Lysiak Waldemar - Szachista.pdf

(2185 KB) Pobierz
Szachista
1
13821786.001.png
2
3
WSTĘP
W tomie I białokruczych już dzisiaj „Wspomnień Wielkopolski...” * na
stronach 336—343 znajduje się wielce w jednym ze szczegółów intrygująca
relacja oficera sztabu wojsk pruskich Ottona Pircha, który w latach
dwudziestych minionego stulecia wykonał mapkę okolic Gostynia z kopuły
sławnego barokowego kościoła. Zaczyna się ów cytat następująco:
„O kilka staj od miasta Gostynia na wzgórku leży klasztor XX. Filipinów,
najpiękniejszy podobno gmach w całej okolicy między Poznaniem a
Wrocławiem; zachwalano mi w wielu miejscach dobry byt tych księży i
swobodne ich życie, pragnąłem więc ich poznać, a głowę nabitą mając
romansami, w których kiedyś tyle byłem czytał o intrygach księży katolickich, o
chytrości mnichów, o zbytkach opasłych opatów, o srogich na ubogich
zakonników karach, pospieszyłem do klasztoru, pragnąc naocznie się
przekonać, ile też te opisy z rzeczywistością się zgadzają”.
Przerwijmy w tym miejscu nudnawą nieco w dalszej partii relację Pircha
(nadmieniając tylko, że jak to zwykle bywa, romansowe opisy nie okazały się
zgodne z rzeczywistością) i przejdźmy do najciekawszego fragmentu tekstu:
„Wśród uprzejmych księży w Gostyniu spostrzegłem jednego, którego
powierzchowność mocno mnie zastanowiła. Dałbym dziś co za to, żebym go
mógł odmalować. Mocne religijne przekonanie malowało się na zapadniętych
rysach ciemnej jego twarzy; był to żywy obraz pustelnika z Tebaidy w
pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Pomimo codziennych w klasztorze ze
współzakonnikami swemi stosunków, szukał on widocznie osobności w celi
swojej; towarzysze jego przecież wszyscy jednomyślnie przede mną wychwalali
jego naukę i powiadali mi, że go duchowieństwo tej prowincji było niegdyś do
Paryża wysłało, aby u cesarza Napoleona sprawę Kościoła polskiego popierał.
Usiłowałem poznać tego księdza, a że dokładnie język francuski posiadał,
zagadnąłem go w refektarzu po obiedzie i o Paryżu mówić z nim zacząłem.
Widziałem, że niechętnie wdawał się ze mną i jakby z przymusem niektóre mi
szczegóły o koronacji Napoleona przytoczył. W dalszym ciągu rozmowy
pytałem go się, czy nie był w Rzymie, czy nie widział miasta tak niegdyś
sławnego, w którym dziś głowa jego Kościoła na tronie zasiada.
* Wspomnienia Wielkopolski, to jest województw Poznańskiego, Kaliskiego i
Gnieźnieńskiego, przez Edwarda hr. Raczyńskiego b. posła z powiatu Poznańskiego na Sejmach W.
X. Warszawskiego, dziś deputowanego z powiatu Śremskiego na Sejmie W. X. Poznańskiego ,
Poznań 1842—43.
4
— Cóż bym tam widział — odpowiedział — ludzi takich jak wszędzie,
dalekich od bóstwa w niezmierzonym stosunku.
— Czyliż nie byłeś ciekawy — mówiłem mu dalej — przypatrzeć się z
bliska rozmaitym narodom; czyliż nie sądzisz, że wiara w każdym niemal kraju
inną przybiera postać?
— Młodym jesteś — przerwał mi ksiądz — do świata należysz i dlatego
tak myślisz, lecz ja inaczej.
— Wszakże i ty — odrzekłem — w Paryżu młodym byłeś.
— Byłem nim — powiedział — ale nie tak; Bóg mi swoją okazał łaskę,
pozwolił mi wszystko na bok odsunąć i jemu się wyłącznie poświęcić.
Pierwszym celem człowieka być powinno starać się o to, aby Zbawiciela
poznać.
Mocny skurcz piersiowy, który go w tej chwili porwał, przymusił go
oddalić się z refektarza”.
Z relacją tą zetknąłem się po raz pierwszy przed kilkunastu laty (w drugiej
połowie lat sześćdziesiątych) i nie przypuszczałem, że przyjdzie mi kiedyś do
niej powrócić. W niespełna dwa lata później przypomniałem ją sobie,
dowiedziawszy się przypadkowo o krótkiej informacji opublikowanej po roku
1812 w jakiejś holenderskiej gazecie * . Treścią jej było opowiadanie sierżanta
Gijsberta Berntropa, który wziął udział w wyprawie rosyjskiej należąc do
ułanów holenderskich i po Berezynie przedzierał się do ojczyzny przez Polskę,
Prusy i państewka niemieckie. Otóż Berntrop, chory na zapalenie płuc i
wątpiący w osiągnięcie celu, w styczniu 1813 roku szukał pilnie katolickiego
spowiednika, z którym mógłby się porozumieć. Wskazano mu takiego „blisko
Odry, w klasztorze, którego świątynię wieńczyła piękna kopuła” . Spowiadał się
po francusku, co jest może mało istotne, ważny jest natomiast swego rodzaju
szok, jakiego doznał Holender ujrzawszy spowiednika w okienku konfesjonału,
które przesłaniało długie włosy, ukazując samą twarz. Była to twarz
Napoleona! Pomyślałem wówczas że Bentrop, jeśli nie uległ naciskowi swej
podrażnionej chorobą imaginacji, widział fizjonomię podobną do cesarskiej,
być może twarz sobowtóra, co tłumaczyłoby fakt, że w kilkanaście lat później
twarz nieznanego zakonnika zauroczyła Pircha, który mimo wysiłków nie mógł
sobie przypomnieć, skąd jest mu znana.
Skojarzenie obydwu relacji w jeden ciąg przyczynowy było mimo
wszystko dość dowolne i dopiero w maju 1971 roku przekonałem się, że
* — Miałem w ręku francuskie odręczne tłumaczenie, jednakże bez podanego źródła, tylko z
zaznaczeniem, że chodzi o holenderską gazetę. Właściciel znalazł je w książce kupionej u bukinisty. Być
może gazetą ową był popularny „Opregte Donderdagsche Haarlemsche Courant” ? Należałoby to
sprawdzić.
5
słuszne. Do mojego „pokoju umeblowanego” w Rzymie przy via del Boschetto
60 (Pensione „Conca d’Oro”) zapukał człowiek, który przedstawił się jako
Garcia Tejada, powiedział, że jest Hiszpanem i że prowadzi we Włoszech
studia historyczne na temat epoki napoleońskiej, i poprosił o pomoc w
wyjaśnieniu kilku spraw polskich. Oświadczył, że dowiedział się o mnie w
redakcji miesięcznika „Historia” w Mediolanie, gdzie złożyłem artykuł o
stosunkach Murata z Polakami * . Interesowały go głównie: pobyt Napoleona w
Poznaniu w roku 1806, znajdująca się w Szamotułach „wieża czarnej
księżniczki” oraz... klasztor filipinów w Gostyniu!
Tejada kręcił, co szybko wyczułem, a że sprawa mnie interesowała (i to
jak!), równie szybko oświadczyłem, że albo powie, o co chodzi, od A do Z,
albo niech szuka pomocy gdzie indziej. Dałem mu jednocześnie do
zrozumienia, że jeśli chodzi o jakąś tajną grę polityczną z roku 1806, to nie
mógł lepiej trafić i na poparcie tych słów pokazałem mu swoje notatki z badań
na temat sprawy Robeaud–Renard – „Wielki Joker” ** . Zafrapował go problem
sobowtóra, a także nazwisko wybitnego szpiega napoleońskiego, wiceszefa
kontrwywiadu francuskiego, Schulmeistra. Doszliśmy do porozumienia.
Podczas drugiej wizyty Tejada przyniósł podniszczoną skórzaną teczkę
(barokowa „dyplomatka” z XVIII wieku), opatrzoną napisem w języku
angielskim „Chess-player 1806” („Szachista 1806”). Przejrzawszy jej
zawartość *** zorientowałem się, że tytuł ten należałoby właściwie tłumaczyć:
„operacja «Szachista» rok 1806”. Czytając zasadniczy dokument, Memoriał, i
widząc w nim liczne dialogi i nawet cytaty z „Hamleta” , sądziłem
początkowo, że jest to opowieść literacka. W rzeczywistości była to relacja z
jednej z najbardziej brawurowych akcji polityczno–dywersyjnych doby
napoleońskiej, akcji zorganizowanej w roku 1806 przez kilku wybitnych
członków torysowskiej opozycji w takim sekrecie, że nawet londyńska Secret
Service nie miała o niej pojęcia. Przepisywanie Memoriału zajęło mi kilka dni.
Robiłem to w obecności Tejady, który w tym samym czasie przepisywał sobie
fragmenty wypożyczonych książek. Gdy skończyłem, wynotowałem mu w
bibliotece stacji naukowej Polskiej Akademii Nauk wszystko, co znalazłem na
temat Poznania, Szamotuł i Gostynia, przetłumaczyłem to na włoski i
* — Publikacja ta ukazała się w numerze grudniowym (168) z roku 1971 pod tytułem Gioacchino
Murat e i Polacchi .
** — Chodzi o tajemniczą śmierć cesarskiego sobowtóra w roku 1823 w Schönbrunn i o podziemną
organizację bonapartystowską, próbującą w dobie Restauracji uwolnić najpierw Napoleona, a potem
Orlątko. Ustalenia te zawarłem w rozdziale Śmierć sobowtóra w książce Empirowy pasjans (IW PAX
1977).
*** — Na zawartość tę składało się kilka listów, które cytuję w tekście książki, oraz 143–stronicowy
manuskrypt w języku angielskim z tytułem: Memoriał.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin