Adam Ważyk - Wiersze wybrane.txt

(169 KB) Pobierz
Adam Wa�yk
  
  
  
Wagon
  
wiersze


I 
1922-1934


MORZE
  
  Porty s� wsz�dzie.
  Porty s� nawet w Warszawie.
  Co dzie�, czekaj�c na tramwaj,
  ogl�dam jacht na wystawie.
  A jutro lub pojutrze b�dzie
  Atlantyk i siny Awiatyk.
  Do�em czy g�r�, w ogromnym p�dzie,
  jak oczy � poniesie mnie statek.
  Kto m�wi, �e w dwana�cie lat po katastrofie
  nie mo�na jecha� Tytanikiem?
  Co wiecz�r, co noc odp�ywamy
  nie po�egnawszy si� z nikim �
  i kiedy pisz� te s�owa, pierwszy raz po d�ugiej chorobie,
  morze nie dzieli nas, nie wierz. Jestem przy tobie.


LIRYKA
  
  Liryka by�o na imi� dziewczynie,
  kt�ra obnosi�a po zau�kach jase�ka.
  A teraz tylko gra na mandolinie
  i ju� nie �mieje si� i nie �ka.
  O brzasku igra ogniem i kul� �
  i w ognian wplata mnie i w dzwonny rdze�;
  pierzcha i w biegu rozwija rulon
  srebrnej emulsji: dzie�.
  A gdy w popiele zetla�ego srebra
  skro� moja t�tni i l�gnie si� febra,
  i noc zawiesza nad ni� sztylet zbira,
  dalekim krzykiem
  wstrz�sa ekliptyk�:
  
  Liryka ro�nie jak lira.


HIACYNT
  
  Oto jest miasto �piewne. Pogodne jest jak dal.
  Nad rankiem s�odkie g�osy intonuj� psalm.
  W po�udnie pachn� w fajkach dymi�ce korzonki.
  Zmierzchem puszczaj� dzieci rozta�czone b�ki.
  Serdeczni zegarmistrze hoduj� godziny,
  i r�ce, b�ogos�awi�c, na czo�ach im k�ad�.
  A Hiacynt oczy ma czerwone jak rubiny
  i twarz ma blad�.
  Coraz szybciej, coraz odmienniej
  palcami przebiera
  po stosach pier�cieni
  d�o� jubilera.
  Breloki na �uskach �a�cuszka �
  z czerniej�cego sztucznego z�ota
  i posrebrzane serduszka,
  gdzie drzemie ta g�upia t�sknota;
  marzy obr�cze, wisiory,
  zdarte z bioder i n�g bajaderek,
  kt�re we snach mu przyni�s� pierwszy poryw
  i skry� pod wiekiem pustych puzderek.
  Kamienie morskie orkiestruj� arie
  ol�niewaj�cych naniza�:
  bursztyny umieraj�, grzesznych t�sknot �ar je
  spala, kiedy �ni� o cia�ach kurtyzan.
  Diamenty, surowe jak prorok�w gniew,
  i pere� �piew minorowy,
  i te sople krwi nieruchome,
  jak rt�� � niezakrzep�a, serdeczna krew
  Jana bolesnej g�owy,
  gwa�conej wargami Salonie.
  
  Spogl�da Hiacynt na wieczyste t�cze,
  nad jego czo�em rosn� w�osy komet,
  w my�lach � omdla�o brz�cz�ce obr�cze
  wdziewa na nogi Andromed.
  (Ogl�da� raz na rycinie
  stopy greckich bogunek
  i w serca ciep�ej g��binie
  ukry� ich wizerunek).
  
  Oto jest miasto �piewne. Pogodne jest jak dal.
  Nad rankiem s�odkie g�osy intonuj� psalm.
  W po�udnie pachn� w fajkach dymi�ce korzonki.
  Zmierzchem puszczaj� dzieci rozta�czone b�ki.
  Po pierwszej gwie�dzie wi�dn� g�osy.
  Opada psalm. I dym. I dal umiera.
  Wa��sa si� cie� rudow�osy
  zmar�ego przed rokiem fryzjera.
  Nie wesel� si� b�ki dzieci�ce.
  Chrome, zm�czone s� ta�cem.
  Bez si� opadaj� Hiacyntowi r�ce,
  oplecione barwnym r�a�cem.
  
  Dzie� jest mi�osnym s�owem, pieszczonym cich� warg�.
  Bia�y jest jak Syriusz, r�any jest jak Algol.
  Noc jest burz�c� skarg�, podziemn� i nami�tn�:
  odurza i nu�y krwi gor�ce t�tno.
  Noc� twarz Hiacynta pokrywa
  chorobliwy rumieniec,
  p�omieni piek�cych pokrzywa
  wyrasta na dnie �renic;
  (Kto miasto zala� krwi�?
  Ja nie znam tego miasta!)
  Oto gwiazdy egipskie i deszcze szumi�ce
  straszne w zielonym mroku kre�l� parabole,
  w meteory zakl�te, kolory gor�ce
  wezbran� krwi� zachodz� jak oczy bawole.
  T�cz� marze� przecina roz�arzony n�w,
  pyszne kamienie sk�ada p�omieniom w ofierze.
  Nag�y ob��d rozchyla kolana twych sn�w �
  w po�odze twoje z�oto, Wielki Jubilerze!
  O skrzyd�a p�omienia�kolibra!
  diamenty pal�
  jak macki pokrzyw:
  wibruje w fibrach
  krwi,
  jak ognisty balon � .
  z roztopionych arterii wydziera si� � okrzyk!
  
  Struny lir gigantycznych rw�cy dreszcz przecina,
  na gor�ce kolana wezbrany sp�ywa potok,
  stygn� kamienie i blednie z�oto;
  dr�y jeszcze cia�o; pierzcha godzina;
  ga�nie Hiacynt.


BORUTA
  
  T�cze wieczorne: lampy nad miastem �
  owale �wi�tych g��w w aureoli.
  Glob lawiruje, niebo kraciaste,
  widz� na jawie, ogl�dam w snach
  przestrze� zgniecion� jak srebro blach.
  
  Mieszkaj� cicho na przyrzeczu
  ludzie, co �pi� ca�e �ycie,
  do snu nie ko�ysze ich wiecz�r,
  ani si� budz� o �wicie,
  Bo�e na niebie, ty� ich nie przeczu�,
  Gwiazdo Polarna, nie p�oniesz w ich duszach,
  mieszkaj� �pi�c na przyrzeczu,
  gadaj� �ni�c do Syriusza.
  W�drowne skrzynie.
  Tabliczki domostw.
  Wzejdzie i minie
  z diament�w pomost.
  W juchtowych butach
  jedzie Boruta,
  jak gil na czapie
  trzepoce kita.
  Zsiad� z kaprawego koguta,
  sto gwiazd, sto dzwon�w go wita.
  �nie w p�ksi�ycu, �nie w �redniowieczu,
  witam ci� ja, kt�ry �ni� na przyrzeczu,
  cz�owiek szkar�atny, gorzki kronikarz,
  kt�ry nie umie spogl�da� na wsch�d.
  Przede mn� kryjesz si� i zamykasz
  wrota swego serca, serce mocnych wr�t.
  �widrami oczu drog� ci wierc�:
  przestrze� zgnieciona jak srebro blach,
  kroki w niej t�tni� jak t�tni serce,
  wi�dn� w niej gesty i s�owa jak w snach.
  Serce p�nocy trzepoce i kwili,
  n�w si� rozczepi�, w�r�d dusznych p�acht �
  w�r�d umbr cuchn�cych pachnie lilia Lilit,
  w skrzyniach ukryci gadaj� z Syriuszem.
  Wyjd� w noc. Do bram bij. Mierz w �lepia szyb.
  Wzno� si� na gzymsy, na blanki, wykusze,
  weklnij si� w okr�g, kwie� glori� r�k,
  niech na zatrut� kart� mych ksi�g
  w noc spadnie gwiazda, p�ksi�yc i gryf.
  
  1922


PODRӯ W CZASIE
  
  Nad koz�em dyli�ansu pobudki pocztyliona
  dobrzmiewaj� jak chwa�a serafickich tr�b.
  Mieszaj� si� obrazy, rado�ci i smutki,
  powracam w grze wieczoru na s�odki, skory sk�on.
  
  Pogardz� cierpk� dal�, oszuka�cz� map�.
  Och! Zielone woja�e wzd�u� globu wi꿹 lot.
  Odprz�c konie! W gospodzie, spowity w winny wapor,
  przesadz� g�r� czasu � kwiecisty �ywy p�ot.
  
  Stulecia, jak dziewcz�ta w sukniach ze szkar�atu,
  szeleszcz� i nuc� szeptem � p�on� krwi�;
  i niebo jest nad nimi podobne do kwiatu,
  a t�cza � do gotyku za�amanych r�k.
  
  Za du�o, pocztylionie, za du�o widzia�em,
  abym p�at po p�acie zdziera� r�� lat �
  stulecia, rozkwitacie jednodniow� r�,
  trz�sieniem ziemi, ogniem pierwszych sosnowych szczap.


ADOLESCENCJA
  
  D�b jest wysoki jak ta, kt�r� kocham;
  niech wiatr go okradnie, niech wsz�dzie rozpleni.
  Nie b�d� szuka� zamorskich Yokoham,
  chodz� po ziemi, d�b bez korzeni.
  
  Raz na wiosn� w g�rze tr�biono,
  lano s�odycz z ob�ok�w; ktokolwiek szed�, wybiera�.
  Jak� r�� mi da�e�, czy bardzo czerwon�?
  Gwiazd� � czy pi�kniejsz� od gwiazdy, kt�r� ma genera�?
  
  D�ugo chodzi�em w chwale w�os�w d�ugich,
  mia�em lat dziesi�� i oczy du�e.
  O ile� d�u�ej b�d� sp�aca� d�ug ich,
  najci�szy z d�ug�w zaci�gni�tych w g�rze?
  
  Nie przygl�da�em si� obci�tym lokom
  w pachn�cej lasem, ch�odnej razurze �
  na bia�ym p��tnie le�� jak skalp.
  R�o,
  gwiazdo gasn�ca!
  To ga�nie moje oko.
  Jak Hannibal, wy�szy od Alp,
  widz� tylko wielkie wysoko.
  
  Kiedy kry na wiosn� rusza�y,
  ani razu nie szed�em nad Wis��.
  Nie kry to wo�a�y, p�aka�y:
  wiosny ubieg�e i przysz�e.
  
  Ale na pr�no z najziele�szych stref
  ca�� by� gam� tu przywia�,
  fletem pasterskim usta mi rozci�� �
  nie wiem, czym wita� �ywio�,
  kt�ry si� wita mi�o�ci�.
  
  Dlaczego zamiast rosn�� ko�yszesz si�, ch�opcze?
  Smutne s� ta�ce, po co ta�czy� na balach?
  Najbardziej gorzkie s� usta najs�odsze
  i B�g nie lepszy ni� Allach.


NIEDZIELA
  
  W dzie� za miastem, na rzece, kt�ra si� ju� nie pieni,
  mewy czy �odzie z �aglami z krzykiem nadbiegn� zewsz�d.
  Po�ykasz �mietank� ob�ok�w, za miastem, nad rzek�, w zieleni
  soczystej jak biodra rozkwit�ych dziewcz�t.
  
  W noc, ledwie wzejdzie most, ju� latarnia
  prosi o �ask� pieszczoty dla ulic.
  Cia�o nagie, rozleg�e, oddala si� i przygarnia:
  ustami przylgn��, r�kami przytuli�.
  
  Suty i mi�kki pieszczot aksamit,
  nago�� wprawiona w trzepot i ko�ys.
  Serce rozsadza ci pier� jak dynamit,
  lecz jeszcze dot�d ci� straszy cia�, kt�re �niade s�, po�ysk.
  
  Jak dr�� arterie w przegubach,
  jak mi�kk� drog� noc ustom mo�ci�
  Dwa reflektory, �renice,
  prze�wietl� ci� fal� mi�o�ci.


SZACHY
  
  Owa go mieczem kr�lowa przebi�a
  �e nie kto inszy ta go rzecz cieszy�a*
  
  P�katy czerep zosta� ale g�owa �ci�ta
  z drewnianego cesarza czyni prezydenta
  
  Utracone kr�lestwo jest to smutny pejza�
  Kr�lowo niecierpliwa dok�d i.z kim odje�d�asz?
  
  Nie l�kaj si� nie dogna wzrok ani krzyk bez celu
  spokojny jestem do dna nie wzruszy mnie nikt ani ty ani ty przyjacielu
  
  Zamiast odkrywa� nowe l�dy w trudzie
  nowe l�dy odkrywasz przy boku pi�knej lecz cudzej
  
  kr�lowej czy kwiaciarki Sama jak kwiat prze�liczny
  odmienia twoje my�li i widok okoliczny
  
  W �wiecie podobnym do kuli radzi s� nawet �o�nierze
  i ty kt�ry chodzisz po alhambrze kr�li jak cygan po boskiej operze
  
  Tutaj jest wojna szcz�liwa pod wezwaniem kr�lowej
  kto pad� ten si� jutro zrywa i nie wojna lecz �owy
  
  �owco! dzikie g�si w�dzisz w dymie fajek
  pod skowrod� mi�siw �pisz jak mech pod skrzyd�em czajek
  
  Snem mocnym jak gorza�ka wzbierasz na schwa�
  zn�w i zn�w szalona pa�ka z l�du na l�d b�dziesz gna�
  
  W tej uroczej pogoni podszept�w niespodzianek
  serce nieufnie dzwoni a� zobaczysz przystanek
  
  Na semaforze poranku czerwone s�o�ce jak talar
  na wie�ach laufry na koniach dm� i dm� na alarm
  
  Ach sp�jrz Krzysztofie jak �piesz� latarnicy
  jak gasz� bia�e lampy na czarnej szachownicy


NA MARGINESIE PROGRAMU
  
  D�uga klatka schod�w wij�ca si� meandrem
  jest retrospekcj� Zamknij za sob� drzwi
  Nie dopi�e� przesz�o�ci czekaj�c ostyg�a
  Winda opada i dr�y w tobie ig�a
  kompasu na liniach magnetycznej si�y
  
  Ja nie kocham si� w krzyku chocia� wiele wo�a�em
  kiedy �wiat mnie boks...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin