji fizyki. Niestety popularność ta została okupiona
odsunięciem poprawności historycznej na dalszy plan. Namnożyło się tam wiele modeli takiej wielkości,
aby móc strzelać piłkami do golfa lub tenisa. Mieszczą się one bez problemu na tył pick-upa podczas
weekendowego wypadu za miasto. Mam uczucie, że stan rzeczy ma się podobnie jak w przypadku SCA.
Dużo tam grup, które członkowie Ruchu Rycerskiego w Polsce bez zająknięcia nazwaliby mrocznymi czy
badziewnymi, choć jest wiele i takich, które stoją na bardzo wysokim poziomie. Postanowiłem zamieścić tu
parę co ciekawszych konstrukcji i choćby skrótowo je opisać. Sądzę, że z podpisów łatwo wywnioskować
moje nastawienie do nich. W większości korzystałem z The International Registry of Hurlers (and
Chunkers) (4) oraz World Championship Punkin Chunkin (5) .
Autor: Eric Ludlam, Hudson, Massachusets, USA
Bez wątpienia konstrukcja z grubsza oparta na którejś z rycin z perrière, choć w
szczegółach już nie jest tak pięknie.
Chapter.EnginesOfWar.shtml
Rys. 10.
Juggernaught.
Autor: Kurt Suleski i inni, Anoka, Minesota, USA
Poza osią z rurki stalowej i nieco sterylnego wyglądu wszystko wygląda bardzo
porządnie. Oparty na rekonstrukcji stojącej w zamku Caerphilly (6) w Walii.
Rys. 11.
Przyzwoity
trebusz.
Trebuchet.htm
Autor: Derick Hess i Lee Baker, Crane, Texas, USA
Co tu dużo mówić - jest to chyba mój ulubiony trebusz ze Stanów. Nie ma to jak
skrzyżowanie trzepaka z masztem radiowym...
www.cranenerds.com
Rys. 12.
Rekonstrukcja
to to nie jest...
Autor: grupa Night Shift, Washington, USA
Może i ogólne założenia co do konstrukcji zostały zachowane, ale te dwuteowniki...
Rys. 13.
Dewiza:
wyspawać coś z
dwuteowników
NightShiftTrebuchet
424720879.005.png
i zatknąć na tym
flagę
oniżej dwa zdjęcia z zawodów World Championship Punkin Chunkin w roku 2003. Widać, że osiągi
mają tam znaczenie priorytetowe - konstrukcje tak samo różnią się od oryginałów jak współczesne
łuki sportowe od tych sprzed 600 lat...
Rys. 14.
Rys. 15.
USA są też ojczyzną FAT, czyli Floating Arm Trebuchet (7) . Ten typ konstrukcji o
większej efektywności narodził się mniej więcej dwie dekady temu i ma niewiele
wspólnego z trebuszami poza tym, że też miota pociski. Rodzi się tam też wiele innych
dziwnych konstrukcji, których przykładem może być "coś" zbudowane przez naszego
rodaka, Filipa Radlińskiego (8) .
Rys. 16.
Koło od roweru
+
kij = trebusz?
Nie można też zapomnieć o takich osobach jak Ron Toms, który ze zbudowanej przez
siebie machiny wystrzeliwał się do jeziora (9) .
Rys. 17.
Dzieci, nie
próbujcie tego w
domu!
o zapoznaniu się z charakterystyką USA przyjrzyjmy się innym krajom z kręgu kultury anglosaskiej.
Kanada
ieszkańcy tego kraju w swoim zainteresowaniu czerpią wzorce od sąsiadów z południa, podobnie
też podchodzą do poprawności historycznej.
Autor: John Purchard, Montreal, Kanada
Wyraźnie widać, że jest to hobby typowego człowieka na emeryturze, który chce sobie
po prostu trochę podłubać w garażu, a robienia huśtawek dla wnuków jest zbyt mało
emocjonujące.
Rys. 18.
Reprezentant
Kanady ze
swoimi
zabawkami.
Autor: John Rose, Sackville, Kanada
Tak samo jak w USA panuje moda na "Pomysłowego Dobromira" - po co budować
424720879.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin