Laurens Stephanie - Cykl Cynsterowie 12 - Prawda o miłości.pdf

(1728 KB) Pobierz
Cykl Cynsterowie 12 - Prawda o milosci
rawda
o miłości
490176496.001.png 490176496.002.png 490176496.003.png
Rozdział 1
Londyn, czerwiec 1831
- Drogi panie Cunningham, jak już panu mówi­
łem, nie jestem zainteresowany portretowaniem
córki lorda Tregonninga. - Gerrard Reginald Deb-
bington przyjął wystudiowaną pozę w wygodnym
fotelu w palarni swego klubu. Powstrzymując nara­
stającą irytację, wytrzymał spojrzenie pełnomocni­
ka lorda Tregonninga. - Zgodziłem się na to spot­
kanie, mając nadzieję, że pomimo mej odmowy
malowania portretu lord Tregonning jednak zgodzi
się wpuścić mnie do ogrodów Hellebore Hall.
W końcu jestem najsłynniejszym pejzażystą
śmietanki towarzyskiej; powinienem był już dawno
odwiedzić słynne ogrody lorda Tregonninga - po­
myślał.
Cunningham zbladł. Odchrząknął i zerknął
na dokumenty rozłożone na małym stoliku.
Wokół mężczyzn unosił się dyskretny szmer roz­
mów; Gerrard zdawał sobie sprawę ze spojrzeń rzu­
canych w ich stronę. Członkowie klubu zauważali
jego obecność, widząc jednak Cunninghama i do­
myślając się, że prowadzą negocjacje - nie prze­
szkadzali.
5
Gerard skończył już dwadzieścia dziewięć lat
i przypuszczał, że Cunningham jest o kilka lat
młodszy. Jednym spojrzeniem ogarnął surowy,
czarny garnitur, praktyczną koszulę z kremowego
lnu i okrągłą twarz pełnomocnika, który zmarsz­
czył brwi i z uwagą wpatrywał się w dokumenty.
Zanim Cunningham zdecydował się przemówić,
Gerrard sporządził w głowie szkic pod tytułem:
„Agent biznesowy przy pracy".
- Lord Tregonning polecił mi przekazać panu,
że docenia pański opór przed przyjęciem zamó­
wienia na portret osoby, której jeszcze nigdy pan
nie widział i że ta postawa tylko utwierdza go
w przekonaniu, że to właśnie pan powinien ów
portret namalować. Mój pracodawca spodziewa
się, że namaluje pan jego córkę dokładnie taką, ja­
ka naprawdę jest, bez żadnego przekłamywania.
Tego właśnie sobie życzy. Chce, żeby portret był
wiernym obrazem i prawdziwym odbiciem panny
Tregonning.
Gerrard zacisnął usta. Rozmowa zmierzała do­
nikąd.
Nie patrząc na niego, Cunningham kontynuował:
- Oprócz proponowanego honorarium, zapew­
niamy panu czas, jaki uzna pan za konieczny
do ukończenia portretu, zaś potem otrzyma pan
nieograniczony dostęp do ogrodów Hellebore
Hall oraz pozwolenie na robienie szkiców i malo­
wanie. Jeśli pan sobie życzy, może pan przyjechać
z przyjacielem czy towarzyszem. Obydwaj będzie­
cie gośćmi Hellebore Hall przez cały czas trwania
prac nad portretem.
Gerrard z trudem powstrzymywał złość. Nie miał
zamiaru po raz kolejny wysłuchiwać tej propozycji,
niezależnie od tego, czym ją osłodzono. Odrzucił ją
6
stanowczo już dwa tygodnie temu, podczas pierw­
szego spotkania z Cunninghamem. Zmienił pozy­
cję i spojrzał pełnomocnikowi prosto w oczy.
- Pański pracodawca mnie nie zrozumiał - nigdy
dotąd nie malowałem portretu na zamówienie.
Dopóki jestem wystarczająco zamożny, by móc
hołdować swym przyjemnościom, malowanie jest
moją największą pasją. Jednak malowanie portre­
tów jest niczym więcej, jak przypadkową rozrywką.
Być może dość owocną, ale nie na tyle, by skupić
mą uwagę. Nie przemawia do mojej artystycznej
duszy, jeśli mogę tak to ująć. - Nie była to cała
prawda, ale w tych okolicznościach trafna i prze­
konująca. - Choć byłbym zachwycony, mogąc ma­
lować ogrody Hellebore Hall, nawet taka sposob­
ność nie jest wystarczająco kusząca, bym podjął się
malowania portretu, którego nie mam ochoty ani
potrzeby malować.
Cunningham wytrzymał jego spojrzenie. Ode­
tchnął głęboko, zerknął na kartkę i podniósł
wzrok, wpatrując się w przestrzeń gdzieś ponad le­
wym ramieniem Gerrarda.
- Lord Tregonning polecił mi przekazać panu,
że jest to jego ostateczna propozycja... I że jeśli jej
pan nie przyjmie, będziemy zmuszeni znaleźć in­
nego malarza, który podejmie się tego zadania.
Oznacza to, że ów malarz otrzyma dostęp do ogro­
dów i możliwość ich malowania. Ponadto lord Tre­
gonning zamierza dopilnować, by do końca jego
życia, a także do końca życia jego bezpośrednich
spadkobierców, żaden inny malarz nie wszedł
do Hellebore Hall.
Gerrard musiał użyć całej siły woli, by utrzymać
emocje na wodzy i pozostać w pozycji siedzącej.
O co, do diabła, chodzi Tregonningowi, skoro ucie-
7
ka się do takiego szantażu? Niewidzącym wzro­
kiem wpatrywał się w przestrzeń. Jedno było zupeł­
nie jasne - lord Tregonning był absolutnie zdecy­
dowany zmusić go do namalowania portretu swej
córki.
Wbił łokieć w oparcie fotela i wsparł brodę
na pięści. Przeczesując wzrokiem salę, próbował
znaleźć jakieś dogodne wyjście z tej pułapki. Nic
nie przychodziło mu do głowy. Przemożna niechęć
oddania pierwszeństwa jakiemuś podrzędnemu
portreciście spowijała jego umysł jak gęsta mgła.
Spojrzał na Cunninghama.
- Muszę jeszcze raz przemyśleć propozycję sza­
nownego lorda.
Powiedział to z takim naciskiem, że zupełnie nie
zdziwił się, gdy twarz agenta pozostała nieprzenik­
niona. Kiwnął tylko głową.
- Oczywiście. Ile czasu pan potrzebuje?
- Dwadzieścia cztery godziny. - Gdyby ta zagad­
ka dłużej niż dobę męczyła go nierozwiązana,
z pewnością by oszalał. Wstał i wyciągnął rękę.
- Mieszka pan w hotelu Cumberland?
Zbierając w pośpiechu dokumenty, Cunnin-
gham wstał i uścisnął dłoń Gerrarda.
- Tak. Hm... Będę czekał na pana odpowiedź.
Gerrard kiwnął głową. Stał przy fotelu, dopóki
Cunningham nie opuścił palarni, po czym wyszedł
z klubu.
Przemierzał parki stolicy - St. James, Greek
Park i wreszcie zajrzał do Hyde Parku. To nie był
dobry wybór. Ledwie wszedł na trawnik, usłyszał
okrzyki lady Swaledale, pragnącej przedstawić go
swej córce i bratanicy. Stadka matron i pannic
z błyszczącymi oczami pochylały się w swych po­
wozach licząc na to, że zwrócą na siebie jego uwa-
8
Zgłoś jeśli naruszono regulamin