Martwe dusze - opracowanie.docx

(21 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ I

Do hotelu w gubernialnym mieście N. wjechała bryczka, w której siedział ktoś średnio zamożny. Jego przyjazd nie wywołał niczyjej reakcji, tylko dwóch chłopów zainteresowało się jego pojazdem. Przybysz został w hotelu podjęty przez numerowego. Warunki panowały tam stosownie do opłaty – dziennie 2 ruble. Kwatera nie wyglądała najlepiej. Walizkę do pokoju przyniósł stangret Selifan i lokaj Pietrek. Pan udał się na obiad. W tak zwanym między czasie numerowy opowiadał mu o historii restauracji, o tym, czy przynosi ona dochód, jakim człowiekiem jest gospodarz – okazało się, że to złodziej. Pytał, kto jest gubernatorem w mieście, prezesem sądu, prokuratorem, ale także o zamożniejszych ludzi, o choroby panujące w guberni. Po obiedzie udał się na dwugodzinną drzemkę. Następnie napisał na papierze swoją rangę, imię i nazwisko, aby służący mógł go zameldować w policji. Okazało się, że to radca kolegialny Paweł Iwanowicz Cziczikow. Udał się na spacer po mieście, które mu się spodobało. Domy były zazwyczaj pomalowane żółtą farbą, parterowe. Było też kilka zakładów z ubraniami, czapkami, bilard. Wstąpił też do miejskiego ogrodu, który nie był zbyt okazały, ponieważ drzewka się nie przyjęły. W gazetach jednak pisano, że znajduje się z w tym miejscu ogród składający się z cienistych rozłożystych drzew, dających ochłodę w skwarny dzień. Udał się obejrzeć rzekę przepływającą przez miasto. Następnie wrócił do hotelu. Kolejnego dnia odwiedził wszystkich miejskich dygnitarzy, gubernatora, wicegubernatora, prokuratora, prezesa sądu, policmajstra, dzierżawcę wódczanego, zarządzającego fabrykami rządowymi. Był też u inspektora zarządu szpitali i miejskiego architekta. W rozmowach każdemu pochlebiał. Gubernatora pochwalił za to, że jego gubernia przypomina raj, a władze są godne pochwały. Policmajstra za miejskich strażników, a w rozmowie z gubernatorem i prezesem sądu nazwał ich , niby przypadkiem , ,,ekscelencjo ”. W ten sposób był już proszony do gubernatora na prywatny wieczorek, inni również oczekiwali jego wizyt. Paweł Cziczikow nie mówił dużo o sobie. Zjawił się na wieczorku u gubernatora, bardzo starannie przygotowywał się do tego spotkania. Włożył na siebie gors, a następnie frak koloru borówek z ,,iskrą”. Dom gubernatora był bardzo oświetlony. W środku również panował przepych. W chwili , gdy gubernator go dostrzegł od razu przedstawił go pani gubernatorowej. Czicziow podzielił mężczyzn przebywających na uroczystości na dwie grupy. Jedni byli chudzi, zabiegali o względy dam, mieli zaczesane bokobrody lub gładko ogolone owale twarzy, niedbale przysiadali się do dam, rozśmieszali damy podobnie, jak w Petersburgu. Drugą rodzaj stanowili mężczyźni dobrze zbudowani lub tacy , jak Cziczikow, stronili oni od dam, rozglądali się po Sali, czy przypadkiem służący nie rozstawia zielonego stolika do wista, twarze mieli pełne i okrągłe, niektórzy mieli brodawki, włosy mieli albo krótko podstrzyżone albo przylizane. Do tej grupy należeli najbardziej szanowani urzędnicy w mieście. Ludzie z tej grupy po odbyciu służby stawali się obywatelami ziemskimi wsi, którą wcześniej już wykupili. Często zdarzało się, że chudzi spadkobiercy tracili majątek zmarłego. Cziczikow zapoznał się z właścicielem ziemskim Maniłowem i Sobakiewiczem. Aż do czasu podania kolacji towarzystwo grało w wista, nie rozmawiali za wiele, gdyż każdy skupił się na grze. Po skończonej grze panowie zaczęli się spierać, jeden Cziczikow robił to w sposób subtelny. Na przykład zamiast powiedzieć ,,pan wyszedł ” mówił ,,pan był łaskaw wyjść”. Podsuwał swoim przeciwnikom tabakę, na której leżały dwa fiołki dla otrzymania zapachu. Uwagę Cziczikowa szczególnie zwrócili właściciele ziemscy – Maniłow i Sobaczkiewicz. Wypytał prezesa i poczmistrza o ich chłopów, stan ich majątków , a dopiero na końcu o imię i imię ojca. Maniłow w szybkim czasie stracił głowę dla Pawła Iwanowicza, bardzo rzewnie zapraszał go do siebie na wieś, do której było 15 wiorst od miejskiej rogatki. Sobakiewicz również zaprosił go do siebie. Kolejnego dnia Cziczikow odwiedził policmajstra, gdzie wraz z resztą towarzystwa ponownie grali w wista. Tam poznał właściciela ziemskiego Nozdriowia. Kolejny dzień spędził u prezesa sądu, jeszcze później u wicegubernatora, na wystawnym obiedzie u dzierżawcy wódczanego i u prokuratora na skromnym obiedzie. Wziął udział też w śniadaniu wydanym po nabożeństwie przez naczelnika miasta. Prawie cały czas był w rozjazdach, a hotel służył mu tylko do spania. Nie zależnie od tematu rozmowy zawsze miał coś do powiedzenia. Wszyscy urzędnicy byli zadowoleni z jego przyjazdu, dostrzegali jego zalety.

 

ROZDZIAŁ II

Po tygodniu przebywania w N. postanowił odwiedzić Maniłowa i Sobakiewicza. Stangret Selifan miał zaprzęgnąć konie do bryczki. Pietrek miał pozostać w domu, pilnować pokoju i walizki. Pietrek uwielbiał czytać , nie zwracał uwagi na gatunek książki. Najczęściej czytał w pozycji leżącej, w przedpokoju na łóżku i materacu. Spał nie rozbierając się, otaczała go woń zamieszkałego pokoju. Stangret Selifan był jego przeciwieństwem. Cziczikow udał się w podróż w niedzielę. Włożył na siebie frak koloru borówek, futro niedźwiedzie. Ruszyli w drogę, była wyboista, bryczka często ,,podskakiwała”. Po piętnastu wiorstach Paweł Iwanowicz zorientował się, że powinna gdzieś tu był wioska Maniłowa, jednak i po 16. Jej nie dostrzegli. Dojechali do wsi Zamaniłowki. Okazało się jednak, że chyba chodzi o Maniłowkę. Spotkali dwóch chłopów, którzy wskazali im drogę, jednak one niewiele im pomogły. Maniłowka stała na wzgórzu w otoczeniu dwóch czy trzech klombów z krzewami bzu i żółtej akacji. Na posesji była też altanka z napisem ,,Świątynia samotnego dumania”. Niżej znajdował się staw pokryty rzęsą. W końcu udało mu się trafić i przyjaciele padli sobie w objęcia. Maniłow był to z wyglądu człowiek okazały, miał jasne włosy, niebieskie oczy. Bardzo mało się odzywał, większość czasu spędzał na rozmyślaniu. Miał marzenie, aby na stawie wybudować most kamienny z dwóch stron którego siedzieliby kupcy i sprzedawali w swoim kramach. Było to tylko gadanie. W gabinecie natomiast od 2 lat leżała książka, która wciąż była zaznaczona zakładką na 14 stronie. W salonie dwa krzesła były nieobite jedwabiem, bo nie starczyło już materiału. Niektóre pokoje w ogóle były nieumeblowane. Był żonaty od 8 lat. Mimo upływu lat wciąż łączyła ich namiętność. Uważano, że do szczęścia potrzebne są trzy rzeczy – język francuski, fortepian ( aby mąż miał rozrywkę ) i wykonywanie robótek. Maniłow chciał koniecznie, żeby Cziczikow wszedł, jako pierwszy dalej, natomiast gość uważał, że powinien zrobić to gospodarz. W końcu przeszli obaj jednocześnie, przeciskając się razem przez drzwi. Następnie przedstawił gościa swojej żonie. Rozmowa zeszła na temat znajomości Cziczikowa z gubernatorem, rozmawiali o urzędnikach. Paweł Iwanowicz o każdym wypowiadał się pochlebnie. Maniłow wraz z małżonką większość czasu spędzali na wsi. Na obiad podano kapuśniak. W jadalni byli już dwaj synowie gospodarza, razem z nimi był nauczyciel. Temistoklus miał 8 lat, a Alcydes – 6. W trakcie obiadu straszy syn ugryzł w ucho młodszego, lecz ten nie rozpłakał się, bo wiedział, że wtedy mógłby nie dostać deseru. Po obiedzie Paweł Iwanowicz dał do zrozumienia gospodarzowi, że chce z nim omówić bardzo ważne kwestie i w tym celu udali się do jego gabinetu. Najwięcej znajdowało się w nim tytoniu w różnych formach. Poczęstował go fajką, ale Cziczikow odmówił. Zapytał go natomiast o spis rewizyjny. Maniłow jednak nie potrafił odpowiedzieć tylko kazał wezwać ekonoma. Okazuje się, że nie można ocenić ilu chłopów zmarło od ostatniego spisu, gdyż nikt tego nie zapisywał. Cziczikow chciałby kupić martwych chłopów. Gospodarz pomyślał, że gość oszalał. Paweł Iwanowicz chce kupić zmarłe dusze, które będą uważane w rejestrze za żywe. W końcu Maniłow przekonany, że nie wpłynie to niekorzystnie na interesy Rosji stwierdził, że odda mu je za darmo, gdyż nie mógłby brać pieniędzy za coś, co już nie istnieje. Po dokonanej transakcji Paweł Iwanowicz postanowił wracać do miasta, chciał udać się do Sobakiewicza.

ROZDZIAŁ III

W drodze niespodziewanie rozpętała się burza i zaczął padać deszcz. Selifan przez pouczające monologi z końmi zgubił drogę. Bryczka prawie przewracała się na drodze, aż w końcu się przewróciła. Selifan upił się wcześniej i dlatego doszło do tego wypadku. Nagle w oddali usłyszeli szczekające psy i ruszyli w tamtym kierunku. Postanowili przenocować w domu. Gospodyni z chęcią zaproponowała im kolacja, jednak było już późno. Cziczikow stwierdził, że wystarczy mu samo łóżko. Zapytał też o drogę do Sobakiewicza, jednak ona o takim kimś nie słyszała. Paweł Iwanowicz oddał Fietini ubrudzoną garderobę i udał się na spoczynek. Po przebudzeniu Cziczikow obejrzał obejście i udał się do kuchni, gdzie dowiedział się, że gospodyni cierpi na bezsenność. Zaoferowała mu owocową herbatę. Dowiedział się, że gospodyni ma 80 chłopów, nazywa się ona Anastazja Pietrowna Koroboczka i jest sekretarzową kolegialną. Gospodyni podejrzewa, że mężczyzna jest asesorem, jednak ten zaprzecza. Podejrzewa, że jest w takim razie kupcem – pyta, czy może zechciałby kupić miód , czy konopie , lecz go interesuje , ile chłopów jej umarło. Okazuje się, że osiemnastu. Chce kupić od niej zmarłych. Uważa, że dla Anastazji Pietrowny to tylko problem, gdyż musi za nich płacić, a nie są jej użyteczni. Dodatkowo oferuje 15 rubli. Kobieta nie jest pewna, czy dokonać interesu. Cziczikow cały czas próbuje przekonać gospodynię, w końcu traci cierpliwość. Próbuje ją przekupić, kłamiąc , że chciał też kupić inne produkty gospodarcze, gdyż prowadzi dostawy rządowe. W końcu Anastazja przystaje na sprzedaż. Tymczasem Koroboczka już umyśliła sobie, że mogłaby mu sprzedawać mąkę i bydło. Postanowiła wydać Fietini odpowiednie rozporządzenia, aby godnie ugościć Pawła Iwanowicza. Gość w tym czasie udał się do bawialni, gdzie zaczął przeglądać swoją szkatułkę. Wyjął z niej papier do pisania kontraktów i zaczął pisać, wtedy weszła gospodyni. Poprosiła o jeden arkusz, gdyż nie miała na czym napisać pisma do sądu. Choć nie był to arkusz do pisania spraw urzędowych Cziczikow dał jej jeden warty 1 rubla. Następnie napisał list i dał gospodyni do podpisu. Potem podyktowała mu listę swoich chłopów, nie miała ich nigdzie spisanych, wszystkich pamiętała. Cziczikowa bardzo zdumiały ich przydomki, np. Piotr Sawieliew Nieszanuj-Koryto. Gdy skończyli listę do stołu podano jedzenie. W trakcie jedzenia kazał zaprzęgać bryczkę. Obiecał kupować u gospodyni zamówione już wcześniej produkty, ale też słoninę, pierzę. Spytał o drogę do traktu. Gospodyni dała mu dziewczynę, która miała go tam zaprowadzić, ponieważ jest tam trudno trafić. Okazało się, że siostra Koroboczki to arystokratka. Bryczka podjechała , gospodyni kazała Pełagieji , 11-letniej dziewczynce pokazać Cziczikowowi drogę. Selifan pomógł jej wsiąść na kozła. Konie ruszyły , Selifan był bardzo uroczysty, co zdarzało mu się tylko wtedy, gdy coś przeskrobał lub był pijany. Konie były zadbane, woźnica przez całą drogę milczał. Dziewczynka nie rozróżniała stron. Wkrótce Pałagija pokazała im czarniejący budynek – trakt. Osądzili, że sami dojadą. Pomogli zejść jej z kozła, dali miedzianego grosika i ta udała się do domu, zadowolona, że mogła posiedzieć na koźle.

ROZDZIAŁ IV

ROZDZIAŁ V

Cziczikow uciekał z posiadłości Nozdriowa. Nastrój bohatera podzielał też woźnica, a nawet konie. Zderzyli się niespodziewanie z kolaską. Konie się poplątały, wszyscy ze wsi się zbiegły, konie jednak mimo wszystkich zabiegów nie chciały się ruszyć. Cziczikow cały czas przypatrywał się młodziutkiej nieznajomej. Zastanawiał się, jakie było jej pochodzenie i majątek. Dojeżdżali do wsi Sobakiewicza. Gdy oglądał posiadłość nagle z domu wyjrzała para ludzi. Zaraz się schowali, a na ganek wyszedł lokaj i zaprosił Cziczikowa do sieni. Przyszedł sam gospodarz zaprosił go do wnętrza domu. Sobakiewicz przypominał mu niedźwiedzia średniej wielkości, całe jego ubranie także było podobne do futra zwierzęcia. Nazywał się Michaił Siemionowicz. Było to ludowe przezwisko niedźwiedzia. Kobieta nazywała się Teodulia Iwanowna. Rozpoczęli konwersację o prezesie sądu Iwanie Grigorijewiczu. Sobakiewicz uważał, że gubernator to rozbójnik, Cziczikow nie mógł tego pojąć. Doszedł do wniosku, że może dobrze byłoby przenieść temat na policmajstra, gdyż wydawało mu się, że gospodarz go lubił, był jednak w błędzie. Sobakiewicz uważał, że policmajster był łajdakiem podobnie, jak wszyscy w mieście. Sądził, że jedynie trochę lepszy był prokurator, ale i tak uważał go za świnię. Zjedli przekąski i ruszyli do jadalni. Niedługo potem dołączyła do nich jeszcze jedna kobieta. Zajadali się kapuśniakiem. Sobakiewicz uważał, że u gubernatora zamiast zająca podawali obdartego ze skóry kota. Okazało się, że Pluszkin miał dużo zmarłych dusz i Cziczikow postanowił się do niego wybrać. Sobakiewicz chciał mu sprzedać jedną duszę za 100 rubli, Cziczikow proponował jednak po 80 kopiejek. Targowali się, jeden zszedł do 75 rubli, a drugi do 20 rubli. Cziczikow uważał, ze martwe dusze są nikomu niepotrzebne. Sobakiewicz opowiadał o tym, jakie dokonania mieli za życia. Cziczikow chciał wychodzić, gdyż widział, że nie dobiją interesu. Sobakiewicz zatrzymał go i zgodził się na 2,5 rubla za duszę. Sporządził listę ze wszystkimi cechami, które cechowały zmarłych, otrzymał zadatek 25 rubli. Chciał wstąpić do Pluszkina, ale gospodarz cały czas stał na progu i go obserwował. Spotkał chłopa na drodze i zapytał go o drogę.

ROZDZIAŁ VI

Cziczikow dojechał do wsi Pluszkina. Wszystko mu zobojętniało. Dom Pluszkina przypominał narratorowi jakieś wymarłe miejsce. Nagle zauważył kłócącą się postać z chłopem, nie mógł jednak rozróżnić płci. Okazało się, że była to klucznica. Pluszkina nie było, lecz kobieta zaprosiła go do pokoju. W pokoju panował bałagan, jakby trwał remont. Wszystko było pokryte grubą warstwą kurzu. Niespodziewanie weszła klucznica, która teraz okazała się mężczyzną. Okazało się, że to gospodarz. Jego strój przypominał ubiór żebraka. Pluszkin miał przeszło 1000 tysiąc i całe tony zboża w mące i ziarnie, był bogaty. Miał tyle dóbr, że nie byłby w stanie wykorzystać ich przez całe życie, jemu jednak wydawało się mało. Przechadzał się po wsi i przynosił różne starocie do majątku. Kiedyś miał żonę, rodzinę, sąsiedzi przyjeżdżali do niego, aby dowiedzieć się, jak rozsądnie zarządzać gospodarstwem. Wkrótce potem zmarła jego żona ,a córka Aleksandra Stiepanowna uciekła ze sztabsrotmistrzem., wzięli ślub w wiejskiej cerkwi. Po tym wydarzeniu Pluszkin stał się jeszcze bardziej skąpy. Z majątku zwolniono nauczyciela Francusa, dlatego, że syn musiał iść na służbę państwową. Madame przegnano, gdyż pomogła córce uciec. Syn zaciągnął się do pułku. Ostatnia córka, która została zmarła i mężczyzna został sam. Córka odwiedziła go dwukrotnie z małym synkiem. Ojciec w końcu jej wybaczył i dał nawet wnukowi do zabawy guzik leżący na stole, lecz nie dał pieniędzy. Kolejnym razem przyjechała z dwoma synkami, przywiozła placek do herbaty i nowy szlafrok. Pohuśtał wnuków na kolanach, również nie dał pieniędzy, córka odjechała. Cziczkow dowiadywał się, ile dusz mu zmarło. Okazało się, że od ostatniego spisu 120. Zaoferował, że zapłaci za wszystkich zmarłych. W domu Pluszkina dla służby była tylko jedna para butów, którą zakładali na zmianę, gdy szli do świń, gdy pan ich wzywał. Pozostały czas latali boso po podwórku. Posyłała służącego po suchar, który przywiozła mu córka. Z góry był już prawdopodobnie trochę popsuty, jednak miał zamiar go oskrobać i zużytkować. Cziczikow poprosił o spis chłopów, aby dokonać transakcji. Okazało się, że musieliby udać się do miasta, aby podpisać akt własności. Pluszkin nie był z tego zadowolony, myślał, że go w tym czasie okradną. Pluszkin szukał ćwiartki papieru, lecz nie mógł jej znaleźć, uważał, że służba mu ją ukradła. Okazało się, że mężczyzna miał także ok. 70 zbiegłych dusz. Za 78 dusz zapłacił 24 ruble 96 kopiejek. Polecił Cziczikowowi, żeby udał się do prezesa z listą zakupu, gdyż był jego znajomym. Pluszkin w ramach podziękowania chciał mu podarować trochę zepsuty zegarek, który Cziczikow miał sam sobie naprawić. W końcu postanowił zapisać mu go w testamencie, aby o nim pamiętał. Mężczyzna był zadowolony z zakupu. Dotarł do hotelu, gdzie na jego spotkanie wyszedł Pietrek. Okazało się, że do hotelu przybył porucznik z Riazania.

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin