Nowy8(1).txt

(23 KB) Pobierz
    Ale... jak wy zamierzacie dostać się do tego waszego zaniku?
   Hunnar zmienił zdanie. Może jednak pomylił się. Może to rzeczywicie sš dzieci albo przynajmniej młodziki.
    Po prostu tam poszifujemy  powiedział cierpliwie.  To tylko krótki lizg. Piętnacie minut na dojazd, może trzy razy tyle z powrotem, pod wiatr.
    Mówišc szifować masz na myli jazdę na łyżwach?
   Hunnar nic nie odpowiedział, zakłopotany.
    Obawiam się, że nie damy rady.
    A czemu nie?  wybuchnšł Suaxus, a jego ręka powoli zaczęła się przesuwać w kierunku miecza.
    Ponieważ  cišgnšł dalej Ethan, rozpinajšc płaszcz i podnoszšc ręce do góry  nie mamy skrzydeł i  tu zapišł płaszcz, podniósł stopę i zdjšł but  nie mamy pazurów ani łyżew.  Pospiesznie wdział z powrotem but, zimno kšsało go w piętę.
   Hunnar wpatrywał się w teraz już okrytš stopę i w myli pospiesznie na nowo dokonywał oszacowania sytuacji. Po pierwsze, jego ukochana teoria, że ci ludzie to tylko chudsza odmiana jego własnego gatunku, zniknęła jak słodziuszka w gardzieli kocięcia. I ta cała ich obcoć  sposób poruszania się, mówienia, ten niemożliwy statek podniebny  wszystko to naraz zwaliło się na niego z solidnym, metalicznym chrzęstem. I chociaż był z niego niezwyciężony rycerz Sofoldu, doznał wstrzšsu.
    Jeżeli... jeżeli nie macie ani danów, ani szifów  powiedział bezradnie  to jak się poruszacie? Przecież chyba nie chodzicie przez cały czas?
    Dużo chodzimy  przyznał Ethan.  Mamy także niewielkie pojazdy, które przenoszš nas z miejsca na miejsce.  Z uczuciem, że jest mieszny, pokazał jak chodzš.  I jeszcze biegamy.  Powstrzymał się przed pokazem tej czynnoci.
    My też chodzimy, z wcišgniętymi szifami  wymamrotał Hunnar z pewnym oszołomieniem.  Ale żeby być zmuszonym chodzić, jak się ma do przejcia jakš większš odległoć... ależ to straszne!
    Jest bardzo wielu ludzi, którzy odczuwajš to w taki sam sposób. I robiš to jak najrzadziej  wyznał Ethan.  A na naszym wiecie i tak nie ma zbyt wielu miejsc do szifowania. Nasze oceany nie sš stałe, jak ten, tylko ciekłe.
    Masz na myli jak wnętrze wiata?  Hunnarowi szczęka opadła.
    To ciekawe.  Williams odezwał się po raz pierwszy.  Niewštpliwie albo musieli kiedy widzieć popękanš skorupę lodowš, albo zachowały się wród nich wspomnienia tego rzadkiego wydarzenia. Ponieważ ta pokrywa jest dla nich w tym samym stopniu powierzchniš wiata co wyspy, łatwo zrozumieć, jak ich mędrcy doszli do wniosku, że wiat jest wydršżony i wypełniony wodš.
    Wasz dom to musi być strasznie smutne miejsce  litował się nad nimi Hunnar ze szczerym współczuciem.  Chyba bym nie miał ochoty go odwiedzić.
    Och, sš na moim wiecie takie miejsca, nawet na Ziemi, gdzie czułby się jak w domu  zapewnił go Ethan.
    Czy wy wcale nie potraficie szifować?  naciskał ich rycerz.
   Trudno było pogodzić się z takim potwornym wybrykiem natury.
    Ani trochę. Gdybym miał spróbować i zaczšł szifować... To prawda, że na niektórych wiatach mamy co w rodzaju sztucznych szifów z metalu, ale nie zabralimy ze sobš ani jednej pary. Nie należš do standardowego wyposażenia na szalupach ratunkowych. A ja i tak nie umiałbym ich użyć. Mylę, że przejechałbym kilka metrów pod wiatr, a potem wyłożył się jak drugi na twarz.
    Może by ci to dobrze zrobiło  powiedziała Colette.
   Zignorował jš.
    Wezwę sanie  powiedział Hunnar zdecydowanie.  Budjir i Hivell, zajmijcie się tym!  Giermek gestem potwierdził rozkaz i ruszył na lód, a za nim żołnierz.
   Ludzie przypatrywali się ich odjazdowi zafascynowani. Zwłaszcza Williams był zachwycony bez granic. Kiedy tranowie znaleli się już na lodzie, giermek poszperał w plecaku żołnierza i wycišgnšł wypolerowane do połysku lustro wielkoci mniej więcej jednej trzeciej jego torsu. Oprawione było w ciemnš, drewnianš ramę; w podstawie tkwiło co na kształt metalowej ruby.
   Żołnierz wcisnšł podstawę w lód i zaczšł niš obracać, aż mocno jš przyrubował. Tymczasem giermek ustawił lustro pod słońce i wyważył je. Skierowane było na te same wyspy na zachodzie, które Ethan wypatrzył ze swojego punktu obserwacyjnego na drzewie. Przy lustrze znajdowało się co w rodzaju nieskomplikowanej przesłony, którš można było na jego taflę nasunšć. Żołnierz pilnował, żeby lustro nie chwiało się na wietrze, a Budjir zaczšł podnosić i opuszczać przesłonę w charakterystycznym rytmie. Niemal natychmiast gdzie od horyzontu przypłynęła w odpowiedzi seria jaskrawych błysków, na co giermek zaczšł szybciej poruszać przesłonš i robił to przez jaki czas.
    Wyranie system komunikacji słuchowej  zadumał się September  taki jak bębny czy rogi do niczego tu się nie nadaje. Wiatr zagłuszałby dobry bęben tak, że na pół kilometra nikt by go nie usłyszał.
   Williams zwrócił się do Hunnara.
    A co robicie w nocy?
    Równie dobrze działa wiatło pochodni odbite przez lustro  odparł rycerz.  Na wielkie odległoci wykorzystujemy układ stacji przekanikowych o większych zwierciadłach. Chyba że je kto zniszczy.
    Zniszczy?  zapytał Ethan.
   To nie samo słowo, a modulacja głosu Hunnara pobudziła jego ciekawoć.
    Tak. Horda pali lustra, żeby nie rozchodziły się żadne wieci o ich trasie. Prawdę powiedziawszy, zabrania nawet je konstruować. Ale wielu udaje, że nic o tym nie wie i odbudowuje je.
    Horda?  dociekał September bez większego zainteresowania.  Jaka Horda?
    Obawiam się, że będziecie mieli okazję się o tym przekonać  odparł Hunnar.  Jeszcze trochę musimy zaczekać. Tymczasem chciałbym się dowiedzieć czego więcej o was i waszej zdumiewajšcej, podniebnej tratwie.
    Niewiele z tego by pan zro... by pana zainteresowało, Sir Hunnarze  powiedział Ethan.  Ale z przyjemnociš wszystko panu pokażę. Gdybym tak miał tę mojš cholernš torbę Z próbkami przy sobie...
   Podczas dyskusji, która poprzedziła przybycie sań-tratwy, Hunnar ujawnił sporš dozę wiedzy z zakresu podstawowej astronomii. Na Tran-ky-ky rzadko kiedy pochmurna pogoda panowała przez dłuższy czas, zadumał się Ethan. Kiedy Williams odpowiedział na kilka sondujšcych pytań dotyczšcych jego do-mu i statku, Hunnar zapytał, czy nauczyciel jest czarodziejem, Poinformowany, że jest nauczycielem, wzruszył ramionami na to rozróżnienie. Nie było wštpliwoci, że Williams i Eer-Meesach, czarodziej samego Landgrafa, będš mieli o czym rozmawiać. Co do Williamsa, absolutnie nie próbował ukryć swojego entuzjazmu majšc w perspektywie takie spotkanie. Usiłował opowiedzieć rycerzowi o pełnowymiarowym statku z napędem KK, ale Hunnar nawet słuchać nie chciał. Z metalu po prostu nie można było zrobić czego tak wielkiego.
    Czemu on nie wylšduje i was nie zabierze?  zapytał.
    Pomijajšc różne drobne powody  odpowiedział Williams  nie może. Żaden statek o napędzie KK nie może lšdować. Potwornie by wam zniszczył tę częć wiata.
    Ha!  mruknšł Hunnar.
   Statek z metalu, takiej wielkoci. Czy oni go brali za kompletnego głupca?
   Podobnie nie mógł uporać się z koncepcjš nieważkoci, chociaż cišżenie rozumiał; w końcu jak się człowiekowi utnie głowę, zawsze spada ona w dół. Kiedy September uczynnie przetłumaczył Colette tę informacje, wyglšdała, jakby jej się zrobiło trochę niedobrze. Hunnar znał także gutorrbyny i krokimy, i inne latajšce stwory, które były dziwaczne, ale swoje ważyły. Wystarczajšco wiele ich zabił, żeby to wiedzieć.
   Tran z zainteresowaniem przyjrzał się bezwładnemu ciału Kotabita. W tym lodowatym klimacie wcale się nie rozkładało, za co Ethan był wdzięczny. Dowiadczony wojownik mógłby się zorientować, że Kotabit wcale nie skręcił sobie karku, kiedy rzuciło go na konsolę. Ale trupy, nawet nieznanego gatunku, nie wzbudzały najwyższego zainteresowania. Spojrzenia przycišgała raczej tablica rozdzielcza z oszronionymi teraz gałkami i zegarami. W tym samym czasie Hunnar opowiadał Ethanowi i Septembrowi o Tran-ky-ky.
   Wannome, jak wynikało z opowiadania, była stolicš i jedynym prawie-miastem na obszernej wyspie o nazwie Sofold. Sofold leżał wiele, wiele kijatów na zachód. Rocił sobie również prawa do zwierzchnictwa nad szeregiem mniejszych wysp leżšcych w pobliżu. Ta maleńka wysepka, o którš się roztrzaskali, była jednš z nich. Na kilku większych, zamieszkanych, stacjonowały oddziały wojska.
   Zatoka Wannomska stanowiła doskonały naturalny port i była kwitnšcym orodkiem handlu. Na grani wyspy czynne były goršce ródła. Przy tych ródłach w naturalny sposób rozmieszczono odlewnie i kunie. Na wyspie znajdowały się też bogate pokłady niektórych metali, ale inne trzeba było kupować.
   Szeroko rozpowszechniona była także uprawa ziemi. Podobnie jak większoć zamieszkanych wysp, Sofold praktycznie był samowystarczalny jeli chodzi o żywnoć. Jednym z głównych zajęć było zbieranie pika-piny, która odrastała równie szybko, jak jš zbierano. Gdy Ethan zapytał, czy zbierali również pika-pedan, Sir Hunnar rzucił mu dziwne spojrzenie. Suaxus zaskamlał ze miechu.
    Tylko głupi miałkowie albo ignoranci usiłujš utrzymać się ze zbiorów pika-pedanu  wytłumaczył.  To na pika-pedanie pasš się stavanzery.
    Stavanzery? A co to jest?  zapytał z zaciekawieniem September.
   I znowu w wiadomociach Ethana na temat fauny ziała dziura.
    Nie pamiętam. Mam takie wrażenie, że powinienem, ale czarna dziura... Mam to na czubku języka... jaka blokada umysłowa. A co? Chcesz założyć ranczo?
    Hodowla nie należy do moich wielu talentów.  September umiechnšł się.
    Czekaj no chwilkę. Pamiętam za to, co znaczy ta nazwa.
    No?
    Grzmotożerca.
   September wydšł wargi.
    Brzmi całkiem niegronie. No dobrze, to nie będziemy się Zgłaszali na ochotnika do pielenia pika-pedanu, co? Zapytaj go o tutejszych złodziei... o rzšd.
   Wielokroć już wspominana Rada, jak się zdawało, składała s...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin