Nowy26(1).txt

(18 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ XIV
   
   
   Pokój nie był bardzo wielki i Bractwo wypełniało go bez reszty. Każdy szczelnie przyciskał się do sšsiada, żeby lepiej widzieć służalców Złego. Nieczęsto trafiali im się prawdziwi niewierni, których można było poddać oczyszczaniu i każdy z braci chciał wzišć udział w tej rzadkiej, interesujšcej ceremonii. wiatło lamp i latarni obejmujšcych piercieniem kolisty pokój rzucało na kopułę roztańczone cienie. Wysokie misy na żar pełne były płonšcego oleju i drewna. W okršgłym wietliku jasno wieciły gwiazdy.
   Na brukowanej podłodze połyskiwały zielono i złoto trzy koryta z bršzu o zaokršglonych dnach. W każdym leżało jedno ciało z głowš ułożonš wyżej niż nogi. Hellespont du Kane był najwyższy z całej trójki, a głowš nie sięgał rantu koryta. Podobnie jak reszta był skrępowany, ręce miał ciasno przywišzane do boków. Milliken Williams zajmował koryto po jego prawej ręce, a Colette po lewej. Dziewczynie udało się wczeniej zerwać więzy na nogach i zostawiła za sobš wielu obolałych braci, ale wszystko nadaremnie.
   Bracia powoli napełniali koryta wodš, którš przynosili z topialni, wiadro za wiadrem. Ponieważ w pokoju nie było ogrzewania, zimne nocne powietrze Tran-ky-ky powoli zamrażało każdš kolejnš porcję wody. Jeńcy aż do ramion zakuci byli w brylantowy pancerz z przejrzystego lodu.
   Colette zasypywała zebranych gradem inwektyw w kilku językach, z których żadnego bracia nie rozumieli. Od momentu kiedy zaczęło się nalewanie wody, niewielki chórek jękliwym głosem zawodził tę samš niemelodyjnš, buczšcš pień. Tylko wspaniałe kombinezony awaryjne uchroniły jak dotšd jeńców przed poważnymi odmrożeniami, ale na nic się one nie zdadzš, kiedy lód zamknie im się nad głowami.
   Colette popatrzyła na ojca pogršżonego w lodzie i w transie, potem podniosła wzrok na przyglšdajšcych się braci.
    Nic złego wam nie zrobilimy. Dlaczego tak nas traktujecie?
   Życzliwy Przeor popatrzył na niš z rozbawieniem.
    Żeby sługa Złego miał czelnoć prosić o łaskę!
    Słuchaj  powiedziała Colette, którš wstrzšsnšł kolejny dreszcz. Zimno zaczęło brać górę nad zdolnociš izolacyjnš jej kombinezonu.  My nawet nie wiemy, czym jest ten wasz cholerny Zły! Jeżeli jestecie aż tak upoledzeni na umyle, że zdaje się wam, iż jestemy uczniami jakiego waszego lokalnego diabła, współczuję wam!
    Nie, Ona, to my wam musimy współczuć  odparł umoralniajšco Przeor.  Wszystkim wiadomo, że Miejsce-Gdzie-Krew-Ziemi-Płonie jest domem samego Złego. Z jakiego by kraju nie pochodzili przybysze, wiedzš to. Szczęliwie zdradzilicie nam mimowolnie cel swojej podróży, tak że moglimy podjšć odpowiednie kroki. My tutaj nie jestemy pełnym ignorancji pospólstwem, o nie!
   Podniósł wzrok w niebo.
    W miarę, jak udziałem waszym będzie stawało się Zimno, które na te wszystkie wieki skuło nasz ukochany dom, będzie coraz bardziej przybliżał się Czas Ostatecznego Ocieplenia!  Popatrzył znowu na Colette.  Oto nasz cel i kres.
    Słuchaj no.  Williamsowi zimno dokuczało bardziej niż pozostałym i miał trudnoci z mówieniem.  Jeżeli jestemy służalcami Złego, to jak nas zamrozisz, twój wiat się od tego nie ogrzeje.
    Zapisano w Prastarych Księgach, że za każdego sługę Złego, którego odelemy z powrotem w pradawny mróz, nasz wiat stanie się odrobinę cieplejszy, odrobinę łagodniejszy, odrobinę bardziej zielony. Do tego zobowišzane honorem jest nasze Bractwo!
    Słuchaj  cišgnšł dalej rozpaczliwie nauczyciel.  Tran-ky-ky można by zmienić znowu w ciepłš i zielonš planetę. Moi rodacy znajš proces zwany teraformowaniem, który niewykluczone, że potrafiłby stopić ten lód i podnieć temperaturę planety. Ale nie dalibycie rady zaadaptować się, gdyby stało się to za waszego życia. Poza tym potopilibycie się wszyscy.
    Kłamiesz bardzo intrygujšco, mój Niegodziwcze, ale nie sšd, że nas oszukasz.
   Znowu podeszło dwóch braci niosšcych duży kocioł z bršzu. Ostrożnie rozdzielili z niego wodę pomiędzy trzy koryta. Colette usiłowała podcišgnšć się wyżej, kiedy wlewali wodę do jej koryta, ale woda sięgała jej już do szyi. Dwaj bracia wyszli do topialni po następnš porcję. Niemal natychmiast na powierzchni wody zaczęła się tworzyć warstewka lodu. Jeszcze kilka tur i lód zakryje jš z głowš. A może przedtem wysišdzie izolacja w kombinezonie.
    Przybylimy tu otwarcie, jako gocie, a wy chcecie nas zamordować  powiedziała nieco już przestraszona. Umiała parować argumenty i radzić sobie z wszelkiego typu rozsšdnš logicznš dyskusjš. Ale religijni fanatycy!...  Niech to szlag trafi, potrzebna nam była wasza pomoc!
    I mamy zamiar wam pomóc  łagodnie odparł Przeor. Odwrócił się do ruchliwego, zagapionego motłochu.  Bracia! Te nieszczęsne, zdegenerowane umysły wołajš do nas o zbawienie! Módlmy się za nich, żeby dusze ich mogły spotkać się na następnej płaszczynie istnienia, nie skażone brakiem logiki i brakiem rozsšdku!
    Niech się tak stanie!  zanucili zebrani bracia. Przyłšczyli się do chórku, który nie przestawał niemelodyjnie i nie-harmonijnie buczeć; przerywało mu tylko histeryczne łkanie Colette.
   I nagle nad ich głowami rozległ się ostry trzask. Jaki przejmujšcy grozš głos zadudnił jękliwie grobowym tonem.
    NIECH WIEDZA WSZYSCY PO SAM KRAJ WIATA, ŻE ZŁY CHRONI TYCH, CO DO NIEGO NALEŻĽ!  Nagle głos przeszedł na terangielszczyznę  ZASŁOŃCIE SOBIE OCZY!
   I natychmiast spojrzenia wszystkich tranów skierowały się w górę, podczas gdy trójka ludzi pochyliła głowy i mocno zacisnęła powieki.
   Eksplozja. Rozlatujšce się na wszystkie strony ciała. Ci, którzy utrzymali się na nogach, w panice rzucili się jak jeden do wyjcia, tratujšc w niezbyt braterskim popiechu rannych braci. Nad nimi jak grom przetaczał się niesamowity głos.
    JAM JEST POTĘGA I CHWAŁA CIEMNOCI I ZGINA WSZYSCY, KTÓRZY PRZECIW MNIE POWSTAJĽ!
   Nastšpił jeszcze jeden wybuch i następni bracia padli na podłogę. Od góry dobiegł nieco słabszy huk. Po nim rozległo się kryształowe podzwanianie, kiedy kto rozbijał wietlik. Wężowym ruchem wsunęła się do pokoju sznurowa drabinka, Skua September już znajdował w połowie jej wysokoci, Ethan, Hunnar i kilku żołnierzy zsuwali się tuż za nim. Potężny mężczyzna skierował się natychmiast do jedynych drzwi. Potrzebował pomocy Hunnara, żeby usunšć z drogi ciała.
    Dzięki wszystkim bogom za niewielkie nawet dobrodziejstwa  sapnšł.  Rygiel jest po wewnętrznej stronie!  Hunnar zasunšł zasuwę.
   Wszyscy mieli zatknięte za pasy pochodnie, na wypadek, gdyby bracia pogasili lampy. Teraz zastosowano je w innym celu. Wsunięte do wiszšcej latarni zapłonęły natychmiast, a potem zaczęło się powolne, niebezpieczne wytapianie skutych lodem więniów.
   Ethan mozolił się nad jednš stronš koryta więżšcego Colette.
    Pospiesz się, proszę!  błagała.  Ja... ja już nóg nie czuję.
    Ile mamy czasu?  zapytał September Hunnara.
    Trudno powiedzieć.  Rycerz wpatrzył się w zaryglowane drzwi.  To nie sš żołnierze i nie reagujš jak żołnierze. Wkrótce jednak ci, którzy uciekli jako ostatni, uwiadomiš sobie, że nasze kształty trudno uznać za nadprzyrodzone, a niektórzy mogli nas nawet rozpoznać.
   Żeby podnieć jednš metalowš trumnę musieli się do tego zabrać we czterech. Do postawienia jej sztorcem starczało dwóch. Jeden za drugim trzej więniowie wyliznęli się na wolnoć, każdy opancerzony jeszcze bryłš lodu. Teraz wytapianie mogło postępować w przyzwoitym tempie.
    To dla nich trudna decyzja  cišgnšł dalej Hunnar.  Jeżeli rzeczywicie jestemy sługami Złego, jak to się zdaje sugerować nasza zdolnoć do miotania piorunów i błyskawic, to spodziewałbym się, że w ogóle już nie będš atakowali. Ale mogš też uznać nas jedynie za miertelne sługi Złego, za zbałamuconych miertelników, a w tym przypadku...
    Pies drapał tego Złego! Ile mamy czasu?
   Rozległ się rumor; kto sprawdzał, czy drzwi sš zamknięte. Potem słychać było grzechotanie rygla, po czym kto zaczšł usilnie łomotać do drzwi. Potem zapadła cisza.
    No, to mamy odpowied  zawarczał September. Odwrócił się znowu do wnętrza pokoju.
   Prawie ukończyli już wytapianie Williamsa i Colette, a i nieruchomy du Kane senior był niemal wolny.
    Wiesz co  zagaił Ethan topišc resztki lodu, który przywarł do kostek Colette.  Niesamowicie by wyglšdała w kieliszku martini.
    Przydałby mi się teraz kieliszek czego mocnego i to mniej więcej tego rozmiaru  odpowiedziała sztywno.  Te kombinezony to czyste błogosławieństwo!  Ethan zaczšł rozcierać jej nogi; Colette nie zaprotestowała.
    Już w porzšdku  powiedziała w końcu.  Pomóż nauczycielowi.  Ethan obejrzał się na du Kanea seniora, który wcišż bez ruchu leżał na kamiennej podłodze.
    Twój ojciec... czy on...?
    Popatrz.  Schyliła się nad nim i Ethan usłyszał, jak szepcze mu do ucha:  Darmowy kredyt.
   Najpierw drgnęła jedna ręka, potem noga. Bezruch, a potem starszy pan usiadł, zaczšł mrugać i podniósł oczy na córkę. Wsunęła mu swojš potężnš rękę pod ramię i pomogła się podnieć na nogi.
    Jak tam, moja droga, czy jestemy bezpieczni, czy martwi?
    To jeszcze nie zostało rozstrzygnięte, ojcze, ale skłaniamy się ku tej pierwszej możliwoci.
   Du Kane westchnšł.
    No cóż. Szkoda.  Pstryk.  Taki byłem ciekaw, jakie kwiatki majš na tamtym wiecie.
    Już ci mówiłam, ojcze, tylko kwiatowe dusze. Chod teraz, poruszaj się trochę. O tak. Widzšc ogłupiałe spojrzenie Ethana dodała:  Automatyczny trans ochronny. Zawsze w niego popada, kiedy grozi mu przeładowanie systemu. Nie po raz pierwszy już ocaliło mu to życie.
   Usłyszeli donony huk i drzwi zatrzęsły się gwałtownie.
    Zasiedzielimy się w gocinie  stwierdził Ethan.
   September stał twarzš do drzwi i przyglšdał im się w napięciu. W jednej ręce trzymał niewielkš, szczelnie obwišzanš paczuszkę ze skóry vo...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin