Rozdział 17.
Przygotowania – Rosalie, Alice i Bella
Bella:
-Bella! Wyłaź z łóżka! Dziś bal! - świergotała Alice rozsuwając zasłony.
Oślepiło mnie słońce,zmrużyłam więc oczy, a Alice stała już umyta i ubrana na środku pokoju.
Wymamrotałam coś niezrozumiałe i przewracając się na drugi bok, naciągnęłam kołdrę na głowę. Zauważyłam jeszcze tylko Alice chwytającą drugi koniec kołdry, ale swój róg trzymałam bardzo mocno.
Reguła numer jeden: nigdy nie budź Swan, jeśli chcesz ujść z życiem.
Najwyraźniej nie była ona znana Alice, która właśnie zaczęła łaskotać moje stopy.
-Ej! - chichotałam próbując uwolnić swoje nogi od dotyku jej zimnych rąk.
-Która właściwie jest godzina? - zapytałam chowając się w rogu łóżka.
-10:30 – odpowiedziała Alice i otworzyła szeroko okno, wpuszczając do środka świeże powietrze.
-Co?! Budzisz mnie w niedzielę bladym świtem, tylko dlatego, że wieczorem jest jakiś bal?! - położyłam się z powrotem zamykając oczy.
-Oj, nie wkurzaj się tak!
Otworzyłam oczy, Alice patrzyła na mnie i roześmiała się głośno:
-Bella, nie obraź się, ale wyglądasz okropnie. Każdy włos sterczy w inną stronę, a pod oczami masz ogromne sino fioletowe cienie. O Boże, jak ja cię później mam pomalować? Urządziliście sobie wczoraj z Jasperem jakąś dziką imprezę?
-Dzięki Alice, doskonale wiesz jak zyskać sobie przyjaciół. - wstałam wreszcie z łóżka.
Westchnęłam i spojrzałam w lustro. Alice nie kłamała – wyglądałam strasznie.
Ale czy mogło być inaczej?
Ćwiczyłam wczoraj z Jasperem do późna w nocy, a teraz moje stopy wyglądały jak lawa wulkaniczna – były czerwone i popękane. Wskoczyłam w szlafrok i pognałam pod prysznic.
Ciepła woda sprawiła, że moje ciało od razu się odprężyło, stałam tak kilka minut rozkoszując się spływającą wodą i zapachem szamponu truskawkowego. Od razu poczułam się lepiej. Usłyszałam głos Alice:
-Nie susz włosów, niech wyschną same. Zrobię tak, że będą się ładnie błyszczeć
Już się bałam.
Może nie wypuszczą mnie z pokoju przez cały dzień nakładając na moją twarz jakieś dziwne specyfiki?
Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem, na moim łóżku leżały krótki dżinsowe szorty i obcisły, biały top.
Spojrzałam pytająco na Alice, która wzruszyła tylko ramionami:
-I tak będziemy cały dzień siedzieć w pokoju przygotowując się do balu, pomyślałam, że będzie ci wygodniej. Rose powinna zaraz tu być.
Założyłam to, co przygotowała mi Alice, czułam się jakbym praktycznie nie miała na sobie nic.
Po kilku minutach zjawiła się Rosalie. Też miała na sobie krótkie spodenki, a do tego czerwoną koszulkę. Miała ze sobą swoją sukienkę, maskę, biżuterię i ogromny kufer z kosmetykami.
-No, modelki! Bierzemy się do roboty! Żadna nie wyjdzie stąd dopóki nie będzie wyglądać zabójczo! Na obiad zamówimy pizze, żeby nie tracić czasu. - powiedziała już w progu.
-Zobaczycie, będzie zabawnie. - dodała jeszcze. Te słowa były pewnie skierowane ku pokrzepieniu mojego serca.
Chciałyśmy (to znaczy Alice i Rosalie) zacząć od prostowania. Cokolwiek to znaczyło. Alice kupiła wczoraj prostownicę i teraz dumnie nam ją prezentowała. W międzyczasie Rose zadzwoniła po pizzę. Włoska knajpka znajdowała się na terenie szkoły, miałam więc nadzieje, że szybko nam ją dostarczą.
Rose przybliżyła prostownicę do ręki i spojrzała na nas ze strachem w oczach.
Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Pizza! - zawołałam wygłodniała i pobiegłam otworzyć.
Niczego nie podejrzewając, szybko otworzyłam drzwi.
Zabrakło mi tchu.
Edward chyba też zapomniał jak się oddycha.
-Cześć. - udało mi się w końcu z siebie wydusić. Edward też doszedł już do siebie, bo właśnie uśmiechał się lustrując mnie wzrokiem.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę w co jestem ubrana, a moje policzki zapłonęły.
-Zamawiałyście pizzę? - zapytał cały czas się uśmiechając i podał mi pudełko z jedzeniem.
Jego uśmiech był naprawdę uroczy.
-Dzięki, wejdź do środka, zaraz poszukam pieniędzy. - powiedziałam i Edward wszedł za mną do środka.
-Nie wiedziałam, że pracujesz w „Słonecznej Pizzy” - najłatwiej uspokoić mój oddech błahą rozmową.
Edward wzruszył ramionami, kiedy ja przeszukiwałam portmonetkę w poszukiwaniu pieniędzy.
-Wolę samemu zarabiać pieniądze. - wyjaśnił, a ja naprawdę zaczęłam go podziwiać. Jego rodzina miała pod dostatkiem pieniędzy, a on pomimo to pracował.
Wręczyłam mu odpowiednią sumę i kiedy już stał w drzwiach dobiegł nas wrzask z łazienki:
-AU!
To na pewno był głos Rosalie.
Edward spojrzał na mnie przestraszony, a ja roześmiałam się głośno, wygląda na to, że Rose właśnie przypaliła sobie włosy.
-Isabello Marie Swan! Poczekaj tylko aż zacznę prostować włosy na całym twoim ciele! Wtedy dopiero udusisz się ze śmiechu!
Tym razem to Edward się roześmiał.
-Edwardzie Anthony Cullen! Uważaj, bo do ciebie przyjdę z pęsetą! - krzyknęła Alice, a Edward roześmiał się jeszcze głośniej. Też zachichotałam wyobrażając sobie Alice goniącą swojego brata z pęsetą w ręce.
-Pamiętaj, że biegam szybciej niż ty! - rzucił jeszcze Edward wychodząc.
Ciągle chichotałam wchodząc do łazienki
-Bella! Teraz twoja kolej!
Kiedy skończyłyśmy z włosami, zjadłyśmy szybo pizzę i przyszedł czas na maseczki. Czy jak to tam się nazywa. Alice nałożyła mi coś na twarz, a ja już po pięciu minutach poczułam jak moja skóra się napina. Okropne uczucie.
-Alice! To jest jak klej! - zawyłam zrezygnowana po piętnastu minutach z tym paskudztwem na twarzy. Rose też chyba chciała już to spłukać, ale Alice uparła się, żeby jeszcze trochę je potrzymać.
Uff, wreszcie. Ciekawe co czeka mnie teraz. Oczy Alice rozbłysły.
-A teraz makijaż i końcowe układanie włosów! - wyrzuciła z siebie jak karabin i sięgnęła po kuferek Rosalie.
Teraz dopiero zacznie się piekło, pomyślałam kiedy Rose posadziła mnie na krześle. Zajęła się moimi włosami, a Alice twarzą. Teraz dopiero uświadomiłam sobie, że może dzięki tym męczarniom uda mi się jako tako wyglądać na balu.
Po pół godzinie obie skończyły swoje czary - mary. Ubrałam ostrożnie sukienkę i spojrzałam w lustro. Rose poupinała wysoko moje włosy, zostawiając kilka pasemek luźno, żeby fryzura nabrała lekkości. Alice też spisała się na medal. Miałam czarny smokey - eyes, a cera wyglądała jakby była muśnięta słońcem, na ustach skrzył się ledwo widoczny błyszczyk.
Ledwie poznałam samą siebie.
-Dziękuję! Odwaliłyście kawał dobrej roboty.
Obie uśmiechnęły się zadowolone.
-Ale nie myślcie, że uda wam się namówić mnie na coś takiego jeszcze raz.! - uprzedziłam je od razu.
Teraz same zaczęły się szykować.
Alice zaczęła swoje włosy do tyłu, elegancko, ale z pazurem. Rosalie miała śliczny kok, który pasował do niej idealnie. Makijaż miały równie fantastyczny, wyglądały olśniewająco.
Pomalowały jeszcze sobie paznokcie – Rosalie na czerwono, a Alice wybrała francuski manicure. Włożyłyśmy szybko nasze buty, maski i biżuterie.
Bal mógł się już zacząć.
Rozdział 18.
Przygotowania – Emmett, Seth, Jasper, Jacob i Edward.
Edward:
Wreszcie skończyłem.
Szybko opuściłem „Słoneczną Pizzę” i udałem się do pokoju. Moje myśli wciąż krążyły wokół Belli. Kiedy przyniosłem jej pizzę wyglądała naprawdę seksownie. Chyba zaczęły już przygotowywać się do balu. Krzyk Rosalie był tego najlepszym i najzabawniejszym dowodem.
Martwiłem się trochę o Bellę – znając moją siostrę mogła ją zastylizować na śmierć.
Dotarłem do pokoju i od razu rzuciłem się na łóżko. Chciałem jeszcze odpocząć przed balem. Usłyszałem pukanie do drzwi.
Ostrożnie, jak jakiś wystraszony staruszek podszedłem do drzwi, które właśnie otworzyły się z rozmachem. Bynajmniej nie otworzyły się same.
-Cześć braciszku!
Zrobił to szeroko uśmiechnięty Emmett, obok niego stał Jasper.
-Ekhm? - westchnąłem pytająco i już zamykałem drzwi, ale Emmett już był w środku.
-Co Ed? Nie wpuścisz nas? Musimy się szykować do balu! - z tymi słowami wręczył mi torby, które mieli ze sobą.
-Em, jeśli to szminka albo balsam do ciała to naprawdę zwrócę swój obiad! - zawołałem przerażony do brata, który zdążył się już wygodnie rozgościć na mojej kanapie. Tylko się zaśmiał na moje słowa:
-Czy ja wyglądam jak jakiś cholerny stylista?
Jasper postanowił jednam mi co nieco rozjaśnić:
-W torbach są nasze garnitury i maski. Nie denerwuj się.
-Acha! - odpowiedziałem i chciałem usiąść obok Emmetta, kiedy znów ktoś zapukał do drzwi.
-Czy to jakaś niezapowiedziana impreza? - mruczałem pod nosem otwierając drzwi.
-Ktoś coś mówił o imprezie? Gdzie browar? - tym razem był to Seth.
-Właź. Em i Jazz już są, wygląda na to, że wszyscy postanowiliście przygotowywać się w moim pokoju. - uśmiechnąłem się.
Siedzieliśmy już wszyscy na kanapie, kiedy znów rozległo się pukanie.
-No nie! - poszedłem znów otworzyć drzwi.
-Pomyślałam, że możecie potrzebować pomocy eksperta. - powiedział Jacob.
-Piwo przyszło? - zapytał Seth.
-Nie, to Piccolo. Z serdecznymi pozdrowieniami od twojej mamy – żadnego alkoholu przed osiemnastką. - odpowiedziałem.
-Ed, przestań pieprzyć! To jak zero seksu przed ślubem! - odciął się Seth, a Emmett dodał:
-Albo jak brak zadań domowych przed maturą.
Nie mam zielonego pojęcia co mój brat chciał przez to powiedzieć, ale...
-Jacob, wejdź. - zaprosiłem go do środka.
Kiedy Emmett zobaczył Jacoba jego oczy rozszerzyły się ze strachu.
-Cholera, Jake, nie masz tam chyba kuferka z kosmetykami?
-Co za stereotypy! - oburzył się i usiadł z pozostałymi na kanapie.
Seth włączył telewizor i przeskakiwał z kanału na kanał, a wszyscy jak jeden mąż wgapiali się w ekran.
W pewnym momencie Jacob wyłączył telewizor i każdy z nas patrzył na niego ze złością.
Ten uśmiechnął się tylko i sięgnął po swoje siatki.
-Mam cudowny pomysł, który wymaga jednak trochę czasu.
Patrzyliśmy na niego zdziwieni.
Wyciągnął z siatki jakieś pudełko.
-Cóz, Edward, nie da się ukryć, że na balu każdy cię rozpozna ze względu na twój kolor włosów, dlatego przyniosłem zmywalną farbę do włosów.
Patrzyłem na niego osłupiały.
Inni skręcali się ze śmiechu.
-Eddy, zafarbować ci włosy? - nabijał się Emmet.
Prychnąłem na niego ze złością.
-Bez obaw, mam farbę dla każdego z was. - powiedział Jacob, a całą trójka od razu się uspokoiła.
-A potem będziemy wzajemnie malować sobie paznokcie u stóp. - dodał Seth z sarkazmem.
Jacob wzruszył ramionami.
-Jak się zgodzicie... mam zestaw do francuskiego manicure – właśnie sięgał do siatki, ale Seth powstrzymał go głośnym „NIE!”
-No chłopaki, zaczynamy farbowanko!
-Fuj, to strasznie śmierdzi.
-Boże, Ed, wyglądasz gorzej niż kupa gówna. Masz folie na włosach!
-To pomaga przy farbowaniu.
-Naprawdę wyglądam jak gówno!
-Aa! Farba wleciała mi do oczu.
-no to ją spłucz, super - mózgu!
Wszyscy wyglądaliśmy komicznie, kiedy każdy z nas po kolei wychodził z łazienki z folia na głowie. Wygląda na to, że Jacob naprawdę wiedział co robi.
Moje włosy miały być ciemnobrązowe, tak samo jak Jaspera.
Seth i Jacob z czarnych mieli mieć blond, a Emmett musiał pogodzić się z kruczoczarnymi.
-No chłopcy, czas spłukiwać. - Jacob popatrzył na zegarek i zapędził nas do łazienki.
Po wyjściu ani ja, ani Jasper, ani Emmett nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu. U nas wszystko poszło zgodnie z planem, ale Seth i Jacob wyglądali koszmarnie.
-Blond! - tarzał się Emmett ze śmiechu.
Seth był nieźle wkurzony, kiedy oboje podziwiali dzieło zabiegów Jacoba.
Ubraliśmy garnitury i maski.
Emmett – niedźwiedzia, Seth – wilka, a Jasper – gazeli.
Co prawda moja zielona koszula nie kontrastowała już z moimi włosami, ale nie było źle.
Em wybrał czerwoną, a z jego włosami wyglądał jak prawdziwy Włoch. Seth cały czas użalał się nad swoją fryzurą, zwłaszcza, że powiedzieliśmy mu, że idealnie pasuje do jego dziecięco niebieskiej koszulki. Jasper też wyglądał nieźle w żółtej.
-Myślisz, że Rose i Alice nas rozpoznają? - spytał Emmett.
-Dopiero jak rzucisz się na jedzenie w bufecie. - odpowiedział Jasper.
Zeszliśmy na dół, poprawiłem jeszcze włosy przed lustrem i założyłem maskę. W mojej głowie wirowały tylko dwa pytania.
Czy Bella mnie rozpozna?
Czy ja rozpoznam Bellę?[/i]
Rozdział 19.
Bal maskowy - król i królowa.
-Dziewczyny, zanim wejdziemy... mam coś dla was. - powiedziała uśmiechnięta Alice wchodząc do toalety.
Poszłyśmy z Rose za nią, wręczyła nam po małym pudełeczku.
-Szkła kontaktowe. - teraz uśmiechała się już od ucha do ucha.
-Yy, Alice, nie mam żadnej wady wzroku, ale dzięki. - odparłam lekko zaskoczona, chciałam zwrócić jej pudełko, kiedy westchnęła:
-Bella, to soczewki, dzięki którym twoje oczy będą miały inny kolor. Nikt nas nie pozna!
-Aha. - dopiero teraz zrozumiałam o co jej chodzi.
Rosalie stała już przed lustrem zakładając swoje zielone szkła, żeby zakryć intensywny błękit prawdziwego koloru tęczówek. Ja dostałam szaro - niebieskie, a Alice brązowe.
Popatrzyłyśmy na siebie zaskoczone zmianą i roześmiałyśmy się.
-Ok, dziewczyny. Zaczynamy zabawę!
Tuż przed wejściem każda z nas rzuciła jeszcze okiem w lustro, sprawdzając czy wszystko dobrze wygląda.
Alice otworzyła drzwi.
Cieszyłam się, że ta szkoła ma salę balową z prawdziwego zdarzenia, wcześniej wszystkie takie zabawy odbywały się w hali sportowej.
Sporo uczniów było już na miejscu. Udało mi się rozpoznać kilka osób, ale na sali było dziwnie cicho i spokojnie... no tak - nie można było za dużo rozmawiać. Po głosie też można kogoś poznać.
Wiele męskich spojrzeń zwróciło się w naszą stronę – pewnie zastanawiali się kim jesteśmy.
-Może to, że Em i Jazz nas nie rozpoznają będzie całkiem zabawne? - zachichotała Rosalie szukając wzrokiem swojego chłopaka.
-Lauren? - podszedł do mnie jakiś facet uśmiechając się – jego zdaniem – uwodzicielsko. Popatrzyłam na niego zaskoczona:
-Chciałeś mnie obrazić?
Zrobił wielkie oczy, wydukał jakieś przeprosiny, odwrócił się szybko i odszedł.
-Czy ja wyglądam jak tania podróbka Paris Hilton? - zapytałam Alice, która szybko pokręciła głową:
-Zupełnie na odwrót! Wyglądasz świetnie. A myślisz, że dlaczego tylu facetów pożera cię wzrokiem?
Oczywiście moje policzki oblały się rumieńcem.
Do sali weszło właśnie pięciu chłopaków.
Jeden wyglądał na Włocha, dwóch było blondynami, a pozostała dwójka miała włosy w kolorze głębokiego brązu.
Jeden z tych ostatnich, w masce lisa, wyglądał naprawdę nieźle.
Chyba nie miałam okazji spotkać go jeszcze w szkole, właściwie tonie potrafiłam rozpoznać żadnego z tych facetów. Najwyraźniej tydzień to za mało, żeby zapoznać się z całą szkołą.
-Znasz ich? - Alice szepnęła mi do ucha.
-Nie!
-Ten w żółtej koszuli, brązowych włosach i masce gazeli wygląda słodko, nie uważasz? - moja przyjaciółka patrzyła na niego rozmarzona.
-Alice! Pomyśl o Jasperze! - fuknęłam jej do ucha.
Chyba przywołało ją to do porządku, bo potrząsnęła głową próbując pozbyć się natarczywych myśli.
Rose nie wydała z siebie jeszcze ani jednego dźwięku, wpatrywała się jak zaczarowana w tego Włocha. Zaczęłam się bać, że zaślini sobie sukienkę jak za chwilę nie odwróci od niego wzorku.
-Rose! - podniosłam trochę głos.
Ona też chyba dopiero teraz wróciła ze świata marzeń.
Raz jeszcze skierowałam swój wzrok na chłopaka w lisiej masce i przez jeden moment patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
Lekko poddenerwowany wszedłem z innymi do sali.
Całkiem sporo par oczu (nie muszę chyba dodawać, że damskich par oczu) zwróciło się w naszą stronę, mogłem prawie słyszeć ich galopujące myśli próbujące dopasować nas do któregokolwiek z uczniów.
Rozejrzałem się szybko wokół – gdzie jest Bella?
Zobaczyłem piękną dziewczynę wpatrującą się we mnie. Przez sekundę myślałem, że to Bella, ale zaraz zorientowałem się, że oczy tej dziewczyny są szaro – niebieskie. Kim ona była?
Wydawało mi się, że znam wszystkie ładne dziewczyny w tej szkole, ale ona była więcej niż śliczna.
Emmett gapił się jak zahipnotyzowany w brązowooką blondynkę.
-Em, to nie Rose! Ostatnim razem jak ją widziałem miała niebieskie oczy!
Wzruszył ramionami.
-Ale wygląda prawie tak samo jak moja Rosalie!
Oderwałam swój wzrok od ideału w lisiej masce i zobaczyłam Rose maszerującą w stronę szerokiego chłopaka z brązowymi lokami. Wygląda na to, że znalezienie Emmetta nie było dla niej zbyt wielkim wzywaniem.
Delikatnie dotknęła jego ramienia:
-Skarbie, naprawdę łatwo cię rozpoznać. - ten ton głosu był chyba zarezerwowany tylko dla Emmetta
Chłopak odwrócił się, lustrując Rosalie od stóp do głów.
-Nie mam pojęcia kim jesteś, ale chętnie pozwolę ci nazywać się skarbem.
Rosalie oczy wyszły z orbit podczas kiedy ja i Alice pokładałyśmy się ze śmiechu:
-To było mocne! - zawołałam między jednym atakiem śmiechu a drugim.
-Wiem, wiem. Słyszałyście ten ton kompletnego macho – idioty? Do zrzygania! - powiedziała Rose oburzona.
Na środek sali wkroczył pan Spring, najwyraźniej chciał oficjalnie rozpocząć bal.
-Cieszę się, że jesteście tu wszyscy. Każdy z was wygląda fantastycznie.
Rozległy się oklaski.
-Znacie zasady. Jak najmniej rozmów, pozostajecie anonimowi, nie ściągacie masek. A teraz miłej zabawy!
Specjalnie zamówiony na tą okazję zespół zaczął grać, a parkiet zaczął wypełniać się tańczącymi parami.
Wolałam trzymać się z tyłu. Ćwiczyłam co prawda z Jasperem, ale nie na tyle długo, żeby czuć się wystarczająco pewnie.
Alice zlitowała się nad jakimś jąkającym się chłopakiem, który bardzo zdenerwowany poprosił ją do tańca.
Nie widziałam jeszcze jak tańczy, patrzyłam więc zafascynowana jak wiruje na parkiecie. Kompletnie przyćmiła tego chłopaka, z którym tańczyła, wyglądała jakby unosiła się nad podłogą. Rose też z kimś tańczyła, czułam się jak ostatni głupek podpierając ścianę.
Nagle obok mnie znalazł się ten (olśniewający, przystojny, zapierający dech w piersiach) chłopak w masce lisa, wyciągnął rękę w moją stronę uśmiechając się.
Odwzajemniłam uśmiech i chwyciłam jego dłoń. Nie miał zamiaru się odzywać, chyba traktował poważnie tą sprawę z anonimowością.
Obawiałam się tego tańca, ale byłby wstyd, gdybym nadepnęła mu na nogę, miałam cichą nadzieję, że wie jak dobrze poprowadzić partnerkę.
Wyszliśmy na parkiet, a on znów się uśmiechnął kładąc swoją rękę na moim biodrze.
Tańczył wyśmienicie, wydawało się, że nie sprawia mu to najmniejszego wysiłku. Czułam się wspaniale, tak jak czułam się tańcząc hip hop. Pewnie chodził do klasy z tańcem standardowym.
Ta dziewczyna na pewno nie była tancerką standardową, pewnie baletnica. Wyglądała cudownie, kiedy się uśmiechała.
Nie zwracałem uwagi na upływający czas, ale nagle poczułem pragnienie, skinąłem pytająco w stronę bufetu. Uśmiechnęła się potakując. Złapałem ją za rękę, poprowadziłem w stronę bufetu nie puszczając jej ręki nawet na sekundę.
Kiedy w końcu dotarliśmy do stołu z napojami, musiałem na chwilę ją puścić, żeby wziąć nasze szklanki. Usłyszałem nagle:
-Heeej! - skrzeczący głos tuż za mną.
Odwróciłem się i zobaczyłem twarz Lauren Mallory.
Oczywiście miała na sobie maskę, ale były inne niepodważalne dowody, że to ona.
Po pierwsze – za mocny, tandetny makijaż.
Po drugie – głos, od którego bolała mnie głowa.
Po trzecie – sukienka, róż i kokardki są odpowiednie jeśli masz siedem, a nie siedemnaście lat.
Cholera! Starałem się jak najbardziej zmienić ton mojego głosu.
-Cześć.
-Czy my się przypadkiem nie znamy? - zapytała głosem, który prawdopodobnie miał brzmieć ponętnie, ale był raczej żałosny.
-Nie, na pewno nie. Przyszedłem tu z moim przyjacielem – Jacobem. - odpowiedziałem.
Chyba wiedziała, że Jake jest gejem, bo odwróciła się szybko i odeszła. Odetchnąłem z ulgą, wziąłem dwie szklanki...
Niech to szlag! Nie ma jej!
Kiedy tańczyliśmy obojgu nam zachciało się pić. Złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę bufetu. Czułam jak gorąca jest jego skóra. Puścił moją dłoń dopiero kiedy sięgał po szklanki i wtedy zobaczyłam kto zmierza w naszą stronę – Lauren.
Stanęła tuż za jego plecami i zaczęła rozmowę. Zmyłam się stamtąd najszybciej jak mogłam. Nie chcę mieć nic wspólnego z dziewczynami pokroju Lauren – chwila w jej towarzystwie i cały wieczór popsuty.
-Cześć słońce! - zawołała Rose tuż za mną.
-Ten chłopak, z którym tańczyłaś... podoba ci się? - spytała podejrzliwie.
Od razu się zaczerwieniłam.
-Ja... ee... nie. W każdym razie nie tak jak sobie wyobrażasz. - wybełkotałam zakłopotana czerwieniąc się jeszcze bardziej.
-Uważaj, bo ci uwierzę! Widziałam jak na siebie patrzycie! - zachichotała i dała mi wreszcie spokój zajmując się poszukiwaniami swojego „Włocha”.
Pan Spring znów wkroczył na środek sali, a tańczący zrobili mu miejsce. Alice przysunęła się do nas razem z chłopakiem w masce gazeli.
Musiałam przyznać, że cudownie razem wyglądali, miałam tylko nadzieje, że Jasper nie rozpozna Alice – na pewno byłby wściekły.
Gdzie ona jest do cholery?
Jeszcze przed chwilą stała tuż obok mnie!
Zawiedziony podszedłem do Emmetta, który obserwował Jaspera tańczącego z jakąś ślicznotką.
-Lepiej, żeby Alice go nie rozpoznała, nieźle by się na niego wkurzyła. - powiedział, biorąc z mojej ręki szklankę, która bynajmniej nie była przeznaczona dla niego.
-Gdzie zgubiłeś swoją gorącą dziewczynę? Widziałem jak tańczyliście. - chichotał.
-Zwiała. - powiedziałem ledwie słyszalnym tonem.
Emmett pozostawił to na szczęście bez komentarza, ale nagle jego oczy rozbłysły.
-Ta blondynka w czerwonej sukience wygląda prawie tak świetnie jak Rose! Spotkałem ją przy bufecie. Chciałem właśnie zjeść ostatnią kiełbaskę, bo wcześniej zjadłem tylko cztery, kiedy właśnie ona też po nią sięgnęła, oczywiście pozwoliłem jej ją zabrać. - zauważył mój współczujący wzrok. Dla Emmetta nic nie było tak ważne jak jedzenie. Wyżej była tylko Rose.
-To nie było do końca tak... - usłyszałem Setha. Em spojrzał na niego ze złością.
-Oczywiście chciał zjeść tą ostatnią kiełbaskę, kiedy zza rogu wyłoniła się ta laska w czerwonej sukience, a Em naturalnie zaczął gapić się swoim szczenięcym wzrokiem w jej dekolt. - roześmiałem się razem z Sethem.
-Uspokój się blondi! - wysyczał wściekle Em.
Dostrzegliśmy pana Springa stojącego już z mikrofonem na środku sali.
-No kochani, czas na wybór króla i królowej balu. Jak co roku, nauczyciele krążyli pośród was i znaleźli dwie osoby, które wywarły na nich największe wrażenie. Najpierw królowa. Dziewczyna z przodu, w niebieskiej sukience.
Pan Sprign wskazał na dziewczynę, z którą tańczyłem.
Z opóźnieniem dotarło do mnie...
Tańczyliśmy razem...
To znaczy...
Cholera!!
Rosalie i Alice opowiedziały mi co nieco o corocznym balu maskowym. Fakt,że król i królowa balu mają się pocałować krótko w usta wydawał mi się całkiem zabawny. Tak długo jak to nie dotyczyło mnie wszystko było w porządku...
Byłam pewna, że to Alice ze swoim gazelim partnerem wygra, jakie więc było moje zaskoczenie, kiedy pan Spring podszedł do mnie i pociągnął za sobą na podest, gdzie grał zespół. Uczniowie gwizdali i klaskali (najgłośniej Rose i Alice), na moim czole pojawiły się kropelki potu.
Nagle zrozumiałam kto miał zostać królem.
Pan Spring szedł już w jego kierunku i zabrał go ze sobą na scenę.
Patrzyliśmy na siebie z lekkim przerażeniem.
Lekkim? Szok i obawa były wypisane na naszych twarzach.
-Wiecie co teraz... - pan Spring uśmiechnął się, a uczniowie zaczęli głośno skandować:
-Całus, całus!
Chłopak w masce lisa odetchnął głęboko patrząc na mnie pytająco. Czekał więc na moje pozwolenie, co za dżentelmen. Jego zielone oczy wydały mi się dziwnie znajome, ale nie mogłam przypomnieć sobie skąd. Ale to nie było teraz ważne.
Ludzie krzyczeli coraz głośniej.
Skinęłam w końcu powoli, a on delikatnie ujął moją twarz.
Kiedy jego usta dotknęły moich poczułam jakby w moim brzuchu wybuchnęły właśnie noworoczne fajerwerki!
Co prawda miał to być tylko krótki całus, ale oboje o tym zapomnieliśmy. Było nam też serdecznie obojętne to, że cała szkoła wiwatuje głośno.
Jego miękkie usta delikatnie wędrowały po moich wargach, nie zastanawiając się nad tym co robię chwyciłam jego włosy i przyciągnęłam mocniej do siebie.
Upłynęła chyba cała wieczność (albo może tylko kilka sekund) kiedy powoli nasze usta odsunęły się od siebie. Uśmiechnęliśmy się oboje, a moje policzki były już szkarłatne, spuściłam więc wzrok z zakłopotaniem.
-Teraz czas na zdjęcie masek! - oznajmił pan Spring, a jego uśmiech zrobił się jeszcze szerszy.
Westchnęłam i ostrożnie spojrzałam w stronę chłopaka.
Czy go znam?
Kim on jest?
Wszyscy patrzyli na nas z wyczekiwaniem.
...
pinka15_