Jestem żoną szejka.pdf

(1284 KB) Pobierz
Copyright © Laila Shukri, 2016
Projekt okładki
Agencja Interaktywna Studio Kreacji
www.studio-kreacji.pl
Zdjęcie na okładce
© patronestaff/Fotolia.com
Redaktor prowadzący
Michał Nalewski
Redakcja
Maria Talar
Korekta
Katarzyna Kusojć
Sylwia Kozak-Śmiech
ISBN 978-83-8097-755-6
Warszawa 2016
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Rozdział I
Wybranki szejków
Miotałam się ze zdenerwowania po pełnych przepychu komnatach, które były niemymi
świadkami mojej samotności. To były te dni, które musiałam spędzać sama, zamknięta w moim
obszernym pałacu, bo mojego męża znowu dopadł atak niepohamowanej zazdrości. Nigdy nie
wiedziałam, ile czasu będzie trwało moje odosobnienie, bo to całkowicie zależało od jego
nastroju. Salim… Od pierwszego momentu, kiedy skierował na mnie swoje ogniste, mocne
spojrzenie, które wywołało u mnie przyspieszone bicie serca, wiedziałam, że ten mężczyzna
będzie śnił mi się po nocach, a jego obraz na zawsze znajdzie odbicie w zwierciadle mojej duszy.
Stałam wówczas z moimi współpracowniczkami na oficjalnym przyjęciu w jednej
z międzynarodowych dużych firm świetnie prosperujących w Dubaju. Salim wszedł prężnym
krokiem ze swoją świtą, z typowym spojrzeniem mężczyzny, który ma świat u swoich stóp.
Trzymał wysoko podniesioną głowę, patrzył prosto przed siebie, a jednocześnie miało się
wrażenie, że jego sokoli wzrok rejestruje każdy najmniejszy szczegół i przenika wszystkich na
wylot. On sam i podążający za nim siedmioosobowy orszak, składający się z równie
przystojnych mężczyzn, wywarł tak wielkie wrażenie na stojącej obok mnie mojej
amerykańskiej koleżance, wysokiej brunetce z dużym biustem, że od razu wyszeptała mi
podekscytowanym głosem do ucha:
– Isabelle! Tylko na nich spójrz! Jestem pewna, że w łóżku nie mają sobie równych!
– Kate! – syknęłam. – Uspokój się! Jeszcze ktoś usłyszy i weźmie nas za tanie dziwki! To nam
raczej nie pomoże w naszej pracy!
– A może właśnie wręcz przeciwnie! – zaśmiała się Kate.
***
Niecały rok temu amerykańska firma farmaceutyczna, w której pracowałam, postanowiła
otworzyć swoją filię w Dubaju.
Z warszawskiego biura wybrano mnie i Kate, a ze Stanów dojechali James, Alex i Sandra.
James został naszym szefem; był to niewysoki, lekko łysiejący nowojorczyk, którego jowialność
łatwo zjednywała mu przyjaciół i pomagała w prowadzeniu interesów. Od lat zajmował się
rynkami bliskowschodnimi i miał wiele bardzo cennych kontaktów w regionie. Jego wysoki
poziom profesjonalizmu i otwartość na odmienność kulturową powodowały, że udawało mu się
nawiązywać owocne kontakty z lokalnymi biznesmenami.
Alex od początku wydał mi się typem bardzo niejednoznacznym. Jako prawa ręka Jamesa
ciężko pracował i dbał o to, żeby zespół funkcjonował sprawnie. Wydawał bardzo konkretne
polecenia i chętnie wyjaśniał wątpliwe kwestie. Czułam w nim jednak pewną nutkę
nieszczerości. Alex bardzo skrupulatnie sprawdzał wszystkie nasze zadania i miałam wrażenie,
że robi to nie tylko po to, żeby zespół był efektywny, ale tym samym pilnuje, żeby ktoś z nas nie
okazał się lepszy od niego.
Sandra odznaczała się wschodnią urodą, bo jej babka była Marokanką. I chociaż nie znała
arabskiego, jej ciemne włosy i duże czarne oczy przywodziły na myśl orientalne piękności, co
otwierało jej niejedne drzwi. Mówiono o nas Aniołki Charliego, kiedy we trzy szłyśmy gdzieś
z Jamesem. Chętnie nas wszędzie zapraszano i w wielu przypadkach nasza grupka stawała się
duszą towarzystwa. Przystojny Alex z powodzeniem czarował wszystkie ślicznotki, które często
prześcigały się, żeby wyświadczyć mu jakąś przysługę.
Był początek dwudziestego pierwszego wieku i Dubaj wkraczał na drogę błyskawicznego
rozwoju. Zaczęto wiele prestiżowych inwestycji, w tym między innymi budowę pierwszej ze
słynnych Wysp Palmowych. W tym czasie do Dubaju przyjeżdżało mnóstwo ludzi z całego
świata z nadzieją zrobienia lukratywnych interesów. Wyrastające na pustyni miasto żyło prawie
całą dobę, tętniąc energią międzynarodowej społeczności tworzącej bardzo unikalną atmosferę.
To był dla mnie okres intensywnej pracy i nowych wyzwań, którym codziennie musiałam
stawiać czoło. Zdarzało się, że spałam tylko po trzy, cztery godziny na dobę, bo moim
obowiązkiem było dopracowywanie szczegółów kolejnych projektów, spotykanie się
z kontrahentami i branie udziału w licznych towarzyskich spotkaniach, mających niezwykle
istotne znaczenie dla naszej firmy. Niekiedy padałam wprost z nóg i marzyłam o chwili, kiedy
będę mogła po prostu porządnie się wyspać. Teraz zdarza mi się jednak, że tęsknię za tamtym
czasem, niezwykle dla mnie inspirującym i kreatywnym. Pod okiem nowego szefa bardzo wiele
się nauczyłam i miałam nadzieję na szybki awans. Firma planowała otworzenie małego biura
w jeszcze jednym emiracie ZEA i dochodziły mnie słuchy, że może właśnie mnie powierzą to
zadanie. To dopingowało mnie do jeszcze bardziej wytężonej pracy, bo wtedy miałabym
samodzielne stanowisko. Te miesiące jawią mi się jako kalejdoskop nowych miejsc, twarzy
i ciągu interesujących wydarzeń.
Czasami z całą siłą uświadamiam sobie, jak bardzo moje obecne życie różni się od tego, które
prowadziłam zaraz po przyjeździe do Dubaju. Najgorsza stała się samotność. Wywołuje
niechciane łzy, ściska gardło, wzbudza wątpliwości co do podjętej przed laty decyzji. Rzuciłam
niezwykle satysfakcjonującą mnie pracę, opuściłam swój kraj, prawie zerwałam kontakty
z rodziną i gronem oddanych przyjaciół dla tego wyjątkowego mężczyzny, który owładnął mną
całkowicie. W jego ramionach czułam się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Szeptał żarliwe
wyznania miłosne. „Kocham cię do szaleństwa, ty jesteś moja, jedyna, tylko dla mnie”. I nic
wtedy nie istniało, nic nie było ważne, oprócz tego, że mój ukochany jest przy mnie, a ja mogę
w jego ramionach pogrążyć się w mistycznym trwaniu we dwoje. Traktował mnie jak
księżniczkę, stawiał na piedestale, obsypywał niebotycznie drogimi prezentami, zabierał
w ekskluzywne podróże. W tych momentach czułam się wybranką, którą los zabrał w baśniową
podróż pełną szczęścia i bogactwa.
Ale nie wszystkie dni takie były. Zdarzały się okresy, kiedy czarny demon zazdrości
opanowywał mojego męża, zmieniając go w nieobliczalnego tyrana. Tłumaczyłam sobie wtedy,
że ta wręcz chorobliwa zazdrość jest wyrazem jego nieograniczonej miłości do mnie. Bo później,
kiedy już zły duch odchodził, nasycony odbytą przeze mnie w samotności karą, Salim pojawiał
się w pałacu i stęskniony porywał mnie do sypialni, gdzie ogarnięty eksplodującym pożądaniem
zasypywał mnie gorącymi pocałunkami i miłosnymi zaklęciami. I znów byłam jego księżniczką,
dla której był gotowy użyć wszystkich swoich wpływów i spełnić każde jej pragnienie. Tak jak
Zgłoś jeśli naruszono regulamin