Odcinek 5.doc

(29 KB) Pobierz

Odcinek 5

 

Viviana wściekła zeszła na dół. Felipe czekał już na nią przy zastawionym stole. Obok niego siedziała Sonya. andka z Juliem była tylko wymówką.

 

- Widzę, że tym razem mój braciszek zaszedł ci za skórę - odezwał się Felipe. - Co zrobił?

 

- To nie on. To Andrea. Wyobraź sobie, że Carlos wymyślił, iż to ona ma zanieść mu obiad. Musiałam ją utemperować. Nie życzę sobie, żeby się zaprzyjaźniali! - zajęła miejsce przy nim.

 

Szwagier popatrzył na nią ze zdziwieniem.

 

- Przecież po to ją zatrudniłaś. Miała mu usługiwać.

 

- Zgadza się! Ale zauważyłam, że bardzo ją polubił i to już pierwszego dnia.

 

- Mamo? - odezwała się córka. - Czy ty jesteś zazdrosna o ojca?

 

- Zazdrosna? O tego nieudacznika, który nie zrobi kroku bez pomocy? Oboje wiemy, dlaczego jeszcze z nim wytrzymujemy - bo jest właścicielem domu i majątku. Musi zostać pod naszym wpływem do końca życia!

 

- Skoro musimy go znosić póki żyje, to dlaczego nie skrócić tego okresu? - Sonya wykazała się zimną logiką. - Chyba spisał testament?

 

Felipe popatrzył na Vivianę. Potem powiedział powoli:

 

- Droga bratowa, twoja córka podsunęła nam bardzo interesujący pomysł, nie sądzisz? Ułatwiłoby to nam tak wiele rzeczy. Dostęp do pieniędzy i czegoś jeszcze - uśmiechnął się porozumiewawczo.

 

- Chcecie...zabić Carlosa?

 

- Zabić? Cóż za mocne słowo - Felipe ujął jej dłoń. - Nikogo nie zabijemy. Tylko upewnimy się, czy spisał odpowiedni testament, a jeśli nie, to go do tego nakłonimy. A potem, kiedy już to zrobi, wtedy...niepełnosprawni są tacy bezradni...ulegają tylu wypadkom...Znajdziemy też winnego, a raczej winną - bo kto ma się nim opiekować?

 

- Andrea Orta - szepnęła bez tchu Viviana.

 

- Właśnie. Pozbędziemy się ciężaru w postaci mojego braciszka i od razu mamy kogoś, na kogo zrzucimy winę. Co ty na to?

 

- Ale...jak sprawdzimy, czy nie zmienił testamentu?

 

- Któreś z nas musi się tego dowiedzieć. Raczej nie ty, bo mógłby zacząć coś podejrzewać. Sonyu?

 

- Zrobię wszystko, jeśli tylko dzięki temu będę miała spokój od tego kaleki. Dziś wypytywał mnie o Julia, nie chcę, by mieszał się w moje życie!

 

- Zatem załatwione - powiedział Felipe.

 

- Jak zamierzasz to zrobić? - Viviana chciała znać szczegóły.

 

- Jeszcze nie jestem całkowicie pewien, ale powiedzmy, że mam już pewien pomysł. Będziemy oboje bezpieczni, kiedy Carlos umrze.

 

Zrozumiała. Dawał jej do zrozumienia, że wtedy Gregorio nie będzie miał szans wygadać się przed jej mężem z ich wspólnej tajemnicy. Zresztą czemu miałby to robić? Kiedy Viviana ostatnio go widziała, był przecież taki miły...i czuły.

 

- Pamiętaj tylko, by zrobić to dobrze. Ma zginąć, ma zdechnąć. Nie chcę opiekować się jeszcze większym kaleką, niż jest do tej pory - co by było, gdybym na przykład musiała zmieniać mu pościel, boby się zmoczył!

 

Felipe się skrzywił, zresztą Sonya również.

 

- A czy ja cię kiedykolwiek zawiodłem? Sam też nie wyobrażam sobie ciebie w roli pielęgniarki zajmującej się żywym trupem. Nie martw się, jego dni są już policzone.

 

Na twarze żony i córki Carlosa Santa Maria wypłynęły uśmiechy triumfu. Nareszcie, nareszcie pozbędą się tego kaleki!

 

Po scenie, jaką urządziła jej Viviana, Andrea z płaczem pobiegła do swojego pokoju. Tam rzuciła się na łóżko i wybuchnęła głośnym, już nie powstrzymywanym szlochem. Przecież to sam pan Carlos - znów pomyślała o nim po imieniu, musi z tym skończyć! - prosił, by przyniosła mu obiad! Najpierw niemiła uwaga Sonyi o wychowaniu, potem wrzaski Viviany, którą tak podziwiała! A przecież Andrea nie zrobiła im nic złego!

 

Te smutne rozmyślania przerwał jej dzwonek. Wiedziała, że pan domu ją wzywa, zapewne po to, by odniosła talerz do kuchni. Tak bardzo potrzebowała teraz spokoju i samotności, ale nie mogła przecież nie wypełnić swoich obowiązków. Otarła łzy i udając, że nic się nie stało, poszła do pokoju pana Santa Maria.

 

Carlos faktycznie już zjadł i czekał na Andreę. Już od wejścia zauważył, że coś jest nie tak.

 

- Czy mi się wydaje, czy płakałaś? Masz całe czerwone oczy. Chodzi o tą sprawę z moją żoną?

 

- To...to była moja wina - nie chciała kłamać, skoro i tak zauważył ślady łez. - Pańska żona pewnie mnie wyrzuci.

 

- Nie mów tak! Po prostu się denerwujesz, ale wszystko będzie dobrze, zobaczysz. A nawet, gdybyś rozlała ten sos, nic by się nie stało, Clara by to wytarła, albo nawet ty. To tylko zwykła plama.

 

- Sos? Jaki sos? - zdziwiła się Andrea. - Pani Viviana był...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin