A. J. Quinnell - Lockerbie.txt

(522 KB) Pobierz
A.J.QUINNELL

Lockerbie

T�umaczy� Grzegorz Gortat
Dla Jane
PROLOG
M�czyzna wyr�nia� si� spo�r�d pozosta�ych, lekarz pracuj�cy w zaimprowizowanej 
kostnicy zauwa�y� to od razu. Nieznajomy spogl�da� na oba cia�a beznami�tnym 
wzrokiem. 
Jego twarz nie ujawnia�a �ladu cierpienia, nie uroni� ani jednej �zy. Zatrzyma� 
wzrok na 
czteroletniej dziewczynce, na kt�rej ciele nie wida� by�o najmniejszej rany. 
Kiedy le�a�a tak 
na stole, mog�oby si� zdawa�, �e ma�a pogr��ona jest w g��bokim �nie. Nawet jej 
d�ugie 
ciemne w�osy pozostawa�y wci�� starannie uczesane. M�czyzna przeni�s� 
spojrzenie na 
zw�oki kobiety, przykryte szczelnie a� po szyj� prze�cierad�em. Nachyli� si� i 
�ci�gn�� 
przykrycie ods�aniaj�c nagie, straszliwie zmasakrowane cia�o.
- Mog� pana zapewni�, �e �mier� nast�pi�a bardzo szybko, to by�a kwestia sekund, 
prosz� pana - wydusi� z siebie lekarz.
P�niej sam si� zastanawia�, co mu kaza�o zwr�ci� si� do nieznajomego w tak 
ugrzeczniony spos�b. Nie le�a�o to przecie� w jego zwyczajach. Tymczasem zjawi� 
si� 
policjant z notatnikiem w r�ku. Spojrza� na zw�oki kobiety i zaraz odwr�ci� 
wzrok. Poda� 
stoj�cemu obok m�czy�nie notatnik i pi�ro.
- Mog� pana prosi� o podanie imienia i nazwiska?
M�czyzna wpisa� si� na kartce, po czym skin�� g�ow� lekarzowi i policjantowi i 
odszed�, mijaj�c d�ugie rz�dy cia�. Lekarz i policjant odprowadzali go wzrokiem. 
By� wysoki, 
mocno zbudowany, o kr�tko ostrzy�onych siwych w�osach. Zwraca� uwag� jego dziwny 
ch�d: kiedy szed�, stawia� na ziemi najpierw zewn�trzne kraw�dzie st�p. Patrz�ce 
pozornie 
bez wyrazu oczy osadzone by�y g��boko w grubo ciosanej twarzy. Chowa� je pod na 
wp� 
przymkni�tymi powiekami, jakby w obronie przed dymem papierosowym, kt�rego wcale 
nie 
by�o. Nad prawym okiem bieg�a pionowa blizna. Inna, g��boka i szersza, 
przecina�a mu prawy 
policzek, ci�gn�c si� a� do brody. Lekarz pozna� od razu, �e to stare blizny.
Kiedy m�czyzna przekroczy� pr�g drzwi, policjant odezwa� si�:
- Niewiele mo�na by�o po nim pozna�.
- Powiem wi�cej - poprawi� go lekarz. - Nie okaza� �adnych emocji.
Po czym naci�gn�� z powrotem prze�cierad�o na zmasakrowane cia�o kobiety.
Mimo trud�w rolniczego �ycia i szturcha�c�w, jakich nie szcz�dzi� mu los, Foster 
Dodd nie straci� nic z uczuciowej wra�liwo�ci. W owym czasie wypasa� owce na 
stupi��dziesi�cioarowym pag�rkowatym pastwisku, rozci�gaj�cym si� w pobli�u 
szkockiego 
miasteczka Lockerbie. Kiedy lataj�cy w barwach Pan Am Jumbo Jet eksplodowa� na 
wysoko�ci dziesi�ciu tysi�cy metr�w, wiele cia� wraz z niemal nie naruszonym 
nosem 
samolotu spad�o wprost na pola Fostera mi�dzy owcami. Tak w�a�nie zacz�a si� 
owa 
straszliwa noc, kt�rej mia� nie zapomnie� do ko�ca swojego �ycia.
Nieznajomy zjawi� si� na farmie dwa dni p�niej w towarzystwie m�odego 
policjanta 
o twarzy pokrytej �a�ob�. Podobnie jak lekarz i policjant w kostnicy, r�wnie� i 
Foster Dodd 
spostrzeg�, �e nowo przyby�y wyr�nia si� zachowaniem. Pozostali, a by�o ich 
niema�o, nie 
potrafili ukry� szoku i szale�czej rozpaczy. Nie mogli powstrzyma� si� od �ez, a 
Foster i jego 
�ona wt�rowali im w p�aczu.
Nieznajomy nie uroni� nawet �zy.
Policjant pozna� ich ze sob� i poprosi� Fostera:
- Poka� panu, gdzie znalaz�e� tamt� ma�� dziewczynk�, dobrze? T� w 
jasnoczerwonym kombinezoniku.
Szli z kilometr po polach. By�o zimno, wia� p�nocny wiatr. Farmer i policjant 
mieli 
pod p�aszczami ciep�e ubrania. M�czyzna nosi� szare sztruksowe spodnie, 
we�nian� kraciast� 
koszul� i d�insow� marynark�. Sprawiali wra�enie, jakby jeszcze nie obudzili si� 
ze snu. W 
oddali przesuwali si� ustawieni w d�ugi szereg �o�nierze, kt�rzy przeczesywali 
dok�adnie 
ka�d� pi�d� ziemi.
Kiedy ca�a tr�jka dotar�a do k�py krzew�w, Foster odezwa� si�:
- Znalaz�em j� tam, mi�dzy tymi krzakami. Rzuci�o mi si� w oczy jej czerwone 
ubranie. - �ciszy� nieco g�os i doda�: - Zgon musia� nast�pi� momentalnie, na 
pewno nic 
nawet nie poczu�a.
M�czyzna rozgl�da� si� po ogromnym pastwisku.
- Pana owce musia�y prze�y� niema�y szok - mrukn�� pod nosem.
Tak rozpocz�a si� rozmowa, kt�ra na zawsze zapisa�a si� w pami�ci Fostera 
Dodda. 
Dziesi�� minut zesz�o im na pogaw�dce o owcach i pracy na farmie. M�czyzna 
wykaza� si� 
spor� wiedz�. W jego g��bokim, spokojnym g�osie pobrzmiewa� lekki ameryka�ski 
akcent. 
Foster obrzuci� go kilka razy szybkim spojrzeniem: ciemnoszare, g��boko osadzone 
oczy 
przybysza nie oderwa�y si� nawet na moment od k�py krzak�w. Nagle Foster Dodd 
zn�w 
zobaczy� plam� jaskrawej czerwieni. Przypomnia� sobie, jak przedziera� si� przez 
krzaki i 
znalaz� dziewczynk�. Nie dostrzegaj�c na jej ciele �adnych obra�e� pomy�la�, �e 
by� mo�e 
ma�a jeszcze �yje, chwyci� j� wi�c na r�ce i potykaj�c si� pogna� przez pola do 
domu. Lekarz 
po zaledwie parusekundowych ogl�dzinach pokr�ci� przecz�co g�ow�. Fosterowi 
utkwi�a na 
zawsze w pami�ci pogoda maluj�ca si� na twarzyczce dziecka. Na wspomnienie tej 
chwili �zy 
od nowa nap�yn�y mu do oczu i g�os zacz�� si� �ama�.
Nieznajomy po�o�y� mu r�k� na ramieniu i odwr�ci� go �agodnym ruchem. Ruszyli 
wolno w kierunku domu Fostera.
Tego samego wieczoru, le��c ju� w ��ku, Foster odezwa� si� do �ony:
- Go�� stara� si� mnie jeszcze pociesza�.
- Kto taki? - nie zrozumia�a.
- M�wi� o ojcu tej ma�ej dziewczynki w czerwonym ubranku. Straci� �on� i 
dziecko, a 
mnie pr�bowa� pociesza�... I by�o mu bardzo przykro z powodu owiec, kt�re 
stracili�my.
Peter Fleming urz�dzi� tymczasowe biuro w pustej fabryce nale��cej do firmy 
chemicznej. Katastrofa samolotu Pan Am mia�a miejsce w jego obwodzie, st�d te� 
w�a�nie 
jemu jako g��wnemu oficerowi powierzono kierowanie operacj�. Przez ostatnie dwa 
dni 
uda�o mu si� z�apa� zaledwie par� godzin snu. Czu� zm�czenie w ca�ym ciele i 
m�tlik w 
g�owie. W obwodzie Fleminga, kt�ry m�g� si� poszczyci� jednym z najni�szych 
wska�nik�w 
przest�pczo�ci w ca�ej Wielkiej Brytanii, panowa� zwykle sielankowy spok�j; mimo 
to trudno 
by�oby znale�� w ca�ym kraju policjanta wykazuj�cego wi�ksz� determinacj� i 
nieust�pliwo��. Po raz kolejny przebiega� teraz wzrokiem kartk� za kartk�: wykaz 
pasa�er�w, 
nazwiska najbli�szych krewnych, identyfikacja zw�ok. Podni�s� oczy na widok 
policjanta, 
kt�ry podszed� do biurka prowadz�c ze sob� nieznajomego m�czyzn�. Wsta� i 
przywita� si� z 
przybyszem.
- Serdecznie panu wsp�czuj�. Powt�rz� tylko to, co ju� pewnie panu m�wiono: 
wszystko nast�pi�o tak nagle, �e z pewno�ci� niewiele zd��y�o dotrze� do ich 
�wiadomo�ci.
M�czyzna przytakn��.
Fleming wskaza� mu krzes�o. Go�� usiad� i zapyta�:
- Wiadomo ju� co� o przyczynie katastrofy?
Fleming pokr�ci� g�ow�. - Na to jeszcze o wiele za wcze�nie. Szcz�tki maszyny 
zosta�y rozrzucone na obszarze co najmniej trzystu kilometr�w kwadratowych i 
up�ynie 
niema�o tygodni, zanim wszystko poodnajdujemy i posk�adamy do kupy.
G�os, kt�ry dobieg� do niego ponad biurkiem, by� zimny i stanowczy:
- Na pok�adzie wybuch�a bomba.
Uwag� Fleminga przyku�a nie tyle tre�� uwagi, co g�os rozm�wcy: niski, g��boki, 
wibruj�cy, wyzbyty wszelkich w�tpliwo�ci. Patrz�c mu w oczy Fleming 
odpowiedzia�:
- Tego jeszcze nie wiemy. Nie mog� niczego twierdzi� przed poznaniem wszystkich 
fakt�w.
M�czyzna skin�� tylko g�ow� i wsta�.
- To by�a bomba - powt�rzy�. - Fakty w ko�cu tylko to potwierdz�.
Fleming r�wnie� podni�s� si� z miejsca.
- Je�eli kto� pod�o�y� bomb�, to moim zadaniem b�dzie wykry� sprawc�w i odda� 
ich 
w r�ce sprawiedliwo�ci.
Patrzyli na siebie przez d�u�sz� chwil�. Wreszcie Fleming przerwa� milczenie:
- Mam nadziej�, �e b�dzie pan m�g� odebra� cia�a w ci�gu czterdziestu o�miu 
godzin. 
A tymczasem czy mog� by� panu jeszcze w czym� pomocny?
- Chcia�bym dosta� pe�n� list� pasa�er�w oraz nazwiska i adresy ich najbli�szych 
krewnych.
- Nie jestem pewny, czy wolno mi je panu udost�pni�.
- Dlaczego nie?
Oficer wzruszy� ramionami.
- Taki jest tryb post�powania. Wie pan, w moim obwodzie nigdy przedtem nic 
takiego 
si� nie zdarzy�o.
- I miejmy nadziej�, �e wi�cej si� nie powt�rzy. W ka�dym razie z uwagi na 
za�atwianie formalno�ci ubezpieczeniowych najbli�si krewni ofiar b�d� musieli 
zorganizowa� 
si� w jak�� grup� i by� ze sob� w kontakcie.
Policjant odpowiedzia� skinieniem g�owy.
- Chyba ma pan racj�. Dobrze, spr�buj� zdoby� list� przed pana wyjazdem.
Podali sobie r�ce, po czym Amerykanin odwr�ci� si� i przeszed� mi�dzy biurkami 
do 
drzwi.
Uwag� Fleminga zwr�ci�a dziwna rzecz: w sali przy biurkach siedzia�o co najmniej 
z 
tuzin policjant�w i policjantek, kt�rzy obs�ugiwali centrum ��czno�ci radiowej; 
ot� wszyscy 
oni jak na komend� przerwali prac� i odprowadzali przybysza wzrokiem. Wr�cili do 
swoich 
zaj�� dopiero wtedy, kiedy za m�czyzn� zamkn�y si� drzwi.
Fleming po�o�y� przed sob� list� najbli�szych krewnych ofiar. Przesuwa� palcem 
wzd�u� kolejnych pozycji, a� odnalaz� szukane nazwisko. Skin�� na swego 
asystenta i 
wr�czaj�c mu wykaz poleci�:
- Zadzwo� do Jenkinsa z Wydzia�u Specjalnego. Popro�, �eby sprawdzi� tego 
go�cia.
Policjant oddali� si�, a Peter Fleming nadal sta� wpatruj�c si� w zamkni�te 
drzwi. 
Przeszed� go lekki dreszcz. Nie ma rady, trzeba b�dzie zam�wi� wi�cej 
grzejnik�w.
1
By�o ju� ciemno. Dobermanka niczego nie dostrzeg�a, nie us�ysza�a i nie 
wyw�szy�a. 
Poczu�a tylko ostry, przeszywaj�cy b�l w boku. Zerwa�a si� na cztery �apy 
wydaj�c zdziwione 
warkni�cie. Pocz�apa�a par� krok�w wzd�u� basenu, raptem ugi�y si� pod ni� �apy 
i zwali�a 
si� na bok. Przez p� minuty cia�em suki wstrz�sa�y drgawki, po czym zastyg�a w 
bezruchu.
Trzydzie�ci metr�w dalej odziana na czarno sylwetka ze�lizgn�a si� po linie ze 
szczytu wysokiego ogrodowego muru.
Przez kilka minut czarna posta� czeka�a przykucni�ta i wyt�a�a wzrok. Jedynym 
�r�d�em �wiat�a by� s�aby poblask odleg�ych latarni ulicznych. Wreszcie 
podnios�a si� i 
zbli�y�a do basenu. Tam za...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin