Rozdział 9 Monika i Jens usiedli na murku naprzeciwko białego domu na Tulipanowej i popatrzyli z troskš na ogrodzenie. - Do trzech razy sztuka - westchnšł poborca, szukajšc woli działania w starych powiedzonkach. - W garażu, tak? - upewniła się Monika. - Przecież mówiłam - przytaknęła z irytacjš księga. - Wyglšda na to, że nie ma ich w domu. - Stwierdziwszy ów fakt, Jens poczuł się nieco lepiej. - Gotowa? Monika poruszyła palcami, przygotowujšc sieć. - Gotowa - potwierdziła. Podeszli do furtki. Natychmiast zostali obszczekani przez psy, ale te zamilkły z cichym skowytem, gdy tylko Monika zarzuciła na nie sieć. Otworzyli furtkę i weszli do rodka. Rusałka pilnowała, czy nikt nie idzie, a Jens przy pomocy magii i wytrychów otworzył garaż. W rodku oboje oparli się o drzwi z westchnieniem ulgi. Monika zapaliła błędny ognik. Rozejrzeli się po skšpanym w niebieskim wietle pomieszczeniu. - Trochę dużo tych opon - oceniła Monika. - Zrobili sobie jaki skład, czy co? - Trzymaj. Jens wręczył jej księgę, a sam zajšł się przerzucaniem zużytych opon. Monika, wstrzymujšc oddech, patrzyła mu na ręce. Żadne z nich nie zauważyło, jak drzwi, prowadzšce z garażu do domu, uchylajš się wolno. Kto nacisnšł włšcznik i jasne wiatło z żarówki umocowanej pod sufitem zalało pomieszczenie. - Ruszcie się, a zacznę wrzeszczeć tak, że w ratuszu usłyszš - zagroził skołtuniony przedstawiciel współczesnej młodzieży. - A głos ćwiczyłem w moim zespole heavy-metal-hiphopowym z domieszkš jazzu, The Pandarkchiockies, gdzie jestem głównym wokalistš - zakończył z dumš. - A możemy chociaż się odwrócić? - zapytała Monika. Młodzian przyjrzał jej się dokładniej. - Ja cię znam - przypomniał sobie. - Wtedy, jak wybuchła ta straszna awantura... Kazała mi się uczyć! Najlepsze mnie ominęło! A podobno który sšsiad wlazł na dach i rwał stamtšd dachówki i włosy z własnej głowy. Taki show! - westchnšł z żalem. - Przepraszam. - Rusałka poczuła się winna. Faktycznie, taki show! - Nie ma sprawy. - Młodzian okazał się nad wyraz łaskawy. - Przez to wszystko starzy zapomnieli, że miałem szlaban na trzy tygodnie. A potem to w ogóle zapomnieli, że zabronili mi jechać na zlot miłoników szarad i krzyżówek, więc w sumie jestem wam wdzięczny. Wymazalicie im magicznie pamięć, tak? Jak nauczycie mnie tej sztuczki, to nie będę krzyczeć i nikomu nie powiem, że tu znowu bylicie. - Nie bardzo możemy cię tego nauczyć. - Jens podrapał się w głowę. - Ale jest inny sposób - dodał pospiesznie, widzšc, że młody nabiera powietrza. - Ta księga - wskazał wolumin trzymany przez Monikę - zawiera o wiele więcej niż tylko zaklęcia modyfikujšce pamięć. Zabralimy jš twoim starym przez pomyłkę i mielimy z tego powodu trochę nieprzyjemnoci. Teraz powinnimy jš zwrócić i zamiast tego zabrać innš, tę, o którš nam od poczštku chodziło, z przepisami prawnymi, a nie z zaklęciami. Ponieważ twoich rodziców nie ma, a zresztš nawet gdyby byli, to i tak nie mieliby pojęcia, czego od nich chcemy, to ty, jako przedstawiciel rodziny, mógłby oddać nam tę drugš księgę, a my zostawimy ci zbiór zaklęć i wszyscy będš zadowoleni. Młody zastanowił się głęboko. - Może być - zgodził się. - A nie wiecie przypadkiem, gdzie jest ta druga księga? Jens wskazał na opony. Kolejne pół godziny Monika spędziła, siedzšc na pudle po odkurzaczu i kierujšc poszukiwaniami. Wreszcie młody wynurzył się spod sterty desek, szmat i nie wiadomo czego jeszcze, triumfalnie trzymajšc owiniętš w szary papier paczkę kształtu mniej więcej księgi magicznej. - Mam! - ryknšł radonie. Jens wzišł od niego znalezisko i ostrożnie przerwał tamę, którš było oklejone. - To chyba to - stwierdził lekko drżšcym głosem. - Pewnie, że to - wtršciła się księga z zaklęciami. - Więcej nas tu nie było. - To mamy problem z głowy - Monika odetchnęła z ulgš. Wręczyła młodemu księgę z zaklęciami i oboje z Jensem pospiesznie wyszli z garażu. Na zewnštrz zrobiło się już ciemno. Spojrzeli sobie w oczy i trzymajšc się za ręce, ruszyli w górę ulicy. Nie musieli rozmawiać. Oboje czuli dokładnie to samo. Nareszcie sprawa tajemniczej księgi miała szansę doczekać się swojego zakończenia. Uczucie ulgi chwilowo zagłuszało wszelkie inne (no może z pewnym wyjštkiem, ale ten akurat nie tyczył się kwestii księgi). Jednak było na tyle ogromne, że ani Monika, ani Jens, maszerujšcy przez wieczorny Lublin, nie pomyleli o tym, by sprawdzić, o co było to całe zamieszanie. Niemiec raz za razem rzucał spojrzenia na profil Moniki, mylšc, że tylko rusałki potrafiš tak pięknie się umiechać. Monika umiechała się do siebie, mylšc, że teraz wreszcie będzie mogła powięcić więcej czasu swoim prywatnym sprawom. Dotšd magiczna księga, choć nieosišgalna, zdawała się wypełniać sobš każdš chwilę. - Dobrze, że do otworzenia księgi potrzeba dwóch magów - powiedział nagle Jens, kiedy znaleli się w bezpiecznej odległoci od Tulipanowej. - Ten smarkacz ma zadatki na łysego maniaka hodujšcego białe persy i dšżšcego do przejęcia władzy nad wiatem. - Dwóch kart magów - sprostowała rusałka, a w jej oczach pojawił się błysk, zupełnie jakby odległe skojarzenie obudziło w niej dociekliwoć. - Nie sšdzę, by był to dla niego jakikolwiek problem. Dzisiejsza młodzież jest wszechstronnie uzdolniona. Po twarzy Jensa przemknšł wyraz autentycznej grozy. Nie zdšżył wyartykułować swoich obaw, kiedy nad nimi rozległ się odgłos uderzenia i co małego spadło im prosto pod nogi. Co większego podniosło się z podjazdu i podpełzło kawałek na czworakach, aż zderzyło się z kolanami Moniki. Oleńka podniosła głowę. Pod lewym okiem miała kształtny fioletowy siniak, ładnie kontrastujšcy ze miertelnie bladš cerš. Jej renice lniły w ciemnoci czerwieniš. - A, to wy - powiedziała z ulgš. - Już mylałam, że rymnęłam na kogo obcego. - Dobrze się czujesz? - zatroskała się rusałka, gdy Oleńka chwiejnie i niepewnie próbowała stanšć na nogach. Iskierki ciekawoci zgasły bezpowrotnie, teraz w spojrzeniu rusałki była jedynie autentyczna troska. - Nie wiem - wyznała szczerze wampirzyca. - Znietoperzowałam się i chyba miałam podczas lotu zderzenia czołowe. Nie umiem obsługiwać radaru, sonaru czy co taki nietoperz tam ma. Muszę sprawdzić w encyklopedii zwierzšt. A w ogóle to wolałabym zamieniać się w jakie mniej zaawansowane technicznie zwierzštko. Jens pochylił się i zajrzał jej w zęby. - Ładne - ocenił. - Ani ladu po kłach. - Dziękuję. Michał już nie mógł wytrzymać, zawinšł mnie w zasłonę i zawiózł do gabinetu. Dentysta był trochę w szoku, ale go zahipnotyzowałam - wyjaniła dumnie. - Trochę się boję, czy ta hipnoza mu nie zaszkodziła, no bo Idéefiksowi owszem. A propos, nie widzielicie gdzie Idéefiksa? - Zgubił się? - natychmiast zmartwiła się Monika. - Bylimy cały czas w budynku, mógł tędy przechodzić, a my nie zauważylimy. - Jakby przechodził, to bycie zauważyli - stwierdziła Ola melancholijnie. - Wszystko się trzęsie, jak on przechodzi. - Idéefix?! - zdziwił się Jens. - Włanie Idéefix. - Oleńka wyglšdała na zmieszanš, zakłopotanš i zmartwionš zarazem. - Uwarunkował się, jak go zahipnotyzowałam. Wystarczy powiedzieć na zewnštrz i zamiast psa mamy smoka. Rozwalił cianę w kuchni i gdzie pobiegł. - I ciebie wysłali, żeby go szukać? - Jens nie zdołał ukryć niedowierzania. Na temat możliwoci Oleńki w tym zakresie miał już ugruntowany poglšd. - Nie bardzo miał kto ić - wyznała uczciwie Ola. - Jagienkę szlag trafił i odmówiła współpracy, Michała też szlag trafił. Jeszcze zanim się dowiedział, że po jego miecie biega sobie luzem smok, wsiadł do samochodu i gdzie pojechał. I do szukania Idéefiksa zostałam tylko ja. Akurat się zrobiło ciemno, a widziałam w telewizji, że wampiry zmieniajš się w nietoperze i latajš, więc się zmieniłam i poleciałam. Tylko że od razu na co wpadłam, a potem jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze pięć razy. I trochę mi się kręci w głowie od tego wpadania. - Pomożemy ci go znaleć - pocieszyła jš Monika. - Nie mógł pójć daleko, rzuciłby się komu w oczy i już mielibymy w okolicy policję, straż pożarnš, prasę i Tajne Służby Magiczne. - O rany, może go nikt nie zauważył! - Przedstawiony przez rusałkę scenariusz zdarzeń zrobił na Oli piorunujšce wrażenie. - Jak kto zauważy i zrobi się heca, to Jagienka i Michał mnie chyba zabijš. - Już nie żyjesz - zauważył przytomnie Jens. - To mnie potraktujš kołkiem. - Wampirzyca miała doć konkretne poglšdy na temat możliwego rozwoju sytuacji. Definitywnie nie było tu miejsca na happy end. - Nie martw się, znajdziemy go - powtórzyła Monika. Jens ujšł jš stanowczym gestem pod ramię i odprowadził kilka kroków w bok. - A co z księgš? Łukasz na niš czeka - przypomniał półgłosem. Rusałka machnęła lekceważšco rękš. - On i tak ma wszystko gdzie, więc parę minut czy godzin więcej nie zrobi mu różnicy. A Idéefix się uwarunkował w pewnym sensie przez nas. Chcielimy odzyskać ksišżkę i to ja kazałam Oli go zahipnotyzować tak, żeby jš oddał. A poza tym, Jens - jej głos zawibrował ciepłem i czułociš - nie możemy jej zostawić samej. Przecież sam widzisz, co ona wyprawia. - Popatrzyła na niego proszšco. - Jak raz została sama, to zaraz jš pogryzły wampiry. Nie można jej pozwolić, żeby tak błškała się nocš po miecie, zupełnie sama, masz pojęcie, co może się stać? Do końca życia nie mogłabym spokojnie zasnšć! - To Lublin, nie metropolia pełna przestępców ani amerykańska prowincja pełna psychopatów. - Jens miał doć kwanš minę. Stanowczo wolał zakończyć tę całš aferę jak najszybciej. Jednak niewštpliwie rusałka miała rację, nie móg...
sunzi