AA HP i Magia Słów 1-9.rtf

(80 KB) Pobierz

             

HARRY POTTER I MAGIA SŁÓW

PRAWDA NIE POTRZEBUJE ANIOŁÓW

 

 

Złoty Chłopiec wychowany w luksusie... Wróć!To nie ta bajka. Harry Potter od zawsze ukrywa swą przeszłość, wie bowiem że gdyby prawda wyszła na jaw wszyscy albo by go znienawidzili, albo zaczęli się nad nim litować... Zamknięty w sobie, błahymi uśmiechami usiłuje zatuszować prawdziwe uczucia. Nie wie, że wkrótce wydarzenia sprawią że nie będzie mógł się dłużej ukrywać,a prawdziwy przyjaciel będzie jego jedynym ratunkiem...

 

 

Severus Snape. Czy zmiany w życiu Harry'ego odbiją się także na jego życiu? Czy gdy nadejdzie czas będzie w stanie wyciągnąć rękę do chłopca którego przez tyle czasu nienawidził? Czy oblicze które ukazuje światu jest tym prawdziwym...

 

 

Tom Marvolo Riddle lub jak kto woli Lord Voldemort. Jakie są jego plany względem Harry'ego? Czy rzeczywiście ma zamiar go po prostu zabić? A może planuje coś więcej...

 

 

Luciusz - Kim on w rzeczywistości jest? Czy rzeczywiście stoi po stronie Voldemorta, a może jest to tylko jedna z jego kolejnych masek... Skąd wie o Harrym rzeczy o których nawet on sam nie ma pojęcia? Jak wpłynie na życie Chłopca-Który-Przerzył?

 

 

Draco Malfoy, czy jest w stanie się zmienić? Co zrobi gdy okaze się że Żłoty Chłopiec nie jest do końca tym za kogo wszyscy chcą go uważać... Co zrobi gdy zrozumie że jego życie nie było tak do końca usłane różami...

 

Rozdział 1

 

Fałszywe poczucie bezpieczeństwa...

 

Być może dlatego tak rzadko

uczymy się na błędach, bo ani

w szczęściu, ani w rozpaczy

nie mamy głowy do nauki.

 

                                                                Lidia Jasińska

 

 

PRIVET DRIVE,

 

Liście targane podmuchami wiatru, szeleściły złowieszczo. Po niebie przetaczały się ciężkie chmury, zwiastując nadchodzący deszcz. Światło latarni rozjaśniające schludne uliczki migotało, strasząc że zaraz zgaśnie pogrążając całą okolicę w mroku. Czuło się, że coś wisi w powietrzu i lepiej nie stawać temu na drodze...

 

Noc była jeszcze młoda, ale niewielu było odważnych, którzy w taką pogodę opuściliby schronienie jakim niewątpliwie były ciepłe zacisza domostw. Także na Privet Drive ulice świeciły pustkami i nawet koty pochowały się w piwnicach, cichym mrauczeniem ostrzegając przed niebezpieczeństwem.

 

Zbliżał się koniec lipca, lecz od wielu dni temperatura na termometrach nie spadała poniżej trzydziestu stopni, a powietrze zdawało się tak gęste iż można by kroić je nożem.Wiadomości niemal co godzinę informowały o kolejnych pożarach, katastrofach i udarach wywołanych nieustannym upałem. Zastanawiano się co to spowodowało, jak temu zaradzić i czy jest to w ogóle możliwe, wielu bowiem krzyczało że zbliża się koniec świata...

 

Już od dawna nie czekano z takim utęsknieniem na pierwsze krople deszczu i teraz wszyscy z ulgą spoglądali na ciemne niebo.

 

Prawie wszyscy...

 

Prawie, bowiem chłopak który szedł właśnie przez Privet Drive wciąż nerwowo spoglądając w górę, błagał niemo by się nie rozpadało... Niestety pogoda zdawała się kpić z jego próśb, bowiem wybrała sobie właśnie ten moment na rozpoczęcie swej kanonady i nie minęła nawet minuta, a delikatna mżawka zmieniła się ulewę... 

 

Jeszcze tylko tego mi brakowało - jęknął, starając szczelniej otulić kurtką, lecz i tak w ciągu paru sekund nie pozostała na nim sucha nitka.

 

- Świetnie - sarknął przyśpieszając kroku.

 

Po raz trzeci mijając ten sam kiosk, zgrzytnął zębami. Chciałby znać tę okolicę lepiej, niestety dzięki kochanemu wujostwu, miejscem które poznał najlepiej w ciągu tych lat spędzonych pod numerem czwartym, była komórka pod schodami. Może gdyby wuj był inny wiedziałby teraz co ma ze sobą zrobić, chociaż z drugiej strony, jakby był inny to nie znalazłby się w tej przeklętej sytuacji!

 

Przyjaciele mieli przyjechać po niego dopiero jutro i najbliższe kilkanaście godzin, nie zapowiadało się kolorowo.

 

Mając przy sobie różdżkę, bez kłopotu wezwałby Błędnego Rycerza, niestety wszystkie jego rzeczy wciąż spoczywały szczelnie zamknięte w komórce i nic nie wskazywało na to że prędko je odzyska zwłaszcza że był pewien iż do wujostwa nie wróci.

 

Nie...

 

Nie byłby w stanie... Nie po tym co miało miejsce...

 

Mimo że od TYCH wydarzeń minęło już kilka godzin, wciąż stały mu w pamięci jak żywe i na samo wspomnienie robiło mu się niedobrze..

 

Nigdy, nawet w najgorszych koszmarach nie sądził, że wuj może być do czegoś takiego zdolny.

 

Wzdrygnął się.

 

Nie wiedział co ma robić.

 

Po tym wszystkim co miało miejsce wolałby chyba spotkanie z samym Voldemortem niż zbliżenie się choć na metr do domu z numerem czwartym...

 

Przeklinał sam siebie za to że uległ naleganiom Dumbledore'a, że bez słowa protestu zgodził się na kolejne wakacje w piekle... Czasami chciałby wykrzyczeć mu to wszystko w twarz, zobaczyć jego minę gdy dowie się o tym co musiał tu znosić... Jak bardzo jest tu " bezpieczny... "

 

Wiedział jednak że nie wyrzuci z siebie tego nigdy.

 

Nie.

 

Wolał już znosić to wszystko niż ujrzeć reakcję przyjaciół... Nie wiedział jak by to przyjęli... Z litością? Wyszydzaniem że nie umiał poradzić sobie z głupim mugolem, czy wręcz z nienawiścią...? Nie chciał znać na to odpowiedzi, wiedział bowiem że nie przeszliby nad tym do porządku dziennego... Za dobrze ich znał...

 

Zatoczywszy kolejne koło z rezygnacją opadł na jedną z parkowych ławek. Żałował, że nie ma przy sobie nawet Hedwigi, by powiadomić kogoś, niestety od dwóch dni nie powróciła z polowania. Z drugiej strony zastanawiał się czy aby na pewno chciałby by była teraz przy nim... I tak nie wiedziałby co powiedzieć przyjaciołom... Jak wytłumaczyć to co się stało... Samo myślenie o tym przyprawiało go o lodowate dreszcze i nie czuł się na siłach by o tym pisać czy mówić... Nawet nie próbował wyobrażać sobie jutrzejszej rozmowy z nimi... Tłumaczeń dlaczego nie wraca po swoje rzeczy i co się takiego stało że nie spędził tam nocy...

 

" Spodoba ci się..." - zadrżał ukrywając twarz w dłoniach gdy powróciło do niego echo słów wuja. Skulił się, mając wrażenie że ponownie owiewa go jego gorący oddech...

 

Chciał się uwolnić od tych myśli, jednak one uporczywie powracały...

 

" Spokojnie... Ciiii... nie chcesz chyba pobudzić wszystkich..."

 

Skulił się jeszcze bardziej kręcąc bezsilnie głową.

 

- Dlaczego ja? Dlaczego zawsze ja...

 

- Taka już twoja rola Harry Potterze.

 

Poderwał się gwałtownie nie spodziewając odpowiedzi. Rozglądając się nerwowo wokół, starał uspokoić oddech.

 

To niemożliwe... Niemożliwe... - powtarzał uparcie w myślach wpatrując się w majaczącą zaledwie kilka metrów przed nim postać - To nie dzieje się na prawdę... Niech to nie dzieje się na prawdę... Choć deszcz ograniczał widoczność niemal do zera, wystarczył mu sam tak dobrze znany szept, by zrozumiał kto to jest...W tym momencie pożałował tego co mówił wcześniej. O tak, dużo bardziej wolałby być teraz na Privet Drive...

 

Przed nim stał Voldemort.

 

Sięgnął ręką do kieszeni. Natrafiając na pustkę ponownie uzmysłowił sobie brak różdżki. Był bezbronny... Bezbronny w walce z samym Voldemortem. Deszcz to teraz mój najmniejszy problem... Nie wiedział czemu akurat to przyszło mu na myśl. Bał się. Nie widział ratunku... Po raz pierwszy w życiu miał pustkę w głowie...

 

- Znów się spotykamy Harry Potterze.

 

Podskoczył nawet nie zauważając gdy ten wykonał nagły ruch i w jednej chwili oplotły go lodowate ramiona. Słowa uwięzły mu w gardle.

 

- Szkoda że wtedy uciekłeś. Mam wobec ciebie wielkie plany i nie powinieneś uciekać w połowie testu...

 

" Testu?!"

 

Rozpaczliwie zastanawiał się o co chodzi. Nie rozumiał co on ma na myśli Jakie plany...testy... Przecież od zawsze stara się go zabić! - Voldemort zdawał się nie dostrzegać jego reakcji i kontynuował:

 

-Ale teraz to się zmieni. Już zawsze będziesz tam gdzie ja chcę... - zadrżał gdy jego ręka przesunęła mu się po policzku - już zawsze będziesz mój...

 

Już zawsze będziesz mój... będziesz mój... - słowa powracały do niego. Z trudem łapał oddech. Kręciło mu się w głowie. Nie... Nie... - powtarzał bez słów - Proszę nie... - znał ten ton. Wuj mówił tak samo gdy...

 

Zamknął oczy starając się zapanować nad ogarniająca go paniką. Rozpaczliwie usiłował znaleźć wyjście z tej przeklętej sytuacji, nie umiał jednak... Słowa Riddle'a wirowały mu w głowie, mieszając się z głosem wuja... Będziesz mój... Spodoba ci się...

 

Nagle poczuł jego różdżkę wbijającą się w szyję.

 

Może jednak mnie zabije? - przebiegło mu przez myśl. - W tej chwili wolałby śmierć.

 

- Przez krew ból i przeznaczenie...

 

Wrzasnął mając wrażenie że ktoś szpikuje jego ciało rozżarzonymi do białości prętami.

 

- Dwa ciała w jedność splotą się...

 

Mięśnie paliły i każdy oddech sprawiał ból. Świat wirował mu przed oczami. Niezrozumiałe słowa, choć wymawiane szeptem, zdawały się przeszywać wszystkie myśli. Niczym ryk oceanu oplatać z każdej strony...

 

- Światło Luny pieczęć da...

 

Chwiał się na nogach, pewien że gdyby Voldemort nie trzymał go wciąż w żelaznym uścisku, z pewnością by upadł. Trząsł się. Ból z każdą sekundą zdawał się potęgować, nie był już jednak w stanie krzyczeć.

 

- Znak ukaże światu czym się stał...

 

Czy tak ma zginąć sławny Harry Potter?

 

- Wolnością stanie się Pan...

 

Zacisnął powieki starając się zmniejszyć łupiący ból w głowie. Coś gorącego spłynęło mu po twarzy. W ustach poczuł metaliczny smak.

 

- Protest da jedynie ból

 

W pewnym momencie, pomimo zaciśniętych powiek dostrzegł jakieś błyski... Zaklęcia? Czyżby ktoś przyszedł mu z pomocą? Nadzieja dodała mu sił i był w stanie na chwile rozchylić powieki, ale jedyne co dostrzegł to wciąż zalewające wszystko strugi deszczu... Wypełniająca go przez parę sekund otucha, ponownie go opuściła ustępując miejsca rezygnacji

 

"Jednak umrę i nie zobaczę już przyjaciół" - Czuł że najbardziej będzie mu brakowało ciągłych kłótni Rona i Hermiony i wspólnych wieczornych rozmów przed kominkiem, o wszystkim i o niczym...

 

- I więź na wieki piętnem się stanie...

 

Choć był pewien że nie jest w stanie już krzyczeć, wrzasnął przy kolejnych słowach Riddle'a mając wrażenie że coś rozrywa go od środka. Wszystko stało się czarne.

 

Nim opadł w nicość usłyszał jeszcze:

 

- Harry nie!

 

" A więc jednak"

 

Ledwie poczuł że Riddle go puszcza...

 

Potem nie było już nic.

 

 

Koniec Rozdziału 1

 

Rozdział 2

 

Prezent nie zawsze przynosi szczęście...

 

 

Każdy ból się zapomina,

 

upokorzenia - żadnego

 

 

                                                                    Emil Cioran

 

 

 

Nie wiedział gdzie jest.

 

Zewsząd otaczała go ciemność.

 

Chłód przenikał ubranie...

 

Nagle ciszę przerwał szept. Z początku niezrozumiały, z każdą chwilą przybierał na sile.

 

mój... mój...

 

Słowa zdawały się wirować, zacieśniając wokół niego...

 

będziesz mój... mój...

 

Syczący głos wypełniał całą przestrzeń, wciąż powtarzając jedno:

 

na zawsze będziesssszz mój...

 

Chciał krzyknąć gdy oplotły go czyjeś ręce, z jego ust nie wyszedł jednak żaden dźwięk...

 

Szarpnął się, ale ręce były silniejsze...

 

mój... mójjj...

 

 

- Nieee! - krzyknął gwałtownie łapiąc oddech. Dojście do siebie zajęło mu kilka minut...

 

Sen...

 

To tylko mu się śniło.

 

Odetchnął mrużąc oczy w promieniach słońca wpadających przez okno i zamarł...

 

To nie był dom wujostwa.

 

Nie. Zresztą wszędzie unoszący się zapach kotów, tylko to potwierdzał... Poza tym, znał tylko jedną osobę której coś takiego nie przeszkadza...

 

Figg.

 

Tylko co on robi w jej domu? Co się wczoraj wydarzyło? Dlaczego nie jest u siebie?

 

Przez chwile miał mętlik w głowie. Potem zalała go fala wspomnień...

 

... Wuj... Ucieczka... Wałęsanie się po ulicach... Voldemort... i te dziwne słowa...

 

Czyżby to było jakieś zaklęcie? A jeśli nie to dlaczego tak na to zareagował? Czemu Voldemort po prostu go nie zabił? Co miał na myśli mówiąc o teście i co miały oznaczać słowa " Już na zawsze będziesz mój? " Czyżby...

 

Nie. Wolał o tym nawet nie myśleć.

 

Zastanawiał się tylko dlaczego akurat tutaj jest. Był niemal pewny że osobą którą słyszał nim stracił przytomność, był Dumbledore... Ale skoro tak to czemu nie zabrał go do Hogwartu, czy wujostwa... Chociaż za to ostatnie to był mu raczej wdzięczny...

 

Wstając z ulgą przyjął to, że tuż obok znajduje się ściana, bo inaczej z pewnością by upadł. Miał wrażenie że ciało ma jak z ołowiu, poza tym każdy gwałtowniejszy ruch powodował przeszywający ból, lecz i tak był niczym w porównaniu z tym co musiał znosić wczoraj...

 

Wychodząc z sypialni zachwiał się, omal nie przewracając o jednego z " drogich " pupilków Figg. Ten w podzięce wywołał taki raban, iż mógł mieć pewność, że ktokolwiek jeszcze znajduje się w tym domu, już wie, że się obudził...

 

Nie mylił się. Nim, zrobił dwa kroki, dobiegło go od strony schodów pytanie:

 

- Czy to ty Harry?

 

" Tak " chciał odpowiedzieć, jednak z jego ust wydobył się jedynie cichy skrzek i momentalnie zaniósł się kaszlem. Podejrzewał że to " pamiątka " po jego wczorajszej serenadzie.

 

W oczach pojawiły mu się łzy i z trudem nabierał powietrza usiłując uspokoić oddech.

 

- Spokojnie Harry, spokojnie.

 

Nie zauważył kiedy dyrektor znalazł się przy nim.

 

- Chodz.

 

Nie mogąc odpowiedzieć pozwolił sprowadzić się na dół do salonu i usadzić na kanapie. Prócz nich w pomieszczeniu była jedynie pani Figg i Snape. Szczerze mówiąc w tym momencie wolał oglądać jego niż Voldemorta... Z ulgą przyjął też filiżankę gorącej herbaty od staruszki.

 

- Lepiej? - słysząc ponownie pytanie dyrektora, skinął jedynie głową, woląc na razie zrezygnować z innych sposobów komunikacji.

 

- Czy pamiętasz co się wczoraj wydarzyło?

 

Ponownie przytaknął. Pamiętał. Zresztą, jak mógłby coś takiego zapomnieć?

 

- To... by...ło zaklęcie, pra...wda? - wyszeptał z trudem po przedłużającej się ciszy.

 

- Tak Harry.

 

- Albusie przestań wreszcie krążyć wokół tematu i powiedź mu jaki " prezent " otrzymał od Toma!

 

Zaskoczony wodził wzrokiem od dyrektora do Snape'a i z powrotem. Nigdy nie widział szkolnego Mistrza Eliksirów tak wpienionego... Nawet gnębiąc Nevila w czasie lekcji był zawsze przerażająco opanowany. Nie wspominając już o tym, że pierwszy raz tytułował Voldemorta " Tom "

 

- Severusie!

 

- Pre... zent? - spytał, chociaż był w stu procentach pewien, że odpowiedź nie przypadnie mu do gustu.

 

Ponownie zapanowała cisza, po czym przemówił Dumbledore. Wzdrygnął się mimowolnie, nie przypominając sobie by wcześniej jego głos był tak cichy?

 

- Harry, Severusowi chodziło o czar który rzucił na ciebie Voldemort.

 

- Raczej klątwę.

 

Zadrżał gdy po raz kolejny wtrącił się Snape, dyrektor w tym czasie kontynuował:

 

- Obawiam się Harry, że stwierdzenie Severusa, jest niestety zgodne z prawdą, bowiem czar rzucony na ciebie ma na celu uzależnić cię od woli Voldemorta.

 

Uzależnić! Jak? Dlaczego? Nic z tego nie rozumiał...

 

- Co ma... pan... na... my...śli?

 

- Sprawia, że możesz oddalić się od osoby rzucającej tylko na taką odległość jak sobie ona zażyczy, ponadto może w każdej chwili wezwać cię do siebie.

 

Z trudem trawił zasłyszane informacje. Nie chciał nawet myśleć, co to może oznaczać. Robiło mu się niedobrze na samą myśl że ma stawić się na każde wezwanie Voldemorta. Zaczynał powoli rozumieć jego słowa " będziesz mój..."

 

- A jeśli...nie...pój...dę? Co się wte...dy...sta...nie? - wyszeptał kaszląc ponownie. Nie powinien sie odzywać, ale wiedział, że musi, musi znać prawdę...

 

- Wtedy znaki zaczną promieniować paralizując bólem wszystkie mięsnie. Jeśli nie odpowiesz, umrzesz w ciągu dwóch dni.

 

Bezduszna odpowiedź Snape sprawiła, że z trudem łapał oddech. Ręce trzęsły mu się tak bardzo, iż gdyby Dumbledor nie wyjął mu filiżanki z rak, miałby całą jej zawartość na sobie.

 

- Harry...

 

Wiedział, że czekają, aż coś odpowie, nie był jednak w stanie wydobyć z siebie głosu i dopiero po dłuższej chwili szepnął ledwie dosłyszalnie:

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin