Nowy6(1).txt

(19 KB) Pobierz

Rozdział 6



edyk trafnie przypuszczał, że ich nadejcie wywrze spore wrażenie na posterunkach Gromady. Obsada potraktowała wędrowców ze szczególnymi honorami. Brudnych i zmęczonych, ale poza tym zdrowych, odstawiono czym prędzej na tyły, do najbliższego sztabu. Byli bohaterami dnia: nie doć, że przetrwali atak i wrócili pieszo do swoich, to jeszcze przyprowadzili jeńca.
Wyczyn godny Ziemian czy Massudów. A tu proszę: Hivistahm i Lepar.
Towarzysze usadzili zaraz Pištego na zaszczytnym miejscu. Cały kršg medytacyjny chłonšł uważnie jego doznania. Itepu został powitany o wiele spokojniej. Ot, kilka serdecznych słów, znaczšce poklepanie po ramieniu. Lepar się nie przejšł; przede wszystkim chciał wrócić do pracy.
Personel medyczny bazy aż nogami przebierał z ochoty przebadania obcego, jednak szybko musiał uznać, że niestety, nie posiada dostatecznego wyposażenia. Pobieżne obserwacje potwierdziły jedynie wczeniejsze wnioski sanitariusza. Jeniec był szatańskš zaiste kombinacjš cech dwóch ras. Na Eirrosad brakowało sprzętu stosownego, by rozwikłać tę zagadkę.
Postanowiono odesłać obcego najbliższym wahadłowcem zaopatrzeniowym. Ziemianin zareagowałby gwałtownie na nowinę, że zostanie przewieziony jeszcze dalej od swoich, no ale ta istota nie odebrała ziemskiego wychowania. Aszregański żołnierz, trenowany od dzieciństwa w posłuszeństwie Celowi, przyjšł

nowinę w pokorze. Zadał tylko kilka mało istotnych pytań. To znaczy, miejscowy komendant uznał je za mało istotne, dla Randżiego miały jednak swojš wagę.
Na statek został załadowany w towarzystwie samotnego Lepara. Zaraz potem jednostka skryła się w podprzestrzeni. Wielu zdumiewało się, czemu jeniec poprosił o takie włanie towarzystwo.
Przydzielony do sztabu psycholog (na stanowisku Trzeciego od spraw mentalnych) uznał, że chyba zna wyjanienie:
- To jeniec i Aszregan. Zapewne boi się sondowania umysłu. Zna Leparów i wie, że to prostoduszne istoty. Tego jednego zna szczególnie dobrze. Będzie chciał sprawdzać w rozmowach z nim wiarygodnoć danych napływajšcych z innych ródeł.
Komendant bazy był Massudem i mylał przede wszystkim o tym, jak zdobyć ten wiat dla Gromady. wiat podły, bo wilgotny i deszczowy, ale zawsze wiat. Nie interesował się zawiłociami psychologii obcych i był wdzięczny losowi, że dowództwo zabiera jeńca. I bez tego miał doć kłopotów.
Odprawił psychologa bez słowa komentarza.
Podróż trwała doć długo. Cała załoga dobrze wiedziała, jakiego to niezwykłego pasażera ma na pokładzie i że towarzyszy mu, nie wiedzieć czemu, samotny i niewykwalifikowany Lepar. Zdumiewano się rozmiarami jeńca, który odbywał czasem spacery po wydzielonej, pozbawionej ważnych urzšdzeń częci statku. Nikt nie widział jeszcze tak wielkiego Aszregana.
Kapitan statku, S'van, nie krył niezadowolenia z powodu wyznaczonego mu punktu docelowego podróży. Owszem, planeta o nazwie Omafil była wielkim i w pełni wyekwipowanym orodkiem badawczym, ale należała do rasy Yula. Kapitan wolałby zawieć niezwykłego więnia na którš z planet S'vanów.
Ale nikt nie spytał go o zdanie. Rada uznała, że Omafil to najstosowniejsza placówka. Leżała doć blisko Eirrosad, a kto wie, czy nie trzeba będzie kiedy przewieć jeńca z powrotem na wiat, gdzie został pojmany. Czemu miano by tak robić, nie powiedziano. Kapitan z zastanowieniem potarł brodę. Może i racja. Yula to kosmopolici. S'vanowie i tak będš mieć oko na wszystko, może nawet sami poprowadzš badania.
W zasadzie nie było powodu, by kapitan miał się osobicie

interesować jeńcem, jednak S'vanowie byli zawsze aż do przesady ciekawi. Czasem graniczyło to wręcz z paranojš.
Załogę tworzyła gromada składajšca się z Hivistahmów, O'o'yanów i Leparów. Oficerami byli S'vanowie. Na Eirrosad dodano jeszcze oddział Massudów. Ci ostatni mieli pilnować konwojowanego, ale ponieważ Aszregan zachowywał się cały czas wzorowo, nie mieli wiele do roboty.
Wraz z eskortš zamustrowało też troje ziemskich żołnierzy. Ich podobieństwo do osobliwego Aszregana wywołało wiele szeptanych komentarzy, ale jeniec nie szukał z nimi kontaktu; wolał towarzystwo Lepara. Załoga odetchnęła i komentarze ucichły.
Z drugiej strony nikt nie pojmował, czemu Aszregan upodobał sobie włanie Lepara. Powszechnie znano milkliwoć tej rasy. Poza tym, o czym niby może rozmawiać wrogi żołnierz z niewykwalifikowanym dwudysznym? Domysłom nie było końca.
Yula miał trzy nogi, tyleż ršk i żółtych oczu, patrzšcych z trójkštnego oblicza. Pod skšpym mundurem kłębiła się jasno-brunatna sierć. Nazywał się Teot i przypominał nazbyt wypchanš pakułami lalkę. Wzrostem porównywalny z Hivistahmem, dzięki sierci wyglšdał jednak na bardziej masywnego.
Było to prawdziwe futro, równie grube i gęste jak brody S'vanów, jednak z miększym włosiem. Porastało całe ciało Teota, a właciwy mu wzór cętek i plam był jedyny i niepowtarzalny.
Wprawdzie niezbyt liczni i raczej mało znaczšcy, Yula należeli do Gromady od setek lat. Byli w pełni oddani sprawie i powięcali wszystkie siły walce z Ampliturami. Zaliczali się do ludów w pełni cywilizowanych, co eliminowało ich jako żołnierzy, jednak i tak byli przydatni, więc obecnoć przedstawicieli tej rasy na pokładzie transportowca nikogo nie dziwiła.
Zamieszkiwali tylko trzy wiaty, z których Omafil był najważniejszy. Kwitło tu rolnictwo i lekki przemysł, w drobnej tylko częci zaangażowany bezporednio w wysiłek wojenny. Mimo lokalizacji w ważnym strategicznie punkcie galaktyki, Yula wiedli życie pokojowe i niewiele wiedzieli o walce na odległych frontach.
To dlatego wizja goszczenia jeńca nie wywołała u gospodarzy

szczególnego niepokoju. Teot próbował uwiadomić im ryzyko, ale zbywali jego argumenty machnięciem dłoni.
O wiele więcej zrozumienia dla sprawy wykazywali Hivistah-mowie, a szczególnie dwóch sporód nich: ósmy informatyk i Szósty technik. Wyranie lękali się Aszregana i tego, co może sobš reprezentować.
Spotykali się zwykle w komorze bezgrawitacyjnej, najchętniej w porach, gdy nie była zbytnio zatłoczona. Gdy inni obijali się o ciany lub pływali w centralnym labiryncie, trzej konspiratorzy zawisali gdzie na boku.
Motywy postępowania Teota były proste: nie chciał, by ta szalona maszyna do zabijania trafiła na jego rodzinnš planetę. Większoć dyskutantów argumentowała zwykle, że pojedynczy jeniec nie stanowi żadnego niebezpieczeństwa, ale Yula wiedział swoje. Pod tym względem mylał bardziej jak Hivistahm, niż jak przedstawiciele własnej rasy, stšd jego bliska komitywa z dwoma jaszczurami.
Z racji stanowiska Ósmy znał wszystkie dane konwojowanego. Szósty i Teot widzieli go podczas spacerów. Nawet krótki kontakt z jeńcem wywarł na nich deprymujšce wrażenie.
- Podobno to nowy rodzaj Aszregana - przekazał im Ósmy. - Mutant wyhodowany przez Aszreganów specjalnie do walki z Ziemianami.
- Ciekawe, na ile udany - mruknšł Szósty.
- Nie mam pojęcia - szczęknšł uzębieniem informatyk. - Te dane zostały utajnione. Ale słyszałem kilka plotek. Mówiš, że ci mutanci sš równie twardzi jak Ziemianie.
- Ale czemu na mój wiat? To jedno chciałbym wiedzieć - odezwał się Teot i sprawdził swój translator. - Czemu nie na jakš planetę Massudów? Albo nawet na Ziemię, gdzie można by go porzšdnie odizolować. Niech ucieknie, co wtedy? Na Ziemi pewnie żaden problem, ale tutaj katastrofa.
- Sam wiesz czemu - odparł Szósty. - Nie ma żadnego w pełni cywilizowanego wiata, który leżałby bliżej Eirrosad.
- A ja uważam, że Rada się boi i sama nie wie, co z nim zrobić - wtršcił Ósmy mrużšc oczy przed panujšcym w bšblu komory blaskiem.
- Ale ja wiem - warknšł Yula. - Podejrzewam, że wszystkie paskudne plotki sš prawdš, niestety, i że ta istota to owoc najbardziej amoralnego eksperymentu genetycznego Ampliturów.
S - Krzywe zwierciadło

- Musi być ich więcej - wtršcił technik. - Ampliturowie nie uruchamialiby programu dla wytworzenia jednego tylko osobnika.
- Jasne. Słyszelicie, co stało się na Koba?
- Owszem. - Informatyk aż się wzdrygnšł. - Wyobrażacie sobie, co by było, gdyby uciekł z celi tutaj, na statku?
- Bardziej interesuje mnie, co może się stać na mojej planecie - odezwał się Teot i aż musiał przytrzymać się dwoma rękami ciany. - Ilu zabije, zanim uda się go zniszczyć? Ile domostw spustoszy? Ci niby specjalici sami przyznajš, że mało co o nim wiedzš. Nie znajš jego możliwoci, potencjału umysłowego czy bojowego. Czemu mamy narażać tak spokojne miejsce, jak Omafil, na wizytę bestii? - Spojrzał uważnie na kompanów. - Yula nigdy nie uchylali się od działań na rzecz Gromady. Czemu wystawiać ich na dodatkowe ryzyko?
- Nie chodzi o to, by wam dokuczyć. - Szósty uznał, że wobec takich argumentów musi przypomnieć oczywiste. - Przyczynš jest popiech. Trzeba jak najszybciej dokładnie przebadać tego Aszregana.
- Nie uznaję takiego tłumaczenia - odparł nieco urażony Teot. - Nie jestemy zapewne równie rozwinięci jak wy czy parę jeszcze innych ras, ale nie potrafimy pogodzić się ze wiadomociš, że kto taki, jak ta istota, żyje tuż obok nas.
- Jestem niemal pewien, że jego obecnoć na Omafil zostanie utrzymana w sekrecie - syknšł z cicha Szósty.
- Yula ceniš sobie jawnoć - warknšł urażony Teot. - Bardzo mi się to nie podoba. A jeli to dopiero poczštek gnębienia mego wiata? A jeli Rada postanowi zwozić tu wszystkich pojmanych mutantów? Plotki głoszš, że już jeden jest straszny. A cała ich chmara? My nie walczymy, jestemy cywilizowani, więc jakby co, staniemy bezradni. Trzeba będzie sprowadzać naprędce Massudów, by zażegnali grobę. Albo i gorzej... - dodał wyranie przerażony. - Trzeba będzie wzywać Ziemian.
- Zgadzam się - stwierdził Ósmy. - Ja też nie chciałbym widzieć takich potworów biegajšcych luzem na mojej planecie.
- Niech sobie ci gorliwi naukowcy sami polecš na Eirrosad i tam badajš te stwory - dopowiedział Teot.
- Co naprawdę możemy zrobić? - spytał Szósty.
- Naprawdę nie ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin