Weston Sophie - Sekret za sekret.pdf

(447 KB) Pobierz
736718032 UNPDF
Weston Sophie
Sekret za sekret
1
736718032.003.png 736718032.004.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Annis Carew pewnym ruchem otworzyła drzwi salonu i... stanęła jak wryta. Tego, co
zobaczyła, z całą pewnością nie można było nazwać zwyczajną, skromną rodzinną
kolacją, na którą została zaproszona. Wręcz przeciwnie.
Przez chwilę miała nawet wrażenie, że po ogromnym salonie kręci się co najmniej pół
miasta, nie licząc kelnerów i specjalnie na ten wieczór wynajętego kwartetu
smyczkowego. Mogła być niemal pewna, że wszystko to sprawka Lyndy, drugiej żony
ojca, która, nie wiedzieć czemu, za życiowy cel postawiła sobie wyswatanie pasierbicy.
Jakby na potwierdzenie tych podejrzeń, stojąca nieopodal Lynda posłała jej miły, lecz
dwuznaczny uśmiech.
Drzwi za plecami Annis zamknęły się z lekkim trzaskiem. Stojący w drugim końcu
salonu ojciec, jakby tylko na to czekając, przerwał rozmowę i spojrzał w jej kierunku.
Jego rozmówca bezwiednie uczynił to samo.
O nie, nie, nie! - gorączkowo zaprotestowała w myślach Annis, spłoszonym wzrokiem
obrzucając wysoką, barczystą i wysportowaną sylwetkę nieznajomego. Wszystko, tylko
nie to!
Zbyt dobrze znała ten typ mężczyzn i wiedziała, jak bardzo jest podatna na ich urok
osobisty. Przystojni, pewni siebie, bogaci młodzi ludzie, którzy urodzili się już z
przeświadczeniem, że świat krąży wokół nich. Niestety, w takim samym stopniu, w jakim
oni podobali się jej, ona nie robiła na nich wrażenia. Zresztą, dobrze ich nawet
rozumiała. Nigdy nie uważała siebie za godną uwagi. Ot, zwyczajna, szara dziewczyna,
której jedynym atutem mógł być fakt, że jest córką jednego z najbogatszych
biznesmenów w kraju. Ale tego wolała nawet nie brać pod uwagę.
Tym razem jednak Lynda przesadziła! A przecież dzwoniąc do niej wczoraj wieczorem,
była jak zwykle miła. Zbyt miła, przeleciało teraz przez głowę Annis.
- Kochanie, co u ciebie słychać? Może wpadniesz jutro nu kolację? Tak dawno u nas
nie byłaś. - I nie czekając na odpowiedź, dorzuciła: - Więc do jutra, pa!
Annis zaklęła w duchu. Jak mogła się nie domyślić, o co chodzi? Jak mogła być aż tak
2
736718032.005.png
ślepa i głucha?! W efekcie stoi teraz w swoim skromnym szarym żakieciku, z mokrymi
od deszczu, niedbale przyczesanymi włosami i z głupią miną pośrodku tłumu
wyelegantowanych gości, nie bardzo wiedząc, co powinna właściwie zrobić. Od razu
uciec, czy najpierw przywitać się ze wszystkimi i dopiero potem czmychnąć? Prawdę
mówiąc, chciało jej się wyć.
Przechodzący obok kelner podał jej kieliszek szampana. Ojciec, jakby wyczuwając jej
rozterki, skinął serdecznie głową. Annis była niemal pewna, że i on maczał palce w
spisku.
- Witaj, kochanie! Nareszcie! - Ojciec szedł w jej kierunku, za nim podążał
nieznajomy. - Konstantin nie mógł się już ciebie doczekać!
Mężczyzna skinął głową. Jak większość panów obecnych na przyjęciu ubrany był w
elegancki ciemny garnitur. Dyskretnie wplecione w tkaninę srebrzyste nitki
połyskiwały przy każdym jego ruchu.
Kogucik, zakpiła w myślach Annis. Istny kogucik!
- Miałem nadzieję, że pani przyjdzie - odezwał się nieznajomy. Jego niski głos
brzmiał miękko niczym szum wodospadu.
Wyobrażam sobie, skwitowała kąśliwie w duchu. Mogłaby przysiąc, że za tym jego
zainteresowaniem kryją się, jak zwykle, pieniądze.
- Konstantin Vitale - wtrącił ojciec - zajmuje się naszą ostatnią inwestycją.
- Ach tak? - Annis uśmiechnęła się uprzejmie w odpowiedzi.
Tony Carew uwielbiał wszelkie ryzykowne przedsięwzięcia. Tak było i tym razem. Jego
plany dotyczące budowy nowego centrum dla firmy zachwyciły media, zaniepokoiły
konkurencję i trochę przeraziły najbliższych przyjaciół i rodzinę.
- Konstantin, pozwól, że ci przedstawię – ojciec najwyraźniej był w znakomitym
humorze - oto moja córka, tajemnicza Annis.
Tajemnicza? Zaskoczona Annis zerknęła z wahaniem w kierunku ojca. Jej
zdenerwowanie zaczęło przybierać na sile.
- Nie przesadzaj, tatku - odezwała się niepewnym głosem. - Nie ma nic
tajemniczego w tym, że się spóźniłam. Zasiedziałam się trochę nad papierami, to
wszystko.
3
736718032.006.png
- W takim razie wy dwoje macie ze sobą dużo wspólnego - skwitował z
zadowoleniem te słowa ojciec i posyłając jej konspiracyjny uśmiech, zniknął gdzieś w
tłumie.
- Chyba niezupełnie się z nim zgadzasz? - W głosie Konstantina słychać było nutki
rozbawienia.
Annis zerknęła w jego stronę. Na jeden krótki ułamek sekundy ogarnęła spojrzeniem
swoje odbicie w lustrze - krótkie, ciemne, jeszcze mokre włosy okropnie oblepiające
twarz... Z niechęcią odwróciła wzrok. Jedynym pocieszeniem mogło być to, że
przesłaniały również brzydką bliznę biegnącą od łuku brwiowego aż po nasadę włosów.
- Zawsze byłam indywidualistką - odpowiedziała rozdrażniona, nie patrząc mu w
oczy.
- Nie wątpię, że to prawda.
Brwi Annis uniosły się, zdradzając lekkie poirytowanie. Z minuty na minutę czuła się
coraz gorzej. Zmęczona, źle ubrana, z resztkami niezmytego jakimś cudem przez
deszcz makijażu, i co najgorsze, podstępnie i podle oszukana.
Tak, oszukana! - powtórzyła w myślach.
Chociaż to przecież nie była wina Konstantina.
- Przepraszam. Ten tydzień był dla mnie wyjątkowo wyczerpujący - próbowała
usprawiedliwić swój grymas. - Co takiego miał na myśli ojciec, mówiąc, że coś nas
łączy?
- Tak naprawdę to była opinia pani Carew.
- Słucham?
- Mówiła, że koniecznie musimy się poznać. - Znaczący uśmiech nie schodził z jego
twarzy. - Wiele dobrego o pani opowiadała. Że jest pani wyjątkowa.
- To zupełnie w jej stylu. - Annis nie mogła powstrzymać się od kąśliwej uwagi.
- Wyjątkowa - kontynuował niezrażony tym Konstantin. Jego niski, elektryzujący
głos przyprawiał ją o dreszcze.
- Wystarczy - przerwała. Zbyt często bywała już wplątywana w tego typu sytuacje,
by nie wiedzieć, jak to się może skończyć. Zdaje się, że jedyną bronią, jakiej jeszcze nie
wypróbowała, była po prostu bezwzględna szczerość. - Widzę, że Lynda rozpoczęła
4
736718032.001.png
kampanię reklamową na szeroką skalę.
-
Nie rozumiem.
-
Proszę posłuchać - zaczęła bez zastanowienia. -Nie mam pojęcia, co jeszcze
Lynda naopowiadała panu o mnie, ale to nieważne. Tak naprawdę mam dwadzieścia
dziewięć lat, moje życie składa się głównie z pracy i nie mam zamiaru się z nikim
umawiać. Jak pan widzi, jestem całkiem szczęśliwą starą panną i nie zamierzam tego
zmieniać.
W ciemnozielonych oczach mężczyzny pojawił się wyraz najwyższego zdumienia.
- I proszę nie brać tego do siebie - dodała już nieco łagodniej, zastanawiając się, czy
przypadkiem odrobinę nie przesadziła. Zdaje się, że jedynie pogorszyła sprawę.
- Co za ulga! - Oczy Konstantina zwęziły się do cieniutkich szparek. Jego głos
brzmiał sucho, z ledwie wyczuwalnym obcym akcentem. Bardzo seksownym
akcentem.
- Naprawdę nie miałam na myśli nic złego. Po prostu nie znoszę niejasnych sytuacji.
Tak generalnie. - Annis uśmiechnęła się przepraszająco. - A Lynda czasami potrafi się
zagalopować.
Nie odpowiedział.
- Cóż, ostatnio rzeczywiście jestem nieco przemęczona - kontynuowała, nie mogąc
pozbyć się dziwnego wrażenia, że powinna się jakoś wytłumaczyć. Chociaż, sądząc po
braku zainteresowania Konstantina, wcale nie było to potrzebne. - Zdaje się, że jestem
typową pracoholiczką. W szerokim tego słowa znaczeniu.
Jakby chcąc potwierdzić swoje zdanie, zrobiła ręką szeroki gest. Niestety, zupełnie
zapomniała o kieliszku. Nim Konstantin zdążył przytrzymać jej rękę, szampan chlusnął
na taflę lustra za jego plecami.
No, wspaniale! Teraz to się popisałam, skwitowała w myślach Annis. Podniosła
wzrok. Twarz jednego z najprzystojniejszych mężczyzn, jakiego kiedykolwiek zdarzyło
jej się spotkać, zdradzała prawdziwe rozbawienie. Wspaniale, powtórzyła. A swoją
drogą, jak mogło w ogóle przyjść macosze do głowy, że ona i on... Że mogliby mieć ze
sobą coś wspólnego! Nawet jak na Lyndę, żyjącą w przekonaniu, że jej moralnym obo-
wiązkiem jest kojarzenie ze sobą samotnych serc, był to dość ryzykowny pomysł.
5
736718032.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin